Agnieszka miała codziennie pisać na lustrze: „Chcę seksu z Markiem”. Czerwoną szminką. To zalecił jej seksuolog na brak pożądania w związku.
Terapeuta Wojtka z kolei jadał na sesjach sushi. Specjalista, który miał pomóc Agnieszce przy rozwodzie, popłakał się na sesji, więc to ona musiała go pocieszać. Wybierając terapeutę, trzeba sprawdzić jego kompetencje. Inaczej można popaść w jeszcze większe problemy.
– Kilka lat temu trafiłam do seksuologa, który niestety nadal przyjmuje pacjentki. Moim zdaniem nie powinien. Byłam wtedy w długoletnim związku z Markiem, moim pierwszym mężczyzną, także seksualnie. Nie byliśmy dopasowani na wielu płaszczyznach, począwszy od hobby, a skończywszy na łóżku – opowiada Agnieszka (35 l.), która pracuje w korporacji w Gdańsku.
Przyznaje, że czuła się w tym związku nieszczęśliwa. Często odmawiała partnerowi seksu. – Przez to Marek uważał, że „coś ze mną nie tak”. Zaczęłam w to wierzyć. Kiedy już lądowaliśmy w łóżku, czułam ból i czułam się tak, jakby mnie wykorzystał.
„Musisz się naprawić. Idź do seksuologa”, oznajmił jej Marek. Znalazł specjalistę, rekomendowanego przez Polskie Stowarzyszenie Lekarzy Seksuologów.
Przesłuchanie
Razem pojechali na umówioną wizytę, niedaleko Trójmiasta. – Gabinet znajdował się w domku jednorodzinnym, miał osobne wejście. W środku było bardzo chłodno. Marek wszedł ze mną do gabinetu, choć miałam opory, aby przy nim opowiadać o intymnych szczegółach z mojego życia. Powitał nas szczupły mężczyzna przed sześćdziesiątką. Światło lampki stojącej na biurku było skierowane w naszą stronę. Czułam się jak na przesłuchaniu – krzywi się Agnieszka.
Ledwo usiadła, seksuolog zasypał ją pytaniami: „Od którego roku życia pani się masturbuje?”, „Czy ma pani w czasie masturbacji orgazm?”. Potem przesłuchał Marka: „Miał pan trudności z doprowadzeniem poprzednich partnerek do orgazmu?”.
– Już samo słowo „seks” powodowało, że schowałam się w sobie. Seksuolog postawił diagnozę: „Problem leży w pani. Odrzuca pani partnera, bo go nie chce”. Uznał, że należy mi wdrukować nowy schemat: „pożądam Marka” – wspomina.
Zalecenia? Seksuolog zapowiedział, że Agnieszka musi każdego ranka napisać czerwoną szminką na lustrze: „Chcę seksu z Markiem”. Przepisał leki hormonalne, które miały stymulować jej popęd. Zero badań medycznych. – Za to mój partner nie otrzymał żadnych zaleceń – kwituje Agnieszka.
Po powrocie do domu odmówiła wypisywania szminką haseł, kolejnej wizyty także. Nie wykupiła nawet leków. Marek stwierdził, że już go nie kocha. Wkrótce się rozstali. Od kilku miesięcy Agnieszka jest w nowym, bezpiecznym związku. Całkiem niedawno trafiła na świetną psycholożkę. Do tej pory czuje niechęć do seksuologów.
Lajki, sushi, płacz
– Terapeuta, do którego zgłosiłem się z problemem uzależnienia od marihuany, na każdej sesji podjadał sushi albo kanapki. Mówił, że to pora jego posiłku, a nie może inaczej ustawić grafiku. Raz czy dwa poczęstował mnie sushi i zaproponował małą puszkę piwa, tłumacząc, że piwo jest idealne na upał. Nie było w tym żadnych podtekstów seksualnych, ale czułem się dziwnie. Raz opowiedziałem o tym koleżance, która skończyła psychologię — nakrzyczała na mnie, że to okropne i mam zmienić terapeutę. Tak uczyniłem — opowiada Wojtek (32 l.).
Maria (26 l.): – Kiedy zaczęłam chodzić na terapię w kierunku DDA, bo wciąż wybierałam partnerów mających problem z alkoholem, psycholożka chwaliła mnie za dojrzałość. Potem komplementowała moje swetry, buty i kolor włosów. Po trzeciej sesji zaczęła mnie obserwować na Instagramie i wysłała zaproszenie do znajomych na Facebooku. Zostawiała lajki pod każdym zdjęciem, wysyłała emotikonki typu serduszko, ogień. Czułam się nieswojo. Super, że chciała mnie wspierać, ale to było dla mnie za wiele. Wstydziłam się jej o tym powiedzieć. Zachowałam się okropnie: zablokowałam ją w mediach społecznościowych, rzuciłam terapię bez wyjaśnienia. Wybrałam nowego terapeutę, który nie posiada nawet konta w mediach społecznościowych.
– Zostałam zdradzona przez męża, którego kochałam jak nikogo. Trafiłam do psychologa podczas rozwodu. Nie radziłam sobie z pustką i z rozpaczą. Kiedy terapeuta usłyszał, że się rozwodzę, zaczął opowiadać o swoim rozstaniu z żoną. Z sesji na sesję mówił o tym coraz więcej. Opisywał tęsknotę, zwierzał się. Chyba zapominał, po co tam siedzę. I że to ja jestem pacjentką, która szuka pomocy! Doszło do tego, że pocieszałam terapeutę. Uznałam, że to chore. On powinien mi płacić, nie ja jemu. Uciekłam, kiedy raz na sesji zaczął płakać i wyjaśnił, że to efekt samotności — mówi Agata (49 l.).
Takie historie z gabinetów nie powinny nigdy mieć miejsca. Oczywiście, jest wielu znakomitych, doświadczonych i pomocnych specjalistów, którzy pomagają wyjść swoim pacjentom z poważnych problemów. Z depresji, z nałogów, z zaburzeń psychicznych (terapia często łączy się z farmakologią).
Według szacunków Polskiej Rady Psychoterapii, w Polsce działa ok. 15 tys. psychoterapeutów. Problemem dla całego środowiska jest jednak nieliczna grupa osób, które dopuszczają się nadużyć. Nie pracują zgodnie z zasadami etyki, nie są profesjonalistami. Szkodzą środowisku, lecz przede wszystkim ludzkiej psychice, pogłębiając problemy i poczucie bezradności.
Bolesne sfery
– W Kodeksie Etycznym Psychologa, prezentowanym przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne, brakuje szczegółowych informacji, w jaki sposób się komunikować – przyznaje psycholożka i psychoterapeutka Karolina Wincewicz-Cichecka. – Na studiach psychologicznych uczymy się oczywiście, jak zbierać wywiad psychologiczny, w podręcznikach znajdują się przykładowe dialogi i protokoły, zaś podczas nauki w szkole psychoterapii doświadczeni superwizorzy nagrywają prawdziwe sesje psychoterapii. Ale psychoterapia to proces długotrwały. Nie da się w szczegółach zaplanować każdego spotkania. Poza tym każdy klient niesie ze sobą inną historię i styl komunikacji. Psychoterapeuta też ma swoją osobowość i temperament. Czasami sam klient wyznacza tempo dialogu. Rolą terapeuty jest z jednej strony się do tego dostroić, a z drugiej jakoś tym „zarządzić” (np. zaktywizować osobę w depresji). Wiele zależy od intuicji, empatii i wyczucia psychoterapeuty, bo przecież często porusza się delikatne i bolesne sfery – relacjonuje.
Sporo zależy też od solidnego wykształcenia. Można mieć większą pewność, że psychoterapeuta będzie zachowywał się profesjonalnie, jeśli posiada certyfikat z psychoterapii (to znak, że przeszedł szereg egzaminów i superwizji).
– Warto wspomnieć o tzw. szarej strefie psychologów, czyli osobach, które kończą tylko studia magisterskie, choćby z filozofii, i otwierają gabinety. Bardzo przeceniają swoje możliwości, narażając klienta na straty nie tylko finansowe, ale i emocjonalne. Zachęcam więc do dokładnego weryfikowania kwalifikacji wybranego psychoterapeuty – podkreśla psycholożka.
Zdaje sobie sprawę, że każdy, nawet profesjonalny i doświadczony terapeuta, zapewne miewa lub miał swoje potknięcia. – Grunt, żeby było ich jak najmniej i żeby potrafić przeprosić klienta – mówi Karolina Wincewicz-Cichecka. Jej zdaniem początki pracy w gabinecie to często skok na głęboką wodę. – Psychologia oraz psychoterapia są obszarami rozległymi, specyficznymi, obejmującymi wiele dziedzin. Doświadczenie buduje się latami, podczas kolejnych szkoleń, superwizji i przeprowadzonych procesów psychoterapii.
Życzenie czy katastrofa
„Wszystko możemy dla pana zrobić” — taki tekst słyszeli pacjenci od kilku lekarzy, którzy podejmowali się zabiegów z medycyny estetycznej, albo: „Tego się nie leczy” – od lekarzy, którzy lekceważyli ich problemy natury emocjonalnej (co naturalnie wpływa na funkcjonowanie organizmu). Część pacjentów trafia po tego typu diagnozach do fachowca ostatniej szansy. Jest nim choćby dr Piotr Świniarski, urolog, androlog, lekarz medycyny seksualnej, dyrektor medyczny Kliniki Andrologii i Zdrowia Seksualnego „Menvita”.
– Nie każde życzenie pacjenta należy realizować, a część specjalistów robi wszystko niemal jak na życzenie, co jest nieetyczne – przyznaje.
„Katastrofa prąciowo— napletkowa” brzmiała oficjalna diagnoza 50-letniego pacjenta, wpisana przez jednego z lekarzy, który finalnie trafił do doktora Świniarskiego. Pacjent przeszedł wszystkie możliwe zabiegi powiększania prącia, jakich sobie „zażyczył” w prywatnej klinice (począwszy od zastrzyków z kwasu hialuronowego, aż po tkankę tłuszczową), kiedy zaczęły się poważne powikłania. Mężczyźnie groziła martwica i utrata prącia. Pomógł mu dopiero dr Świniarski. Kiedy pacjent ledwo wydobrzał po ratunkowej operacji, zapytał o ponowne możliwości powiększania penisa.
– Na ogół pacjenci powiększający prącie nie mają małego penisa, a masę kompleksów. Wymagają pomocy seksuologicznej, a nie medycyny estetycznej – komentuje Świniarski. Jego zdaniem część lekarzy nie potrafi przyznać się do tego, że nie wiedzą, jak leczyć dane schorzenie. Zamiast przekierować pacjenta do innego specjalisty, podejmują jakiekolwiek działania, np. badanie narządów innych niż te, które tego wymagają. Chodzi o to, aby pacjent wyszedł „z czymś”. Tyle że to wciąż działanie po omacku, a nie diagnoza i leczenie.
Po nic
– Dużo czasu i pieniędzy zmarnowałam, zanim znalazłam fachową pomoc terapeutyczną. Od kilku lat zmagam się z silnymi stanami depresyjnymi, drugi rok leczę się farmakologicznie i chodzę na terapię, teraz wreszcie do fantastycznej osoby. Przez ponad dwa lata wszystkie leki i terapie, w tym nieudane, pochłonęły ok. 20 tys. zł – opowiada Anna (33 l.), doktorantka na uczelni wyższej.
Pierwszy raz na sesję terapeutyczną online trafiła w pandemii. Nie szukała długo — była to konsultacja psychologiczna, którą miała w pakiecie medycznym, w prywatnej przychodni. – Dziś wiem, że to wizyta „po nic”. Byłam w takim stanie, że przepłakałam ponad pół godziny, niewiele mówiąc. Psycholożka głównie milczała, aż nagle powiedziała: „Ok, kończymy na dzisiaj”. Po kilku miesiącach nadal czułam się beznadziejnie, nie dostawałam żadnych narzędzi – opowiada Anna.
Potem trafiła do terapeuty. – Po moim monologu zawsze padało to samo pytanie: „O jakich emocjach może to świadczyć?” I ja znowu mówiłam. Wychodziłam z rozdartymi ranami emocjonalnymi, znowu bez wsparcia.
Idzie mi fatalnie
Zdarza się, że ktoś odbiera słowa terapeuty przez osobiste „filtry”, jak osoby z niskim poczuciem własnej wartości lub paranoicznymi cechami osobowości.
– Czasem klient słyszy inny przekaz komunikatu, niż terapeuta miał w swojej intencji. Niestety każde, nawet niewinne zdanie, może być inaczej zinterpretowane — zauważa Karolina Wincewicz-Cichecka.
Przykład? Kiedy terapeuta mówi: „Coraz lepiej sobie pan/i radzi”, klient może pomyśleć: „Ale czemu słyszę to dopiero pół roku od pierwszej wizyty? Idzie mi fatalnie”, „Ech, pewnie mnie pociesza, bo nie robię postępów i chce mnie zmotywować”, „Oho, lituje się nade mną”, „Mówi tak tylko, bo mu płacę”.
– Należy też być ostrożnym z żartem. Klienci mają różne poczucie humoru i różne poczucie własnej wartości – ostrzega psychoterapeutka. – W psychoterapii istnieje wiele nurtów, w tym terapia prowokatywna. Poprzez humorystyczne ukazanie sytuacji psychoterapeuta skłania klienta do kontynuowania autodestrukcyjnych zachowań, przez co on sam stopniowo dostrzega tę absurdalność. Na przykład, kiedy klientka co sesję powtarza, że jest głupia i brzydka, terapeuta w końcu odpowiada z życzliwym przekąsem: „No, w sumie, jak tego słucham od roku, też zaczynam to dostrzegać”. Takie słowa mogą wywołać śmiech lub zdrową obronę samej siebie, ale równie dobrze sprawić, że taka klientka może więcej nie wrócić do gabinetu.
Granice
W środowisku krąży opowieść o terapeucie, który prowadzi terapie indywidualne kilkorga przyjaciół. Jakby tego było mało, jeździ z nimi na wakacje. I to regularnie, bo wszyscy się prywatnie kolegują.
– Nie powinno się podejmować psychoterapii swoich znajomych, bo z zasady traci się obiektywny ogląd, a taka terapia może przynieść wiele dylematów, uwikłań i kłótni – komentuje Karolina Wincewicz-Cichecka.
Nieetyczne jest również zatrudnianie swoich pacjentów w różnych rolach zawodowych i na odwrót. Pewna artystka regularnie angażuje swoją terapeutkę do szkoleń, prowadzenia webinarów itd. Nie wszystkie osoby, które są w terapii, mają świadomość, że tak nie powinno się dziać. To rola terapeuty jako specjalisty, znającego kodeks zawodowy: zadbać o granice i zdrowe zasady.
A jeśli terapeuta przekracza granice? – Najlepiej wnieść ten wątek na sesję. Powiedzieć o tym, co nam się nie spodobało. Jeśli to za trudne, można napisać do psychoterapeuty wiadomość, maila. Często na tym skupia się cały proces — aby nauczyć klienta wyznaczania granic i mówienia o potrzebach — radzi Karolina Wincewicz-Cichecka. – Sytuacje, kiedy terapeuta zaprasza klienta na kawę prywatnie, adoruje lub dotyka, podlegają pod łamanie Kodeksu Zawodowego. Klient może w takiej sytuacji skierować skargę do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.