Dziennikarze Sport.pl jako pierwsi poinformowali w miniony weekend o specjalnym liście wystosowanym w stronę prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Podpisali się pod nim szefowie polskich związków sportowych, z niewielkimi wyjątkami, np. zabrakło tam Cezarego Kuleszy, szefa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ostatecznie jednak zdecydowana większość (22 z 27 obecnych) była „za” krytycznym dokumentem wobec działań szefa PKOl Radosława Piesiewicza.
Jest odpowiedź szefa PKOl na bunt polskich związków sportowych
Inicjatywa została zawiązana podczas spotkania 12 lutego b.r. prezesów z ministrem sportu i turystyki Sławomirem Nitrasem. W specjalnym apelu poruszane są kwestie m.in. braku transparentności finansowej, opóźnienia w wypłacie premii dla sportowców, czy niejasne umowy sponsorskie.
Piesiewicz postanowił zareagować po kilkunastu godzinach od wspomnianych doniesień. Szef PKOl zabrał głos w poniedziałkowe (tj. 17 lutego), wczesne popołudnie.
– Rozumiejąc, czym kierują się Prezesi Polskich Związków Sportowych i w jakiej sytuacji aktualnie się znaleźli, nie mogę nie zwrócić uwagi na fakt, który dobitnie przebija się z treści pisma, że obecnie Polskie Związki Sportowe są wykorzystywane w rozgrywce, którą prowadzi minister sportu i turystyki. Minister, który ustawowo powinien wspierać Polskie Związki Sportowe, uczynił z nich przedmiot swojej prywatnej walki z prezesem PKOl, a Prezesi związków z przysłowiowym „pistoletem przy głowie” zmuszeni są realizować wytyczne ministra. Walka ministra z PKOl nie buduje rozwoju polskiego sportu i ma negatywny wpływ na jakość prawa tworzonego przez resort – zarządzenie ministra w sprawie transparentności zostało już kilkukrotnie zmienione przez urzędników ministerstwa i wciąż pozostaje kontrowersyjne w zakresie przestrzegania przepisów prawa polskiego. Mimo pozornej liberalizacji wciąż jednak pozostaje ono dużym kłopotem dla związków. Dodam tylko, że jest już druga połowa lutego, a polscy sportowcy wciąż nie otrzymali finansowania z MSiT na tegoroczne przygotowania – czytam we fragmencie poniedziałkowego stanowiska szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Nie ma zaskoczenia w tym, że za głównego „winowajcę” inicjatywy Piesiewicz uważa szefa resortu sportu i turystyki. Po raz kolejny dochodzi do politycznej wymiany, nie jest bowiem tajemnicą, że w przypadku obecnego szefa PKOl mowa o człowieku, który zdecydowanie bliżej ma do obecnej opozycji, aniżeli do aktualnie rządzących.
Przeciwnicy Piesiewicza za to dali mu szansę na dobrowolne ustąpienie. Wygląda jednak na to, przynajmniej na podstawie opublikowanych w poniedziałek słów samego zainteresowanego, że w przypadku szefa PKOl, o takim rozwiązaniu nie ma mowy.