Z roli etatowego zbawcy ludu antypisowskiego dał się Rafał Trzaskowski zredukować do pozycji włodarza rozkopanej ponad miarę stolicy. To nie rokuje.

Prezydent Warszawy nie ma wyjścia — 7 kwietnia w wyborach samorządowych będzie próbował zdobyć reelekcję w pierwszej turze. Teoretycznie sprawa jest prosta jak iglica Pałacu Kultury i Nauki. Skoro w 2018 r. Trzaskowski wygrał w pierwszej turze ze znanym na prawicy kandydatem PiS, dynamicznym młodzianem Patrykiem Jakim, to teraz powinien sobie bez większego trudu poradzić z nieznanym, mało dynamicznym młodzianem Tobiaszem Bocheńskim.

W rzeczywistości jednak sprawa jest równie skomplikowana, co status gruntów w centrum stolicy.

Oto bowiem Donald Tusk na ostatniej prostej jednoosobowo zerwał negocjacje z Lewicą w sprawie wspólnego startu w wyborach samorządowych. Nawet jeśli Tusk nie kierował się chęcią uprzykrzenia losu Trzaskowskiego — a całkiem tego wykluczyć nie można, o czym za chwil parę — to prezydent stolicy stanie się główną ofiarą jego decyzji. Poza samą Lewicą, rzecz jasna.

Chodzi o to, że po decyzji Tuska Lewica musi wystartować w wyborach sama. A to dla niej niełatwa sytuacja, bo ze względu na ordynację wyborczą i podział mandatów w terenie, realny próg wyborczy w głosowaniu do sejmików wojewódzkich wynosi ok. 10-12 proc. To znaczy, że Lewicy może być trudno wprowadzić swych ludzi, bo w ostatnich wyborach sejmowych dostała 8,61 proc. poparcia. W tej sytuacji Lewica musi rzucić wszystkie siły w wyborach na prezydentów dużych miast, gdzie jest duży elektorat lewicowy. Wyraziści kandydaci prezydenccy zwiększają szansę na dobry wynik w wyborach do sejmików, które są miarą znaczenia partii.

Pierwsza na liście Lewicy jest rzecz jasna Warszawa, jako najbardziej kosmopolityczne polskie miasto. Kandydatką będzie tu wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, która już rozpoczęła prewencyjny ostrzał Trzaskowskiego. Nie ma mowy o miłej, niemal koalicyjnej kampanii, bo Biejat nie będzie walczyć z Bocheńskim, tylko głównie z Trzaskowskim.

Prezydent stolicy naciskał na premiera, aby zawiązał przedwyborczą koalicję z Lewicą, ale bezskutecznie. Czy elektorat Platformy w to wierzy, czy nie — faktem jest, że między obu panami nie ma chemii. Daleko stąd do tezy, że Tusk pogonił Lewicę po to, aby napytać Trzaskowskiemu biedy. Ale nie ma wątpliwości, że kłopoty Trzaskowskiego nieszczególnie go martwią.

Im ciężej Tusk pracował nad pokonaniem PiS, tym szybciej symboliczne znaczenie Trzaskowskiego malało. A gdy Tusk został premierem, Trzaskowski przestał być potrzebny.

Z całej tej sytuacji zadowolony jest PiS. A to dlatego, że Biejat na pewno odbierze część wyborców Trzaskowskiemu, czyli osłabi go w pierwszej turze głosowania. Na to właśnie liczy Nowogrodzka — że ze względu na odpływ elektoratu do Biejat Trzaskowski nie zbierze wystarczającego poparcia, by wygrać z Bocheńskim w pierwszej turze. A dwie tury to byłaby wizerunkowa klęska.

Rzecz jasna, Trzaskowski i tak prezydentem stolicy pozostanie — nie zaszkodzi mu nawet to, że Warszawa jest wyjątkowo rozkopana i rekordowo zakorkowana. Nawet jeśli wielu warszawiaków jest wściekłych na sytuację w mieście, to przecież nie znaczy, że pragną rządów PiS, które gremialnie jesienią pogonili — w stolicy partie koalicji dostały w wyborach sejmowych niemal 70 proc. głosów, zaś PiS ledwie 20 proc.

Szkopuł w tym, że Warszawa miała być dla Trzaskowskiego tylko przystankiem na drodze po prezydenturę RP. Od przejęcia przez PiS władzy w 2015 r., przez wygraną w stolicy w 2018 r., po wyrównany wyścig z Andrzejem Dudą w nienormalnych wyborach prezydenckich w 2020 r., Trzaskowski był etatowym mesjaszem ludu antypisowskiego, jedyną nadzieją na polityczne pogrzebanie Kaczyńskiego. Sytuacja zmieniła się w 2021 r., gdy do polskiej polityki wrócił Donald Tusk i mimo oporu Trzaskowskiego odzyskał szefostwo Platformy. Im ciężej Tusk pracował nad pokonaniem PiS, tym szybciej symboliczne znaczenie Trzaskowskiego malało. A gdy jesienią Tusk przejął władzę i został premierem, Trzaskowski po prostu przestał być potrzebny.

W dodatku premier ogołocił go ze wszystkich głównych współpracowników — Marcin Kierwiński, Borys Budka, Barbara Nowacka, Cezary Tomczyk i Sławomir Nitras zostali ministrami. Trzaskowski został sam.

Co prawda Tusk raz na jakiś czas opowiada, że prezydent Warszawy to naturalny kandydat na prezydenta całej Polski. Ale od otoczenia Andrzeja Dudy po przedstawicieli rządzącej koalicji częste jest przekonanie, że wystartuje sam Tusk.

Na dziś bije na głowę wszystkich potencjalnych kandydatów PiS. Ale jest problem — gdyby do drugiej tury wszedł Szymon Hołownia, Tusk ryzykowałby porażkę. A nie może sobie na to pozwolić. Czy to szansa dla pana Rafała? Może. Choć raczej — to kłopot dla pana Szymona.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version