W piątek 10 maja poznamy nowych ministrów. Na razie jednak nie będą mogli zacząć pracy, bo Andrzej Duda postanowił odgryźć się Donaldowi Tuskowi. Prezydent ma uważać, że ze strony premiera spotkał go ostatnio afront. Ale rekonstrukcja rządu wywołuje też napięcia w koalicji.

Rekonstrukcja rządu była zapowiedziana na 10 maja. Premier Donald Tusk musi wymienić ministrów, którzy startują do Parlamentu Europejskiego, bo nie chce, by szefowie resortów jednocześnie kierowali ministerstwami i prowadzili kampanie.

Zmiana, choć zapowiadana była jako rewolucyjna, ostatecznie będzie dość drobna. Wiceministrowie wyprosili u szefa rządu urlopy na czas kampanii. Oni przeważnie startują do Parlamentu Europejskiego z miejsc, które nie dają całkowitej pewności na uzyskanie miejsca w Brukseli. Nie chcą więc rezygnować z pracy, skoro następna robota nie jest jeszcze pewna.

Nie będzie też zapowiadanego odchudzenia rządu, bo na razie koalicjanci nie bardzo chcą coś oddać. Na razie pewne są więc tylko cztery zmiany tabliczek na gabinetowych drzwiach.

– Chyba to będzie tak, jak mówią na mieście – mówi nam jeden z konstytucyjnych ministrów i jako następcę Marcina Kierwińskiego, ministra spraw wewnętrznych, wymienia Tomasza Siemoniaka.

Z kolei zamiast Bartłomieja Sienkiewicza fotel w ministerstwie kultury miałby zająć jego zastępca Andrzej Wyrobiec. Od lat stara się unikać kamer i rozgłosu, jest jednak jednym z najbardziej zaufanych ludzi Tuska. Jako kandydatkę na szefową resortu kultury wymieniano także marszałkinię Senatu Małgorzatę Kidawę-Błońską, ale przepadła w negocjacjach. Aktywa Państwowe mają z kolei przypaść po Borysie Budce komuś spoza pierwszego politycznego szeregu. Premier chciałby mieć tam „swojego człowieka, do którego nie ustawiają się kolejki kolegów z partii”. Ministra rozwoju i technologii Krzysztofa Hetmana z Trzeciej Drogi miałby natomiast zastąpić obecny szef klubu PSL Krzysztof Paszyk.

W środę 8 maja premier Tusk jakby od niechcenia rzucił, wchodząc na salę plenarną, że być może nastąpi drobne odchudzenie rządu. W Sejmie politycy dywagowali, kto mógłby zostać usunięty. Jedni twierdzili, że zlikwidowane może zostać stanowisko ministry ds. równości. Argumentem przeciwko ministrze Katarzynie Kotuli miałoby być to, że do tej pory nie załatwiła ustawy o związkach partnerskich. Projektu nie ma, bo nie udało jej się wypracować kompromisu z ludowcami. W dodatku Kotula zapowiedziała, że jeśli projekt nie wejdzie jako rządowy, to w ogóle go nie złoży.

Inni posłowie mówili o łączeniu resortów, co miałoby dać możliwość ograniczenia liczby konstytucyjnych ministrów. Tu najczęściej pojawiają się pomysły połączenia z powrotem edukacji z nauką i szkolnictwem wyższym czy resortu funduszy z ministerstwem rozwoju. W sejmowych kuluarach pojawiła się także informacja, że może dojść do jednej zmiany niezwiązanej z wyborami do PE.

– Ministra Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz chyba rozważa, czy nadal chce pełnić tę funkcję – mówi mi jeden z polityków Trzeciej Drogi.

Pełczyńska-Nałęcz jest jedną z tych dwóch ministr, które Tuskowi w rządzie niespecjalnie pasują. Z moich informacji wynika, że premier chciałby się pozbyć także ministry klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski. Obie politycznki należą do Polski 2050 Szymona Hołowni, a ten nie chce słyszeć o żadnych zmianach w „jego” resortach.

Zresztą wewnątrz koalicji 15 października negocjacji o zmianach w rządzie nie ma. Do tej pory nie było żadnego spotkania liderów, na którym omówionoby kształt gabinetu po 10 maja. I o ile Trzecia Droga do takiego spotkania prze, o tyle Nowa Lewica nie widzi takiej potrzeby. Wyraźnie widać, kto chciałby coś więcej z premierem ugrać. Trzecia Droga miała nadzieję na nowe negocjacje koalicyjne po wyborach samorządowych i dobrym wyniku jej kandydatów. Nowa Lewica przeciwnie. Wynik był bardzo zły i Lewica chciałaby już o tych wyborach zapomnieć. A na pewno nie chciałaby na podstawie ich wyniku tworzyć nowej rządowej rzeczywistości.

Następcy odchodzących ministrów formalnie zaczną pracę dopiero w przyszłym tygodniu.

– Teraz Duda nie ma dla nas czasu – żartują moi rozmówcy z rządu. Jak dodają, okazało się, że prezydent w piątek akurat ma inne plany. Co prawda w ogólnie dostępnym kalendarzu głowy państwa aktywności są zapisane 9 maja, a potem dopiero 17, kiedy to prezydent z małżonką lecą do Włoch. Ale być może są jakieś aktywności Andrzeja Dudy, które wymagają ścisłej tajemnicy i zajmą cały dzień.

Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest inne wyjaśnienie. Jak słyszę prezydent postanowił odpłacić premierowi pięknym za nadobne. Tuż przed majówką, zaraz po exposé szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, Duda na konferencji prasowej zwrócił się z zaproszeniem do Tuska. Chciał, żeby premier odwiedził go w Pałacu 1 maja, by wspólnie omówić sprawę Nuclear Sharing. Dosłownie kilka minut później w social mediach pojawiła się informacja, że premier ma zapalenie płuc i nie będzie uczestniczył w spotkaniach. Prezydent uznał za afront.

Bez jego podpisu nie da się ani odwołać, ani powołać ministra, a zatem na razie cała zmiana będzie jedynie „ogłoszeniem” na konferencji prasowej, a nie uroczystym wręczeniem nominacji. Na formalne załatwienie sprawy nowi ministrowie będą musieli poczekać.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version