Radosław Sikorski w miejsce polityki głośnego sprzeciwu, retorycznej przesady i pustych gestów, proponuje „kreatywną asertywność”, gwarantującą Polsce realny wpływ na otoczenie międzynarodowe. Analizujemy sześć mitów polityki zagranicznej Prawa i Sprawiedliwości.
Minister wygłosił w Sejmie exposé zarysowujące główne kierunki polityki zagranicznej rządu. Spora część poświęcona była druzgocącej krytyce polityki poprzedników, nie brakowało efektownych złośliwości pod adresem obozu Zjednoczonej Prawicy typu „inny intelektualista PiS, poseł Marek Suski”.
Sikorski nie atakował jednak PiS dla pustego, retorycznego efektu. Potrzebował odbić się od diagnozy polityki zagranicznej PiS i jej błędów, po to, by przedstawić własną wizję.
Minister zapomniał o jednym
Z diagnozą polityki PiS, jaką zaprezentował w Sejmie szef MSZ, trudno się nie zgodzić, choć wymaga ona kilku uzupełnień i zastrzeżeń. Zdaniem Sikorskiego, polityka Polski w latach 2015-23 ograniczała się niemal wyłącznie do działań negatywnych: blokowania, wetowania, ignorowania postawień Unii, wyrażania niezgody, oburzenia, urazy i obrazy. Większość tych działań była tyleż krzykliwa, co nieskuteczna. W efekcie Polska doprowadziła do własnej marginalizacji w Unii Europejskiej, skłócając się z kluczowymi sojusznikami i sąsiadami. Przestała być miejscem, gdzie formułuje się wizje przyszłości Unii czy NATO, gdzie szuka się rozwiązań dla globalnych problemów.
Taką ocenę, trafną zwłaszcza wobec polityki PiS na arenie UE, należałoby jednak skorygować o weryfikację polityki obozu Zjednoczonej Prawicy wobec wojny w Ukrainie w okresie między końcem 2021 r., gdy scenariusz pełnoskalowej inwazji Władimira Putina na Ukrainę zaczyna się materializować, a końcem pierwszych miesięcy wojny.
Sikorski o tym zapomniał, ale PiS przez moment nie był PiS-em. Rząd Mateusza Morawieckiego i ośrodek prezydencki nie prowadziły wtedy wyłącznie negatywnej polityki. Przyjmowali bardzo aktywną rolę w zabieganiu o wsparcie dla heroicznej wojny obronnej Ukraińców w momencie, gdy wiele zachodnich państw miało wątpliwości, w jakim zakresie należy wspierać militarnie Kijów, obawiając się eskalacji konfliktu i odpowiedzi Rosji.
Zarówno prezydentowi, jak i rządowi zabrakło ostatecznie w tej polityce konsekwencji, zręczności i umiejętności stawiania sobie realistycznych celów. Do wyborów w 2023 r. PiS skłócił nas także z Kijowem, ale w pierwszych miesiącach 2022 r. prowadził politykę, której nie można zredukować do surowej oceny przedstawionej przez Sikorskiego.
Sześć mitów i realna sprawczość
Szef MSZ miał za to rację, wskazując, że jałowa, negatywna polityka nie była wypadkiem przy pracy, ale wypływała z najgłębszych założeń elity Zjednoczonej Prawicy w latach 2015-23.
Sikorski wyróżnił sześć mitów. Aż cztery z nich dotyczą naszych relacji z Unią Europejską.
Mit pierwszy zakłada, że Unia jest zewnętrznym tworem wobec Polski – z jednej strony jesteśmy my, z drugiej eurokraci prześladujący nas jak carscy gubernatorzy w czasach zaborów. Co — według kolejnego mitu — sprawia, że Unia pozostaje ciągłym zagrożeniem dla naszej suwerenności. Sikorski sprawnie dekonstruował oba te mity, pokazując, że Unia nie jest niczym zewnętrznym wobec Polski, ale rzeczywistością, którą wspólnie kształtujemy z innymi tworzącymi ją państwami. Jeśli oczywiście potrafi grać w unijną grę, z czym nie radził sobie poprzedni rząd.
Kolejny mit korzyści z Unii redukuje do strumieni europejskich funduszy płynących do Polski – zupełnie ignorując wymiar strategiczny naszej obecności we wspólnocie i jej znaczenie dla długofalowego rozwoju polskiej gospodarki, dla której udział we wspólnym rynku okazał się wielkim kołem zamachowym. Następny mit stawia fałszywą alternatywę: albo musimy postawić na dobre relacje z Europą, albo z USA. Zaangażowanie w pogłębienie europejskiej integracji skonfrontuje nas z Waszyngtonem? Wbrew defetystycznym diagnozom PiS, Polska ma o wiele większe pole manewru.
Wreszcie, mamy mit o Zachodzie, jako źródle „moralnej zgnilizny”. Ten mit często powtarza to, co o „Gejropie” mówi rosyjska propaganda. W morzu tej zgnilizny narracja PiS wyróżnia szczególnie jeden czarny charakter: Niemcy. Szósty mit przedstawia je jako odwiecznego wroga Polski, splecionego z nią w śmiertelnym, bojowym uścisku co najmniej od czasów, gdy Mieszko I starł się pod Cedynią z margrabią Hodonem.
Do wyliczonych przez szefa MSZ mitów można by dodać jeszcze jeden: przekonanie, że polityka oparta na pragmatycznym kompromisie, zwłaszcza w relacjach z Unią i europejskimi partnerami, jest wyrazem słabości, „polityką prowadzoną na kolanach”. Po ośmiu latach panowania tego mitu potrzebujemy nowej koncepcji tego, co w polityce tak naprawdę znaczy skuteczności, sprawczość, czy coś, co sam Sikorski nazwał „kreatywną asertywnością”.
Między ideami a interesami
Sikorski zarysował jak taka polityka mogłaby wyglądać w przypadku naszych relacji z Ukrainą. Najkrócej można ją streścić następująco: pomagamy, ale dbamy o swoje interesy. Szef MSZ podkreślał wolę pomocy Ukrainie, przywiązanie Polski do strategicznego celu, jakim jest zwycięstwo Kijowa w wojnie z Rosją, gdyż tylko ono gwarantuje długoterminowe bezpieczeństwo obu krajów. Wyraził też poparcie dla europejskich i euroatlantyckich aspiracji sąsiadów. Zapewnił, że mimo wysiłków, Rosja nie skłóci Polaków i Ukraińców, podkreślił, że Lwów jest ukraiński.
Jednocześnie Sikorski nie unikał w swoim wystąpieniu trudnych problemów dzielących Polaków i Ukraińców, na czele ze wspólną historią. Mówił też o zrozumiałych obawach polskich producentów rolnych przed ukraińską akcesją do Unii i konkurencją ze strony tamtejszego agrobiznesu. Jak zaznaczył szef MSZ, wsparcie dla ukraińskich aspiracji europejskich nie oznacza, że stracimy z oczu interes polskich rolników.
PiS w swojej polityce wobec Ukrainy miotał się między płynącymi z zaplecza obozu władzy deklaracjami chęci budowy unii dwóch narodów a konfliktem. PiS nie potrafił nigdy asertywnie artykułować naszych racjonalnych i uzasadnionych interesów – nie tylko branży rolnej – wobec Kijowa, nawet w okresie, gdy łączyły nas najlepsze stosunki. Sikorski obiecuje, że to się zmieni, a polityka polska będzie łączyć idealizm z pragmatyzmem, wsparcie dla walczących o wolność i niezawisłość Ukraińców z troską o polskie interesy.
Miks idealizmu i interesów ma w ogóle charakteryzować politykę. Kontekst dla niej wyznacza wojna w Ukrainie, będąca atakiem nie tylko na naszego sąsiada, ale na cały międzynarodowy porządek oparty na regułach, którego zachowanie znajduje się w najgłębszym interesie Polski.
Nasza polityka musi godzić idee stojące u podstaw tego ładu, z pragmatycznymi środkami pozwalającymi zadbać o nasze interesy. Z jednej strony musimy więc zachować otwartość na współpracę z nieimperialną, demokratyczną Rosją, z drugiej zrobić wszystko, by zapewnić sobie bezpieczeństwo przed tą putinowską, wzmacniając potencjał zbrojny i relacje transatlantyckie. Wzmacniając je, podkreślił Sikorski, nie możemy przy tym zamykać się na współpracę z takimi krajami jak Chiny, które choć dla USA są głównym konkurentem, to dla nas ważnym partnerem handlowym.
Polska wstaje z kolan?
Sikorski mówił też o konieczności reformy czołowych instytucji międzynarodowych, na czele z ONZ, tak by lepiej oddawały realną siłę państw Ameryki Łacińskiej czy Indii. Odniósł się też do konfliktu na Bliskim Wschodzie, podkreślając zarówno prawo Izraela do obrony, jak i Palestyńczyków do posiadania własnego państwa.
Ład oparty na regułach uznaje i chroni też prawa człowieka. Przywiązanie do nich nie oznacza jednak – podkreślał Sikorski – odejścia od ochrony granic, zwłaszcza w sytuacji, gdy migracje wykorzystywane są przez autorytarnych aktorów do działań hybrydowych przeciw zachodnim demokracjom, a niekontrolowana migracja stanowi paliwo dla prawicowego populizmu. Tu pogodzenie idealizmu i pragmatyzmu wydaje się szczególnie trudne.
Sikorski mówił też o konieczności zmierzenia się pytaniem o reformę traktatów europejskich. Polska również tutaj musi wykazać się „kreatywną asertywnością”, tak by na ołtarzu obrony jednomyślności nie złożyć korzystnego dla Polski w dłuższej perspektywie rozszerzenia Unii w kierunku wschodnim i południowym. Zamiast pisowskiej narracji o Niemcach, którzy zmieniając traktaty, chcą zlikwidować „polską państwowość”, Sikorski bardzo konkretnie mówił o możliwych systemach ważenia głosów krajów członkowskich w nowej, zreformowanej Unii. Bardzo sensownie apelował, by różnice w tej kwestii były w Polsce przedmiotem debaty, a nie wyzywania się od zdrajców.
W szczegółach można polemizować z niektórymi diagnozami i receptami Sikorskiego. Szef MSZ musi też z pewnością pokazać, jak zamierza przekuć swoje diagnozy na konkretne posunięcia polityczne, aby wszystko nie skończyło się niezrealizowanymi obietnicami. Jak sam przyznał, po ośmiu latach rządów PiS, konieczna jest odbudowa polskiej służby zagranicznej oraz samego MSZ jako centrum polityki zagranicznej państwa.