Od wieków nie potrafimy podjąć decyzji o tym, kogo i czego uczyć w kwestii seksu. Kluczowa rada dla uczniów jest nadal ta sama, jaką im serwowali edukatorzy z XIX w.
Pierwsza lekcja z edukacji seksualnej odbyła się w szkole na ziemiach polskich 120 lat temu pod hasłem: „Bajka o bocianie powinna zniknąć bezpowrotnie!”. W sprawach uświadamiania i edukacji seksualnej byliśmy wówczas na początku drogi. Postępowi pedagodzy walczyli z jednej strony o uświadomienie młodzieży męskiej, by chronić społeczeństwo przed panoszącymi się chorobami wenerycznymi.
Z drugiej strony zaczynała się już batalia o uświadamianie dziewcząt, izolowanych dotąd od rzeczowej wiedzy, nawet na temat ich własnej fizjologii.
Potem było tylko lepiej. Niektórzy badacze twierdzą, że przed II wojną światową osiągnięcia polskich edukatorów społecznych i feministek stawiały nas na czele oświeconych pod względem edukacji seksualnej państw.
Kwestie drażliwe
W sprawach seksu polska szkoła jest dzisiaj mniej więcej tak postępowa, jak w XIX w. Jest w tym oczywiście trochę przesady – dzisiejsi uczniowie na biologii uczą się jednak budowy narządów płciowych i poznają podstawy rozmnażania. Z tym że nawet we współczesnych podręcznikach męskie narządy płciowe są prezentowane na rysunkach w całości, z pruderii zaś pomija się szczegóły tych żeńskich. Podobnie było w XIX w., gdy przede wszystkim przed dziewczętami skrzętnie tę wiedzę skrywano.
W podręcznikach dla najmłodszych dzieci nawet temat narodzin był tabu, choć przecież te dzieci znacznie częściej niż dzisiejsze witały w rodzinie nowe rodzeństwo. Nie wiadomo było tylko, skąd się mały braciszek czy siostrzyczka biorą.
Moszczeńska, Izabela (1864-1941) – Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna.
Foto: fot. Polona/Biblioteka Narodowa
– W XIX w. temat narodzin w polskich elementarzach związany jest na ogół albo z okresem Bożego Narodzenia, albo z opisem ceremonii chrztu – mówi socjolożka i historyczka prof. Anna Landau-Czajka, autorka prac o tym, czego uczą polskie elementarze, od tych pierwszych po współczesne. Jako wyjątek podaje podręcznik Klementyny Hoffmanowej z fragmentem: „Moja Mama zawsze jest zdrowa, raz tylko kilka tygodni chorowała, właśnie wtenczas, kiedy przyjechał z Krakowa maleńki mój braciszek”. Tak jakby każde dziecko było do domu skądś przywożone. – Wydaje się, że opowieść ta miała nie tyle zataić fakty, ile dać dzieciom do myślenia, sprowokować do pytań – tłumaczy badaczka.
Gercen, Aleksandr Aleksandrovič (1839-1906) – Odezwa do męzkiej młodzieży odczyt Aleksandra Herzena wypowiedziany w Lauzannie i Genewie.
Foto: fot. Polona/Biblioteka Narodowa
W drugiej połowie XIX w. publikowano już jednak coraz więcej poradników medycznych dla dorosłych, które miały uchylić nieco rąbka tajemnicy i objaśnić pewne aspekty życia płciowego. Rozwiązłość mężczyzn traktowały najczęściej z przymrużeniem oka, do czystości dziewcząt podchodziły z największą surowością. Nawoływały rzecz jasna do bezwzględnej wstrzemięźliwości przed ślubem, straszyły chorobami wenerycznymi i niechcianą ciążą. Gorliwie też obrzydzały masturbację, widząc w niej „duchowe zniedołężnienie” czy „rażącą sprośność charakteru”, która mogła prowadzić do nałogu, objawiającego się m.in. trupiobladym kolorem twarzy czy zapadłymi oczami. Te objawy z kolei miały prowadzić do chorób płuc i serca oraz trudności w nauce czy nawet utraty poczucia humoru.
Moszczeńska, Izabela (1864-1941) – Jak rozmawiać z dziećmi o kwestiach drażliwych wskazówki dla matek.
Foto: fot. Polona/Biblioteka Narodowa
Również większość poradników wychowawczych czy higienicznych, przeznaczonych dla rodziców, omijała zagadnienia dotyczące rozwoju płciowego dzieci. Nie były poruszane wprost (…), posługiwano się często takimi sformułowaniami, jak „kwestie drażliwe”, „sprawy oczywiste”, „sprawy wstydliwe”, „pewne, znane wszystkim względy”, „niezliczone słabości”, „rzeczy nieczyste” – wylicza pedagożka Monika Nawrot-Borowska w pracy „Sprawy tajemne i nieczyste”.
Fałsz pedagogiczny
Chłopców edukowano wówczas „naturalnie”, przez podszepty służby czy starszych braci. Wielu młodych mężczyzn edukację odbierało w domach publicznych, co potwierdziły późniejsze badania i na co wskazywały epidemie chorób wenerycznych. Dziewczynki „hodowano” w głębokiej nieświadomości.
W „Pamiątce po dobrej matce”, najpopularniejszym poradniku wychowania z 1819 r., Klementyna z Tańskich Hoffmanowa tłumaczyła sprawy górnolotnie: „kiedy Bóg jakiejś parze błogosławi, pozwala jej odradzać się w młodych latoroślach”. Bronisław Trentowski, autor topowej wówczas „Chowanny, czyli systemu pedagogiki narodowej” z 1842 r., doradzał, aby dziewczynkom wmawiać, że mężczyzna tak ściska kobietę, by „nabrzmiała jak wrzód”, który następnie pęknie i wyciśnie z niej dziecko.
To podejście jednak z czasem zmieniało się na bliższe rzeczywistości. Wraz z postępem w medycynie, rozwojem higieny i zmianami w obyczajowości. W 1869 r. pedagożka Narcyza Żmichowska pisała do przełożonej jednej z pensji dla dziewcząt: „Niebezpieczną jest rzeczą, że młode osoby przez wielką niewinność lub skromność kierujących je osób starszych nic a nic nie rozumieją fizjologicznie. Jest to fałsz pedagogiczny w wychowaniu kobiety”.
Koniec bajek o bocianie?
Z końcem XIX w. sprawę wzięli w swoje ręce postępowi naukowcy, a przede wszystkim – feministki. Wtedy też ruszyły pierwsze badania na temat życia seksualnego polskiej młodzieży. W 1899 r. ankiety wśród studentów Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadził lekarz Zdzisław Kowalski, w 1903 r. Izabela Moszczeńska, aktywistka społeczna i emancypantka, przepytała studentów Politechniki Warszawskiej. Seksualność licealistów sprawdzał Marian Falski, autor późniejszego kultowego „Elementarza”. Z badań wynikało m.in., że większość chłopców zaczyna uprawiać seks bardzo wcześnie – aż 15 proc. jeszcze przed 14. urodzinami, a przed ukończeniem 18. roku życia ponad połowa miała już inicjację za sobą. Polskie dziewczęta naukowcy zapytali o zdanie dopiero w latach 30. XX w., i to na nieporównywalnie mniejszej próbie. Wyszło wtedy, że inicjacja seksualna przed 18. rokiem życia dotyczyła 13 proc. dziewcząt.
Na początku XX w. polscy pedagodzy zaczęli alarmować o konieczności wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół. Moszczeńska ubolewała, że edukacja seksualna to „tajna strona życia i wychowania (…), o której się przez przyzwoitość milczy, a przez lekkomyślność zapomina”. Pisała więc poradniki: w 1904 r. wydała „Jak rozmawiać z dziećmi o kwestyach drażliwych: wskazówki dla matek” i „Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna”. Oba na podstawie aktualnych osiągnięć naukowych. Bez eufemizmów Moszczeńska wyjaśniała w nich cykl miesięczny, mechanizmy kobiecej płodności i ciąży, opisywała nawet przebieg porodu.
W 1905 r. Stanisław Kurkiewicz, prekursor polskiej seksuologii, wydał pierwszy polski poradnik „Z docieków nad życiem płciowem”, w którym postuluje edukację seksualną najpóźniej od 13. roku życia. Ideę wprowadził w czyn Wacław Jezierski, przyrodnik i geograf, postępowy orędownik uświadamiania. To on, jak się uważa, przeprowadził w 1904 r. pierwszą polską lekcję wychowania seksualnego dla uczniów Szkoły Handlowej Zgromadzenia Kupców w Warszawie. Jezierski ogłosił też bezkompromisowo, że „bajka o bocianie powinna zniknąć bezpowrotnie!”.
Sęk w tym, że ta lekcja była zarówno pierwszą, jak i jedyną w owym czasie. Na następne trzeba było czekać aż do odrodzenia się państwa polskiego.
Po odzyskaniu niepodległości nowe Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego wprowadziło oficjalnie uświadamianie do szkół. W okólniku z 1920 r. „Do dyrekcji szkół średnich. Wskazania zdrowotne” ministerstwo zaleciło: „W ostatnich klasach, niezależnie od indywidualnego traktowania sprawy, należy rozpatrzeć w sposób jak najbardziej taktowny i liczący się z wrażliwością i pobudliwością dojrzewającej młodzieży zagadnienie płciowe pod względem biologicznym, etycznym i społecznym”. Do użytku szkolnego skierowano „Odezwę do męskiej młodzieży” Aleksandra Herzena z 1904 r. Nie był to klasyczny podręcznik, tylko zapis pogadanki. Herzen z zapałem straszył skutkami syfilisu, a jako rozwiązanie problemu widział całkowitą wstrzemięźliwość płciową – co najmniej do 22. roku życia. Pisał: „Zwierzę szuka pierwszej lepszej samiczki… Wielu mężczyzn czyni to samo. (…) Mężczyzna ma do wyboru: albo zadośćuczynić temu popędowi płciowemu w taki sposób, w jaki uczyniłoby to każde zwierzę, albo też ulec głosowi rozsądku czy uczucia”. Kobiety widział Herzen w roli wyłącznie biernych odbiorczyń męskiej chuci. Brzmi znajomo?
Historycy dziś są raczej sceptyczni, czy zalecane ministerialnym okólnikiem lekcje w ogóle się odbywały. Tym bardziej że w 1929 r. papież Pius XI skrytykował pomysły uświadamiania mas w tej kwestii – nazwał głupcami tych, którzy „propagują niebezpieczną metodę wychowawczą, którą określa się wstrętnym mianem wychowania seksualnego”. Przez to sprawa edukacji seksualnej stała się jeszcze bardziej drażliwa.
„Nowe ministerialne okólniki regulowały kwestię lekcji higieny, ale o seksie nie wspominały wprost ani słowem. W jednym z nich nadmieniono wręcz, że nie należy dawać uczniom do rąk atlasów anatomicznych – bo jeszcze dowiedzą się czegoś, czego wiedzieć nie powinni” – dowodzi historyk i publicysta Kamil Janicki.
Zawodowi podglądacze
Poza szkołą w kwestii uświadamiania przed II wojną światową działo się jednak znacznie więcej. W 1931 r. powstała na warszawskiej Woli Poradnia Świadomego Macierzyństwa, założona przez Irenę Krzywicką, Tadeusza Boya-Żeleńskiego i dr Justynę Budzińską-Tylicką. Pierwsza tego typu placówka w Polsce oferowała kobietom bezpłatne porady. Poradnia i jej założyciele zostali oskarżeni o agitację na rzecz aborcji i stali się obiektem nagonki Kościoła i środowisk konserwatywnych. Pod tą presją poradnia padła.
Jak podkreśla jednak antropolożka Agnieszka Kościańska w książce „Zobaczyć łosia. Historia polskiej edukacji seksualnej od pierwszej lekcji do internetu”, polska myśl i publicystyka dotycząca edukacji seksualnej znacznie wyprzedziły to, co działo się w tym czasie w Europie. Za prekursorską powszechnie uważa się szkolną edukację seksualną w Szwecji i Wielkiej Brytanii w latach 40. i 50. XX w. W USA z kolei – zajęcia dla studentów prowadzone w latach 30. przez Alfreda Kinseya, który dla zdobycia wiedzy seksuologicznej podglądał prostytutki przy pracy. „Gdyby Kinsey czytał po polsku, mógłby sięgnąć po »Życie Świadome« (dodatek do »Wiadomości Literackich«) lub edukacyjną powieść Krzywickiej »Pierwsza krew«, w której szczegółowo omawia się dojrzewanie płciowe oraz trudy życia seksualnego i małżeńskiego” – udowadnia Kościańska. Wszak również Kurkiewicz już w 1915 r. zasłynął tym, że płacił setkom kobiet za spisywanie szczegółów z życia erotycznego – ich oraz ich sąsiadek czy przyjaciółek – wszystko po to, aby zebrać jak najobszerniejszą wiedzę na temat seksualnych obyczajów.
Jednak naprawdę poważna dyskusja i konkretne plany dotyczące powszechnej edukacji seksualnej zaczęły się dopiero ponad 10 lat po wojnie, wraz z powstaniem Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa.
W lipcowym wydaniu „Newsweeka Historii” opublikujemy artykuł o tym, jak o seksie uczono młodzież w okresie PRL.
Korzystałam z: Wiesław Sokoluk, Agnieszka Kościańska, „Instruktaż nadmierny. Historia pewnej przygody seksualnej”, Czarne 2018; Kamil Janicki, „Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce”, Znak Horyzont 2015; Agnieszka Kościańska, „Zobaczyć łosia. Historia polskiej edukacji seksualnej od pierwszej lekcji do internetu”, Czarne 2017; Monika Nawrot-Borowska, „Sprawy tajemne i nieczyste. Rola rodziny w wychowaniu seksualnym dzieci w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku w świetle poradników”, „Wychowanie w Rodzinie” t. VII (1/2013); Marek Babik, „Polskie koncepcje wychowania seksualnego w latach 1900-1939”, Ignatianum 2010
