Prokuratura chce uchylić immunitet Mateuszowi Morawieckiemu za wybory kopertowe. A więc w sprawie najprostszej i od dawna rozpracowanej przez media. Były premier jest najgrubszą rybą, na którą śledczy zarzucili sieć. Nie ma lepszego testu dla władzy ze skuteczności w rozliczeniach niż ta sprawa.
W 2020 r. Morawiecki wziął na siebie odpowiedzialność, wydając decyzję polecającą Poczcie Polskiej podjąć przygotowania do wyborów korespondencyjnych, a potem też decyzję o podobnym zobowiązaniu dla Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Sam zresztą w zeszłym roku stawiając się przed komisją śledczą ds. tych wyborów, brał za to pełną odpowiedzialność i twierdził, że wszystkie decyzje były zgodne z prawem.
Na przygotowania poszło prawie 100 mln zł. Wyborów korespondencyjnych nie przeprowadzono.
Sprawa rozpracowana
Sprawa wyborów kopertowych jest jedną z najprostszych z możliwych. Opisywana była z wielu stron w mediach, stąd komisja śledcza ds. tych wyborów miała niewiele do zrobienia i nic w zasadzie nowego nie ustaliła. Nie było w tej sprawie wielkich śledztw, kontroli operacyjnych – to głównie praca na papierach i zeznania świadków.
Skoro śledczy składają wniosek o uchylenie immunitetu Morawieckiemu, to oczywisty znak, że prokuratura jest gotowa do postawienia zarzutów i wysłanie aktu oskarżenia do sądu.
Głód rozliczeń, ale nie nie płotek – takich jak były wiceminister Marcin Romanowski, który czmychnął na Węgry – ale naprawdę grubych ryb jest i w szeregach koalicji rządzącej, bo ta chciałaby się czymś w końcu pochwalić. I w twardym elektoracie zwłaszcza głównej siły koalicji – Platformy Obywatelskiej.
Poczet grubych ryb
Tymi grubymi rybami są właśnie były premier Mateusz Morawiecki, były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, lider PiS Jarosław Kaczyński, prezes NBP Adam Glapiński i prezydent Andrzej Duda. Te nazwiska pojawiały się w „100 konkretach” Koalicji Obywatelskiej, a też i inne partie koalicji rządzącej się pod nimi podpisywały.
Z – jak mówił premier Donald Tusk w kampanii – wyprowadzenia Adama Glapińskiego z budynku NBP władza zrezygnowała już po wyborach.
Na pociągnięcie prezydenta do odpowiedzialności nie ma większości, ani nawet woli w szeregach koalicji rządzącej.
Zbigniewa Ziobrę na celownik wzięła – ale jeszcze nie przesłuchała – komisja śledcza ds. inwigilacji Pegasusem. W perspektywie prokuratura może mu chcieć uchylić immunitet i stawiać zarzuty ws. Funduszu Sprawiedliwości, ale tego jeszcze nie zrobiła.
Natomiast Jarosław Kaczyński śpi spokojnie. Nie ma zapowiedzi, aby śledczy chcieli go o coś oskarżać. Immunitet uchylono mu jedynie ws. kuksańców, jakie wymierzył członkowi Lotnej Brygady Opozycji pod pomnikiem smoleńskim w czasie przepychanek nad wieńcem. W konkretach KO napisano, że prezes PiS będzie ścigany „za sprawstwo kierownicze i usiłowanie zmiany ustroju państwa”. Ale jest cisza.
Z grubych ryb śledczy realnie wzięli na cel tylko Morawieckiego. Minister sprawiedliwości prokurator generalny Adam Bodnar ogłosił triumfalnie, że jest wniosek o zdjęcie mu immunitetu. „Ciąg dalszy nastąpi” – napisał. W takim tempie może jednak nie starczyć kadencji.