Szanowny Panie Prezydencie, ośmielam się napisać do Pana jako jeden z milionów Polaków zaniepokojonych sytuacją w kraju i niechlubną rolą, jaką odgrywa Pan w dewastowaniu porządku prawnego oraz niszczeniu zaufania obywateli do państwowych instytucji.

Pańska publiczna nadaktywność, którą z zażenowaniem można ostatnio obserwować, rzutuje nie tylko na ocenę Pana jako polityka, ale także ocenę urzędu, który w wyniku wyborów został Panu powierzony.

Obejmując z woli narodu urząd prezydenta, przysięgał Pan uroczyście, biorąc na świadka Boga, że „dochowa wierności postanowieniom Konstytucji”, będzie strzegł „godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli” będą dla Pana „zawsze najwyższym nakazem”.

Tymczasem, zamiast być „strażnikiem Konstytucji”, woli Pan być „strażnikiem żyrandola”, dla którego „najwyższym nakazem” jest partyjny interes PiS i wola Jarosława Kaczyńskiego. Z konsternacją patrzę, jak próbuje Pan odgadnąć życzenia i myśli prezesa, który od lat ostentacyjnie Pana lekceważy, traktując jak długopis do podpisywania ustaw.

***

Choć głosami milionów Polaków został Pan wyniesiony na najwyższy urząd w państwie, to do dziś nie potrafił Pan przeciąć politycznej pępowiny i stać się prawdziwą głową państwa, która dostrzega, że w Polsce żyją nie tylko wyborcy PiS, a rolą prezydenta jest dbanie o narodową wspólnotę, nie zaś otwieranie kolejnych frontów w polsko-polskiej wojnie. Aż chce się zacytować Mariusza Kamińskiego, który o Aleksandrze Kwaśniewskim powiedział, że zachowuje się „nie jak prezydent, ale prezio”, ułaskawiając swojego partyjnego kolegę. To, co kiedyś było politycznym grzechem, w czasie Pana prezydentury stało się polityczną cnotą nakazującą w imię kolesiostwa ułaskawić byłych szefów CBA bez prawomocnego wyroku sądu. Zrobił to Pan, choć jeszcze kilka lat wcześniej tłumaczył Pan dziennikarzom, że „ułaskawia się osoby uznane przez sądy za winne. Ułaskawienie nie jest uniewinnieniem, a akt łaski nie zmienia wyroku sądu i nie podważa winy skazanego”. Jednak gdy sprawa dotyczy partyjnych kumpli, nie jest już Pan tak pryncypialny. Ośmieszając siebie i sprawowany urząd, opowiada Pan banialuki o „uniewinnieniu” Kamińskiego i Wąsika. Potajemnie spotyka się Pan z I prezes sądu najwyższego w czasie, gdy w instytucji tej trwa bulwersująca, zakulisowa rozgrywka w sprawie wygaszenia poselskich mandatów przestępcom z PiS.

Tak przy okazji, jako pański samozwańczy kronikarz, przypomnę, że jeszcze w 2019 r. krytykował Pan „picie wódeczki” i prywatne spotkania z sędziami. Uznając słusznie, że „powoduje to ogromną dewaluację prestiżu wymiaru sprawiedliwości”. Najwyraźniej uważa Pan, że prezydentowi wolno więcej. Na przykład w imię fałszywie pojmowanej lojalności może Pan zrobić z pałacu prezydenckiego melinę, w której ukryją się poszukiwani przez wymiar sprawiedliwości skazańcy. Nie wiem, na co Pan liczył, ale powinien Pan zmienić doradców, bo zamiast politycznego thrillera przygotowali Panu scenariusz groteski zakończonej zatrzymaniem przez policję Pana kolegów, którzy już wili sobie gniazdko w gościnnych prezydenckich apartamentach.

Zapewniał pan kiedyś, że ciągle się czegoś uczy. Nie wiem, czy ma Pan problemy z koncentracją, czy złych nauczycieli, ale wciąż nie opanował Pan podstawowej dla dobrego polityka umiejętności uczenia się na swoich błędach i porażkach. Bez cienia refleksji powiela Pan kłamstwa o „więźniach politycznych” i bawi się w prawne gierki z ministrem sprawiedliwości, przerzucając na niego odpowiedzialność za wypuszczenie panów Kamińskiego i Wąsika z więzienia. O ich wolność, która przecież leży w Pana gestii, gotowy jest Pan walczyć za granicą, choćby na szczycie w Davos, podczas którego skarżył się Pan na bezprawie, jakie panuje w Polsce pod rządami Tuska. A jeszcze cztery lata temu, gdy ówczesny marszałek Senatu Tomasz Grodzki wybierał się na spotkanie do Brukseli, aby rozmawiać o stanie praworządności w Polsce, krytykował Pan tę eskapadę, twierdząc, że „to ciągłe jeżdżenie na skargi do Brukseli i gdzie się da ze strony polityków opozycyjnych rzeczywiście jest męczące i może być dla niektórych osób nawet irytujące”. Apelował Pan wówczas, aby załatwiać „swoje sprawy na miejscu”, w Polsce, i szanować „demokratyczne decyzje podjęte przez wyborców”.

***

Najwyraźniej zmienił Pan pogląd w tej sprawie 15 października zeszłego roku, gdy wyborcy powiedzieli dość władzy Zachłannej Prawicy. Nie zważając na wyborczy werdykt, wspiera Pan „bunt prokuratorów”, którzy dla obrony stanowisk i bajońskich apanaży wypowiedzieli posłuszeństwo Adamowi Bodnarowi. A był Pan przecież gorącym zwolennikiem połączenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, gdy idąc na rękę swojemu byłemu szefowi, Zbigniewowi Ziobrze, podpisał pan stosowną ustawę. Pańska kancelaria pisała w komunikacie z 12 lutego 2016 r., że „zdaniem Prezydenta to rozwiązanie powinno się przyczynić do zwiększenia skuteczności działań państwa w ochronie obywateli”.

Co się zmieniło, że tuż przed zeszłorocznymi wyborami postanowił Pan podpisać się pod nowelą ustawy, która przekazała wiele kompetencji prokuratora generalnego w ręce prokuratora krajowego i jednocześnie wprowadziła mechanizm zabezpieczający tego ostatniego przed odwołaniem. Czyżby, zamiast dbać o bezpieczeństwo obywateli postanowił Pan zadbać w pierwszej kolejności o bezkarność partyjnych kolegów i funkcjonariuszy, którzy pod Pana patronatem budowali quasi-mafijne państwo, a którym zajrzało w oczy widmo wyborczej klęski oraz rozliczenia ośmiu lat rozkradania Polski i czynienia z niej partyjnego folwarku. Bo jak inaczej interpretować Pana akceptację dla ustawowego zabezpieczenia zaufanego człowieka Zbigniewa Ziobry, świadka na jego ślubie, Dariusza Barskiego, przed dymisją ze stanowiska prokuratora krajowego. Wprowadzone na rympał przepisy uzależniające od Pana zgody zmiany na szczytach prokuratury miały po prostu zagwarantować wpływ Ziobry na prokuraturę nawet po utracie władzy. Stworzyliście towarzysko-polityczny układ, który sypie się na waszych oczach i nie jest Pan w stanie tego powstrzymać pokrzykiwaniem o „terrorze praworządności”. Muszę Pana zmartwić: będzie jeszcze gorzej, gdy prawo i sprawiedliwość na dobre rozgości się w Polsce po rządach bezprawia uprawianych przez PiS.

***

Zapewne to ta bezradność rodzi w Panu frustrację, która sprawia, że jako prezydent nie mając instrumentów wystarczających do rządzenia, sięga Pan po instrumenty pozwalające w rządzeniu przeszkadzać. Robił Pan, co mógł, aby opóźnić przejęcie władzy przez nową koalicję rządową, czym dał Pan czas politycznym gangsterom na ostatnie przekręty i jeszcze jeden skok na kasę. Potwierdzają to ujawniane w ostatnim czasie informacje o gigantycznych zarobkach funkcjonariuszy PiS w TVP i prokuratorów z politycznego nadania, a także o wielomilionowych przelewach z ministerialnych funduszy i państwowych instytucji do dziwnych fundacji i stowarzyszeń. Czy naprawdę nie jest Panu wstyd za kolegów, gdy czyta Pan doniesienia o tym, do kogo trafiały pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości?

Choć złośliwcy wciąż przypominają panu nacieranie „świętym łojem”, to nie przypuszczam, aby wierzył Pan w wypędzanie „demona weganizmu” salcesonem. A właśnie taki sztukmistrz dostał od Zbigniewa Ziobry prawie 100 mln zł na budowę centrum pomocy dla ofiar przestępstw. Jak wiadomo, osoby po traumatycznych przejściach najbardziej potrzebują studia telewizyjnego, radiowego oraz zaplecza technicznego niezbędnego do uruchomienia własnej telewizji, a taki obiekt wznosi były egzorcysta w Warszawie za państwowe pieniądze. Jakoś nie słyszę w tej sprawie pańskiego oburzenia i głosu wzywającego do rozliczenia naciągaczy, którzy traktowali Polskę jak dojną krowę. Czyżby zabrakło Panu groźnej miny, aby wyrazić swój gniew na przekazanie 17 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości dwóm organizacjom powiązanym z politykiem Suwerennej Polski Dariuszem Mateckim, który był zaangażowany w nagonkę na posłankę Magdalenę Filiks. Atakując matkę, zaszczuto też jej syna Mikołaja, który po publikacjach w rządowych mediach PiS został zidentyfikowany jako ofiara pedofila i popełnił samobójstwo.

Wówczas Pana nie było. Nie pochylał Pan smutno głowy i nie mówił o tym, jak bardzo jest wstrząśnięty. Nie spotkał się Pan z matką, która straciła syna, nie złożył publicznych kondolencji, nie wezwał ówczesnej władzy do opamiętania i nie wypowiedział Pan choćby jednego słowa krytyki pod adresem rządowych mediów i ludzi, którzy zmienili je w szczujnię zabijającą ludzi. A przecież to Pan był żyrantem miliardowych dotacji, które z budżetu państwa trafiały co roku do „publicznych mediów” na ich „misję”. Mam nadzieję, że dziś jest Panu choćby odrobinę wstyd, gdy na jaw wychodzi, ile zarabiali milionerzy z TVP, a jeden z beneficjentów tamtego układu, Marcin Wolski, w przypływie szczerości wyznaje, że współtworzył propagandę gorszą niż w czasach PRL. I że – jak mówi – zwyciężyła „logika stalinowska: kto nie jest z nami, jest przeciw nam”. Tak działały rządowe media, mając za nic ustawowy obowiązek realizacji „misji publicznej”, która ma polegać na oferowaniu programów cechujących się „pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością”. Zamiast tego za pieniądze podatników stworzono TVPiS i TVPdezinfo zajmujące się szerzeniem „propagandy sukcesu” i zwalczające bezwzględnie każdego krytyka lub przeciwnika obozu władzy. I właśnie tego bezprawia broni Pan dzisiaj, protestując przeciwko zmianom władz w mediach państwowych i dostrzegając nagle potrzebę ich zreformowania. Za późno już na święte oburzenie w tej sprawie, miał Pan osiem lat, by protestować i przywoływać do porządku.

***

Nie głosowałem na Pana, ale szanuję demokratyczny wybór, jakiego dokonali Polacy, dwukrotnie oddając w Pana ręce urząd prezydenta. Na finiszu pańskiej prezydentury widać wyraźnie, że to wielkie zobowiązanie Pana przerosło. Wciąż jednak w wielu ważnych dla milionów Polaków sprawach ma Pan szansę zachować się przyzwoicie.

Czego Panu i sobie życzę.

Tomasz Sekielski

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version