— Często, gdy sprawcy nadużyć seksualnych czują, że zaraz wyjdzie na jaw to, czego się dopuścili, próbują pokazać, jak bardzo starają się poprawić, pojawiają się w gabinecie, chcą rozpocząć terapię — mówi seksuolog dr Andrzej Depko.
„Moje dziennikarstwo — alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem” — tekst, który napisał o sobie znany dziennikarz Marcin Kącki, „Gazeta Wyborcza” zdjęła ze strony, a dziennikarz został zawieszony.
„Newsweek”: Marcin Kącki wywołał burzę, jakiej się nie spodziewał. Czytając jego tekst, miał pan przekonanie, że to jest prawdziwa męska spowiedź?
Dr Andrzej Depko: Nie chcę wypowiadać się jako klinicysta, ponieważ wyciąganie wniosków co do osoby, wyłącznie na podstawie tekstu byłoby nadużyciem. Mogę jedynie opowiedzieć, jak zachowują się sprawcy nadużyć seksualnych, z którymi mam do czynienia.
Często, gdy czują, że zaraz wyjdzie na jaw to, czego się dopuścili, próbują pokazać, jak bardzo starają się poprawić, pojawiają się w gabinecie, chcą rozpocząć terapię. Wówczas, jeżeli sprawa trafia do sądu, mogą powiedzieć: „przecież ja się leczę, dajcie mi szansę”. Nie wykluczam, że u niektórych chęć podjęcia terapii może wynikać z autorefleksji, ale u większości sprawców przemocy seksualnej, szczególnie bardzo agresywnej przemocy, pójście na terapię, to krok podpowiadany przez adwokata, który mówi klientowi: idź, w ten sposób poprawisz swój wizerunek. Gdy przeczytałem tekst w Gazecie Wyborczej, pomyślałem – nie jako specjalista, ale jako czytelnik – że to działanie wyprzedzające.
Zanim wyda się, co zrobiłem, napomknę wszystkim, że były w moim życiu kobiety źle kochane? Tak to właśnie ujął: źle kochane. Nie: ofiary przemocy seksualnej, kobiety napastowane, poniżane…
– Jeżeli ktoś mówi o kobiecie „źle kochana”, to znaczy: niekochana. W sytuacji zakochania, w każdym z nas uruchamia się cały wewnętrzny potencjał okazywania bardzo pozytywnych uczuć, które wpływają także na nas samych, zmieniają nas, czynią nas empatycznymi, zainteresowanymi stanem tej osoby, w której jesteśmy zakochani. Kochając, z pewnością nie jesteśmy zainteresowani tym, aby osobie, którą kochamy, stała się krzywda, a jeżeli – z jakiegoś powodu – zdarzy się jej coś złego, robimy wszystko, aby to, co się stało, podzielić na pół, zdjąć z niej część zmartwień, ulżyć w cierpieniu, wziąć część tego na siebie. Nie można kogoś źle kochać. Można kochać. Albo nie.
Niewiele miejsca poświęcił kobiecemu cierpieniu, choć mamy potężny społeczny problem: dziewięć na dziesięć kobiet doświadczyło molestowania seksualnego, co piąta gwałtu, większość tego nie zgłasza. Górę bierze wstyd, strach, zażenowanie*.
– Tak duża skala przemocy jest skutkiem braku edukacji seksualnej, która nie jest – jak twierdzą działacze prawicy – nauczaniem dzieci masturbacji. Jest nauczaniem poszanowania osób o innej płci, innych potrzebach, innej wrażliwości, percepcji. Nasza płeć to nie jest tylko i wyłącznie sprawa drugorzędowych cech płciowych, nie chodzi tylko o genitalia, ale przede wszystkim o płeć mózgu, inny odbiór świata, inną wrażliwość, inne potrzeby i pragnienia. Edukacja seksualna pomogłaby zrozumieć, jak funkcjonuje druga osoba. Byłaby przygotowaniem do budowania relacji. U nas tego się nie uczy.
Głównym źródłem wiedzy o zbliżeniach stała się pornografia. Efekt jest taki, że chłopcy, nie wiedząc, jak sobie poradzić ze wzmożonym napięciem, właśnie w pornografii szukają podpowiedzi. Na filmach widzą kobiety, które mówią „nie” i mężczyzn, którzy przełamują ich opór, są „stanowczy” albo zdesperowani. Patrząc na ich brutalność, nabierają przekonania, że tak jest w życiu. Trzeba „przełamywać opór”. Nikt im nie mówi, że pornografia, to rodzaj science fiction, coś tak nierealnego, jak życie w odległej galaktyce. Kolejne pokolenia wchodzą w dorosłość z nieprawidłowo ukształtowanymi wzorcami. Dotyczy to również i młodych kobiet. Wiele z nich z jednej strony widzi, co robią mężczyźni w filmach pornograficznych, a z drugiej od swoich mam, cioć i babć wciąż odbierają przekaz, że kobieta ma być cicha, pokorna.
Babki były wykorzystywane, później matki, po nich córki. Najpierw, gdy jest się małą dziewczynką, są lepkie ręce wujka, sąsiada lub księdza. Na studiach przyprze do ściany wykładowca, a później w pracy ten, kto stoi wyżej w hierarchii. Czy to się kiedyś uda przerwać?
– Przypuszczam, że zanim się to zmieni, miną jeszcze ze dwa pokolenia.
Czy sprawcy mają poczucie winy? Męczy ich świadomość, że skrzywdzili?
– Na ogół noszą w sobie przekonanie, że nie zrobili nic złego. Często wręcz wydaje im się, że wyszli naprzeciw oczekiwaniom.
Widząc strach w oczach ofiary nadal myślą: „ona tego chce”? Karolina Rogaska, jedna z kobiet, o których anonimowo wspomniał w swoim tekście Marcin Kącki, zdecydowała się ujawnić i stąd wiemy, jak bardzo była przerażona tym, co zrobił. Wspomniała, że jej wielokrotne „nie” było ignorowane. Miała później zaburzenia lękowe, musiała odbudowywać zaufanie do ludzi, przejść terapię.
– On – z tego, co opisała – obnażył się i masturbował w jej obecności. Być może potraktował to, jak rodzaj zachęty.
W tekście Marcina Kąckiego jest fragment, który część odebrała, jak świetny opis romantycznego zrywu, a mną wstrząsnął. Wspomniał, jak dostał się do kobiety, która nie chciała go wpuścić do mieszkania. Wspiął się do niej po balustradach balkonów. Ona ze strachu zamknęła się w łazience.
– Być może wyobrażał sobie, że niczym rycerz wejdzie na szczyt szklanej wieży i tym jej zaimponuje, podbije jej serce? Zignorował to, że ona nie chce go widzieć. Gdyby chciała, mógłby wejść po schodach. Tymczasem wspinał się po balustradach, a kobieta nie rzuciła mu, jak to bywa w baśniach, swojego warkocza, żeby – niczym po linie – mógł się do niej dostać.
Skoro zamknęła się przed nim w łazience, musiała się potwornie bać. Czy mężczyzna aż tak różni się od kobiety, żeby nie rozumieć jej strachu?
– Niektórzy wyobrażają sobie, że właśnie tak postępują zdobywcy: łamią opór! Wracamy do tego, o czym już mówiliśmy: braku właściwej socjalizacji, braku edukacji i orientowania się w różnicach między ludźmi. Nie uczy się nas myślenia o tym, co czują inne osoby. Poza tym działa tu dość prosty mechanizm: jeżeli uda się złamać opór jednej kobiety, to dla mężczyzny sygnał, że można spróbować z kolejną. Jeżeli jedna, której pokaże swoją dominację, zaakceptuje ten sposób, sprawca dostanie wzmocnienie. Będzie tak samo, przemocą, próbował zdobywać inne kobiety.
Często ofiarom zarzuca się, że milczą. Jest zdziwienie, że zaraz po tym, co sprawca zrobił z ich ciałem, nie wyszły i ze szczegółami nie opowiedziały o tym, co przeszły. Bywa, że mijają lata, zanim zaczynają mówić. Dlaczego?
– Ofiara podlega procesowi wiktymizacji. Najpierw pierwotnej, po zdarzeniu. Może czuć lęk, wstyd z powodu tego, co się stało, mieć objawy stresu pourazowego, obawy, że nikt komu powie o tym, co się stało, jej nie zrozumie albo jej nie uwierzy. Myśli: „będę wytykana palcami”. Jeżeli to się stało w pracy, boi się, że zgłoszenie przełożonemu nic nie da, bo przecież to koledzy, a ręka rękę myje. Dochodzi do wniosku, że lepiej przemilczeć. Często nie zdajemy sobie sprawy, że środowisko, w którym żyjemy, jest źródłem wtórnej wiktymizacji. Bywa, że nawet w rodzinie kobiety nie mogą liczyć na wsparcie. Jeżeli powiedzą, że stały się ofiarą przemocy seksualnej, słyszą: „może go sprowokowałaś?”, „może gdybyś zachowała się inaczej, nic by ci nie zrobił?”.
To słynne: „mogłaś nie zakładać krótkiej sukienki”?
– Ofiara przeczuwa, że będzie wpędzana w poczucie winy, wybiera więc milczenie, żeby nie narażać się na negatywne oceny, bolesne komentarze. I próbuje sobie radzić ze skutkami, tego, czego doznała ze strony sprawcy. Może mieć zaburzenia nastroju albo depresję. Problemy z nawiązywaniem trwałych relacji, kłopoty w sferze seksualnej. U niektórych dochodzi do zaburzeń tożsamości, odrzucają swoją płeć, skoro to właśnie ta płeć sprawiła, że doszło do nadużycia i krzywdy.
A sprawca może spokojnie działać dalej, znaleźć sobie kolejną ofiarę, która będzie później cierpieć w milczeniu?
– Kolejne pokolenia dorastają, nie umiejąc sobie poradzić z problemem, z którym nie poradziły sobie poprzednie. Dzieci, które teraz mają po 7 czy 10 lat i już powinny być uczone, jakich granic w relacjach z innymi nie można przekraczać, nie są tego uczone, więc dorastając, mogą stać się albo ofiarami, albo sprawcami. Dopóki edukację seksualną będzie się u nas przedstawiać jako czarnego luda, nie będziemy mieć świadomego społeczeństwa, w którym jedna osoba szanuje drugą, nie dopuszcza się przemocy wobec niej, a jeżeli dojdzie do przekroczenia granic, to napiętnowany będzie sprawca, a nie ofiara.
Jak w takim społeczeństwie, jak nasze – o ukrytej skali nadużyć, strachu ofiar i ugruntowanym poczuciu bezkarności sprawców – mogłoby wyglądać MeToo? Marcin Kącki w swoim tekście sugeruje, że strach padł na mężczyzn, wyobrażają sobie, że wraz z MeToo ruszy na nich nagonka. A w nich jest „potrzeba pielęgnowania własnego autorytetu”. Rozmowy o tym, co może się stać, mężczyźni prowadzą – jak napisał Kącki – „szeptem, jakby ścigało gestapo”.
– Mnie bardziej martwi to, co dzieje się z ofiarami nadużyć seksualnych. Co one teraz czują? Jak bardzo już samo to, co stało się po publikacji tekstu Marcina Kąckiego, je poruszyło? Jak wpłynęło na nie takie nagłośnienie tematu? Z mojej praktyki wynika, że zaczęły intensywniej myśleć o tym, co znają z własnego doświadczenia. Gdy mówi się o przemocy seksualnej, osoby, które jej doświadczyły, przypominają sobie to, przez co przeszły. Ponownie to przeżywają, więc może pojawić się wzmożony lęk, mogą znów mieć bezsenne noce.
Sprawcy boją się, że ofiary wezmą odwet. Jak silna jest w ofiarach chęć zemsty?
– To, czego potrzebują ofiary, to znaleźć drogę do zdrowienia. A elementem powrotu do zdrowia jest zmierzenie się z tym, co się stało, także w jakimś sensie rozliczenie się ze sprawcą. Oczywiście nie ma dwóch takich samych osób, dwóch identycznych osobowości i takich samych reakcji. Inaczej reaguje osoba, która po traumatycznym przeżyciu otrzymała właściwą pomoc terapeutyczną, a inaczej ta, która jej nie otrzymała. U niej może zadziałać podstawowy mechanizm obronny: gniew, złość na sprawcę, obiecywanie sobie „zrobię wszystko, żeby ci dopiec, żeby cię zabolało”. To nie jest droga do odzyskania zdrowia, tylko działanie na oślep.
Można z czasem zapomnieć o tym, co się stało? Zakopać to tak głęboko, że przestanie męczyć?
– Zapomnieć? Niemożliwe. Proszę sobie wyobrazić, że pani coś takiego by się zdarzyło…
Zdarzyło się. Jestem w grupie dziewięciu na dziesięć kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Pierwszy raz, gdy miałam 6 lat. Nie umiem o tym nie pamiętać, ale myślałam, że może innym to się jakoś udaje.
– Nie udaje się. Nawet gdy momentami wydaje się, że już jest dobrze, już się zapomniało, to zdarzy się coś takiego, jak choćby ta dyskusja wywołana tekstem Marcina Kąckiego, co spowoduje, że będzie się przywoływać temat, mówić o przeżyciach którejś z ofiar. A to – siłą rzeczy – będzie innym ofiarom przypominać, co je spotkało. Wraca się myślami do tego, co wydawało się już zapomniane i może się skończyć powrotem do pełnej traumy. Mniej lub bardziej nasilonej.
Marcin Kącki tłumaczy, że opisując swój przypadek, chciał zwrócić uwagę mężczyzn na to, jak traktują kobiety, pomóc im uczciwie spojrzeć w przeszłość.
– Nie wiemy, co było prawdziwą motywacją.
Gdyby jednak założyć, że ktoś ze sprawców przemocy seksualnej przejął się i chciałby za to, co zrobił, przeprosić swoje ofiary, to jak powinien postąpić?
– Jeżeli nie udało się wcześniej, to jak mówi tytuł filmu „Lepiej późno niż później”. Należałoby zrobić listę kobiet, które się skrzywdziło, pojechać do każdej, spojrzeć jej w oczy, powiedzieć: „popełniłem błąd, bardzo cię za to przepraszam. Chciałbym jakoś pomóc przywrócić ci równowagę, zrekompensuję ci koszty terapii”.
Nie wystarczy rozmowa telefoniczna, wybadanie: „co ty sobie o mnie myślisz”, a na koniec „przepraszam” i „to tyle z mojej strony”?
– Jeżeli ktoś z powodu tego, co zrobiłeś, cierpi i musi chodzić na terapię, nie możesz uznać, że „przepraszam” zamyka sprawę i niech ta osoba sama płaci za swoje zdrowienie. Bądź gotów ponieść konsekwencje, zaproponuj zrekompensowanie kosztów. Nie ma pewności, czy propozycja zostanie przyjęta, ale powinna paść. Dlatego, że problem, z jakim mierzy się ofiara, nie jest konsekwencją jej działań, a działań sprawcy.
* Badania Fundacji na Rzecz Równości i Emancypacji STER.
Dr Andrzej Depko – seksuolog, neurolog, psychoterapeuta zaburzeń seksualnych.