Diety i suplementy 'na otyłość” nie działają. Jedyne skutecznie działanie to leczenie pod okiem specjalisty, który zna się na chorobie otyłościowej — mówi Elżbieta Brzozowska, która pięć lat temu przeszła operację bariatryczną.
Newsweek: Dzięki operacji bariatrycznej udało ci się pozbyć 50 kg. Czujesz się wyleczona z choroby otyłościowej?
Elżbieta Brzozowska: Czuję się o niebo lepiej niż przed leczeniem. Pozbyłam się bólu kolan i kręgosłupa, a także nadciśnienia. Czuję, że mam kontrolę nad swoją chorobą, ale nie mam prawa poczuć się wyleczona. Ta choroba ma charakter przewlekły. Mam świadomość, że w każdej chwili może dojść do nawrotu, ale wiem, co robić, żeby do tego nie dopuścić.
Ludzie myślą, że operacja bariatryczna rozwiązuje problem otyłości raz na zawsze.
– Że budzisz się po niej z gwarancją, że już do końca życia będziesz szczupła? Nic podobnego! Operacja to początek drogi do ułożenia od nowa swoich dotychczas niewłaściwych relacji z jedzeniem.
Co zmienia operacja?
– Przeszłam tzw. rękawową resekcję żołądka, która polega na usunięciu ok. 85 proc. żołądka i pozostawieniu jedynie jego fragmentu, który przypomina rękaw. Dzięki zmniejszeniu objętości żołądka zaczęłam jeść znacznie mniej, bo szybko pojawiało się uczucie pełności. Wcześniej kompletnie go nie znałam. Mogłam jeść i jeść, nigdy nie czułam się syta. Teraz po zjedzeniu niewielkiej porcji czuję, że nie dam rady zjeść więcej, nie mam też na to ochoty.
Cofnijmy się do czasu sprzed operacji. Od kiedy nadmierna masa ciała była twoim problemem?
– Odkąd sięgam pamięcią, byłam „dobrze wyglądającym dzieckiem”. Jako nastolatka zauważyłam, że jestem większa od rówieśniczek, i zaczęłam próbować coś z tym zrobić. Próbowałam więcej się ruszać i ograniczać słodycze, które zawsze były moją słabością. Na studiach był moment, że schudłam i byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Potem udawało mi się to jeszcze kilka razy, ale zawsze pojawiał się efekt jo-jo. Wypróbowałam chyba wszystkie diety i suplementy oraz leki na odchudzanie, te zmniejszające łaknienie i blokujące wchłanianie tłuszczu. Ćwiczyłam aerobik i próbowałam chodzić na siłownię. Chudłam, tyłam, znowu chudłam i znowu tyłam. W ciąży miałam cukrzycę ciążową, która po porodzie minęła, ale wiedziałam, że jest ostrzeżeniem przed cukrzycą typu 2. Wkrótce potem pojawiły się permanentny ból kolan związany z ich przeciążeniem, nadciśnienie i insulinooporność oraz potworne żylaki, które musiałam zoperować. Gdy zobaczyłam na wadze wynik trzycyfrowy, poczułam, że nie panuję nad sytuacją. Miałam wtedy małe dzieci i bawiąc się z nimi na podłodze, aby się podnieść, musiałam najpierw obrócić się na bok. Nie cierpiałam siebie w tym stanie niepełnosprawności. Wtedy zaszłam w czwartą ciążę, choć teraz wiem, że powinnam była najpierw schudnąć. Badania naukowe potwierdzają, że otyłość matki w czasie ciąży ma niekorzystny wpływ na metabolizm dziecka, który kształtuje się już przed urodzeniem. Zapewne otyłość, z jaką teraz boryka się moja córka, jest tego następstwem.
Szukałaś profesjonalnej pomocy?
– Rozmawiałam z wieloma lekarzami, ale miałam poczucie, że oni wstydzili się ze mną rozmawiać, bo otyłość kojarzyła się wtedy wyłącznie z defektem estetycznym, a nie zdrowotnym. Większość lekarzy, których spotkałam, nie miała mi do zaoferowania nic poza: „proszę schudnąć, wziąć się za siebie, mniej jeść, więcej się ruszać”. Teraz to się zmieniło. Zaczęto mówić o leczeniu choroby otyłościowej, a ja zaczęłam myśleć o operacji bariatrycznej. Czytałam fora internetowe dla pacjentów bariatrycznych, obserwowałam ich niesamowite przemiany, czytałam, jak bardzo zmieniało się ich życie po operacji. Poszłam na wizytę do chirurga bariatry, który jednak nie wzbudził mojego zaufania. Zaproponował mi operację gastric bypass. Czytałam o problemach, jakie mają pacjenci po tego typu zabiegach. Niektórzy borykali się ze złym wchłanianiem substancji odżywczych z pożywienia. Byli tacy, którzy z powodu niedożywienia wręcz nie mieli siły chodzić i żałowali decyzji o operacji. Bałam się, że umrę i osierocę małe dzieci. Profesor, do którego trafiłam, nie próbował nawet rozwiać moich wątpliwości. Zamiast na operację zdecydowałam się wtedy na dietę dr Dąbrowskiej. W ciągu sześciu tygodni postu schudłam 20 kg, ale kiedy potem zaczęłam zgodnie ze wskazaniami rozszerzać dietę, kilogramy wracały z zawrotną prędkością. Wtedy zrozumiałam, że operacja jest jedyną opcją. Poszłam na konsultację do prof. Mariusza Wyleżoła i to była zupełnie inna wizyta niż wcześniejsza. Profesor potraktował mnie z wielką empatią i ze zrozumieniem dla moich problemów. Stwierdził, że jako młoda osoba mam jeszcze czas na gastric bypass i na razie proponuje prostsze rozwiązanie – rękawową resekcję żołądka. Poświęcił mi tyle czasu, ile potrzebowałam, uspokoił, tłumacząc, że ryzyko operacyjne jest wielokrotnie niższe od tego związanego z powikłaniami choroby otyłościowej.
W 2019 r. jeszcze nie było programu KOS-BAR. Musiałaś zapłacić za operację?
– Miałam wskazania do operacji bariatrycznej, więc mogła być ona zrefundowana przez NFZ, ale musiałam opłacić wszystko inne, czyli opiekę dietetyka, psychologa i fizjoterapeuty przed operacją i po niej. Z perspektywy ponad pięciu lat, które upłynęły od operacji, stwierdzam, że to były najlepiej zainwestowane pieniądze.
Dlaczego po operacji bariatrycznej tak ważna jest pomoc psychologiczna?
– Konsultacja z psychologiem jest wymagana jeszcze przed zabiegiem po to, aby lekarz miał pewność, że pacjent jest odpowiednio zmotywowany i gotowy na leczenie bariatryczne. Wskazane jest także rozpoczęcie pracy z dietetykiem, bo zredukowanie wagi o każdy kilogram zmniejsza ryzyko powikłań. Praca po operacji polega na wyeliminowaniu szkodliwych nawyków, które prowadzą do tycia. Np. zajadania złego nastroju, stresu czy nudy. Uczymy się jeść świadomie, czyli dostarczać organizmowi wartościowych produktów odżywczych, w takich ilościach, w jakich ich potrzebuje.
Agnieszka Węgiel, cudowna psycholożka, dzięki której nauczyłam się świadomego jedzenia, mówi, że w pierwszym roku po operacji sama operacja robi 80 proc. roboty, a 20 proc. to nasze zaangażowanie, ale później te proporcje się odwracają. Aby zachować szczupłą sylwetkę, musimy jeść świadomie do końca życia.
Jak obecnie wygląda twoja dieta?
– Mogę jeść wszystko, ale nie jestem w stanie zjeść dużo. Zjem jeden albo dwa kawałki pizzy i jestem zachwycona, że zjadłam coś pysznego, ale potrafię się zatrzymać. Gdy jem pierogi, to dokładam do nich sałatkę czy serek wiejski, bo wiem, że gdy w posiłku jest za mało białka, pozostaje poczucie niedosytu i szybko wraca głód. Gdy mam ochotę na sernik, to zjem kawałek, ale nie muszę jeść słodyczy codziennie.
A jak się czujesz?
– Czuję, że odzyskałam siebie. Wcześniej nie lubiłam patrzeć w lustro, unikałam wystąpień publicznych, bo wstydziłam się swojego wyglądu. Teraz to nie jest dla mnie problem. Poza pewnością siebie odzyskałam energię, która pozwala mi robić mnóstwo społecznie ważnych rzeczy. Oprócz tego ja, która przez całe życie nienawidziłam sportu, cztery razy w tygodniu gram w tenisa.
