W filmach profiler pokazywany jest jako osoba, która ma ukryty dar i tylko dzięki niemu rozumie przestępców, myśli jak oni. Ale to mit, nasza profesja nie ma nic wspólnego z parapsychologią czy mentalizmem – mówi Jan Gołębiowski, profiler, były psycholog policyjny, obecnie biegły sądowy.

Jan Gołębiowski: Przeprowadza analizę przestępstwa. Prokuratorzy i policja, którzy prowadzą śledztwo, korzystają ze wsparcia różnych ekspertów – techników kryminalistycznych, genetyków sądowych, analityków kryminalnych. Profilerzy otrzymują zebrane przez śledczych informacje i na tej podstawie przygotowują zazwyczaj dwie lub trzy alternatywne wersje przebiegu przestępstwa i określają ich prawdopodobieństwo, a przede wszystkim podają informacje, kto w taki sposób mógł tego przestępstwa dokonać. Śledczy, czyli prokurator z policjantem, potem te wersje różnymi metodami weryfikują. Od profilerów dostają więc wskazówki w planowaniu dalszych czynności śledczych. Profilerzy mogą też sami uzupełniać informacje otrzymane od śledczych, np. przeprowadzać rozmowy z pokrzywdzonymi, a jeśli oni nie żyją, bo mamy sprawę o zabójstwo, to np. z rodziną ofiary czy świadkami.

– Niekiedy nie. W Polsce profilerami są zazwyczaj psychologowie. Mają więc inny punkt widzenia na sprawę niż śledczy. Rzucają nieco inne światło na przestępstwo. Poza tym każdy z powodu przyzwyczajeń zawodowych ma swoje nawyki. Policjant, prokurator i profiler razem się uzupełniają. Metaforycznie można powiedzieć, że przestępstwo to są rozrzucone puzzle, które trzeba złożyć, aby powstał wizerunek możliwego sprawcy. Każdy ma swoją część puzzli i gdy razem wszyscy je złożą, to można ustalić, kto jest sprawcą. Ale gdy jakichś puzzli brakuje, to obraz sprawcy nie powstanie.

– Wtedy, kiedy doszło do nietypowego zdarzenia, takiego, które odstępuje od ich schematów, które racjonalnie trudno wytłumaczyć. Może to być na przykład dziwny sposób zadania śmierci. Decyzja o zaproszeniu profilera należy do śledczych, kiedy przekonują się, że rozwiązanie sprawy nie będzie łatwe, kiedy standardowe metody nie pozwoliły dokonać przełomu w sprawie i ustalić sprawcy. Jesteśmy zapraszani do współpracy na różnym etapie śledztwa.

– Dużo mam takich spraw. Na przykład sprawa młodego człowieka, który został znaleziony martwy nad brzegiem rzeki z pojedynczą raną kłutą serca. Przy mężczyźnie nie znaleziono listu pożegnalnego – zresztą samobójcy rzadko zostawiają taki list. Wyglądało to jak zabójstwo. I w tym kierunku było prowadzone śledztwo, ale po wnikliwej analizie psychologicznej okazało się, że ten mężczyzna wykazywał skłonności samobójcze – przeżywał kryzys psychologiczny. Najprawdopodobniej sam dźgnął się nożem, a potem zapewne wrzucił go do wody. Noża co prawda nie znaleziono, ale mógł go porwać nurt rzeki. Nurkowie zaczęli bowiem działać dopiero po dwóch miesiącach od znalezienia zwłok.

– Wyobraźnia ludzka jest bardzo kreatywna. Zaskakującym przykładem jest też sprawa z Archiwum X – zabójstwo z 1989 r. dwójki rodzeństwa: chłopca i dziewczynki. Przy zwłokach znaleziono ślady aktywności seksualnej sprawcy. Od razu pojawiła się zatem wersja, że zbrodni dokonał pedofil. Nawet wytypowano jednego, który od lat 70. atakował dziewczynki w tamtej okolicy. Po wnikliwej analizie uznaliśmy, że sprawcą jest mężczyzna, który wtedy miał 13 lat. Zaskoczyło nas to, że tak młody chłopak może dokonać zabójstwa, ale wszystko na to wskazywało. Sprawa okazała się też skomplikowana prawnie. Prokuratura złożyła wniosek do wydziału ds. nieletnich o ukaranie sprawcy, ale wydział dla nieletnich uznał, że nie może go przyjąć, bo mężczyzna był już wtedy po czterdziestce. Wniosek trafił do sądu okręgowego, który miał go osądzić jako dorosłego, ale osoba, która w momencie popełnienia czynu miała 13 lat, nie może być sądzona jako dorosła. Sprawa utknęła w sądach. I z tego, co wiem, została umorzona ze względów proceduralnych. Poza tym sprawa była poszlakowa. Sprawca nie przyznawał się do czynu, a twardych dowodów, takich jak DNA, nie było, bo w 1989 r. nikt nie zabezpieczał śladów w taki sposób, jak to się robi obecnie.

– Zaczęło się od Kuby Rozpruwacza w Wielkiej Brytanii w 1888 r. Profilowanie powadzili wtedy chirurdzy, którzy po analizie obrażeń prostytutek, zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza, przedstawili charakterystykę możliwego sprawcy. Postawili hipotezy, że sprawca może mieć wiedzę medyczną i znać się na anatomii lub działać jak typowy szaleniec. To był rodzaj pierwszego na świecie profilu. Później w Stanach Zjednoczonych podjęto się pierwszych prób usystematyzowania tej profesji, a pierwsze profile robili psychiatrzy. W Polsce pionierskie próby profilowania wykonano w Krakowie w 1964 r. Dotyczyły sprawcy zabójstwa kobiety na tle seksualnym. W latach 70. profile były robione przez kryminologów, seksuologów i psychiatrów w sprawie Zdzisława Marchwickiego, tzw. Wampira z Zagłębia. Ściągnięto wtedy nawet psychiatrę z USA. Ostatecznie Marchwicki został skazany na karę śmierci za zabójstwa 14 kobiet i usiłowanie zabójstwa kolejnych siedmiu. W latach 80. pionierskie profile wykonano w sprawie Pawła Tuchlina, tzw. Skorpiona z Pomorza, który mordował kobiety na tle seksualnym.

Profilerzy pracują w zespole, najczęściej w duetach. Chodzi o to, aby nie zatracić się w swojej tezie i nie szukać na siłę jej potwierdzenia

– Myślę, że jest nas około 40.

– Spokojnie mogłoby być nas więcej. Jestem zasypany pracą i nieraz z ogromnym bólem muszę odmawiać albo przekładać zajęcie się sprawą na późniejszy termin.

– Nie ma jasnej ścieżki kariery. W Polsce profilowaniem zajmują się psychologowie. Dlatego najlepiej byłoby skończyć psychologię, ale także specjalistyczne kursy, by zdobyć wiedzę z psychologii sądowej, kryminologii, kryminalistyki, medycyny sądowej. Dobrze jest mieć także doświadczenie z pracy w policji.

– Rzeczywiście. Pokazywany jest jako osoba, która ma ukryty dar i tylko dzięki temu darowi rozumie przestępców, myśli jak oni, ale to mit. Nasza profesja nie ma nic wspólnego z parapsychologią czy mentalizmem. Ale takie ukazanie profilera dodaje filmom smaczku, atmosfery niesamowitości i tajemniczości. Profiler to nie mentalista, lecz rodzaj analityka, który przeprowadza zimną, logiczną analizę. Literacko można powiedzieć, że wchodzi się w umysł sprawcy, ale nie w oparciu o parapsychologię, lecz o mechanizmy psychologiczne.

Mitem jest też to, że profiler pojawia się zawsze na miejscu zdarzenia, bierze udział w oględzinach. Zwłoki leżą na środku miejsca zdarzenia, chodzą technicy kryminalistyczni, zabezpieczają ślady, robią zdjęcia, jakiś medyk ogląda zwłoki. Przychodzi profiler, patrzy na to wszystko i zaczyna mówić, kto może być sprawcą. W rzeczywistości tak się nie dzieje. Profilerzy bardzo rzadko albo prawie w ogóle nie są na oględzinach. Ja w ciągu 18 lat pracy na oględzinach w charakterze profilera byłem dwa razy.

– W momencie ujawnienia przestępstwa oględziny muszą się odbyć błyskawicznie, żeby ślady nie zostały zatarte. W tych pierwszych godzinach, kiedy ekipa przyjeżdża na miejsce zbrodni, nie wiadomo, co się stało. Mogło to być samobójstwo, wypadek albo zabójstwo. Nie wiadomo, czy będzie potrzebny profiler. Powiedzmy, że policja rozmawia ze świadkami i okazuje się, że zabity mężczyzna bardzo często pił alkohol z drugim mężczyzną. Idą do tego drugiego, a ten leży zakrwawiony. Analiza śladów pokazuje, że jeden zabił drugiego podczas libacji. Sprawa zostaje rozwiązana w ciągu 48 godzin, więc nie ma potrzeby ściągania profilera. Dopiero gdy nie ma świadków i sprawa okazuje się skomplikowana, prosi się o pomoc profilera. Zdarza się, że profiler jedzie na miejsce zbrodni, ale wtedy, kiedy nie ma tam już dawno zwłok.

– Częstym mitem jest ten, że profiler na podstawie jednego śladu, np. twarzy ofiary przykrytej poduszką, buduje kategoryczną wersję. Nasza praca jest dużo bardziej złożona. Musimy opisać zależności między wszystkimi śladami, kontekst zachowania ofiary. Zaczynamy zatem od portretu psychologicznego ofiary, aby zrekonstruować możliwe jej zachowania i tzw. ryzyko wiktymologiczne, czyli prawdopodobieństwo stania się ofiarą przestępstwa. Dopiero później zajmujemy się profilem sprawcy. I zawsze powstaje kilka wersji, bo pracujemy na niepełnych danych, a na niepełnych danych rzadko można wyciągnąć kategoryczny wniosek. Zazwyczaj powstają dwa alternatywne wnioski, które na drodze śledztwa można weryfikować. Oceniamy też prawdopodobieństwo każdej z tych wersji.

Inny mit – w filmach to chyba 99 proc. spraw, w które zaangażowani są profilerzy, dotyczy zabójstwa. W moim przypadku jedynie 60 proc. spraw dotyczyło zabójstw.

– Są to różne formy rozboju, napady na banki, napady na dom. Sprawy, gdy ktoś się włamuje do domu, w którym są ludzie, zastrasza się ich, wiąże i zmusza, aby pokazali, gdzie trzymają kosztowności. Profilerzy zajmują się też aktami terroru, kiedy ktoś grozi, że coś wysadzi, zniszczy, jeśli nie spełni się jego warunków. Albo terrorem spożywczym, czyli kiedy ktoś grozi, że zatruje jakiś produkt, chyba że mu się zapłaci. Są też zgwałcenia i cała kategoria niejednoznacznych wydarzeń.

– Zajmowałem się serią rozbojów w małych placówkach handlowych: wchodził mężczyzna do sklepów spożywczych, kiosków, kwiaciarni, w których były same kobiety, czekał na moment, kiedy nie będzie klientów, i nożem zastraszał sprzedawczynie. Potem okazało się, że sprawcą był narkoman, który zbierał pieniądze na heroinę. Miałem też wymuszenia rozbójnicze – ktoś wysłał list z groźbą i żądaniem okupu. Byłem proszony o rozwiązanie sprawy porwania bardzo bogatego, schorowanego starszego mężczyzny. Porywacz żądał okupu, ale doszło do załamania komunikacji między rodziną porwanego a przestępcą i porwany zmarł podczas przetrzymywania.

Jest też mit, że profilerzy pracują sami, a naprawdę zazwyczaj pracuje się w zespole. Najczęściej w duetach. Chodzi o to, aby jeden profiler nie stracił obiektywizmu, by nie zatracił się w swojej tezie i nie szukał na siłę jej potwierdzenia.

– Nie biegam za przestępcami, głównie pracuję za biurkiem, ale pomagam policjantom i prokuratorom w ujęciu sprawcy i moje nazwisko występuje w aktach. Gdy sprawca zostanie zatrzymany, może mieć żal do profilera. Ale nigdy nie byłem w sytuacji zagrożenia w związku z moją pracą, nie dostałem też otwartych gróźb w moją stronę, jedynie w sposób dyplomatyczny były wyrażane żale pod moim adresem. Podejrzany pisał na mnie skargi, że jestem w zmowie z policją. On jest niewinny, a ja chcę go wrobić w przestępstwo.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version