Najpierw latami żyją uśpieni. Wchodzą w związki, pracują, ale jak na automacie. I nagle po czterdziestce coś się zmienia. Pojawiają się kryzysy w związkach, w pracy, w życiu. Potrzeba zmian. Często dopiero rozwód bywa bodźcem, dzięki któremu dojrzałość staje się nowa, ekscytująca i pełna.
– Przez dwanaście lat małżeństwa ani razu nie byłam na fitnessie. Ani razu nie poszłam do kosmetyczki. Ani razu nie wybrałam się do teatru. Ba, nigdy w życiu nawet nie byłam filharmonii – relacjonuje spokojnie Wiktoria (41 lat).
Czy obwinia swojego męża za to, że popadli w stagnację? Że nic im się nie chciało, poza życiem „na autopilocie”: śniadanie, praca, obiad, praca, zakupy, dom, serial, sen? Oczywiście, że nie. – Każdy jest panem swojego losu, chociaż… Na początku związku jeszcze gdzieś chodziliśmy, lubiliśmy w restauracjach próbować nieznanych smaków. Po ślubie wzięliśmy obezwładniający kredyt na mieszkanie, żyliśmy od pierwszego do pierwszego. Przestało nam się chcieć wychodzić na spacery czy do kina. Nie wiem, czemu tak się stało. Po prostu oboje wyhamowaliśmy, zachowując się jak typowe, znudzone sobą małżeństwa – ocenia. I rozpromienia się, gdy wyznaje:
– Od dwóch lat pięć razy w tygodniu chodzę na pilates, aktywnie nadrabiam życie kulturalne. W filharmonii jestem co kilka tygodni. W teatrze kilka razy w miesiącu. Zamiast czarnych noszę pasiaste swetry i różowe sukienki. Czuję się tak, jakbym odzyskała życie, którego nigdy nie miałam – przyznaje.
Czy to przypadek, że zbiegło się to u niej z rozwodem oraz z rozpoczęciem piątej dekady życia? Trzy lata temu Wiktoria poprosiła męża o poważną rozmowę. Ustalili, że wprawdzie nadal się lubią, ale miłość zgasła. Oboje płakali, kiedy sędzia orzekła rozwód, ale teraz rozkwitają. Osobno. On związał się z młodszą kobietą, z którą zaczął pływać na windsurfingu. Wiktoria żyje pełną piersią, a na rynku matrymonialnym na razie się, jak twierdzi, „rozgląda”.
Natychmiast żyć
– Oczywiście, zauważam wśród pojedynczych pacjentów to zjawisko, choć nie mogę uznać tendencji za obowiązującą – uśmiecha się Agata Wilska, psycholożka, terapeutka. – Pamiętajmy, że w gabinecie ludzie pracują z nami w kryzysie, zwykle są na rozstaju dróg. Na etapie, kiedy ich związki przestają działać. Dopiero potem następuje kolejna faza, gdy cykl życia relacji się wypalił i tworzy się przestrzeń na nowe. Pojawiają się dodatkowe okoliczności, w których ktoś może zająć się sobą. Wcześniej często nie ma na to przestrzeni, ze względu na różnego rodzaju kompromisy, m.in. małe dzieci, zobowiązania zawodowe i prywatne. Często oznacza to zaniedbywanie swoich potrzeb. Ale nachodzi czas, kiedy niektórzy chcą sobie na to pozwolić. Może mają już odchowane dzieci, może spłacili kredyty, może pojawia się chęć posiadania czasu głównie dla siebie. Rozwoju.
– Czterdziestka to nierzadko moment, gdy pojawia się refleksja, że „trzeba natychmiast żyć, jest później, niż się wydaje”, jak mówił ksiądz Jan Kaczkowski. Ludzie zaczynają przyglądać się swojemu życia, zadawać pytania: gdzie ja jestem? Czego potrzebuję? Czego mi brakuje? Niektórzy biorą się więc za realizację marzeń, celów i potrzeb – podkreśla terapeutka. Od niedawna ma w terapii mężczyznę ok. czterdziestki, którego długoletni związek się wypalił. Chciałby się dojrzale rozstać.
– Niektórzy nie wiedzą, co mają zmienić, lecz wyraźnie czują, że coś jest w ich życiu nie tak – opowiada Robert Milczarek, psycholog, terapeuta, wykładowca akademicki. – To etap, w którym podczas podróży życiowej docieramy na wzgórze. Potem będzie już z górki… Czterdziestka to dla wielu osób czas urealnienia. Nagle orientujemy się, że życie ma przydatność do spożycia, i to mocno ograniczoną! Niezbędna wydaje się akceptacja tego stanu rzeczy. Ale też pojawia się potrzeba unikania zgniłych kompromisów i czerpania z życia w możliwie najlepszy sposób — mówi ekspert. I dodaje, że istotne jest wzięcie odpowiedzialności za to, że zmiany mogą wiązać się z trudnymi decyzjami, na przykład z rozstaniem, rozwodem.
— Wiele osób wykazuje chęć pełniejszego korzystania z licznych potencjałów czy możliwości, bo zazwyczaj ludzie w okolicy czterdziestki zebrali sporo doświadczeń, umiejętności, zasobów. Ale też widzą, że ich znajomi albo się rozstają, albo tkwią w klinczach relacji prywatnych czy zawodowych; z lęku przed oceną, z przyzwyczajenia, ze strachu przed zmianą czy samotnością. Przyglądając się temu, może łatwiej uświadomić sobie, że osobiście się tego nie chce — podsumowuje ekspert.
Ogarniaczki
Niemal wszyscy znamy tego typu historie. Oto w okolicach czterdziestki ktoś zaskakująco i widowiskowo zmienia swoje życie. Albo idzie intensywnie w kierunku nowej pasji (motocykle, kitesurfing, wspinaczka, rozwój duchowy), albo zakochuje się w innej osobie, bierze rozwód, albo przebudowuje styl życia: miejsce zamieszkania, pracę, sposób funkcjonowania, zawód.
Możemy z tego żartować, ale rzeczywiście część osób w piątej dekadzie życia, a czasem później, nagle potrzebuje zmiany o sto osiemdziesiąt stopni. I robi to, mimo krytyki, oburzenia, zdziwienia czy wyśmiewania.
– Zwykle osoby po czterdziestce albo mają odchowane dzieci, albo uznały, że rodzicielstwo jest poza nimi – komentuje socjolożka Katarzyna Krzywicka, współprowadząca platformę edukacyjną Socjolożki.pl. – Czterdziestka bywa granicznym momentem, szczególnie przy podejmowaniu decyzji o macierzyństwie. Jeśli nie urodziłam do tego czasu dziecka, to już się z tym godzę, bardziej lub mniej. Pojawia się też szansa na złapanie oddechu u kobiet, które latami łączyły role zawodowe i rodzinne. Postanawiają jednak się otrząsnąć. Zaczynają bardziej dostrzegać siebie, swoje potrzeby i marzenia. I, co ciekawe, te refleksje dotyczą nie tylko osób z dużych miast, także ze średnich i małych miejscowości. Powstają różne stowarzyszenia, grupy sportowe czy wsparcia, chóry, zespoły, inicjatywy. Poza tym po czterdziestce mamy często w miarę ustabilizowaną sytuację zawodową, a co za tym idzie: finansową. Możemy sobie pozwolić na to, aby żyć bardziej po swojemu – dodaje.
Socjolożka opowiada o kobietach w wieku 40 plus, które latami żyły, podobnie jak ich rodzice, w związkach niesatysfakcjonujących. I teraz nagle, także dzięki licznym treściom i przekazom medialnym, dotyczącym m.in. selfcare, decydują się na rozstanie czy szukanie prawdziwej miłości.
Krzywicka powołuje się na badanie, dotyczące kobiet w Polsce, które z zespołem przeprowadziła dla Onetu w 2018 r. – Jednym z segmentów były Ogarniaczki, do którego w 2018 r. należało około 20 proc. kobiet. Planerki i multitaskerki czerpią siłę z tego, że są w stanie zapanować nad wszystkim w domu, w pracy itd. Ale potem nadeszła pandemia COVID-19. I kiedy rodziny zostały uwięzione w domach, na głowie kobiet było jeszcze więcej obowiązków. Znikąd pomocy, chęci odciążenia. Kiedy w 2023 r. powtórzyłyśmy to badanie, okazało się, że segment Ogarniaczek zmniejszył się o…połowę. Kobiety nie chcą już tylko poświęcać się dla innych, skoro nawet nikt tego nie docenia. Często idą za tym decyzje, które zmieniają życie – podkreśla badaczka.
Dla siebie
O Hubercie (45 l.) znajomi mówią, że przeżywa „kryzys wieku średniego”. On się oburza: „Co za głupoty”. „Ja po prostu wierzę w życie po czterdziestce”, dodaje. Kiedy skończył 39 lat, w ciągu kilku miesięcy zmarli jego rodzice. Wkrótce w wypadku motocyklowym zginął najmłodszy brat Huberta. On sam dziś wspomina, że przez kolejny rok nie mógł sobie poradzić ze smutkiem, z żałobą, ze strachem, czy może będzie następny? Zawalał wszystko, włącznie z pracą i małżeństwem, z ojcostwem. Dużo pił. Pojawiły się długi. Nastoletnia córka wykrzyczała mu, że już nie może na niego liczyć i że go nienawidzi. Żona nawet nie kryła, że z kimś się spotyka, a rozwód jest kwestią czasu.
Czuł się niezrozumiany. Terapii bał się jak diabeł święconej wody, więc któregoś razu, po kolejnym pobycie w izbie wytrzeźwień, zapisał się do psychiatry. Ten zdiagnozował depresję, przepisał farmakologię. Polecił mu także grupę wsparcia dla alkoholików, chcących wyjść z nałogu.
Od kilku miesięcy Hubert prawie nie pije (zdarzyły mu się dwa smutne powroty do alkoholu). Żona wystąpiła o rozwód, a że sprawy majątkowe są zagmatwane, proces się może toczyć latami. Hubert stara się tym nie przejmować; wyprowadził się do mieszkania po rodzicach. Łapie dorywcze prace jako grafik. W tygodniu często widuje się z córką na obiady, które sam przyrządza. Długo gadają. Ostatnio przyprowadziła chłopaka, poznali się, jest miło.
W weekendy Hubert ma czas tylko dla siebie. Zapisał się do amatorskiego chóru gospel; zawsze chciał ćwiczyć głos, ale się wstydził śpiewać. Szykuje się do koncertu w domu kultury. Poza tym dołączył do grupy dwudziestolatków, którzy trenują freestyle na rowerach BMX. Hubert właśnie taki rower sobie zakupił: jako nastolatek o nim marzył. Jakby tego mało, porzucił casualowy styl ubierania na rzecz szerokich spodni, flanelowych koszul, kolorowych bluz i kapeluszy. Stąd niewybredne komentarze otoczenia. — A ja po prostu już wiem, że nie ma co czekać z realizowaniem marzeń, bo mamy jedno życie. Zrozumiałem to dopiero po czterdziestce, kiedy najbliżsi odeszli. Na szczęście mam dla kogo żyć, dla córki, no i dla siebie!” — komentuje. O miłości na razie nie myśli. Teraz jego kolejnym celem jest powrót do jazdy na deskorolce.
Potencjał kryzysu
Zdaniem psychologów Agaty Wilskiej i Roberta Milczarka, radykalne czy widowiskowe zmiany stylu życia, które przydarzają się ludziom w okolicach czterdziestki, mogą brać się też z zaprzeczania upływowi czasu. I z potrzeby utrzymania przywilejów młodości. – Chęć „nażycia się” może wynikać z głębokiej refleksji, że już nie ma czasu funkcjonować „na pół gwizdka”. Bywa, że pojawia się lęk i neurotyczna próba zatrzymania młodości – dodają.
– Kiedyś mówiło się o tym jako o kryzysie wieku średniego – przypomina Agata Wilska.– A kryzys to moment, kiedy rozumiemy, że nie może być dalej tak, jak jest i że coś się musi zmienić. Kryzys zawiera w sobie potencjał: i odrodzenia, i utraty. Jednak coś musi się rozpaść, aby ułożyła się nam nowa kompozycja. Pięknie ujął to psycholog Kazimierz Dąbrowski w swojej książce „Dezintegracja pozytywna”: musimy się rozpaść, żeby się złożyć na nowo. Inaczej.
– Czynnikiem decydującym o wielopoziomowej zmianie funkcjonowania bywa pogarszający się stan zdrowia, choroba czy śmierć bliskiej osoby – komentuje Robert Milczarek. – Pojawia się przekonanie, żeby ten czas, który mamy, możliwie jak najpełniej wykorzystać. I chęć dokonywania najlepszych wyborów, zgodnych ze swoimi wartościami, wrażliwością. Zazwyczaj około czterdziestki jesteśmy już najbliżej siebie.
Koniec cyklu
– Kiedyś moja przyjaciółka, pisarka Katarzyna Grochola, która była wtedy po czterdziestce (a mnie wydawało się, że to podeszły wiek), powiedziała: „Życie kobiety zaczyna się po czterdziestce! Bo wiesz już, czego nie musisz i wiesz już, kim na pewno nie będziesz. A to daje wolność…”. Dziś wiem, że miała absolutnie rację – opowiada Aneta Wrona, coach, trenerka komunikacji i biznesu.
Co jest wyjątkowego w przekroczeniu czterdziestki, że tak wiele osób wchodzi wówczas w „nowe rozdania”? – Cóż, latami żyjemy, realizując agendę rodziny, społeczeństwa, religii. Spełniamy pewnego rodzaju oczekiwania społeczne po to, żeby dobrze w społeczeństwie funkcjonować. Dopiero po jakimś czasie mamy szansę realizować własną agendę, czyli cele i plany. A dlaczego dopiero wtedy? Bo uwalniamy się od określonego cyklu, obowiązującego przez tysiąclecia, kiedy naszym zachowaniem sterowała ewolucja: dojrzałość płciowa, wydawanie na świat potomstwa, wychowanie go. Dopiero kiedy potomstwo ma własne dzieci, można odpocząć. Koniec cyklu. Dawniej rzeczywiście to oznaczało koniec życia. Obecnie żyjemy znacznie dłużej i inaczej – przyznaje Aneta Wrona.
Przypomina, że u progu XIX w. średnia oczekiwana długość życia ludności świata wynosiła najwyżej 30 lat! A według danych GUS za 2023 r. przeciętna długość życia w Polsce to 74,7 lata dla mężczyzn i 82 lata dla kobiet. – Zazwyczaj w tym wieku mamy już określoną pozycję zawodową, ekonomiczną, bezpieczeństwo i własne plemię, czyli siatkę społeczną, która nas inspiruje, wspiera – wylicza.
Obserwuje dwa główne nurty zachowań związanych z kryzysem wieku średniego, zbiegającego się często z czterdziestką. – Jedni przebierają się w skórzaną ramoneskę, kupują motocykle i wybierają młodszych partnerów lub partnerki. Inni kierują lupę na wnętrze, poznawanie własnych emocji, potrzeb, celów oraz marzeń. Zaczyna się fascynująca podróż w głąb siebie, często skutkująca nieoczekiwaną zmianą, odnalezieniem sensu.