Jak zła musi być sytuacja Karola Nawrockiego, skoro Jarosław Kaczyński sięga po głosy negacjonistów klimatycznych? Zaryzykuję, trudno.
Najwyżej będziecie na mnie patrzeć tak, jak na autorów wydanej w 2012 r. książki „Koniec PiS-u”. Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na publicystyczną swawolę. Stawiam tezę, że poparcie w wyborach prezydenckich kandydata obywatelskiego Karola Nawrockiego okaże się najgorszą decyzją w politycznej karierze Jarosława Kaczyńskiego i początkiem jego końca.
Ta myśl przyszła do mnie nie w trakcie analizy sondaży, w których kandydatowi PiS zdarza się przegrywać ze Sławomirem Mentzenem, nawet nie wtedy, gdy czytałem w Onecie, że Karol Nawrocki jako Tadeusz Batyr napisał biografię gangstera „Nikosia” i – naprawdę, nie zmyślam – wychwalał Karola Nawrockiego, ale gdy słuchałem prezesa PiS na spotkaniu wyborczym w Siedlcach.
Na pierwszy rzut ucha niczym się to przemówienie nie wyróżniało. W ogóle mam wrażenie, że od pewnego czasu słyszymy z Prezesowych ust jedno i to samo, z inaczej tylko rozłożonymi akcentami. Wiadomo, że będzie o Niemcach, Tusku, Zielonym Ładzie, zamachu smoleńskim i ojkofobii. Czasami wplecione zostanie poparcie dla wizji Mateusza Morawieckiego (tak było), czasami żądanie reparacji od Niemiec, a czasami – jak w Siedlcach – krytyka Rafała Trzaskowskiego. Nawiasem mówiąc: nawet po tym przemówieniu widać, że Kaczyński prawdziwego rywala i odpowiedzialnego za całe zło widzi w Tusku, a do prezydenta Warszawy strzela ogólnikami: „wiceprezes tej partii”, „najgorszy kandydat”, „we wszystkich sprawach jest po tej złej stronie”. Na epitety od serca i spod wątroby Trzaskowski musi sobie jeszcze zasłużyć.
Mnie szczególnie urzekło jednak mocne stanowisko prezesa w sprawie globalnego ocieplenia. „Nie ma żadnych dowodów, że to działalność człowieka powoduje zmiany klimatu” – mówił Kaczyński, a potem opowiadał o „wielu uczonych, i to takich nawet z Noblem, już na ogół ludzi zaawansowanych wiekiem, którym już nic nie można zrobić”, twierdzących, że „to jest mniej więcej tak, jakby w hali sportowej, takiej na 30-40 tys. ludzi dla NBA, zapalić zapałkę. Zgaśnie, zostawi tam trochę gazu, ale to nie ma żadnego znaczenia”.
Przyznaję, spędziłem chwilę na szukaniu tych naukowców z Noblem i teorią zapalonej zapałki, próbowałem nawet oszukać algorytm, dodając do wyszukiwania hasła „sceptycyzm”, „prawda o klimacie”, by zajrzał do miejsc, w których nigdy nie chciałbym się znaleźć. Nic z tego. Zamiast załamywać się tym, że nie potrafię w risercz, pomyślałem, że tak naprawdę to nieistotne, czy prezes pomylił zapałkę z zapalnikiem, czy po prostu tych uczonych wymyślił. Fakt jest taki, że okazał się denialistą klimatycznym.
Dla porządku: 99,9 proc. prac naukowych potwierdza, że zmiana klimatu wynika z działalności człowieka. Kaczyński jest tu jednak bardzo konsekwentny – już w 2012 r. w Katowicach mówił, że związki między emisją dwutlenku węgla a zmianami klimatycznymi są „śmiechu warte”. Opowiadanie o tym dekadę później podczas imprezy wspierającej Karola Nawrockiego mówi nam jednak o czymś więcej niż o horyzontach mówcy. Nazwisko Sławomira Mentzena w przemówieniu nie padło, ale przecież te zdania były skierowane właśnie do wyborców PiS, których zauroczył kandydat Konfederacji.
Prezes się boi, bo dziś Nawrocki bardziej niż z Trzaskowskim o miejsce pierwsze walczy z Mentzenem o utrzymanie drugiego. I ma je głównie dlatego, że elektorat wydaje się jeszcze nie wierzyć, że kandydat PiS może się nie dostać do drugiej tury. Ważniejsze wydaje mi się jednak to, że największa polska partia opozycyjna wykalkulowała, że obskurantyzm jej się opłaca. Że jej kandydat ma iść po prezydenturę z hasłami homo— i transfobicznymi (również wybrzmiałymi podczas przemówienia w Siedlcach) oraz antynaukowymi.
Skoro ostatnio pomogło kłanianie się antyszczepionkowcom („przeciwko grypie nigdy się nie szczepiłem i nie chcę się szczepić” Andrzeja Dudy), to dlaczego teraz miałoby nie zadziałać odwoływanie się do negacjonistów klimatycznych? Przeszkodą może okazać się tu raczej sam kandydat. Kaczyński może dwoić się i troić, ale nie zakrzyczy wszystkich trupów wylatujących z szafy Nawrockiego. Ktoś wierzy, że do końca kampanii niczego nowego się już o kandydacie PiS nie dowiemy? Naprawdę? Przecież dziś nie wiadomo jeszcze nawet, kto będzie mógł się ubiegać o prezydenturę.