Maile słane po nocy do samorządów bez poszanowania procedur bezpieczeństwa, wywieranie politycznej presji, spychologia i odsuwanie od pracy niepokornych. Zeznania informatyka Poczty Polskiej pokazują, w jakiej atmosferze na zlecenie rządu Mateusza Morawieckiego firma zabiegała o dane PESEL Polaków.
We wtorek 16 kwietnia przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych stanął Paweł Skóra, były dyrektor Pionu Informatyki i Telekomunikacji Poczty Polskiej, człowiek, który osobiście odebrał z Ministerstwa Cyfryzacji nośnik z danymi wrażliwymi kilkudziesięciu milionów Polaków, które chciano wykorzystać przy organizowaniu wyborów kopertowych.
„Złapaliśmy się za głowę”
Na posiedzeniu jawnym zeznawać nie chciał. Przekonywał, że nie jest osobą publiczną, a pojawienie się jego wizerunku w kontekście komisji śledczych może zaszkodzić interesom, które prowadzi. Prosił o utajnienie posiedzenia. Zderzył się jednak – co na komisjach nad wyraz rzadkie – z jednomyślnością jej członków: z wyjątkiem Przemysława Czarnka, który się wstrzymał, postanowili odrzucić wniosek Skóry. Jego zeznania okazały się nad wyraz ciekawe.
To Skórze bowiem zarząd Poczty Polskiej zlecił przygotowanie obsługi wyborów kopertowych od strony informatycznej. To on – jak się potem okazało – osobiście odbierał nośnik z danymi PESEL Polaków z Ministerstwa Cyfryzacji i to on nadzorował stronę techniczną całego procesu z ramienia PP. I robił to – jak zeznał – w atmosferze politycznego ciśnienia, które wprowadzał zarząd firmy. – Była taka presja, polecenie zarządu wykonać pod groźbą konsekwencji dyscyplinarnych – mówił świadek.
Aby bowiem to zrobić, Poczta musiała uzyskać dostęp do danych PESEL Polaków. Te na początku próbowano pozyskać od samorządów, a Skóra opisał kuriozalny sposób, w jaki próbowano je zdobyć. Otóż za pierwszym razem do gmin, miasteczek oraz miast wysłano po prostu…maila.
– Nie chciałem tego robić. Nie chciałem wysyłać maili do wszystkich gmin z prośbą o listy wyborców. Powiedziałem przełożonym, że tego się tak nie robi, że to nie jest bezpieczne. „Taka jest decyzja zarządu, polecenie proszę wykonać”, usłyszałem w odpowiedzi – zeznawał przed komisją Skóra. To jednak nie wszystko. Jako że on tego polecenia nie chciał wykonać, przekazał je swojemu podwładnemu. Dzięki pytaniom zadanym przez posła Bartosza Romowicza ustalono, że do dzisiaj nie wiadomo, kto ostatecznie mailing wysłał. Pewne jest tylko, że doszło do tego gdzieś pomiędzy 2:00, a 3:00 w nocy, nie jest więc wykluczone, że któryś z pracowników zrobił to spoza ministerstwa. – Następnego dnia po tym, kiedy to się wydarzyło, złapaliśmy się za głowy – mówił przed komisją Skóra.
Druga próba pozyskania danych – jak opowiadał – odbyła się już za pośrednictwem skrzynki ePUAP. Ale i tutaj zachodziło niebezpieczeństwo, bo nie było pewności, że wszystkie jednostki samorządu takie skrzynki sprawdzają i obsługują. (A nawet gdyby tak było, co wiemy z dalszego rozwoju wypadków, nie wszystkie w tę informację uwierzyły, bo jak to: ministerstwo miałoby się z nimi komunikować w ten sposób?).
Ludzie pod bronią
Zdaniem Skóry proces komunikowania wyborów kopertowych od początku kulał, co zgłaszał swoim przełożonym. Ale, kiedy to robił, zarząd kazał mu usuwać zastrzeżenia z dokumentów, które przygotował. Ostatecznie zdecydowano, że dane potrzebne do stworzenia modelu oraz testów, a potem infrastruktury obsługi wyborów kopertowych, zostaną pozyskane do Ministerstwa Cyfryzacji.
Tutaj – teoretycznie – wszystko przebiegło już gładko. Pod ochroną ludzi z ostrą bronią Skóra udał się do MC, gdzie przekazano mu nośnik z danymi wrażliwymi milionów Polaków. Nośnik przekazał on potem Inspektorowi Ochrony Danych Osobowych, a ten – po upewnieniu się, że dane się zgadzają, a ich procedowanie przez PP będzie bezpieczne – przekazał dane zespołowi informatycznemu.
Ważny jest jednak czas. Jak zeznał Skóra samą próbkę danych PP otrzymała 16 kwietnia. Pełną bazę danych dopiero 22 kwietnia. Czyli na dwa tygodnie przed wyborami, które rozpisano na 10 maja. – 22 kwietnia dostaliśmy oficjalną informację, że baza jest gotowa do odebrania […] Była na zaszyfrowanym nośniku w kopercie. Została odebrana konwojem pocztowym z osobami pod bronią. Zgodnie z poleceniem przełożonego, to ja odebrałem nośnik. Przekazał mi go pracownik ministerstwa cyfryzacji – zeznał Skóra.
Podnoszenie zastrzeżeń – jak utrzymywał przed komisją śledczą – nie skończyło się dla niego dobrze. – 15 maja PP pozbawiła mnie prawa do wykonywania czynności służbowych. Dostałem informacje od przełożonego, abym się zamienił stanowiskami z podwładnym, dostałem pismo o tym, że mam nie wykonywać żadnych czynności służbowych. Nie było uzasadnienia – mówił. W jego ocenie miał być jednym z kozłów ofiarnych fiaska całego przedsięwzięcia po stronie poczty.
„16 godzin dziennie przez siedem dni”
Wybory kopertowe od strony informatycznej – przekonywał dalej świadek zgodnie ze swoją perspektywą – dało się jednak po stronie poczty przygotować. Wszystko było jednak zależne od terminów, w których przekazane zostaną poczcie dane Polaków, na których poczta miała pracować. Nie chciał wypowiadać się na temat tego, czy to zgodne z prawem, czy nie. – Nie jestem prawnikiem – zastrzegał i dodawał, że podczas przesłuchania opowiada wyłącznie o technicznej stronie wyborów. Na pytanie Czarnka o to, czy przeprowadzenie wyborów byłoby możliwe, gdyby nie „obstrukcja Senatu”, odpowiedział:
– Komfortu nie mieliśmy, pracowaliśmy 16 godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. Od strony informatycznej głównym ryzykiem było to, że podmioty uprawnione nie przekażą nam spisów wyborczych i że będzie mało czasu na to. […] A to ryzyko by występowało bez względu na decyzję Senatu. Gdybyśmy mieli je wcześniej, moglibyśmy się lepiej przygotować, usunąć błędy, poprawić dane. Trzeba dużą ilość plików ze sobą połączyć. Proszę pamiętać, że my jako Poczta nie mogliśmy tych danych sami korygować, to musiałyby zrobić samorządy. Natomiast to ryzyko dalej występowało. Był napięty termin, ale celowaliśmy w 5 maja – zeznawał.
Całość jego zeznań najlepiej chyba podsumował dialog, który świadek przeprowadził z posłanką Agnieszką Kłopotek.
– Trudno oprzeć się wrażeniu, że gminy i samorządy po otrzymaniu maila z prośbą o udostępnienie spisów wyborczych nie potraktowały go poważnie – mówiła członkini komisji.
– I bardzo dobrze – odpowiedział Skóra z rozbrajającą szczerością.
Zeznania byłego wiceministra
Tego samego dnia przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych zeznania złożył też były minister zdrowia Łukasz Szumowski. Jednak jego zeznania niewiele wniosły do sprawy.
– Nie rekomendowałem terminu 10 maja. To, co rekomendowałem, to przesunięcie wyborów prezydenckich o dwa lata. Jeśli zgody politycznej by nie było, to najbezpieczniejszą była ta forma wyborów, która ograniczy kontakty międzyludzkie – zapewniał, utrzymując, że jedyne, co mógł zrobić, to przedstawienie swoich rekomendacji. Na pytanie o to, czy wtedy, w kwietniu 2020 r. można było zapewnić bezpieczeństwo członkom komisji, którzy musieliby liczyć głosy, nie umiał przekonująco odpowiedzieć.
– Czy w kwietniu 2020 r. mieliśmy wiedzę, czy bylibyśmy zapewnić środki ochrony osobistej wszystkim członkom komisji wyborczych? Nie wiem. Na pewno tych środków brakowało – przyznał. Na przesłuchaniu były minister zdrowia Szumowski stawił się w towarzystwie dwojga pełnomocników.