„Jak może czuć się człowiek, przeciwko któremu wzbiera fala? Myślę, że sekret białoruskiego dyktatora może polegać na tym, że należy on do tych ludzi, którzy w takich sytuacjach czują, że żyją” — pisze Marcin Strzyżewski w książce pt. „Białoruś. Kartoflana dyktatura”. We wtorek Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka został zaprzysiężony na kolejną kadencję. Najbliżej utraty władzy był po wyborach w 2020 r.
W tamtą letnią niedzielę do lokali wyborczych ustawiały się długie kolejki. Oficjalnie frekwencja przebiła 84 proc. Jeszcze w ciągu dnia w Mińsku pojawiły się dodatkowe siły milicji i wojsk wewnętrznych. Fotografowano funkcjonariuszy i ciężki sprzęt przed pałacem prezydenckim, na ulicach Marksa i Engelsa. Patrole wojska w pojazdach opancerzonych widziano przy wjazdach do miasta.
Jednocześnie na kanale telegramowym NEXTA Live pojawiały się wypowiedzi przedstawicieli służb mundurowych Białorusi, którzy deklarowali, że staną po stronie ludu. Jak się okazało, nie stanęli, a przynajmniej nie na tyle licznie, żeby zmienić sytuację w sposób, który moglibyśmy zauważyć.
Już około południa białoruska Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że frekwencja przekroczyła 50 proc., więc wybory będą ważne, a delegacja rosyjskiej Rady Federacji poinformowała, że podczas wyborów nie odnotowano naruszeń przebiegu elekcji. Pierwsze wyniki badań exit poll przedstawiono około godziny dziewiętnastej miejscowego czasu. Według nich na Łukaszenkę oddano 79,7 proc. głosów; 6,8 proc. dostała Cichanouska, 2,3 proc. Kanopacka, 1,1 proc. Dmitrijew, 0,9 proc. Czeraczeń, a „przeciwko wszystkim” (głównie poprzez oddanie pustych kart) opowiedziało się 9,2 proc. głosujących.
To oczywiście było kłamstwo, niemniej kłamstwo przemyślane. Człowiek-ziemniak przyznał, że aż jeden na pięciu obywateli go nie chce, ale jednocześnie chciał pokazać, że połowa niezadowolonych nie popiera także konkurentów.
„Wybory” na Białorusi: chaos po ogłoszeniu wyników
Po godz. 19:00 w Mińsku zamknięto kilka centralnych stacji metra – plac Lenina, Październikową, Kupałowską, Niamihę i Młodzieżową. Zaczął zanikać internet i odcięto znany portal informacyjny tut.by, zaczął się mityng Białorusinów w Moskwie, sztab Cichanouskiej nie uznał wyników wyborów, a jeden z rządowych samolotów wyleciał z Białorusi w stronę Turcji. Zdarzały się zatrzymania przed lokalami wyborczymi, obwodnica Mińska i wyjazdy z miasta zostały zamknięte. Wydarzenia w tamten wieczór toczyły się z taką prędkością, że nie sposób było za nimi nadążyć.
Ludzie zaczęli się zbierać na placach i między blokami. Początkowo nieśmiało. Kanał NEXTA Live publikował na Telegramie uspokajające wiadomości: „W Nieświeżu dwóch milicjantów na placu i dwóch z drogówki, na posterunkach po paru gliniarzy maksymalnie. Można wychodzić i się nie bać”.
Milicja w tamtych godzinach zachowywała się niejednoznacznie. W jednym miejscu w pięciu gonili za jednym „naruszycielem porządku”, w innym otwarcie ignorowali rozkazy. W Mohylewie OMON próbował rozgonić tłum. Było wiele doniesień o zatrzymaniach, w niektórych przypadkach mundurowi użyli siły.
Tłumy przed lokalami wyborczymi domagały się dostępu do protokołów wyborczych. Na pierwszym, który udało się opublikować na kanale NEXTA Live, Łukaszenka miał 124 głosy, a Cichanouska 128. Pozostali kandydaci łącznie 1924. Takich dokumentów w ręce ludzi wpadło więcej, ale nie setki. Kilka z nich ujawnił rok po tamtych wydarzeniach Paweł Słunkin, który odszedł z białoruskiego MSZ we wrześniu 2020 roku.
Mogliśmy w nich zobaczyć wyniki z konkretnych lokali – Cichanouska 507 versus Łukaszenka 188 albo Cichanouska 473 versus Łukaszenka 472. Były też bardziej spektakularne różnice na korzyść opozycyjnej kandydatki, na przykład 385 głosów do 18 i 318 do 157. Naruszenia wyborcze zostały zarchiwizowane na portalu organizacji broniącej praw człowieka „Wiosna”.
Ani wieczorem 9 sierpnia, ani w późniejszych latach nie byliśmy i nie będziemy w stanie ustalić, ilu Białorusinów głosowało na Cichanouską. Można się jednak zgodzić z protestującymi, że oficjalny wynik – Łukaszenka 80,10 procent, Cichanouska 10,12 procent – był sfałszowany.
Ankiety exit poll poza granicami Białorusi pokazywały miażdżące zwycięstwo opozycji. Weźmy Monachium: 91,99 do 2,59 procent dla Cichanouskiej. Oczywiście zagranicznych głosów nawet w pełni uczciwym głosowaniu byłoby zbyt mało, żeby przesądzić o zwycięstwie, niemniej te informacje przekonywały niezadowolonych, że zostali oszukani.
Białoruś w ogniu. Cichanouska ucieka z kraju
Dziesięć dni po wyborach sztab Swiatłany Cichanouskiej ogłosił, że według jego obliczeń oddano na nią nie mniej niż ponad milion głosów, choć oficjalnie ogłoszono, że było ich 588 tys. W tej chwili zresztą głównej wyborczej rywalki Łukaszenki już nie było w kraju. 11 sierpnia pojawiły się informacje na ten temat najpierw od litewskiego ministra spraw zagranicznych, a później od samej zainteresowanej. Cichanouska wyjechała, tłumacząc to obawą o dzieci.
Przed dziewiątą wieczorem 9 sierpnia pojawiły się doniesienia o użyciu gazu łzawiącego przez milicję w Brześciu. Publikowano też kolejne zdjęcia protokołów, dokumentujące rozdźwięk między rzeczywistością i oficjalnymi komunikatami władzy. O 20.55 NEXTA Live publikuje post: „Na prospekcie Maszerowa w Mińsku ludzie starli się z OMON-em. Minimum jeden członek oddziału karnego ma rozbitą głowę”.
Cztery minuty później w tym samym miejscu pojawia się zdjęcie kolumny mundurowych pod pałacem Łukaszenki. Tłumy zbierały się zarówno w Mińsku, jak i w mniejszych miastach. To była fala wznosząca. Odwaga jednych ośmielała drugich i wtedy jeszcze przypadki agresywnych aresztowań i pobić w wykonaniu OMON-u nie były w stanie wystraszyć demonstrantów. Po 21:00 sieć zalały materiały pokazujące kolumny „kosmonautów” spieszące do walki z tłumem. Po 21:30 w Mińsku zarejestrowano użycie granatów hukowych. To także nie wystarczyło, żeby ludzie wrócili do domów.
W Mińsku przed 22:00 w okolicy kina Moskwa OMON otoczył grupę protestujących. Ludzie obrzucili ich butelkami i przerwali łańcuch mundurowych. Zaczęła się bójka, milicja biła ludzi pałkami. W innych miejscach manifestanci próbowali się dogadywać ze służbami.
Tam, gdzie siły Łukaszenki były słabsze, protestujący zachowywali się odważniej, tam, gdzie milicjanci mieli przewagę, spychali tłum z placów i pakowali ludzi do awtozaków – samochodów więźniarek. Jedna z takich maszyn wjechała w tłum, kiedy kierowca w pagonach próbował wystraszyć tłum w Mińsku.
W Słonimie na Grodnieńszczyźnie ludzie bili się z milicją, w Baranowiczach OMON uciekał przed protestującymi, a w Grodnie tłum obrzucono granatami hukowymi.
W tamtych pierwszych godzinach protest był absolutnie żywiołowy, a przy tym chaotyczny i zatomizowany. Ustalenie, ilu ludzi 9 sierpnia 2020 roku wzięło w nim udział, jest niemożliwe. W niektórych miejscach demonstrantów były tysiące, w innych setki. Z całą pewnością można jednak napisać, że zryw był masowy. Nie wiem, o czym wówczas myślał Łukaszenka. Jak może czuć się człowiek, przeciwko któremu wzbiera fala? Myślę, że sekret białoruskiego dyktatora może polegać na tym, że należy on do tych ludzi, którzy w takich sytuacjach czują, że żyją.
Białoruś i dyktatura. Tamtej nocy wszystko było możliwe
Każdy z nas ma odmienną wrażliwość. Niektórzy potrzebują spokoju, innych strach paraliżuje. Są jednak i tacy, którzy uwielbiają, gdy świat wokół nich płonie. Po rosyjsku użylibyśmy tutaj słowa „dwiż”, co jest skrótem od słowa „ruch” (dwiżenije). Tego określenia używa się na przykład w kontekście ludzi, którzy na ochotnika idą na wojnę, bo czują potrzebę ekstremalnej adrenaliny, chcą, żeby był „dwiż”. Czy Łukaszenka byłby gotów na aż tak wielkie emocje? Trudno stwierdzić to jednoznacznie. Na pewno jednak widać, że potrafi radzić sobie ze stresem na tyle dobrze, by tamtego wieczora nie uciec z kraju. Myślę, że wielu innych na jego miejscu uległoby takiej pokusie. Co by się wtedy wydarzyło? Nowe wybory, demokratyzacja i rewolucja w Rosji, której od tylu lat obawia się Putin? Zbrojna interwencja Rosji? Wojna domowa? Już nigdy się tego nie dowiemy.
Przed 23:00 wieczorem na kanale NEXTA Live pojawiły się zdjęcia omonowców wlekących po asfalcie nieprzytomnego manifestanta, biegnących kolumną i ustawionych w żywy mur. Mundurowi rozpoczęli szturm na barykady, które na ulicach budowali przeciwnicy Łukaszenki. Jeden z protestujących wylądował w szpitalu po tym, jak granat hukowy trafił go w klatkę piersiową. Pojawiły się doniesienia, że stołeczne areszty są zapełnione zatrzymanymi i milicja zaczęła odsyłać ludzi do więzień.
Po 23:00 milicyjna ciężarówka w okolicach Steli w Mińsku przejeżdżała przez tłum. Na nagraniu widać, jak ludzie próbują ją zatrzymać. Jeden z protestujących, jak się wydaje, złapał się maski, a kiedy pojazd pojechał dalej, spadł na asfalt. Ciężarówka przejechała po nim albo nad nim.
Przez cały ten wieczór Nexta publikowała kolejne posty z fotografiami protokołów z komisji wyborczych. Wyniki były rozmaite, w niektórych miejscach Łukaszenka przegrywał niewielką liczbą głosów, w innych jego porażka była całkowita. Tak czy inaczej, oficjalne wyniki wyborów wyglądały zupełnie niewiarygodnie.
Pomimo początkowo chaotycznej reakcji służb w kolejnych godzinach białoruski OMON działał znacznie sprawniej – zamykał drogi dojazdowe, ściągał posiłki, używał pałek, granatów hukowych i gazowych, armatek wodnych, przenośnych ogrodzeń, a nawet samochodów ze specjalnymi stalowymi ścianami, przymocowanymi z przodu. Taki sprzęt służy oczywiście do kontrolowania tłumu i grodzenia przejść. Mundurowi atakowali zgromadzenia, ale także wyłapywali pojedynczych ludzi i robili to nie tylko w Mińsku. Ich działania, choć nie zawsze, z reguły były wyćwiczone i dobrze zorganizowane.
Tamtej szalonej nocy wszystko jednak było możliwe, wielu Białorusinów wciąż miało nadzieję, że OMON przejdzie na stronę ulicy. Pomijając pojedyncze przypadki funkcjonariuszy, którzy po wyborach zdjęli mundur (zauważalna część z nich uciekła z Białorusi), tak się nie stało. Nawet jeśli w Kobryniu omonowcy na chwilę opuścili tarcze i bratali się z protestującymi, to przecież nie poszli przeciw swoim kolegom. Także Białoruska armia nie stanęła w obronie narodu.
Fragment książki „Białoruś. Kartoflana dyktatura” Marcina Strzyżewskiego wydanej przez Szczeliny. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Okładka książki „Białoruś. Katroflana dyktatura”.
Foto: Wydawnictwo Szczeliny
