– Dysocjacja to sposób radzenia sobie z bardzo nienormalną sytuacją, gdy np. dziecko musi jakby nigdy nic zjeść śniadanie z oprawcą, który krzywdził je nocą – mówi dr hab. Igor Pietkiewicz.

Igor Pietkiewicz: W potocznym rozumieniu trauma to bardzo szerokie pojęcie. Niektórzy mówią: „Mam traumę, bo w weekend byli u nas znajomi z czwórką małych dzieci”. To mogło być dla kogoś trudne, męczące wydarzenie. Ale to nie trauma w rozumieniu klinicznym, gdzie używa się tego terminu do opisania skutków szczególnego typu wydarzeń w postaci pewnego rodzaju rany psychicznej.

Zdarzeniem potencjalnie urazowym jest np. wypadek komunikacyjny, atak, napaść, wykorzystanie seksualne. Zazwyczaj, gdy spotka nas coś trudnego, jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Po czasie potrafimy o tym mówić bez poczucia, że powtórnie to przeżywamy. W przypadku zdarzenia traumatycznego nie umiemy go do końca przetworzyć i zintegrować w pamięci autobiograficznej różnych jego elementów, np. obrazów, emocji, doznań cielesnych lub myśli. Niektóre z nich tracą dostęp do świadomości i mogą zacząć „żyć własnym życiem”, uaktywniają się niespodziewanie i utrudniają normalne funkcjonowanie.

– Ktoś, kto przeżył wypadek samochodowy, może nie pamiętać elementów zdarzenia, ale odczuwać lęk, wsiadając do auta, idąc po ruchliwej ulicy. Jakiś bodziec przypominający urazowe doświadczenie, np. sygnał klaksonu, zapach spalenizny albo określony kolor może spowodować pojawienie się w głowie obrazu nadjeżdżającej ciężarówki i reakcje, których nie można opanować.

Takie wspomnienia są na tyle silne, że ludzie tracą rozeznanie, co jest realne, a co nie. Na poziomie fizjologicznym organizm zachowuje się tak, jakby zagrożenie było realne. U niektórych pojawiają się silne zmiany świadomości, jak depersonalizacja i derealizacja. To znaczy poczucie odcięcia od ciała i emocji, poczucie obcości siebie i świata zewnętrznego, bycia jak w filmie albo we śnie.

To przykład, jaki wpływ może mieć traumatyzujące doświadczenie na przeciętnie zdrową osobę. Co dzieje się, jednak jeśli od wczesnych lat dziecko nagminnie doświadcza zaniedbania i przemocy, której nie można w normalny sposób przyswoić? Aby mogło przetrwać taką nienormalną sytuację, w umyśle mogą zajść procesy podobne do tych, które opisałem wcześniej, prowadząc do trwałej fragmentacji psychiki, jaką obserwujemy u ludzi ze złożonymi zaburzeniami dysocjacyjnymi, czyli chociażby DID.

– We wczesnym dzieciństwie nasz system nerwowy nie jest jeszcze gotowy, by radzić sobie z pewnymi wyzwaniami. I może zostać naruszony, jeśli zabrakło osób, które uchroniłyby nas przed trudnymi doświadczeniami lub pomogły je przetrawić. Niejednokrotnie rodzice są nieobecni, nie mają wystarczających umiejętności opiekuńczych.

W mojej pracy poznałem pacjentów, dla których tacy opiekunowie byli sprawcami ogromnego cierpienia. To niezwykle trudne, gdy osoba, która ma dawać opiekę i bezpieczeństwo, robi straszne rzeczy. Dziecko wychowuje się w takim nienormalnym świecie, traktując przemoc i wykorzystanie, jakby były czymś normalnym. Siadając rano do śniadania, musi zapomnieć o tym, co działo się w nocy. Dochodzi do poważnej zdrady zaufania, dezorganizacji więzi i mogą się pojawić tzw. objawy dysocjacyjne, umożliwiające odcięcie się od zagrażających wspomnień i nieznośnych emocji oraz wrażeń cielesnych. Objawy tego typu obserwują często rodzice adopcyjni, którzy przyjęli do swojego domu dziecko z bogatą historią traumy.

– Dziecko nie jest w stanie zintegrować różnych trudnych elementów doświadczenia, odcina się od wspomnień, emocji i nieznośnych odczuć cielesnych oraz przeżywa je, jakby nie należały do niego, były obce. Są to różne przejawy dysocjacji. Z czasem te doświadczenia mogą nabierać autonomii psychicznej. Do tego stopnia, że osoby z DID mają wrażenie, jakby miały w sobie osobne istoty. Czasem słyszą je w postaci głosów w głowie. Niektóre z tych zdysocjowanych części przejmują niekiedy kontrolę nad zachowaniem i mogą być odpowiedzialne za działania, których osoba z DID nie pamięta.

– Osoba z DID, która doświadcza amnezji, łapie się na tym, że ma luki w pamięci. Niektórym zdarza się znaleźć w jakimś miejscu, chociaż nie pamiętają, jak tam dotarli. Są też pacjenci dysocjacyjni, którzy nie tracą świadomości i pamięci. Są świadomi swoich części dysocjacyjnych i uczą się nawiązywać z nimi współpracę. Zwykle wymaga to jednak zaangażowania w odpowiedni proces terapii, na który niewiele osób z DID się decyduje, z uwagi na obawy, brak zaufania do ludzi, wstyd i lęk. Dlatego starają się ukrywać swoje objawy, bagatelizować je lub zracjonalizować w prosty sposób.

Według badań, około 40 proc. osób z DID miało wcześniej postawioną błędnie diagnozę schizofrenii. U niektórych rozpoznawano osobowość borderline lub chorobę afektywną dwubiegunową. Lekarze mają problem ze zrozumieniem ich obrazu klinicznego, jeśli nie mieli podobnego przypadku albo nie przeszli specjalistycznego szkolenia. Postawienie rzetelnej diagnozy wymaga też zastosowania złożonych procedur diagnostycznych, bez których jest ryzyko niezauważenia wielu objawów albo rozpoznania DID u osoby, która tego zaburzenia nie ma.

– Widać to w gabinetach, ale też w trakcie przesłuchań sądowych. Wiem, bo zdarza mi się wspierać pacjentów w tym procesie. A wielu ląduje w sądzie, bo są ofiarami przestępstw ściganych z urzędu. Zadaje im się pytania o rzeczy, o których nie potrafią mówić, i robi się to w niewłaściwy sposób. Może to reaktywować urazowe wspomnienia i objawy stresu pourazowego. Miesiącami uczymy pacjenta, jak odmawiać robienia rzeczy, które sprawiają ból, nawet wobec autorytetu, jak powiedzieć na przesłuchaniu: „Nie chcę odpowiadać na to pytanie. To jest dla mnie zbyt trudne”. Niestety, zdarza się, że przedstawiciele instytucji nie zwracają na to uwagi.

– Z badań wynika, że między 1-3 proc. populacji. Nie jest to mało, bo częstość występowania schizofrenii to około 1 proc. Jednak mamy wciąż niewiele właściwych diagnoz klinicznych. Równolegle występuje dość popularne zjawisko przypisywania sobie tej diagnozy przez osoby, które doświadczają wielu konfliktów związanych z ekspresją emocji i potrzeb, są niepewne siebie i zagubione odnośnie do własnej tożsamości. W tej grupie mogą też być tacy, którym diagnozę tę zasugerował błędnie terapeuta lub lekarz bez przeprowadzenia odpowiedniego procesu diagnostycznego.

– Bliscy może tak, chociaż pacjenci z DID bardzo dobrze kamuflują swoje objawy. To zaburzenie nie wygląda tak, jak często pokazuje się je w filmach. DID rozgrywa się przede wszystkim w głowie. Owszem, może się zmienić zachowanie danej osoby, barwa głosu, gestykulacja, mimika albo upodobania. Ale ktoś niezorientowany nie zawsze to wyłapie.

– To, jak popkultura pokazuje DID, jest oderwane od rzeczywistości. W filmie „Split” to zaburzenie jest przejaskrawione. Owszem, osoba z DID może mieć w sobie część dysocjacyjną, która imituje sprawcę. Zwykle będzie ona jednak straszyć pacjenta, grozić i zakazywać ujawniania historii, namawiać do samobójstwa lub krzywdzenia siebie, ale nie innych. Osoby z DID unikają bliskości, mają problem z budowaniem przyjaźni, cierpią w samotności. Nie są zagrożeniem dla nikogo, poza sobą. Ale są i takie, które świetnie funkcjonują w społeczeństwie, bo objawy dysocjacyjne umożliwiły im adaptację. Bywają pracoholikami, bo zatracenie w pracy staje się dla nich „bezpiecznym” sposobem unikania myśli i wspomnień. I pewnie nikt z ich współpracowników nie domyśla się, z czym się mierzą. Należy też wspomnieć, że wiele osób dorosłych z DID może nadal utrzymywać relacje z oprawcami, w których dochodzi do nadużyć, ale dzięki aktywnym objawom dysocjacyjnym nie dopuszczają tego do swojej świadomości.

– Terapia osób z DID przebiega w fazach. W pierwszej skupiamy się na kwestii bezpieczeństwa, dbania o siebie i budowania relacji z terapeutą, do którego pacjenci podchodzą z nieufnością. Pokazujemy im, że ich objawy, to, co się z nimi dzieje, to normalna reakcja na nienormalne sytuacje, z którymi musieli się zmagać jako dzieci. To pomaga przełamać wstyd. Ten etap może trwać miesiącami albo raczej latami. Niektórzy nie są w stanie osiągnąć odpowiedniego poziomu stabilizacji, aby przejść do kolejnej fazy, jaką jest praca nad urazowymi wspomnieniami, które przechowują różne zdysocjowane części osobowości. Jeśli to się uda, to można próbować integrować te doświadczenia, aby stały się częścią pamięci autobiograficznej i były przeżywane jako własne. Już samo zbudowanie poczucia bezpieczeństwa jest sukcesem. I oddaje osobom z DID część życia, która została im zabrana.

Dr hab. Igor Pietkiewicz pracuje w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie, kieruje Centrum Badań nad Traumą i Dysocjacją, jest psychoterapeutą. Przewodniczący European Society for Trauma & Dissociation.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version