Nie lubię pożegnań, zresztą kto lubi. I pewnie też nikogo nie muszę przekonywać, że szczególnie ciężko żegnać się, gdy dopiero coś się zaczęło, a plany wybiegały daleko w przyszłość.

Nie raz przekonałem się, że życie potrafi zaskoczyć i to zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Gdy dwa lata temu otrzymałem propozycję zostania redaktorem naczelnym „Newsweeka”, była ona dla mnie olbrzymią niespodzianką. Z jednej strony mile połechtała ego, z drugiej mocno przemeblowywała moje dotychczasowe życie. Miałem wówczas inne plany i nie szukałem pracy, a poza tym moje doświadczenie w wydawaniu gazet było zerowe. Jednak po długich rozważaniach i biciu się z myślami postanowiłem spróbować. Dziś wiem, że była to jedna z moich najlepszych zawodowych decyzji w życiu.

Dzięki niej poznałem wyjątkowych ludzi, niezwykłych pasjonatów i profesjonalistów tworzących redakcję „Newsweeka”. Bez ich fachowej wiedzy, którą dzielili się na każdym kroku, olbrzymiego doświadczenia i zaangażowania, tak potrzebnych w codziennej pracy, wyrozumiałości dla nowego szefa, ale przede wszystkim życzliwości i otwartości – nie dałbym sobie rady.

Bardzo Wam wszystkim dziękuję. Wszyscy, począwszy od działu korekty, poprzez sekretariat, grafików, fotoedycję, redaktorów prowadzących, wydawczynie i wydawców, reporterki i reporterów, na moich zastępcach kończąc, macie swój istotny wkład w osiągnięcia „Newsweeka”. Jesteśmy dziś jedynym tytułem, który na rynku tygodników odnotowuje rok do roku wzrost sprzedaży.

Rosnąca liczba czytelników to powód do zadowolenia i potwierdzenie jakości tego, co w „Newsweeku” robimy. Jest to jednocześnie wyzwanie i zobowiązanie na przyszłość, bo koniec końców to właśnie Państwo, nasi Czytelnicy, jesteście najważniejsi. Za to, że z nami byliście, jesteście i, jestem przekonany, będziecie – bardzo dziękuję!

Tym bardziej żałuję, że dziś się żegnam. Odchodzę z powodów osobistych, a w mojej rezygnacji nie ma jakichkolwiek podtekstów, których próbują się doszukiwać wielbiciele teorii spiskowych.

Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co ci się trafi – mawiała matka bohatera jednego z moich ulubionych filmowych klasyków. Siedząc na ławce, zajadając kolejną pralinkę i opowiadając historię swojego niezwykłego życia, Forrest Gump wyglądał na cudownie pogodzonego z tą życiową prawdą. Tego wewnętrznego spokoju i radości życia życzę Państwu i sobie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version