Świadomie przyjmowała datki od handlarzy narkotyków i oszustów. Wstawiała się za nimi u amerykańskich prokuratorów i sędziów.
Dla Kościoła, który od wieków stał po stronie latyfundystów, panów pańszczyźnianych i kolonizatorów, takie postaci jak Matka Teresa z Kalkuty są użyteczne. Kiedy wypominamy hierarchom blichtr, bogactwo i złote stroje, ci zawsze mogą odwołać się do postaci, które na co dzień przebywają wśród ubogich. Tyle że w przypadku Teresy o wiele bardziej istotne niż jej obecność wśród maluczkich był fakt, jak ich traktowała. Na ile niosła im rzeczywiście pomoc, a na ile realizowała interes korporacji, która dostrzegła, że w marketing produkt Matka Teresa warto inwestować.
Pisząc „Babilon. Kryminalną historię Kościoła”, uświadomiliśmy sobie, jak wielką farsą jest wciąż żywy mit świętej Teresy. Jest to mit nie tylko związany z jej życiem, ale i jej pospieszną beatyfikacją i kanonizacją. Jest to też w dużym stopniu mit medialny, bo to dziennikarze odegrali kluczową rolę w jego powstaniu i oni właśnie go utrwalają. Kościół nie musi wiele robić, wystarczy, że włącza swoją tradycyjną politykę historyczną, beatyfikacja i kanonizacja to najbardziej skuteczny środek jej uprawienia. Trudno się dziwić, że Jan Paweł II, megagwiazda medialna, potrafił go używać jak nikt przed nim. Przed jego pontyfikatem katolicyzm kanonizował 300 świętych, on sam zwiększył pulę o 482. Liczba błogosławionych przyprawia o zawrót głowy. W sumie fabryka świętych polskiego papieża wyprodukowała ich 1327.
Foto: Materiały prasowe
Zwykle od śmierci kandydata na ołtarze do rozpoczęcia procesu mijało kilkadziesiąt lat. Jan Paweł II skrócił go do lat pięciu. Złośliwi twierdzą, że zrobił to z myślą o sobie. Jednak w przypadku Matki Teresy i to wydało się Wojtyle za długo, bo już po 18 miesiącach od jej śmierci zlecił rozpoczęcie przygotowań do wyniesienia jej na ołtarze. Watykaniści przecierali oczy ze zdumienia. Bardziej dociekliwi doszukiwali się drugiego dna. Mieli rację. Po latach okazuje się, że sceptycy gromadzą coraz więcej argumentów podważających świętość albańskiej zakonnicy. Nawet cuda, jakie miały się dziać za jej wstawiennictwem, są wyjaśniane w sposób zgoła naturalny.
Kościół jednak miał olbrzymi interes, by mit Teresy po jej śmierci jako świętej trwał.
***
Christopher Hitchens, amerykańsko-brytyjski pisarz, który zeznawał przed watykańską Kongregacją Spraw Kanonizacyjnych, twierdził, że Teresa nie była przyjaciółką ubogich, ale przyjaciółką biedy. Jej całe życie było sprzeciwem wobec jedynemu znanemu lekarstwu na ubóstwo, jakim była wolność od przymusu reprodukcji. Ale to nie wszystko. Teologia Teresy to masochistyczna afirmacja cierpienia. Jak sama twierdziła: „Najpiękniejszym darem dla człowieka jest to, że może uczestniczyć w cierpieniach Chrystusa”. Tak więc, kiedy usuwasz cierpienie, usuwasz Chrystusa.
Hołubiona za pracę z ubogimi „matka” zapewniała im tylko pozór leczenia. Dziennikarz śledczy Donal Macintyre spędził tydzień, pracując pod przykrywką w domu Misjonarzy Miłosierdzia dla niepełnosprawnych dzieci w Kalkucie w 2005 roku. W artykule w „New Statesman” opisał, jak „pomagano” dzieciom.
„W sierocińcu niewielu wolontariuszy mrugnęło powieką na związywanie niepełnosprawnych dzieci. Byli zbyt odurzeni mitem Matki Teresy i pijani własną filantropią, by uznać, że takie traktowanie dzieci jest nieludzkie i poniżające”. Jego relacja była porażająca na tle znanych milionom ludzi familiarnych obrazków misjonarek miłosierdzia otoczonych wianuszkiem dzieci i staruszków:
„Niektóre dzieci wymiotowały i kaszlały, gdy personel wpychał im jedzenie do ust. Chłopcy i dziewczęta byli pozostawiani w otwartych toaletach na okres do 20 minut na raz. Przygarbione, bez opieki, niektóre dryfujące, inne śpiące, były żałosnym widokiem. Ich traktowanie urągało ich godności”. I pomyśleć, że działo się to ciągle, pomimo że już ponad dziesięć lat wcześniej opisywano te praktyki.
W 1994 roku Robin Fox, ówczesny redaktor brytyjskiego czasopisma medycznego „The Lancet”, odwiedził Dom Umierających Ubogich w Kalkucie. Był porażony brakiem elementarnej wiedzy medycznej sprawujących w tym ośrodku opiekę nad chorymi wolontariuszy i sióstr. Z brytyjską zjadliwością zauważył, że opieka medyczna ma tam charakter sporadyczny. Krytykował „duchowe podejście” sióstr do radzenia sobie z bólem. Biednym i cierpiącym, poza wzniosłym wsparciem, brakowało bowiem rzeczy elementarnej – leków łagodzących cierpienie.
Foto: EPA / PAP
W tym samym roku w głośnym filmie dokumentalnym „Hell’s Angel” Hitchens i brytyjski dziennikarz z Pakistanu Tariq Ali urealnili znacznie obraz albańskiej zakonnicy. Dokument opierał się częściowo na narracji Aroupa Chatterjee, brytyjskiego pisarza urodzonego w Indiach, który przez krótki czas pracował w jednym z domów Teresy. Aroup jest autorem książki „Mother Teresa: The Untold Story”. Był zbulwersowany cukierkowym wizerunkiem Teresy na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych. Jako rodowity mieszkaniec Kalkuty poświęcił śledzeniu kłamstw zakonnicy i legend o niej ponad dwadzieścia pięć lat. To, co odkrył, było porażające. Teresa świadomie przyjmowała datki od handlarzy narkotyków i oszustów. Wstawiała się za nimi, pisząc listy do prokuratorów i sędziów w USA, aby ich nie karać. Pewien amerykański prokurator w odpowiedzi na list Matki Teresy napisał, by zwróciła pieniądze przyjęte od oszusta – „w prawdziwie chrześcijańskim duchu”.
W odpowiedzi na list Teresy amerykański prokurator napisał, by „w prawdziwie chrześcijańskim duchu” zwróciła pieniądze, które przyjęła od oszusta
Ale to nie wszystko. Aroup Chatterjee ujawnił, że karetki pogotowia ofiarowane Teresie przez biznesmena z Kalkuty były w rzeczywistości używane przez jej zakonnice jako taksówki. Nagrał swoje rozmowy telefoniczne z zakonnicami i odtworzył je dosłownie w książce. Wynikało z nich, że zakonnice odmówiły przyjęcia umierających w promieniu nawet 200 metrów od umieralni prowadzonej w Kalkucie.
Na swoje leczenie afirmująca cierpienie matka nie oszczędzała. Wiodła dobre życie przyjmowana przez przywódców politycznych z honorami, podróżując po świecie prywatnym samolotem. Do końca zbierała kolejne nagrody i splendory.
***
Mało kto już pamięta początek jej kariery, kiedy to na przełomie 1967/1968 roku Malcolm Muggeridge z BBC nakręcił scenę z Teresą w pomieszczeniu, w którym przebywali umierający. Było tam ciemno, więc operator zaproponował, żeby kręcić na nowoczesnych, czułych taśmach Kodaka. Zbudowano legendę, że to nie nowatorski Kodak, ale „boskie światło”, którym emanowała Matka Teresa, umożliwiło nakręcenie zdjęć. Świat zachodni kupił ten rzekomy cud. W 1971 roku papież Paweł VI przyznał Teresie Nagrodę Pokoju Jana XXIII „za pracę na rzecz ubogich”, w 1978 r. otrzymała Nagrodę Balzana za propagowanie godności ludzkiej, w 1975 roku – Międzynarodową Nagrodę Alberta Schweitzera, w 1983 r. otrzymała Order Zasługi Wspólnoty Narodów, a 16 listopada 1996 roku – honorowe obywatelstwo Stanów Zjednoczonych. Po drodze były nagrody Templetona oraz Nobla.
Jak było naprawdę, opowiadają byłe zakonnice i osoby współpracujące z misją Teresy.
Mary Loudon, była ochotniczka, mówiła o dezynfekowanych w wodzie strzykawkach, zimnych kąpielach chorych, przepełnieniu i osobliwym modelu opieki nad chorymi przez gloryfikowanie ich cierpienia, zamiast łagodzenia go. Siostra Shields była zakonnicą w zgromadzeniu przez dziewięć i pół roku. Posługiwała w Bronksie, Rzymie i San Francisco. Odeszła, kiedy odkryła plątaninę kłamstw, w których żyła. Rejestrowała darowizny i pisała listy z podziękowaniami. Pieniądze napływały w szaleńczym tempie. Listonosz często dostarczał listy w workach. Regularnie siostry wystawiały rachunki za czeki o wartości 50 000 dol. i więcej. Ale były też mniejsze kwoty. Shields wspomina wzruszające listy od ubogich, którzy poświęcali się, oddając tyle, ile mogli, żeby pomóc powodzianom w Bangladeszu czy biednym dzieciom w Indiach. Pieniądze zalegały na kontach, a fortunę z darowizn uznawano za znak aprobaty bożej dla zgromadzenia Matki Teresy. Przełożeni tłumaczyli siostrom, że zakon otrzymuje więcej darów niż inne zgromadzenia, ponieważ Bogu podobała się Matka, a misjonarki miłosierdzia są siostrami wiernymi prawdziwemu duchowi życia zakonnego.
Środki te nie miały wpływu na życie biednych, którym siostry starały się pomóc. Same miały po trzy komplety ubrań, które reperowały, póki materiał, z których były uszyte, nie zgnił. Ubrania prały ręcznie. Kąpały się pod jednym wiadrem wody. Badania dentystyczne i lekarskie były postrzegane w zgromadzeniu Teresy jako niepotrzebny luksus.
Zresztą założycielka miała wręcz obsesję na punkcie zachowania ducha ubóstwa. Na Haiti, aby go podtrzymać, siostry wielokrotnie używały igieł, którymi aplikowały zastrzyki. Póki się nie stępiły. Widząc ból spowodowany igłami, wolontariusze proponowali, że kupią więcej igieł. Siostry odmówiły.
***
A co się stało z milionami dolarów, które słali Teresie hojni darczyńcy?
Trzej uczeni: Serge Larivée i Genevieve Chenard z Chenard of University of Montreal’s Department of Psychoeducation oraz Carole Sénéchal z University of Ottawa’s Faculty of Education wzięli na warsztat mit Matki Teresy z Kalkuty. Ustalili m.in., że tylko 5 proc. procent pieniędzy, która zebrała, poszło na opiekę nad potrzebującymi. Cała reszta została przeznaczona na budowę domów dla sióstr misjonarek albo przejęta przez Watykan. Matka Teresa dysponowała majątkiem wynoszącym ponad 100 milionów dolarów. Po latach okazało się, że Teresa była największym klientem Banku Watykańskiego. Tego samego, w którym prano brudne pieniądze mafii.
Wobec takiego bogactwa nic nie tłumaczy faktu, że misjonarki nie miały leków przeciwbólowych dla chorych albo jednorazowych strzykawek. Ta sama grupa badaczy stwierdziła, opierając się na zeznaniach męża hinduskiej kobiety i jej lekarza, że uzdrowiona jakoby w 1998 roku po dotknięciu medalika z wizerunkiem Matki Teresy kobieta została uleczona dzięki lekom.
***
Teresa tak naprawdę reprodukowała biedę, odrzucając jakąkolwiek kontrolę urodzeń. Zahukane i biedne dzieci rodziły dzieci. Nie było zmiłuj się nawet wtedy, kiedy ciąża była konsekwencją gwałtu. Znana teolożka i prawniczka amerykańska Cathleen Kavenny, która od lat komentuje wpływ katolickiego fundamentalizmu na debatę publiczną w USA, nie ma wątpliwości. Wraz z rozpoczęciem pontyfikatu Jana Pawła II w 1978 roku zakończył się okres otwartości tej instytucji. Nie tylko aborcja, ale nawet antykoncepcja była na sztandarach tamtejszych konserwatystów, a encyklika Evangelium vitae z 1995 roku wprowadziła pojęcie „cywilizacji śmierci”, które uśmierciło wszelką rozmowę i sparaliżowało możliwość przezwyciężenia postępującej polaryzacji amerykańskiego społeczeństwa. Jan Paweł II stał się głównym wojownikiem wojny kulturowej, a Matka Teresa dzielnie mu w niej asystowała.
Bardzo krytycznie na temat Teresy wypowiadał się hinduski guru Osho: „Aborcja nie jest grzechem – w tym przeludnionym świecie aborcja jest cnotą. A jeśli aborcja jest grzechem, to papież Polak i Matka Teresa są za nią odpowiedzialni, ponieważ są przeciwko środkom antykoncepcyjnym, są przeciwko metodom kontroli urodzeń, nawet przeciwko pigułce ’dzień po’. To są właśnie ludzie, którzy ponoszą odpowiedzialność za wszystkie aborcje. Dla mnie są wielkimi przestępcami”.
Australijska feministka Germaine Grerr stwierdziła, że Teresa to „religijna imperialistka”. Żerowała na najsłabszych w imię zbieranie dusz dla Jezusa. W ośrodkach prowadzonych przez Teresę dochodziło do chrztów wbrew woli umierających pacjentów. Według jednej z byłych sióstr w zakonie miano pytać każdą osobę zagrożoną śmiercią, czy chce „biletu do nieba”. Odpowiedź twierdząca miała oznaczać zgodę na chrzest. Tylko dlaczego siostry udawały, że jedynie chłodzą głowę pacjentów mokrą szmatką?
Artur Nowak jest prawnikiem, pełnomocnikiem ofiar pedofilii w Kościele. Wspólnie ze Stanisławem Obirkiem opublikował: „Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem z Kościoła” oraz „Gomora. Władza, strach i pieniądze w polskim Kościele”
Stanisław Obirek jest teologiem, historykiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Był jezuitą. W 2005 roku wystąpił z zakonu po 29 latach