Donald Tusk wymienił czterech ministrów. Zrobił to bez trzęsień ziemi. W kuluarach już mówi się jednak o kolejnej rekonstrukcji rządu, która ma być znacznie głębsza.

Każdy, kto pamięta pierwszy i drugi rząd Tuska wie, że „grzanie stołka” jest przy tym premierze niemożliwe.

Tusk swoim ludziom powierza zadania i wymienia ich, jeśli uzna, że zadanie zostało wykonane albo, że nie ma szans na jego wykonanie, bo ministerialny „zderzak” zawiódł. Nie pomogą wieloletnie znajomości i osobiste sympatie.

– Kiedy tworzyliśmy rząd, zapowiadałem, że nikt, włącznie ze mną, nie powinien się przywiązywać do myśli, że jest wieczny – mówił Tusk. Jak zaznaczył, „to były miesiące rozbijania muru”. – Dziś nadchodzi czas porządkowania, stąd wspólnie zdecydowaliśmy się na te zmiany.

Pytanie, czy ta metoda się sprawdziła? Politycznie i narracyjnie z pewnością tak. Nic tak przecież nie zajmuje mediów jak porządna rekonstrukcja. Giełda nazwisk, typowanie, kto i dlaczego „wyleci”, czy liczba resortów wzrośnie czy przeciwnie – zmniejszy się.

Ale – miejmy nadzieję – nie tylko o PR tu chodzi. Z pewnością teraz Tusk wziął do rządu ludzi, którzy budzą znacznie mniej emocji niż ich poprzednicy. Trudno spodziewać się, że PiS będzie atakowało ministrę kultury Hannę Wróblewską, tak jak ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Nie zwrócą się przecież do niej „podpułkowniku”, nie wypominą spalenia budki pod rosyjską ambasadą (sprawa umorzona przez prokuratorów Zbigniewa Ziobry). Ba, nawet z postawieniem w stan likwidacji TVP i Polskiego Radia nowa ministra nie ma nic wspólnego.

Poza tym od początku wiadomo było, że Sienkiewicz wyjedzie do Brukseli, mimo że sam wielokrotnie temu zaprzeczał. Teraz, odnosząc się do swoich słów o „cmentarzysku politycznych słoni”, ogłosił, że będzie słoniem bojowym.

Pozostałe przypadki są już mniej oczywiste. Ministrowie dostali od premiera zadania i chyba nie do końca się z nich wywiązali. Porządki w Spółkach Skarbu Państwa (SSP), podległych Borysowi Budce szły, mówiąc eufemistycznie – za wolno. Najpierw okazało się, że walnych zgromadzeń akcjonariuszy nie da się zwołać wcześniej niż na początek lutego. Potem pojawiły się informacje, że odchodzący prezesi zdążyli załatwić w tym czasie sobie i swoim ludziom bardzo wygodne „lądowiska”, zmieniając niektóre umowy. A na dokładkę nikt nie przewidział, jakimi gigantami są SSP i ilu ludzi tak naprawdę potrzeba, żeby je obsadzić. Na koniec okazało się, że jeśli ma być uczciwie, przejrzyście i z konkursami, to w ogóle politycznie się to nie zepnie. Konkursy na razie nie zostały rozstrzygnięte, a szefowie spółek, którzy przyszli po nominatach PiS, są tymczasowi.

Nowy minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski ma stosowne wykształcenie, żeby zajmować się spółkami. Ma dyplom MBA i to z porządnej uczelni; jest ekonomistą, pracował z Tuskiem dziesięć lat temu. Posiada też tę zaletę, która jest obecnie dla premiera najważniejsza: nie jest pierwszoligowym politykiem jego partii. Nikt nie przyjdzie do niego z teczką pełną CV partyjnych kolegów, bo nikt go nie zna. Tusk ma więc w tym resorcie fachowca.

Największą tajemnicą pozostaje odejście Marcina Kierwińskiego z resortu spraw wewnętrznych. Wymiana na Tomasza Siemoniaka to żadna zmiana. Obaj należą do najbliższego kręgu premiera, a Siemoniak na pewno nie jest zapowiedzią rewolucji. W Platformie do tej pory opowiada się anegdoty o tym, jak miał przygotować nową deklarację ideową partii. Zaczął w 2020 r., w 2021 r. miała zostać przyjęta, w 2022 r. wszyscy o niej zapomnieli i dotąd nie wiadomo, czy w ogóle powstała. Siemoniak nie zapowiada rewolucji, ale na pewno wypełni wszystkie zadania, jakie Tusk przed nim postawi. I znowu – podobnie jak w przypadku ministerstwa kultury – budzi znacznie mniej emocji niż poprzednik.

Zmiana na stanowisku w resorcie rozwoju i technologii to z kolei decyzja PSL. Krzysztof Hetman też jednak ma za sobą nieudany projekt w resorcie. Chodzi o budowę mieszkań, a dokładniej kredyt 0 proc., która spotkała się nie tylko z krytyką Partii Razem, ale także koalicjantów z rządu. Minister zostawia tę ustawę w konsultacjach, ale w sejmowych kuluarach słychać, że cały pomysł będzie prawdopodobnie przekształcany, bo związek między wprowadzaniem nowych dopłat do kredytów a wzrostem cen mieszkań jest dość oczywisty.

W kuluarach już mówi się o kolejnej rekonstrukcji rządu. Ta miałaby się odbyć na jesieni. Ma być znacznie głębsza i zapewne będzie dotyczyła także ministerstw, którymi kierują koalicjanci. To będzie jednak wymagało bardzo długich negocjacji i zmian w umowie koalicyjnej.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version