Gołąb (Columba livia) został schwytany przez indyjskie służby bezpieczeństwa. Od tej pory był objęty szczególnym nadzorem jako potencjalnie niebezpieczny agent obcego państwa.
Ptaka złapano, gdy “czaił się” w pobliżu międzynarodowego portu w Bombaju. Członkowie specjalnego zespołu organów ścigania, Centralnych Sił Bezpieczeństwa Przemysłowego, zdecydowali, że ptak może mieć złe zamiary i nieszczęsne zwierzę zostało zapędzone do klatki.
Powodem, dla którego policjanci uznali ptaka za podejrzanego, było to, że miał on na nogach pierścienie, z których jeden miał wbudowany mikrochip. Gołąb miał również napis na nogach w chińskim alfabecie.
Ostatecznie pierścienie i chip wysłano do laboratorium kryminalistycznego w celu analizy, a ptaka umieszczono w szpitalu weterynaryjnym w Bombaju. W końcu policja otrzymała wyniki analizy sprzętu i odkryła, że przedmiotowy mikrochip śledził lokalizację ptaka. Po przeanalizowaniu schematów podróży ptaka badacz, któremu powierzono zadanie zbadania ptaka, zdecydował, że prawdopodobnie był to zagubiony gołąb pocztowy z Tajwanu.
Mimo “uniewinnienia”, gołąb przebywał w areszcie przez kolejne miesiące. Ostatecznie wypuszczono go po interwencji aktywistów praw zwierząt z organizacji PETA. “Ptak został wypuszczony przez głównego inspektora medycznego szpitala, pułkownika B. B. Kulkarniego” podała organizacja.
To nie pierwszy gołąb, który podpadł indyjskim służbom bezpieczeństwa. Inny ptak został aresztowany w 2016 r., po tym, jak władze znalazły na jego nodze liścik z pogróżkami pod adresem premiera Indii Narendry Modiego.
Szpiegowska afera z gołębiem w roli głównej nie jest jednak pierwszym przypadkiem, kiedy zwierzęta były podejrzewane o współpracę z obcym wywiadem. Kilka całkiem szalonych planów zooszpiegostwa zostało ujawnionych po odtajnieniu archiwów służb z ostatnich dziesięcioleci. Szpiedzy-ludzie od dawna próbowali wykorzystywać do swoich celów zwierzęta, bo przecież prawie nikt nie będzie podejrzewał ptaka czy kota o to, że zbiera on tajne informacje.
Same gołębie były wykorzystywane przez wywiad jeszcze w czasach I wojny światowej. Niemiecki aptekarz Julius Neubronner jeszcze w 1907 r. opracował specjalną uprząż, za pomocą której gołębie mogły przenosić aparaty fotograficzne. Tak wyposażone ptaki były w pierwszych latach światowego konfliktu wykorzystywane do lotniczego zwiadu. Były też kluczowym środkiem przekazywania meldunków i rozkazów z okopów na linii frontu.
Podczas drugiej wojny światowej, brytyjski wywiad zrzucał gołębie w specjalnych zbiornikach w okupowanej Europie. Ptaki miały przy sobie specjalny kwestionariusz, który mieli wypełniać członkowie miejscowego oporu.
Wraz z rozwojem lotnictwa, upierzeni zwiadowcy wyszli z mody. Ale do czasu. Z ujawnionych w 2019 r. dokumentów wynika, że amerykańska agencja szpiegowska CIA stworzyła dywizjon gołębi-szpiegów w latach 70. “Operacja Tacana” polegała na wykorzystywaniu specjalnie wyszkolonych gołębi do prowadzenia działań wywiadowczych na terenie ZSRR.
CIA brała też pod uwagę wykorzystywanie innych ptaków w swoich celach. W latach 60. agencja wyszkoliła kruka, aby ten dostarczał i odbierał niewielkie przedmioty z parapetów wysokich budynków. Ptak był naprowadzany na cel za pomocą czerwonego lasera. W jednej operacji, kruk dostarczył na okno urządzenie podsłuchowe. Choć podobno nie udało się za jego pomocą nagrać dźwięku.
To nie był jedyny ani nawet najdziwniejszy pomysł na to, jak wykorzystać zwierzęta do podsłuchiwania radzieckich tajemnic. W tym samym czasie inżynierowie CIA pracowali nad operacją, z której dumny byłby doktor Frankenstein.
Operacja “Acoustic Kitty” (“Akustyczny kotek”) polegała na wszczepieniu kotu mikrofonu (umieszczonego w uchu) i nadajnika radiowego, który miał znajdować się u podstawy czaszki, z anteną która rozciągała się aż do ogona zwierzęcia. Tak przebudowany kot miałby być wypuszczony np. na kremlu, a następnie zakradać się w miejsca, w których toczą się ważne rozmowy. Zapewne CIA marzyło się, że Chruszczow będzie opowiadał o swoich wojennych planach, głaszcząc kota z podsłuchem na kolanach.
CIA zainwestowało w operację fortunę – prace nad “akustycznym kotkiem” trwały 5 lat i pochłonęły 20 milionów dolarów (ponad 200 mln w przeliczeniu na dzisiejszą wartość pieniądza). Problemy techniczne udało się podobno przezwyciężyć. Większym problemem okazały się być… same koty bo, w przeciwieństwie do psów, nie są łatwe do wyszkolenia. CIA liczyła jednak na to, że ich ciekawska natura zrekompensuje ten problem.
Program skończył się jednak małą tragedią. W 1967 r. CIA uznała, że prace są już tak zaawansowane, że najwyższa pora przeprowadzić próbę w terenie. Test miał polegać na tym, że wyposażony w podsłuch kot miał podejść do dwóch mężczyzn siedzących na ławce w waszyngtońskim parku i podsłuchać ich rozmowę. Niestety, kot postanowił zamiast tego wybrać się na przechadzkę w zupełnie innym kierunku. Gdy przechodził przez ulicę, rozjechała go taksówka. To był ostateczny koniec operacji.
Nie był to jednak koniec marzeń o wykorzystaniu zwierząt do szpiegowania i zwiadu. Kilka państw – w tym ZSRR i USA – wykorzystywało i wykorzystuje nadal delfiny jako zwierzęta szpiegowskie. Do ich zadań należy lokalizowanie min i wrogich nurków, ochrona portów i skupisk okrętów wojennych. Ich talent do echolokacji pozwala im namierzać obiekty nawet w zupełnie nieprzejrzystej wodzie co sprawia, że są doskonałymi podwodnymi zwiadowcami. Do tego, w przeciwieństwie do kotów, dają się szkolić i chętnie wykonują polecenia.
Tajny projekt CIA z lat 60. (złotego wieku prób zastosowania zwierząt w niecnych celach) o kryptonimie OXYGAS miał na celu wykorzystanie delfinów do mocowania ładunków wybuchowych na okrętach i statkach wroga.
Delfiny w służbie wojska i wywiadu służą do dziś. W 2015 r. o schwytaniu izraelskiego delfina szpiegowskiego informował Hamas (choć doniesienia te nie znalazły potwierdzenia). W 2022 r. Rosja rozmieściła wojskowe delfiny w porcie w Sewastopolu. Miały chronić znajdujące się tam okręty przed rajdami ukraińskich sił specjalnych. A w 2019 r. obserwatorzy u wybrzeży Norwegii odkryli białuchę – białego, arktycznego delfina – ubraną w uprząż z rosyjskimi napisami i uchwytem na kamerę GoPro. Norweski wywiad wszczął dochodzenie i ustalił, że zwierzę najprawdopodobniej było częścią rosyjskiego projektu badawczego.
Ale Hvaldimir, jak ochrzcili zwierzę Norwegowie, najwyraźniej nie czuł się dobrze w wojsku i zdezerterował. Przez wiele miesięcy przyjazne zwierzę było atrakcją turystyczną północnej Norwegii.