Działania PiS wokół TVP, prokuratury czy TK są jak dotąd podwójnie bezradne: ani nie potrafią zatrzymać działań nowej władzy, ani nie przynoszą PiS żadnych widocznych politycznych korzyści. Mimo to Jarosław Kaczyński właśnie zdecydował się okopywać na tych pozycjach jeszcze głębiej.

PiS zorganizowało w Sejmie seminarium zatytułowane „Stan praworządności w Polsce. Działania organów władzy publicznej po 13 grudnia”. Otworzył je Jarosław Kaczyński, głos zabrali między innymi europoseł Patryk Jaki, a także Dagmara Pawełczyk-Woicka, przewodnicząca neo-KRS, szkolna znajoma Zbigniewa Ziobry. Stawili się prokuratorzy kojarzeni z poprzednim kierownictwem Ministerstwa Sprawiedliwości i przedstawiciele Ordo Iuris.

Seminarium miało w dużej mierze posłużyć jako salwa przygotowawcza przed zaplanowaną na zaczynającym się właśnie posiedzeniu Sejmu debatą nad wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Politycy PiS i Suwerennej Polski oraz przedstawiciele zawodów prawniczych skonfliktowani z Bodnarem przedstawiali argumenty, mające dowodzić, że polityka byłego rzecznika praw obywatelskich to „bezprawie”.

Sens seminarium nie ograniczał się jednak do wsparcia dla wniosku o wotum nieufności dla Bondara. Zainaugurowało ono także powstanie Zespołu Parlamentarnego Przeciwdziałania Bezprawiu „Bezpieczna Polska”. Ma on integrować sympatyzujące z byłą władzą środowiska prawnicze oraz dokumentować wszystkie przypadki „bezprawia” popełniane przez obecną koalicję rządzącą, za którą ta kiedyś – jak obiecywali politycy i mecenas Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris – „zostanie rozliczona”

Powstanie zespołu pokazuje, że trakcie dwóch kampanii wyborczych PiS nie zamierza odpuścić narracji o „bezprawiu” czy wręcz „zamachu stanu”, jaki rzekomo przeprowadza nowy rząd, czy – jak lubią określać to politycy PiS – „koalicja 13 grudnia”. Opowieść o tym powtórzył zresztą – po raz trudno powiedzieć który – Jarosław Kaczyński, otwierając seminarium. Znów usłyszeliśmy, że „w Polsce przestała obowiązywać konstytucja”, Tusk dąży do podporządkowania rządowi wszystkich instytucji kontrolnych, przerywa kadencje prawidłowo powołanych wysokich urzędników, których kadencje trwają, zmienia prawo uchwałami. Kaczyńskiemu wtórował mecenas Kwaśniewski, który porównał rządy Tuska do „tyranii”, a działania koalicji 15 października do praktyki prawnej III Rzeszy. Prawnik znany z wyraziście prawicowych poglądów przestrzegał też przed „międzynarodową oligarchią”, która likwiduje praworządność, by zniszczyć demokrację zagrażającą jej interesom.

W łagodniejszej formie podobne argumenty powtarzali koleni mówcy, najczęściej skonfliktowani z Bodnarem sędziowie i prokuratorzy. Jest to w sumie ironiczne. W końcu PiS histerycznie reagował, gdy sędziowie albo prokuratorzy w imię obrony swojej niezależności i podstawowych konstytucyjnych zasad protestowali przeciw pisowskim „deformom” wymiaru sprawiedliwości. Tymczasem dziś partia Kaczyńskiego sam upolitycznia konflikt części sędziów i prokuratorów z nowym kierownictwem Ministerstwa Sprawiedliwości, wystawiając ich na pierwszą linię politycznego sporu.

Poza Kaczyńskim i przewodniczącym klubu PiS, Mariuszem Błaszczakiem, wśród organizatorów seminarium widać było głównie polityków Suwerennej Polski. Powstanie zespołu wzmocni głos mikro partii Zbigniewa Ziobry w obozie Zjednoczonej Prawicy. Jeśli zespół będzie szczególnie aktywny medialnie w nadchodzących kampanijnych tygodniach, to opinia publiczna znów będzie miała wrażenie, że ludzie nieobecnego od dłuższego czasu w aktywnej polityce Ziobry zdominowali przekaz swojego większego partnera.

Seminarium z 21 lutego „mówiło Suwerenną Polską” nie tylko na temat wymiaru sprawiedliwości, ale także Unii Europejskiej. Jednym z głównych argumentów przeciw działaniom Bodnara, podnoszonym przez kolejnych mówców było to, że minister sprawiedliwości wyżej stawia wyroki europejskich trybunałów nad polskim prawem. A to, zdaniem sympatyzujących ze Zjednoczoną Prawicą prawników, stawia na głowie polski porządek konstytucyjny. Zamykający konferencję poseł Marcin Warchoł nazwał wręcz Adama Bodnara „zbrojnym ramieniem Unii Europejskiej” w Polsce.

Unia przedstawiana była konsekwentnie w kolejnych wystąpieniach jako organizacja zagrażająca polskiej suwerenności. Choć występujący na seminarium prawnicy formułowali tę krytykę w oględnych słowach, to słuchając ich, można było odnieść wrażenie, że zdaniem zaproszonych przez PiS i Suwerenną Polskę mówców głównym zadaniem polskich teoretyków i praktyków prawa powinno być szukanie wszelkich możliwych narzędzi do tego, by Polska w możliwie najmniejszym stopniu musiała stosować się do europejskiego prawa, postanowień europejskich sądów i instytucji.

W o wiele mniej wyważony sposób mówił o Unii Europejskiej na początku seminarium prezes Kaczyński. Powtórzył bowiem zarzuty, które z uporem stawia UE od wyborów. Lista jest długa. Według prezesa Unia Europejska zmienia się w superpaństwo i dąży do faktycznej likwidacji polskiej państwowości. Wobec tego Polsce grozi, że nasza suwerenność znów okaże się „incydentalna” jak w dwudziestoleciu międzywojennym, a niepodległa, niezawisła Rzeczpospolita zmieni się w „obszar zamieszkiwany przez Polaków”, zarządzany oczywiście z Berlina. Tusk po to likwiduje praworządność i przejmuje media publiczne – kontynuował przewidywalnie Kaczyński – by odcięci od dostępu do informacji, zmanipulowani propagandą Polacy, zgodzili się na odbierającą nam suwerenność zmianę unijnych traktatów. Bo taką zmianę można też – „niestety”, jak stwierdził Kaczyński – przeprowadzić przy pomocy referendum. „Bezprawie” Bodnara i atak „silnych ludzi” Sienkiewicza na media publiczne mają być więc w ujęciu prezesa PiS preludium do przyszłego „referendum rozbiorowego”.

Oczywiście, politycy PiS, a szczególnie Suwerennej Polski, sędziowie i prokuratorzy, którzy awansowali w czasach Ziobry, to ostatnie osoby, które mogły przekonać kogokolwiek poza żelaznym elektoratem PiS w kwestii praworządności. Dla całej reszty obywateli, pamiętających o tym, co działo się z wymiarem sprawiedliwości w Polsce w latach 2015-23, skargi na „gwałcenie praworządności” płynące ze strony uczestników pisowskiego seminarium będą brzmieć wręcz kuriozalnie.

PiS nie organizuje jednak takiego seminarium, by przekonać nieprzekonanych do swoich argumentów, ale po to, by podgrzać i zmobilizować swój żelazny elektorat. Pytanie, czy elektoratu, który grzeją takie sprawy, jest wystarczająco dużo, by zatrzymać sondażowe spadki, które zepchnęły już PiS na drugą pozycję na podium, za Koalicją Obywatelską.

Wszystko wskazuje, że odpowiedź na to pytanie brzmi „nie”. Kaczyński i cały jego obóz, zwłaszcza politycy Suwerennej Polski, od 13 grudnia krzyczą o bezprawiu, „więźniach politycznych” Tuska, „siłowym przejęciu TVP”. Te okrzyki są jak dotąd podwójnie bezradne: nie są w stanie ani zatrzymać działań nowej władzy, ani nie przynoszą PiS żadnych widocznych politycznych korzyści.

Nie przyniesie ich też nowy parlamentarny zespół. W wyborach lokalnych ludzie oczekują przede wszystkim konkretnych ofert, skierowanych do ich małych ojczyzn. Jałowa i bezsilna narracji o „bezprawiu Bodnara” i Unii rzekomo próbującej likwidować polską suwerenność raczej nie zachęci ich do głosowania.

Także w wyborach europejskich kurs na radykalną alternatywną prawicę – jaki w poniedziałkowym wywiadzie dla „Sieci” zapowiedział nowy szef delegacji PiS w europarlamencie, Dominik Tarczyński – może okazać się kosztowny dla partii. Najwyraźniej jednak obóz Zjednoczonej Prawicy potrzebuje jeszcze co najmniej dwóch wyborczych klęsk, by pojąć, że strategia – jaką obrał po przegranych wyborach – po prostu nie działa.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version