Putin straszy Zachód. „Powinni mieć świadomość, że posiadamy broń, która może ich dosięgnąć” – mówił w corocznym przemówieniu przed Zgromadzeniem Federalnym. Co wynika z jego słów?
Po ataku Rosji na Ukrainę (kiedy część zachodnich analityków nie mogła wyjść ze zdziwienia, że Putin zdecydował się na pełnoskalową wojnę) z ust niezależnych rosyjskich dziennikarz padł argument: „Przecież on to wszystko zapowiedział”. Wskazywano na kolejne przemówienia rosyjskiej głowy państwa, poczynając od słynnej nowy w Monachium (2007 r.), która miała skrajnie antyamerykański charakter, i w której padły słowa o rozpadzie ZSRR jako „największej geopolitycznej katastrofie”.
Zgromadzenie Federalne to połączone izby rosyjskiego parlamentu. Przemówienia rosyjskiej głowy państwa mają zawsze dwa cele – prezydent zwraca się do swojego narodu (tym razem wystąpienie było transmitowane nie tylko w głównych kanałach telewizyjnych, ale i w kinach) oraz do opinii międzynarodowej. Tych wystąpień – choć są długie, a ich treść jest zawiła, kłamliwa i do bólu propagandowa – należy słuchać.
Wojna aż do „osiągnięcia celu”
Z punktu widzenia Zachodu najważniejsza kwestia, którą podjął Putin, dotyczyła konfliktu w Ukrainie i tego, co się z nim wiąże, czyli bezpieczeństwa międzynarodowego. Część rosyjskich analityków skłaniała się ku tezie, że rosyjski przywódca poda datę zakończenia wojny w kraju nad Dnieprem, to jednak nie nastąpiło. Putin poprosił o uczczenie poległych w Ukrainie żołnierzy minutą ciszy i zadeklarował, że konflikt będzie trwał aż do „osiągnięcia celu”. Ów cel został określony w dniu rozpoczęcia agresji.
Wtedy to – w nocnym przemówieniu – Putin zapowiedział „denazyfikację” i „demilitaryzację” Ukrainy i powołanie nowego „przyjaznego” ukraińskiego rządu, czyli de facto przejęcie kontroli nad Ukrainą i uczynienie z niej kolonii Rosji. I tym razem rosyjski przywódca podkreślił, że konflikt w kraju nad Dnieprem musiał wybuchnąć, ponieważ obowiązkiem Moskwy było wzięcie w obronę „rosyjskojęzycznej ludność w Donbasie i Noworosji”. W jego opinii wina za wojny w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie spoczywa na Zachodzie. Putin stwierdził także, że Zachód „wciąż kłamie” twierdząc, jakoby Rosja planowała „napaść na Europę”. Zachód został w tym przemówieniu zaprezentowany jako partner Ukrainy, który nie tylko dostarcza on Kijowowi broń, ale też odpowiada za jego wojenną strategię.
„Oni (czyli Zachód – przyp. red.) wybierają cele, które ulegną atakowi na terytorium naszego kraju. Wybierają także najbardziej efektywny – w swojej ocenie – rodzaj broni. Wspominają o możliwości wysłania na Ukrainę kontyngentu NATO. Pamiętamy los tych, którzy wysyłali na terytorium naszego kraju swoje kontyngenty. Jednak teraz konsekwencje dla tego typu działań będą o wiele tragiczniejsze. Oni (czyli Zachód) powinni mieć świadomość, że my także posiadamy broń, która może dosięgnąć celów na ich terytorium” – powiedział Putin. Rosyjski przywódca od dłuższego czasu powtarza jak mantrę, że nie prawdą jest, iż „Rosji kończy się amunicja” (takie doniesienia można znaleźć w zagranicznej prasie).
Tę informację powtórzył i tym razem. Część przemówienia Putin poświęcił Stanom Zjednoczonym. Oskarżył je o „wrogie działania” i stwierdził, że podjęcie dialogu z USA uważa obecnie za niemożliwe. Na arenie międzynarodowej Moskwa nie zostanie sama, będzie szukać sobie „przyjaznych partnerów”, w ich poczet rosyjski prezydent zaliczył m.in. Chiny, kraje afrykańskie i arabskie.
Co znaczące w przeddzień wystąpienia Putina, separatystyczna republika Naddniestrza zwróciła się do Moskwy z „prośbą o ochronę”. Przypomnijmy, że początek wojny w Donbasie w 2014 r. dały analogiczne „prośby” płynące ze stworzonych pod egidą Rosji i nieuznawanych przez opinię międzynarodową separatystycznych republik Donieckiej i Ługańskiej.
Będziemy żyć w dostatku
Na 17 marca w Rosji rozpisano wybory prezydenckie, które rosyjska niezależna prasa określa „wyborami bez wyboru”, ponieważ demokratyczna opozycja została albo fizycznie zlikwidowana (dziewięć lat temu zastrzelono Borysa Niemcowa, 16 lutego br. opinia międzynarodowa dowiedziała się o śmierci Aleksieja Nawalnego) albo siedzi w więzieniu (Ilja Jaszyn, Władimir kara-Murza).
Putin – w dużej części – poświęcił więc wystąpienie kwestiom polityki wewnętrznej. Jego słowa można odczytać jako część kampanii wyborczej. Padło wiele obietnic, to m.in. uruchomienie programów socjalnych: „Rodzina”, „Młodzież”, dodatkowo wspierani mają być seniorzy. Padły wręcz słowa, że „Rosjanie żyć będą w dostatku”. Należy zaznaczyć, że są to obietnice bez pokrycia, bo Rosja nie ma spójnego i przemyślanego programu socjalnego, z budżetu państwa pieniądze płyną na obronność, a nie na wydatki związane z kwestiami społecznymi.
Jednym z najbardziej dotkliwych problemów współczesnej Rosji jest zapaść demograficzna, finansowe wsparcie dla młodych rodzin – które obiecał prezydent – ma zachęcić Rosjanki do rodzenia dzieci. Na realizację tych celów w budżecie państwa mają znaleźć się pieniądze, ponieważ – jak podkreślił Putin – Rosja jest „największą gospodarką Europy”, a w niedalekiej przyszłości może stać się jedną z czterech najpotężniejszych gospodarek świata. Rosyjski przywódca zrobił także ukłon w stronę młodych naukowców i biznesmenów: obiecał rozbudowę uniwersytetów, budowę miasteczek akademickich, uruchomienie stypendiów naukowych. Dynamicznie mają rozwijać się także startupy. W mowie Putina padły także słowa dotyczące tradycji. Rosyjski prezydent zwrócił uwagę na rolę i Kościoła prawosławnego (jednego z filarów neototalitarnej władzy, popierającego wojnę w Ukrainie) i rodziny w państwie.
Cichy terror
Wysłuchawszy przemówienia rosyjskiego prezydenta można poczuć, jak miałka jest rosyjska polityka. Od wielu lat składa się z tych samych – jak mantra – powtarzanych gróźb (pod adresem Zachodu i „wrogów” ) i obietnic. I co najważniejsze Putin nie ustosunkował się on do kwestii najważniejszych. Chodzi o terror, który od ponad dwóch lat (od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny w Ukrainie) panuje w kraju nad Wołgą (z kraju silnie autorytarnego Rosja stała się krajem neototalitarnym).
Zabójstwo Aleksieja Nawalnego oponenci polityczni Kremla i społeczeństwo obywatelskie miało odczytać – ni mniej ni więcej – jako znak: „Każdy, nawet najdrobniejszy sprzeciw będzie surowo karany”. Próżno było szukać wytłumaczenia, dlaczego mieszkańcy Moskwy i Petersburga, którzy zdobyli się na symboliczny gest złożenia kwiatów pod fotografiami (oficjalnie przecież zmarłego śmiercią naturalną w kolonii karnej) Nawalnego zostali wtrąceni za kraty. Kreml pozbywa się także wszystkich niezależnych dziennikarzy, naukowców. Wolne słowo (które i tak trafia zaledwie do garstki społeczeństwa) nie ma prawa dziś w Rosji istnieć – kilka dni temu padł wyrok w sprawie Olega Orłowa, historyka, jednego ze współzałożycieli stowarzyszenia Memoriał. Siedemdziesięcioletni Orłow – skazany za dyskredytację armii – trafił na 2,5 r. do kolonii karnej. Dziś dosięgła nas informacja, że Borys Sokołow – redaktor naczelny „Nowoj Gaziety” – został zatrzymany z tego samego paragrafu.
Putin sprawuje urząd prezydenta od 1999 r. (z krótką przerwą na prezydenturę Dmitrija Miedwiediewa w latach 2008-2012, która miała charakter nominalny). Pierwszy raz rosyjski przywódca znajduje się w tak trudnej sytuacji. Jest ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne popełnione w Ukrainie. Po zabójstwie Aleksieja Nawalnego (nie wiemy, czy Nawalny zmarł w wyniku długotrwałych tortur, czy został np. otruty, wina za jego śmierć spoczywa na Putinie) zachodni obrońcy praw człowieka nawołują do pozbawiania rosyjskiego przywódcy legitymacji do rządzenia, czyli nieuznawania go za legalnie wybranego przywódcę. Ze słów Putina możemy wnioskować, że na razie nie myśli on o podjęciu nawet symbolicznego dialogu z Zachodem, obiera kurs na konfrontację i intensyfikację działań militarnych w Ukrainie.