Uwielbia makrele z puszki w sosie pomidorowym. Polityką zaczęła interesować się w wieku sześciu lat. Teraz jako premier Danii toczy ostry spór z nieobliczalnym prezydentem światowego mocarstwa.
Zawsze spisuję listę rzeczy do zrobienia. Lubię mieć poczucie, że skończyłam jedną rzecz i mogę przejść do następnej – mówiła w jednym z wywiadów Mette Frederiksen. Od kilku tygodni Grenlandia zajmuje na tej liście pozycję numer jeden. Z odmawiania Trumpowi sprzedaży tej arktycznej wyspy 47-letnia premier Danii uczyniła prawdziwą sztukę. Radzenie sobie z kryzysami to jej specjalność. Tym razem na szali jest nie tylko jej polityczna przyszłość.
Serial w realu
Seriale rzadko okazują się prorocze. Ale tak jest w przypadku czwartego sezonu duńskiego „Borgen”. Netflix zapowiada rzecz lakonicznie: „Kariera minister spraw zagranicznych Birgitte Nyborg jest zagrożona, gdy spór o ropę naftową na Grenlandii zaczyna przekształcać się w kryzys międzynarodowy”. Żeby nie spoilerować, ujawnię tylko, że czwarty sezon opowiada o rozgrywce o bogactwa naturalne Grenlandii toczonej pomiędzy USA i Chinami, w której Dania odgrywa ważną rolę.
Twórcy serialu przyznają, że tworząc postaci dwóch liderek sportretowanych w filmie, inspirowali się panią premier Danii. Nyborg podobnie jak Frederiksen ma dwoje dzieci i nie boi się podejmowania trudnych decyzji. Szefowa rządu w ostatnim sezonie, tak jak prawdziwa pani premier, w mistrzowski sposób manipuluje partią i wykorzystuje media społecznościowe do celów politycznych.
Po zwycięstwie Donalda Trumpa rzeczywistość wyprzedziła producentów serialu. Mette Frederiksen dwukrotnie odrzuca ofertę prezydenta USA, który zapowiada, że chce kupić Grenlandię. Trump wpada w furię. Jeszcze przed swoim zaprzysiężeniem grozi inwazją na wyspę i nałożeniem karnych ceł na towary z Danii. Groźby te najpewniej powtarza w jakiejś formie w połowie stycznia w czasie trwającej 45 minut rozmowy telefonicznej z Frederiksen. Duńskie źródła „Financial Times” opisują ją jako „okropną” – ton prezydenta USA był ponoć konfrontacyjny. Trump nie słuchał argumentów, że decyzja o przyszłości wyspy będącej autonomicznym terytorium zależnym Danii powinna należeć do Grenlandczyków.
Drugie spięcie
Międzynarodową sławę przyniosła Frederiksen już pierwsza awantura o Grenlandię. Latem 2019 r. Trump obwieścił na Twitterze, że chce rozmawiać z rządem w Kopenhadze o kupnie wyspy, co duńska premier określiła mianem „absurdalnego pomysłu”. „Na szczęście czasy, kiedy kupowało się i sprzedawało całe kraje wraz z mieszkańcami, minęły” – komentowała. Prezydent USA nazwał jej odpowiedź paskudną i odwołał z tego powodu wizytę w Danii. Konflikt wygasł, bo kilka miesięcy później Trump przegrał wybory, zaś relacje Frederiksen z administracją Joe Bidena układały się wzorowo. Duński rząd zawarł z USA porozumienie o współpracy wojskowej, na mocy którego amerykańscy żołnierze stacjonują w trzech duńskich bazach lotniczych.
Drugie spięcie Frederiksen z Trumpem spowodowało dużo poważniejszy kryzys w relacjach z Waszyngtonem. Po feralnej rozmowie telefonicznej z prezydentem USA szefowa duńskiego rządu weszła w tryb zarządzania kryzysowego. Najpierw spotkała się z szefami duńskich koncernów, których produkty mogłyby zostać obłożone karnymi cłami. Potem zaprosiła na przygotowaną własnoręcznie kolację liderów krajów nordyckich. Przy kuchennym stole usiedli do rozmów premierzy Norwegii i Szwecji oraz prezydent Finlandii. „Dania nie jest sama. Mamy kilku bliskich sojuszników. Jesteśmy częścią silnej europejskiej społeczności” – napisała na swoim profilu na Facebooku pod zdjęciem z tej nordyckiej kolacji.
28 stycznia Frederiksen odbyła błyskawiczny objazd po najważniejszych europejskich stolicach, by uzyskać poparcie dla stanowiska Danii. W ciągu jednego dnia rozmawiała z kanclerzem Olafem Scholzem w Berlinie, prezydentem Emmanuelem Macronem w Paryżu i sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte w Brukseli. Dziennik „Berlingske” nazwał tę podróż formą politycznego „speed datingu”. Te „szybkie randki” przyniosły spodziewany efekt. Scholz powiedział na wspólnej konferencji prasowej, że „granic nie można przesuwać siłą”. Frederiksen podsumowała wyjazd wpisem pod selfie na Facebooku: „Udało nam się odwrócić nieco nietypową sytuację, w jakiej nagle znalazły się Dania i Grenlandia”.
W sporze z USA o Grenlandię największe kraje UE stanęły po stronie Danii. Trump będzie jednak próbował podzielić sojuszników w Europie. Na szali jest przyszłość NATO. Jakakolwiek próba amerykańskiej inwazji na Grenlandię oznaczałaby koniec sojuszu. Frederiksen ogłosiła, że jej rząd przeznaczy 2 mld dol. na wzmocnienie duńskiej obecności wojskowej w Arktyce. Dała w ten sposób do zrozumienia, że zgadza się z zarzutami Trumpa, że Grenlandia nie jest dostatecznie chroniona przed zapędami Chin.
Zbyt ciężka ręka
– Duńczycy pozytywnie oceniają sposób, w jaki radzi sobie z całą tą sytuacją. Uznali, że jej zdecydowane stanowisko podkreśla suwerenność Danii, a także Grenlandii. Pani premier zyskała też uznanie za szacunek wobec Grenlandczyków i podkreślanie ich prawa do samostanowienia. To wszystko umocniło jej pozycję na arenie krajowej. Niestety, odmowa sprzedaży wyspy doprowadziła do kryzysu dyplomatycznego z USA, zaś niektórzy krytycy Frederiksen uważają, że pani premier zachowuje się mało dyplomatycznie – mówi mi Natalie Kold-Hansen z Global Maritime Forum, organizacji dbającej o interesy przewoźników morskich z siedzibą w Kopenhadze.
Kold-Hansen, absolwentka Wydziału Nauk Społecznych Copenhagen Business School, uważa, że spór o Grenlandię może wpłynąć na przebieg kampanii przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. – Zainteresowanie Arktyką i Grenlandią wzrosło w ostatnich tygodniach nie tylko z powodu żądań Trumpa, ale także dlatego, że duńskie partie porozumiały się w sprawie nowej strategii dla Arktyki – mówi. – Dania wzmocni bezpieczeństwo w regionie w odpowiedzi na rosnącą presję geopolityczną ze strony Rosji i Chin. Partie porozumiały się też w kwestii działań na rzecz walki z rasizmem i dyskryminacją Grenlandczyków. To wszystko może wzmocnić pozycję Frederiksen w grupie wyborców, którzy są za pogłębieniem współpracy między Danią a Grenlandią.
Podobnego zdania jest duński publicysta Morten Madsen. – Premier postępuje słusznie, powtarzając, że to Grenlandczycy sami zdecydują o swojej przyszłości. Ludziom podoba się też to, że w kryzysowym momencie wzmacnia współpracę z europejskimi sojusznikami – mówi. – Mette Frederiksen okazała się całkiem kompetentnym i silnym premierem, zwłaszcza na arenie międzynarodowej, ale w kraju mierzy się ze spadającymi sondażami, odkąd świat wrócił do normalności po pandemii koronawirusa – dodaje.
Asker Bryld Staunæs, filozof, performer i twórca pierwszej na świecie partii Sztucznej Inteligencji – Det Syntetiske Parti (jej przewodniczącym jest bot – Lars), jest sceptyczny. Według niego liderka Socjaldemokracji Danii to kontrowersyjna postać choćby dlatego, że jest zbyt autorytarna. – Ludzie zdają sobie sprawę, że odmawiając Trumpowi, znalazła się w trudnym położeniu. Wielu lewicowców uważa jednak, że powinna bardziej otwarcie odnieść się do ciemnej historii kolonialnej Danii. Relacje między Kopenhagą a Nuuk są obecnie dość napięte, toczy się wiele debat na temat historycznego i współczesnego wyzysku Grenlandczyków.
Moi rozmówcy podkreślają zgodnie, że siłą Frederiksen jest stanowczość w momentach kryzysowych, zaś największym problemem – skłonność do rządzenia twardą ręką. Kold-Hansen docenia, że w czasie pandemii COVID-19 szybko podjęła radykalne decyzje, takie jak zamknięcie kraju i wprowadzenie restrykcji. – Wielu Duńczyków chwaliło ją wtedy za odpowiedzialność i zdolności komunikacyjne. Krytycy wskazywali jednak na jej zbyt centralistyczny, autorytarny styl przywództwa – wyjaśnia. Morten Madsen przyznaje, że Frederiksen dobrze radziła sobie z kryzysami, ale zwraca uwagę, że jej konto obciąża „afera norkowa”. – W czasie pandemii miała ciężką rękę, dla części elektoratu zbyt ciężką – dodaje publicysta.
Zabić norki
W listopadzie 2020 r. Frederiksen nakazała wybić całą duńską populację norek. W kilka tygodni zagazowano 15 mln zwierząt futerkowych będących potencjalnymi nosicielami koronawirusa. Swoją decyzję tłumaczyła tym, że istnieje poważne ryzyko, iż po przejściu z norek na ludzi zmutowany szczep wirusa zniweczy skuteczność szczepionki, w której nadzieję pokładał wówczas cały świat. Do norkowego zagłębia na północnym zachodzie Danii wysłała służby weterynaryjne oraz wojsko z przenośnymi pudłami-komorami gazowymi dla norek. Zwierząt pozbywano się w pośpiechu. Na poligonie w Jutlandii Zachodniej zakopano ich ponad 20 tys.
Masowy ubój wywołał protesty. Operacja kosztowała kilka miliardów koron duńskich i nadszarpnęła reputację pani premier. Tym bardziej, gdy okazało się, że nie miała ona dostatecznych podstaw prawnych, by ją przeprowadzić. Tak orzekła specjalna komisja powołana do wyjaśnienia okoliczności rzezi futrzaków. W raporcie skrytykowała szefową rządu, ale na tym się skończyło.
W 2019 r. liberalne media zarzuciły Frederiksen romans z populizmem. Chodziło o jej mało empatyczne podejście do uchodźców. Niedoszłych azylantów była gotowa wysyłać do obozów dla uchodźców w Rwandzie, ale jej rząd wycofał się z tego pomysłu w 2023 r. Poparła wprowadzony jeszcze przed objęciem przez nią władzy zakaz noszenia burek oraz nikabów. I kontrowersyjne prawo z 2016 r., na mocy którego duńska policja mogła odbierać osobom ubiegającym się o azyl pieniądze i kosztowności, by w części pokryć koszty związane z zapewnieniem im wyżywienia i schronienia.
Polityka od pierwszej klasy
Mette Frederiksen urodziła się w Ålborgu, na północnym zachodzie kraju. Ojciec był drukarzem, matka – przedszkolanką. – Sprawami politycznymi zajmowała się już jako 6-7-latka. Nigdy nie wątpiłem w to, że jeśli będzie chciała, dojdzie na sam szczyt – mówił lata temu Flemming Frederiksen, nie wiedząc jeszcze, że córka będzie premierem. Mając 15 lat, wstąpiła do młodzieżówki socjaldemokratów. Jako nastolatka brała udział w kampaniach na rzecz zniesienia apartheidu w RPA (wykupiła członkostwo w partii Nelsona Mandeli, by pomóc w walce z segregacją rasową) i przeciwko połowom wielorybów.
Ukończyła politologię i afrykanistykę. Pracowała krótko jako doradczyni ds. młodzieży w centrali związkowej, ale już w wieku 24 lat dostała się do parlamentu. Długo pozostawała w cieniu pierwszej kobiety premier Danii, starszej o 11 lat Helle Thorning-Schmidt, która stała na czele rządu w latach 2011-2015. Przyszła premier była wiceszefową partii i ministrem w jej rządach.
Thorning-Schmidt miała słabość do ekstrawagancji i designerskich ubrań. Uwielbiała drogie szpilki i luksusowe torebki, przez co przylgnął do niej przydomek Gucci Helle. Mette Frederiksen ubiera się raczej skromnie. Konsekwentnie odgrywa rolę kobiety z klasy średniej. W 2010 r. zarzucono jej hipokryzję, bo wyszło na jaw, że wbrew rekomendacji własnej partii stawiającej na publiczną edukację posyła dzieci do prywatnej szkoły. W 2018 r. w czasie kampanii wyborczej skłamała na temat swojego domu z czasów dzieciństwa, by bardziej pasował do lewicowego wizerunku. Odwiedzając rodzinny Ålborg, udawała, że jako dziecko mieszkała w bloku, na tle którego pozowała do zdjęć. Okazało się, że dzieciństwo przeżyła w dużej willi położonej nieopodal.
Szefową rządu została w wieku 41 lat – była najmłodszym premierem w historii kraju. Duńskie media widziały w niej nowe oblicze duńskiej socjaldemokracji – politykę „zero imigracji” pogodziła bowiem z obroną zdobyczy państwa opiekuńczego. Lewicowość nie przeszkadzała jej w prowadzeniu neoliberalnej polityki gospodarczej.
Obejmując stery państwa, była sceptyczna wobec pogłębiania integracji w UE. Opinię o Unii zmieniła z powodu pandemii i inwazji Rosji na Ukrainę. Jest gorącą zwolenniczką zaostrzania sankcji wobec Rosji i zwiększania pomocy wojskowej dla Ukrainy. Do Kijowa pojechała w kwietniu 2022 r. wraz hiszpańskim premierem Pedro Sánchezem. Za jej rządów Dania przekazała Ukrainie m.in. kilkanaście F-16. Kiedy latem 2023 r. Kopenhagę odwiedził Wołodymyr Zełenski, zrobiła sobie z nim zdjęcie za sterami jednego z takich myśliwców.
Potrafi grać pod publiczkę, udając premier z sąsiedztwa. – Czy można jednocześnie być fanem puszkowanych makreli w sosie pomidorowym i wielkiej literatury? Czy można lubić piłkę ręczną i chodzić na spektakle do Królewskiego Teatru Duńskiego? – pytała przed wyborami 2022. – Nie wiem jak wy, ale ja mogę – odpowiadała. W kontaktach z wyborcami jest bezpośrednia, w zeszłym roku stała się ofiarą napaści. Dwa dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w centrum Kopenhagi pewien mężczyzna popchnął ją tak mocno, że doznała lekkiego uszkodzenia kręgosłupa szyjnego. Okazało się, że napastnikiem był 39-letni Polak. W sądzie tłumaczył się, że „miał zły dzień” i „nie pamięta, co się stało”. Mówił, że był pod wpływem alkoholu. Frederiksen przyznała potem, że atak bardzo mocno nią wstrząsnął.
Jak ratować sojusz
– Czy Frederiksen przejdzie do historii duńskiej polityki jako ta, która dwa razy odmówiła Trumpowi? – pytam Mortena Madsena. – Trzeba być ostrożnym w przewidywaniu historii, ale wygląda na to, że tak będzie – odpowiada publicysta. Asker Bryld Staunæs jest ostrożny: –Mette Frederiksen stąpa po cienkim lodzie. Musi uszanować prawo Grenlandii do samostanowienia, a z drugiej strony ratować sojusz z USA – mówi. Twórca partii AI uważa, że konflikt z Trumpem nie wpłynie szczególnie na wzrost jej popularności w kraju: – Duńczycy widzą, że ma związane ręce. Uważają, że odmowa sprzedaży Grenlandii to dowód na to, że jako szefowa rządu znalazła się w zasadzie bez pola manewru.