Kreml stanie niedługo przed wyborem: pakować gigantyczne pieniądze w wojnę czy raczej zadbać o to, by w rosyjskich domach nie zabrakło masła.
Długo wydawało się, że wbrew oczekiwaniom wojna i zachodnie sankcje nie za bardzo zaszkodziły Rosji i jej gospodarka ma się zadziwiająco dobrze. Teraz sytuacja się zmienia. Czołowi bankierzy w kraju i wpływowe ośrodki analityczne podnoszą alarm.
— W ciągu ostatnich dwóch lat rosyjska gospodarka działała jak maratończyk na sterydach, a te sterydy się wyczerpały. Każdy kolejny miesiąc zwiększa presję. Kreml zbliża się do punktu krytycznego. Nagły upadek podobny do tego z lat 90. jest mało prawdopodobny, jednak już dziś jesteśmy świadkami w dużej mierze nieodwracalnego zwrotu w kierunku stagnacji — podkreśla ekonomistka Alexandra Prokopenko z Carnegie Russia Eurasia Center.
Władimir Putin może być coraz bliżej punktu, w którym będzie musiał wybierać, co bardziej mu się opłaca.
Rosja: masło pod kluczem
Rosnące ceny były jednym z najczęściej poruszanych tematów w pytaniach nadesłanych na doroczną konferencję prasową Putina. Wynagrodzenia w Rosji wzrosły w zeszłym roku, ale kluczowe artykuły spożywcze i inne podstawowe towary podrożały znacznie bardziej. Jedną z najbardziej dotkniętych grup są pracownicy państwowi, na których poparcie Putin do tej pory mógł bez problemu liczyć.
Foto: ALEXANDER KAZAKOV / SPUTNIK / KREMLIN POOL / PAP/ EPA
Obchody Nowego Roku, najważniejszego święta dla Rosjan, upłynęły pod znakiem drożyzny. Wyliczono, że cena typowej noworocznej kolacji wzrosła o 30 proc. w ciągu roku. Kreml jest do tego stopnia zdesperowany, że naciska na główne sieci supermarketów, aby czasowo ograniczyły wzrost cen.
Dla mniej zamożnych Rosja coraz wyższe ceny żywności kładą się cieniem na każdą wyprawę na zakupy. A wzrost jest naprawdę dynamiczny, niejednokrotnie ceny zmieniają się dwukrotnie w ciągu tego samego dnia. — Trudno jest nadążyć, ponieważ osoby układające produkty na półkach nieustannie zmieniają ceny. Półki są pełne, mamy teraz masło z Turcji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ale ceny są poza moim budżetem — skarżyła się pewna emerytka z Moskwy. Ceny masła są tak wysokie, że w wielu sklepach jest ono wystawiane na specjalnych półkach, zamykanych na klucz.
Inflację napędza szybki wzrost płac w sektorze wojskowym. Firm, które nie trudnią się produkcją na potrzeby armii, nie stać na walkę o pracowników. Na rynku jest ich niewiele i domagają się wysokich wynagrodzeń. — Ceny rosną z powodu wojny. W gospodarce najważniejsze stały się wydatki nieproduktywne. Płace rosną, ponieważ pracodawcy muszą konkurować o siłę roboczą — tłumaczy Prokopenko.
Nieustanny wzrost inflacji skłonił rosyjski bank centralny do podniesienia stóp procentowych do bezprecedensowego poziomu 21 proc. Prominentny rosyjski polityk Siergiej Mironow wezwał nawet do zdymisjonowania przewodniczącej banku centralnego Elwiry Nabiulliny, protegowanej Putina.
Foto: ALEXANDER KAZAKOV / KREMLIN / POOL / PAP/ EPA
Sektory gospodarki związane z wojskiem są jedynymi, w którym wzrost jest nadal widoczny. Wszędzie indziej w gospodarce wzrost jest nieobecny lub niemal niezauważalny. Na dodatek niezwykle wysokie stopy procentowe oznaczają, że odkładanie pieniędzy na koncie oszczędnościowym jest bardziej opłacalne niż inwestowanie w biznes. — Nawet sektor obronny niechętnie płaci wykonawcom, ponieważ bardziej opłaca się lokować pieniądze na depozytach. Nie można uzyskać pożyczki z powodu zaporowych stóp procentowych. Wszyscy są wściekli — mówił zastępca dyrektora jednej z firm.
Według Aleksieja Repika, przewodniczącego stowarzyszenia biznesowego, firmy rezygnują w rezultacie z planowanych inwestycji. Jak ujął to pewien biznesmen w wywiadzie dla rosyjskiej edycji magazynu „Forbes”: — Nie ma przyszłości. Myślenie o długoterminowych planach prowadzi głównie do depresji. Trudno jest wymyślić pomysł na biznes, który mógłby konkurować z depozytem w Sberbanku.
Wojna zjada budżet
Wydatki wojskowe zjadają rosyjski budżet. Stanowią 8 proc. PKB i do 40 proc. wydatków państwa. Znaczna część tych pieniędzy jest wydawana na żołnierzy kontraktowych. Ze względu na gigantyczne straty (w październiku rosyjska armia traciła 1,5 tys. żołnierzy dziennie) potrzebnych jest ok. 30 tys. nowych rekrutów miesięcznie. Kreml przyciąga ich za pomocą zachęt finansowych, m.in. premii rekrutacyjnych, które sięgają nawet 2 mln rubli (19 tys. dol.) w Moskwie i 3 mln rubli (29 tys. dol.) w niektórych obwodach oraz bardzo wysokich wynagrodzeń. Świadczenia te stanowią coraz większe obciążenie dla budżetów regionalnych. Ale z powodu kurczącej się puli chętnych do wojska muszą być podnoszone. Co więcej, władze muszą sięgać po dodatkowe zachęty, takie jak umorzenie długów, czy świadczenia zdrowotne dla rodzin żołnierzy.
Będzie jeszcze gorzej. Oleg Wjugin, były rosyjski wiceminister wyjaśnia, że aby płacić za wojnę, rząd zrezygnował z zasady, która zobowiązywała go do przechowywania w specjalnym funduszu wszystkich dodatkowych dochodów, gdy cena ropy wzrasta powyżej 45 dol. za baryłkę. Zamiast tego zaczął wydawać swoje oszczędności. Fundusz szybko się kurczy. Według danych rosyjskiego ministerstwa finansów od początku inwazji do grudnia 2023 r. wyczerpano około 44 proc. płynnych aktywów funduszu. Putin nie znalazł się jeszcze w sytuacji podbramkowej, ale widać coraz wyraźniej, że nie będzie mógł utrzymywać w nieskończoność wydatków wojennych na obecną skalę.
— Podobnie jak niektórzy z jego sowieckich poprzedników, Putin wydaje się zakładać, że ogromne wydatki wojskowe, zarządzane przez specjalistów od liczb, mogą uratować kraj, a nie doprowadzić do jego bankructwa. Reżim komunistyczny zbyt późno przekonał się, że gospodarka zbudowana na wojnie nie może przetrwać wiecznie, bez względu na to, jak dobra jest matematyka planistów — podkreśla rosyjski politolog Andriej Kolesnikow.
Jak rzucić Putina na kolana?
Po stracie większości europejskich rynków ropy naftowej i gazu ziemnego Rosja została zmuszona do obniżenia ceny ropy o 15 proc. W rezultacie od listopada 2023 r. do listopada 2024 r. spadły przychody z eksportu ropy naftowej.
Nowe sankcje wymierzone w eksport rosyjskich paliw lub wyraźny spadek ich cen mogą wywołać kryzys gospodarczy w Rosji. Na światowym rynku nie brakuje ropy, więc to dobry moment na zaostrzenie sankcji wobec rosyjskiego eksportu paliw. W 2022 r. światowe ceny ropy wynosiły ponad 100 dol. za baryłkę, a inflacja w wielu krajach Zachodu szybko rosła. Waszyngton i jego europejscy partnerzy wyłączyli paliwa z sankcji finansowych nałożonych na Rosję z obawy, że podniesie to światowe ceny i zaszkodzi ich własnym gospodarkom. Dziś inflacja w Stanach Zjednoczonych i strefie euro spadła do prawie 2 proc. Ceny ropy spadają (wynoszą około 70 dol. za baryłkę) i mogą spaść jeszcze bardziej, jeśli Donald Trump spełni swoje zapowiedzi dot. zwiększenia wydobycia paliw w USA.
Dlatego administracja Joego Bidena ogłosiła w piątek nowy pakiet sankcji. Po raz pierwszy wymierzone są bezpośrednio w rosyjski sektor energetyczny.
Foto: AA/ABACA / Abaca Press / Forum
Theodore Bunzel, dyrektor zarządzający w Lazard Geopolitical Advisory, niegdyś wysoko postawiony urzędnik w amerykańskim Departamencie Skarbu twierdzi, że jeśli udałoby się znacząco ograniczyć rosyjski eksport ropy, zablokować rosyjską „flotę cieni”, a do tego UE wprowadziłaby całkowity zakaz sprzedaży rosyjskiego gazu (nadal stanowi 20 proc. europejskiego importu), to mogłoby to rzucić Putina na kolana.
— Rozprawienie się z rosyjską gospodarką i machiną wojenną jest najbardziej opłacalnym sposobem na zapewnienie Trumpowi tego, czego najbardziej pragnie: trwałego porozumienia między Rosją a Ukrainą. Zwiększenie ekonomicznego wpływu na Moskwę jest mniej ryzykowne niż drastyczna eskalacja wsparcia wojskowego dla Kijowa, a bez dodatkowych nacisków Rosja nie ma motywacji do negocjowania w 2025 r. Jeśli Trump zmusi Moskwę do zaakceptowania rozsądnych warunków zawieszenia broni, przyciskając do muru jej kruchą gospodarkę, to jego prezydentura nie okaże się cudem, na który liczył Putin — dodaje.