Rosja wydała nakaz aresztowania estońskiej premier Kaji Kallas. Po raz pierwszy w historii Kreml objął śledztwem urzędującego szefa rządu.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wyjaśnił, że Kallas została wpisana na listę osób poszukiwanych przez służby Federacji Rosyjskiej za „wrogie działania wobec Rosji i profanację pamięci historycznej”.
Nie sprecyzowano, jakie dokładnie przestępstwa zarzuca się szefowej estońskiego rządu, ale według rosyjskiej agencji TASS może chodzić o niszczenie pomników żołnierzy radzieckich z II wojny światowej. Estońska premierka odniosła się do tej informacji w charakterystyczny dla siebie sposób – nie zostawiając suchej nitki na władzach rosyjskich. „Posunięcie Federacji Rosyjskiej nie jest wcale zaskakujące, to klasyczna taktyka zastraszania. Będziemy kontynuować naszą politykę — wspierać Ukrainę, wzmacniać europejską obronę i walczyć z rosyjską propagandą” — napisała Kallas w oświadczeniu.
W mediach społecznościowych przyznała z kolei, że wpisanie jej na listę osób poszukiwanych to kolejny dowód na to, że jako szefowa rządu postępuje słusznie: „Od dawna mówię, iż zestaw narzędzi, po które sięga Rosja, nie zmienił się [od czasów ZSRR —red.]. W całej historii Rosja ukrywała swoje represje za tzw. organami ścigania. Wiem to z historii mojej rodziny. Kiedy moja babcia i matka zostały deportowane na Syberię, KGB wydało nakaz aresztowania”.
Pikanterii całej sprawie nadaje fakt, iż Kallas wymieniana jest przez zachodnie media jako jedna z faworytek na objęcie stanowiska szefa unijnej dyplomacji, kiedy jesienią br. dojdzie do nowego rozdania najbardziej wpływowych europejskich posad w Brukseli i Strasburgu.
Ostatni akt desowietyzacji
Głównie „przestępstwo” pani premier, czyli usuwanie pomników, jest ostatnim, symbolicznym aktem desowietyzacji krajów bałtyckich. Litwa, Łotwa i Estonia zaczęły pozbywać się komunistycznych monumentów zaraz po odzyskaniu niepodległości na początku lat 90. Wtedy z parków i ulic miast zniknęły pomniki Lenina, Dzierżyńskiego czy innych bohaterów ZSRR. Proces ten znacznie przyspieszył za rządów Kallas. W 2022 r. największe kontrowersje wzbudziła decyzja o usunięciu z przedmieść Narwy radzieckiego czołgu. Od ponad pół wieku T-34 stał w miejscu, gdzie w 1944 r. armia generała Fiedunińskiego przekroczyła graniczną rzekę Narwę, rozpoczynając coś, co w rosyjskiej historiografii nazywane jest „wyzwalaniem Estonii”.
Narwa to wyjątkowe miasto – 97 proc. spośród 60 tys. mieszkańców mówi po rosyjsku, większość z nich to etniczni Rosjanie. Kiedy więc rząd w Tallinie wydał wyrok na sowieckie monumenty, narwianie jakby na przekór władzom zaczęli traktować T-34 jako obiekt nostalgicznego kultu.
Ludzie zaczęli się gromadzić się pod czołgiem, składali kwiaty, publikowali protesty w mediach społecznościowych. – Czołg to broń służąca do zabijania, a nie pomnik. Niemal takie same czołgi zabijają dziś ludzi na ulicach ukraińskich miast – tłumaczyła wówczas Kaja Kallas. W końcu zirytowana na opieszałość władz lokalnych wysłała do Narwy saperów. W sierpniu 2022 r. ściągnięto czołg z postumentu i laweta zawiozła go do muzeum wojska pod Tallinem. Niecały tydzień po przeprowadzce T-34 stał się znów celem pielgrzymek. W ostatni weekend wakacji do oddalonego od Narwy o ponad 200 km muzeum przyjechało ponad tysiąc osób, czyli trzy razy więcej zwiedzających niż zwykle w wakacje. Większość mówiła ostentacyjnie po rosyjsku.
Szacuje się, że w Estonii pozostaje jeszcze ok. 200 pomników z czasów ZSRR. Władze uważają, że należy je jak najszybciej usunąć lub zneutralizować (poprzez zmianę tablic informacyjnych alb przeniesienie), aby Kreml nie wykorzystał pomników do destabilizowania sytuacji wewnętrznej. Kallas uważa, że rosyjska agresja na Ukrainę rozdrapała głębokie rany w społeczeństwie. — Rząd nie może sobie pozwolić na to, aby dać Rosji możliwość wykorzystania przeszłości do zakłócania pokoju w naszym kraju — mówiła Kallas.
Żelazna dama z Tallina
Sobie silną pozycję w Europie Kallas wyrobił sobie dzięki ostremu językowi i stanowczej postawie wobec Rosji. Ze swego maleńkiego kraju konsekwentnie próbuje uczynić moralne mocarstwo – pomoc maleńkiej Estonii dla Ukrainy liczona na głowę mieszkańca pozostaje jedną z najwyższych w Europie. Szacuje się, że kraj ten przekazał Kijowowi pomoc wojskową wartą ponad 430 mln euro i humanitarną wartości 30 mln euro co stanowi równowartość 1,3 proc. estońskiego PKB. Kallas bywa nazywana przez zachodnie media „żelazną damą z Tallinu”. Jak wielu polityków z nordyckiego kręgu kulturowego jest bardzo aktywna w mediach, także społecznościowych. W wywiadach dla najbardziej znanych stacji telewizyjnych i magazynów powtarza na okrągło, że stawką obecnej wojny jest nie tylko przetrwanie wolnej Ukrainy, ale całego wolnego świata. Niestrudzenie tłumaczy światowej opinii publicznej, do czego zdolny jest Putin, inwazję nazywa ludobójczą, przywódcom UE mówi, że jak najszybsze przyjęcie Ukrainy do UE jest moralnym obowiązkiem Europy.
W polityce wewnętrznej stojąca na czele liberalnej Estońskiej Partii Reform Kallas jest równie twarda, jak w zagranicznej. Krajem rządzi od trzech lat i przetrwała w tym czasie kilka kryzysów politycznych, których część sama wywołała. W sierpniu wydawało się, że będzie musiała podać się do dymisji. Estońska telewizja publiczna ERR ujawniła boiem, że mąż jej mąż jest współwłaścicielem firmy transportowej, która wciąż robi interesy z kontrahentami z Rosji. W świetle prawa jego działalność nie była złamaniem nałożonych na Rosję sankcji, ale hipokryzja na szczytach władzy oburzyła Estończyków.
Córeczka tatusia
Kaja Kallas jest pierwszą kobietą na stanowisko premiera Estonii, ale nie jest pierwszym członkiem rodziny Kallas, który sięgnął w Estonii po władzę. Jej ojciec Siim był jednym z ojców niepodległości kraju. Choć od 1972 r. należał do Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i zasiadał nawet w Radzie Najwyższej ZSRR, w 1991 r. opowiedział się za prawem do samostanowienia i zabrał się za budowanie struktur nowego państwa. Był pierwszym prezesem Banku Estonii i nadzorował transformację jej gospodarki. Estońską Partię Reform założył w 1994 r. Kierował resortem spraw zagranicznych, był ministrem finansów i przez rok szefem rządu (2002-2003). To jego rząd zakończył negocjacje w sprawie wejścia do UE. Matka, babka i prababka Kai zostały zesłane w 1949 roku na Syberię. Matka miała wówczas ledwie pół roku i przeżyła tylko dlatego, że obcy ludzie dzielili się mlekiem. Kaja urodziła się w Tallinie w 1977 r. W rozmowie z „The New Statesmen” wspomina, jak w 1988 r. pojechała z ojcem do Berlina Wschodniego. Przy Bramie Brandenburskiej Siim powiedział, by wdychała powietrze wolności, które wiatr przynosił z Berlina Zachodniego. Do szkoły średniej poszła już w niepodległym kraju. Skończyła prawo na uniwersytecie w Tartu i studia podyplomowe w Estonian Business School. Kształciła się także w Wisconsin w USA.
Do polityki weszła po 10 latach w renomowanej kancelarii prawniczej, w której została partnerem. Nie chciała żyć w cieniu ojca. — Chciałam być sobą. Matka jest lekarzem, ojciec politykiem, brat doradcą finansowym. Poszłam więc na prawo – mówiła w jednym z wywiadów. Twierdzi, że politykę ma w genach. — W wieku 33 lat byłam partnerem w kancelarii prawniczej. Grałam całymi dniami w golfa i zrozumiałam, że potrzebuję czegoś więcej – tłumaczyła Kallas. Do partii założonej przez ojca wstąpiła w 2010 r., a rok później zasiadła w parlamencie. Jej kariera przyspieszyła w Parlamencie Europejskim, do którego mandat zdobyła w 2014 r. W Brukseli i Strasburgu zajmowała się jednolitym rynkiem cyfrowym, prawem konkurencji oraz relacjami z Ukrainą. W 2014 r. w Kijowie trwał Majdan.
Z Parlamentu Europejskiego odeszła w 2018 r., niecały rok przed końcem kadencji. Estońska Partia Reform przechodziła wtedy kryzys, bo dwa lata wcześniej straciła władzę i znalazła się poza rządem po raz pierwszy od 1999 r. Kaja Kallas postawiła „rodzinne” ugrupowanie na nogi i poprowadziła do wyborczego zwycięstwa w 2019 r. Wtedy rząd utworzyły jednak inne partie. Premierem została dopiero w styczniu 2021 r.