– Polski sędzia może przekazać białoruskim służbom druzgocące dla naszego państwa, tajne, personalne informacje. O ile już tego nie zrobił – mówi w rozmowie z „Newsweekiem” Vincent V. Severski. Były oficer Agencji Wywiadu nie ma wątpliwości: reżim Łukaszenki „wyciśnie go jak cytrynę”, a Tomasz Szmydt stanie się teraz na Białorusi bohaterem antyzachodniej propagandy.
„Newsweek”: Informacja o ucieczce sędziego Tomasza Szmydta na Białoruś zszokowała chyba wszystkich, z wyraźnie zaskoczonym dziś szefem MSZ Radosławem Sikorskim włącznie. Pana też?
Vincent V. Severski: Ja akurat zszokowany nie jestem, w końcu to tematyka, którą zajmowałem się przez niemalże całe życie. I jestem w pełni świadomy tego, że Rosjanie i Białorusini mają swoje aktywa po naszej stronie. Na co dzień uważa się, że białoruskie służby są toporne i siermiężne jak cały białoruskim reżim, a to nieprawda. To są całkiem dobre służby. Jako były oficer wywiadu, muszę przyjąć założenie, że stoją za tym obce służby, do czasu aż się nie wykluczy tej wersji.
Dzisiejszy dzień jest ich sukcesem?
— Trudno to tak jednoznacznie określić. Trzeba zważyć, jakie były dla nich korzyści, oczywiście, jeśli przyjmiemy założenie, że Tomasz Szmydt był wcześniej zwerbowanym, regularnym agentem. Przyjmijmy je na potrzeby naszej rozmowy, choć wcale tak nie musiało być. Trzeba zatem dokładnie zważyć, jakie były korzyści wynikające z jego pracy dla wschodnich służb białoruskich i rosyjskich (wymieniam celowo nazwy obu państw, bo to właściwie dzisiaj jest to samo) i jakie są korzyści z samego ujawnienia faktu jego ucieczki na Białoruś.
Foto: Rafał Guz / PAP
Czyli w jednej wersji on po prostu nagle przekracza granicę i prosi w Mińsku o azyl. Ale w drugiej — o wiele trudniejszej dla nas — mógł od wielu miesięcy czy też lat przekazywać białoruskim służbom to, co wiedział…
— O tym właśnie mówię. Pytanie brzmi: jaki jest jego operacyjny status? Czy on przez lata pracował dla rosyjskiego wywiadu? Czy może po prostu z jakichś powodów podjął decyzję o ucieczce? Takie zdarzenia też miewają miejsce, co oczywiście nie umniejsza problemu, dlatego że oni go już tam wycisną jak cytrynę.
Co do samej kwestii podjęcia takiej decyzji: przecież to nie jest głupi człowiek, jeśli pracował w tak wrażliwej działce, to zdawał sobie sprawę, co to są informacje tajne i jaką mają wartość. Zatem mógł sobie z tego nazbierać całkiem pokaźną szafę i zabrać ze sobą jako materiał na wymianę i uwiarygodnienie na resztę życia. Z punktu widzenia tamtej strony oba rozwiązania właściwie są korzystne. Dlatego, że w przypadku agenta — nawet jeżeli kończy działalność, słabo już mu idzie praca albo kontrwywiad jest na jego tropie — robi się eksfiltrację i później zaczyna on nowe życie jako taki pionek, który opowiada różne dyrdymały w mediach przeznaczone dla tamtejszej opinii publicznej. Dla nas to jedynie dodatkowy policzek pokazujący: patrzcie Polacy, nie bądźcie tacy chojracy.
Mówi pan o materiałach, co do których Szmydt mógł mieć wiedzę. On sam dzisiaj przedstawił się nie tylko jako były dyrektor w biurze prawnym Krajowej Rady Sądownictwa, ale też sędzia II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Internauci szybko wypatrzyli na wokandzie sprawy, którymi miał się wkrótce zajmować. Choćby postępowania o odmowie wydania poświadczenia bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych z klauzulami takimi jak „Tajne”, „NATO Secret”, „ESA SECRET” czy „SECRET UE/EU SECRET”. To wywołuje dreszcze…
— Wywołuje. Jak pan mi teraz odczytuje nazwy tych klauzul to tak, można poczuć dreszcze.
Bo to są już naprawdę poważne sprawy.
— Bardzo! To są absolutnie top ważne rzeczy. Ja wiem, jak wygląda ankieta bezpieczeństwa, cała ta procedura, mam o tym dobre pojęcie, i zdaję sobie sprawę, jakie zniszczenia i konsekwencje taka wiedza, sprzedana na wschód, może przynieść naszemu państwu. Jest to szokujące. Teraz się nie dziwię, że i sam Radek Sikorski był w szoku.
Co to mogą być za informacje i jak bardzo mogą nam zaszkodzić?
— Nie mogę tutaj wchodzić w detale, ale zapewniam, że są to druzgocące, niesłychanie ważne, personalne informacje dotyczące różnych osób w kraju. Powiem tak: ja bardzo chciałbym mieć takiego agenta w Rosji czy Białorusi. Bardzo!
Ta historia rodzi skojarzenia z ostatnim polskim zdrajcą — żołnierzem Emilem Czeczko. Tylko że on właściwie niewiele miał Białorusi do zaoferowania poza dawaniem twarzy antyzachodniej propagandzie. I szybko przestał być reżimowi potrzebny, niedługo po dezercji został znaleziony martwy. Tymczasem Szmydt może mieć głowę pełną rzeczy, które ową głowę mogą długo chronić.
— Jeśli przyjmiemy wariant, że uciekał w przysłowiowych skarpetkach i samej koszuli, to będzie musiał wyprzedawać to, co ma w głowie. Nasze służby będą musiały zatem dokonać teraz dogłębnej analizy tego zdarzenia od strony operacyjnej. Co wiedział? Co mógł wiedzieć? Do czego miał dostęp? Czy były sygnały, które mogły wskazywać o jego braku lojalności? To jest praca dla wielu osób na wiele tygodni. Bardzo ciężka, żmudna, dokładna praca. A co do tego, jak tamta strona to wykorzysta — zobaczymy. Już teraz to jest dla nich korzystna sytuacja od strony operacyjnej. Pokazanie swojemu społeczeństwu, a przynajmniej tej jego części, która to kupuje: zobaczcie, jacy jesteśmy, jaką jesteśmy służbą, że potrafimy takie rzeczy robić!
Ten człowiek przed laty zasłynął jako członek hejterskiej ekipy KastaWatch, która — posługując się typowo białoruskimi metodami — próbowała dyskredytować sędziów niewygodnych dla ówczesnego rządu PiS. Tylko wtedy polskim służbom nie miała jak zapalić się lampka, bo ta grupa działała w owym czasie na korzyść władzy…
— No właśnie. Rozbijanie wymiaru sprawiedliwości w Polsce czy szerzej destabilizacja państwa, której elementem była ta cała operacja wymierzona w wymiar sprawiedliwości, jawiła się jako element operacji specjalnej rosyjskich służb. Mówiłem o tym już lata temu. Przecież nie tylko dla mnie, także dla wielu dziennikarzy, zajeżdżało to Kremlem na odległość. Jednak ówczesna władza sama tego chciała, to było politycznie korzystne, więc taki był tego efekt. Było kilka takich sfer naszego życia, ale rozbicie wymiaru sprawiedliwości w państwie to wręcz bajkowa operacja wywiadowcza. Można ją przeprowadzić przy pomocy dobrze uplasowanych 3-4 agentów. Oni tak rozbujają tę łódkę, że wszyscy możemy z niej powypadać.
Czy polskie służby powinny teraz zainteresować się osobami, które współpracowały z Tomaszem Szmydtem? „Hersztem” tej hejterskiej ekipy, której był członkiem, był wszak nie kto inny jak ówczesny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak…
— Z całą pewnością będą to robić. Od pewnego czasu polskie służby specjalne rozpoczęły intensywną pracę, której celem jest przejrzenie dokładnie tego, co działo się do tej pory. Nie trzeba przecież być premierem państwa polskiego, żeby dostrzec kremlowski zapach w wielu działaniach, które w Polsce miały miejsce. Ten wątek i wiele innych aspektów muszą być poddane wnikliwej analizie od strony kontrwywiadowczej, operacyjnej i wywiadowczej.
Pozostaje pytanie — dlaczego dowiadujemy się o tym wszystkim już po fakcie ucieczki?
— Jest taka zasada w szpiegostwie, że dobry szpieg rzadko wpada. Szpiegostwo generalnie jest bezpiecznym zawodem, jeśli agent jest dobrze prowadzony, przygotowany, może długo działać i przynosić straty i zniszczenia. Może udawać głupka, udawać naiwnego — szpiegostwo ma pełną paletę najróżniejszych modus operandi, jakie można wykorzystywać. Ludzie widzą na kilometr, co się dzieje, ale nie da się tego precyzyjnie udowodnić. Nie można złapać go dlatego, że nadaje szyfrem albo spotyka się w ciemnym zaułku z innym szpiegiem. Tak się dziś nie dzieje. Bardzo często szpiedzy chodzą po Krakowskim Przedmieściu, uśmiechają się do wszystkich, cieszą się szacunkiem i zaufaniem.
Jedno jest pewne — sędzia z Polski będzie teraz przez wiele dni, może tygodni, bohaterem białoruskich mediów.
— Z pewnością. Przyjęło się, że jeśli szpieg umiera w sensie operacyjnym, to musi dostać po tym drugie życie. Czyli taki wycofany czy zdekonspirowany szpieg wraca do kraju i musi teraz zarabiać w inny sposób. Mówiąc krótko: wozi się go jak małpę i pokazuje wszędzie, a on opowiada, jacy to my jesteśmy świetni, jakich mamy agentów, i że tam na zachodzie są również tacy wspaniali, walczący ludzie. Z całą pewnością o tym człowieku jeszcze sporo usłyszymy.