Jarosław Kaczyński, gdy rządził, zasłynął prostolinijnym oczekiwaniem wobec swoich zwolenników: „Proszę popierać i nie przeszkadzać”. Władza prezesowi wymknęła się z rąk, ale dyrektywa ta jest w mocy, skoro Kaczyński przekonuje wyborców PiS do głosowania na listy do Parlamentu Europejskiego swojego autorstwa. A postanowił wysłać do Brukseli wszystkich partyjnych ancymonków, którzy mogą mieć problemy z prawem i chcą uciec przed sprawiedliwością.
Roman Giertych porównał listy PiS do PE do arki Noego. Ja bym raczej nazwała je tratwą ratunkową. Faktem jest, że rozmach prezesa zaskoczył nawet niektórych w partii. Marek Suski, słysząc, że Maciej Wąsik, jeden z byłych nadzorców służb, ma kandydować z jedynki u niego na Mazowszu, na posiedzeniu partyjnych władz położył się Rejtanem i zagroził, że jeśli taki będzie wyrok prezesa, to on rezygnuje z funkcji szefa mazowieckich struktur PiS.
Przyznam, że nie spodziewałam się takiego przebłysku przyzwoitości u Suskiego, jednego z najwierniejszych kompanów prezesa, ale po ludzku jakoś go rozumiem. W końcu Suski jest wśród 31 osób wezwanych przez prokuraturę do złożenia zeznań w sprawie wykorzystywania Pegasusa. Zeznawać ma w charakterze poszkodowanego, bo – jak się okazało – służby pod rządami Wąsika i Mariusza Kamińskiego inwigilowały nie tylko polityków opozycji, ale i partii rządzącej, np. Suskiego.
Solidaryzując się z Suskim w jego oburzeniu, spieszę zauważyć, że to nie koniec powodów do takich emocji. Bo i Mariusz Kamiński będzie walczył o miejsce w Brukseli. I to mimo że obaj z Wąsikiem zostali już raz skazani za nadużywanie uprawnień w służbach, choć przekonują, że są niewinni, bo prezydent ich ułaskawił. Lista zarzutów pod ich adresem z dnia na dzień się wydłuża. Ostatnio dołączył do niej zarzut nielegalnego głosowania w Sejmie, już po wyroku sądu, do czego obaj nie mieli prawa. A i to nie koniec ich problemów, bo prokuratura szykuje wnioski o uchylenie immunitetów w sprawie zakupu i wykorzystywania Pegasusa.
Do Brukseli wybiera się także Daniel „wszystko mogę” Obajtek, zwany w PiS „don Orleone”. Z woli prezesa wystartuje z Podkarpacia. Pan Daniel jeszcze kilka miesięcy temu zapewniał, że praca w Orlenie była dla niego „jak gra w Lidze Mistrzów”, ale ostatnio zmienił zdanie i stwierdził, że to było „życie w piekle”. Piekielne tortury – oprócz dwóch milionów, które zarobił w rok w paliwowym koncernie – ma mu więc osłodzić europoselski mandat. Obajtek myśli pewnie, że będąc w Brukseli, zejdzie z linii strzału prokuratury, wszak ta bada co najmniej kilka spraw, w których podejmował decyzje. Wśród nich są sprzedaż części aktywów rafinerii Lotos Saudyjczykom co najmniej 5 mld zł poniżej wartości i narażenie Orlenu na stratę 1,6 mld zł w związku z zakupem wenezuelskiej ropy, która nigdy nie została dostarczona.
PiS chce wysłać do Parlamentu Europejskiego również Adama Bielana, alias sponsor. Jako lider kanapowej partyjki Republikanie wynegocjował za czasów PiS nadzór nad kilkoma instytucjami, które jego ludzie z różnym skutkiem próbowali doić przez ostatnie lata. Tymi operacjami też interesuje się prokuratura. Z podobnych powodów na listach nie mogło zabraknąć wiecznego europosła Ryszarda Czarneckiego, podejrzewanego o wyłudzenie kilometrówek. Pod rządami PiS akta sprawy Czarneckiego zamknął w swoim garażu szef lubelskiej prokuratury Jerzy Ziarkiewicz. Ale po odwołaniu go ze stanowiska i otwarciu garażu śledztwo pewnie ruszy z miejsca.
Ale i tak najbardziej dobitnym przykładem spłaty politycznych długów przez prezesa jest miejsce na liście do europarlamentu dla Jacka Kurskiego. Król kiczu, hejtu i partyjnej propagandy w TVP wyprosił „biorące miejsce” na liście, co oznacza, że ma pewny mandat w Brukseli. Kurski ma przed czym uciekać z kraju, bo NIK zgłasza zastrzeżenia do wydatków TVP pod jego rządami, a i prokuratura zaczyna się im wnikliwie przyglądać.
Dla wyborców PiS listy Kaczyńskiego będą testem cierpliwości i partyjnej lojalności. Jeśli z takimi jedynkami PiS wygra wybory, będzie oznaczało, że wyborcy tej partii są nie tylko wyznawcami, ale i wspólnikami. Ale zaciąg różnej maści aferzystów może zmobilizować elektorat przeciwnika. Tak się stało w 2018 r., gdy o prezydenturę Warszawy walczył Patryk Jaki. Wyborcy demokratycznej opozycji tak się przestraszyli zagończyka Ziobry, że dali Trzaskowskiemu prezydenturę już w pierwszej turze.