Uważał, że niski wzrost i krzywy nos skazują go na samotność. Jedyną szansę na zmianę widział w kursie podrywu.

Cześć, podasz dziewięć cyfr, które cię określają? – pyta około 30-letni mężczyzna, gdy przechadzam się po galerii handlowej. Kiedy widzi wyraz konsternacji na mojej twarzy, wzdycha zniecierpliwiony. – O numer telefonu mi chodzi! Umówilibyśmy się na coś. Kawę… Spotkanie… Cokolwiek – wyjaśnia nieporadnie.

Zastanawiam się, czy nie trafiłam właśnie na kursanta treningu podrywu. Często szkolą się w centrach handlowych. Podchodzenie do obcych dziewczyn to jedno z zadań, które ma im pomóc przełamać nieśmiałość i zbudować pewność siebie. Potem swoich sił próbują w klubach. Uczą się też teorii uwodzenia.

Weekendowy kurs podrywu to wydatek rzędu 2-6 tys. zł – w zależności od trenera i tego, jaką opcję się wybierze. Kursy można znaleźć w większości dużych polskich miast. Trenerzy nie narzekają na brak klientów.

Kamil jest znany w tym środowisku jako James aka Samiec Alfa. Na jego stronie internetowej spodziewam się rad w stylu „poniż kobietę, żeby ją zdobyć” albo „jak dostać seks na pierwszej randce”. Ale nic takiego tam nie ma. Są filmy, na których podchodzi do dziewczyn i prosi o numer telefonu. Jest też wideo „Pięć powodów, by nie rozmawiać z kobietą o seksie”, w którym Samiec Alfa wyjaśnia, że zbyt wczesna „rozmowa o seksie może sprawić, że kobieta poczuje się niekomfortowo lub zdezorientowana”. I dodaje: „Warto zaczynać od nawiązywania głębszych emocjonalnych i intelektualnych relacji, aby kobieta poczuła się doceniana jako osoba, nie tylko jako obiekt seksualny”.

Zaintrygowana zaglądam do jednego z jego e-booków zatytułowanego „Zdobyć kobietę” (cena 199 zł). Kamil pisze, że mężczyźni powinni być dla kobiety nagrodą. Brzmi enigmatycznie, ale oznacza to trenowanie pewności siebie, jasnego komunikowania swoich potrzeb, ale także umiejętności okazania czułości.

Gdy siadamy do stolika w kawiarni, mówię wprost, że to, co pisze, pozytywnie mnie zaskoczyło. Kamil się uśmiecha i podwija rękawy obcisłej, granatowej koszuli podkreślającej wyrzeźbione w siłowni mięśnie. Zapewnia, że nie sprzedaje „magicznych sztuczek” na podryw, bo sam przekonał się, że nie działają. Zaczął chodzić na randki, gdy skończył 18 lat. Wcześniej czas spędzał, grając w gry komputerowe. Problemem było to, że bał się zagadywać do kobiet. Zaczął szukać porad w internecie i trafił na strony amerykańskich trenerów uwodzenia.

Trening uwodzenia może być pomocny, jeśli odpowiednio szybko ucieknie się ze środowiska podrywaczy.

Dowiedział się, że powinien negować wszystko, co powie kobieta, żeby pokazać swoją dominację, co z kolei sprawi, że ona zacznie go pożądać. Wyczytał też, że na randce ma szczypać kobietę, jednocześnie mówiąc o rzeczach przyjemnych, seksualnych. To sprawi, że gdy na kolejnym spotkaniu ją uszczypnie, ona nabierze ochoty na zbliżenie. Próbował tego wszystkiego, ale do kolejnych spotkań nie dochodziło.

– Też więcej nie spotkałabym się z facetem, który mnie szczypał – zauważam.

Kamil kiwa głową: – To były rady oderwane od rzeczywistości. Kluczowy w tworzeniu relacji czy podrywaniu jest stosunek do siebie. Jeśli sam siebie nie lubisz, trudno, żeby polubił cię ktoś inny.

Trener wyjaśnia, że nie koncentruje się na tym, by uczyć, jak zaciągnąć kobietę do łóżka. Wbrew stereotypom, które krążą na temat kursów uwodzenia, 90 proc. jego klientów chce stworzyć długotrwały związek. Jednak bywają zaskoczeni, że nie będą się uczyć manipulacji, ale pracować nad sobą. Często tak długo byli samotni, że nie potrafią wyczuć emocji innych czy powiedzieć kilku słów do dziewczyny.

Samiec Alfa odradza im zasypywanie potencjalnych partnerek prezentami i wysyłanie setek wiadomości. Wtedy w oczach kobiet stają się desperatami. Uczy ich też, jak akceptować odrzucenie.

– Skupianie się na porażkach wyzwala frustrację, a ta nie jest dobrym doradcą. Rodzi złość na kobiety, a to pcha w jeszcze większą samotność. Sfrustrowani faceci są uprzedzeni już na wstępie. Kobiety to czują i nie mają ochoty na dalszą relację.

To, co mówi, jest sprzeczne z redpillem, pojęciem kojarzonym z uniwersum uwodzicieli. Redpill powstał w nawiązaniu do filmu „Matrix”. Wzięcie czerwonej pigułki oznacza przyjęcie niewygodnej prawdy: że świat jest ustawiony pod kobiety – mężczyźni są systemowo dyskryminowani, a kobiety nastawione na zdobywanie dobrych genów. Chcą tylko przystojnych i bogatych mężczyzn. Bardziej nihilistyczną odsłoną tej teorii jest blackpill – mężczyzna brzydki czy mniej zasobny nigdy nie zdobędzie kobiety, choćby nie wiadomo jak się starał.

Kamil mówi, że nie znosi redpillowców, chociaż określenie „samiec alfa” pochodzi właśnie z ich teorii. Kiedyś chodziło im o walkę o prawa ojców do opieki nad dziećmi czy do wcześniejszej emerytury. – Teraz redpillowcy to dla mnie osoby, które zrzucają winę za swoje niepowodzenia na „naturę” kobiet. Niektórzy są w tragicznej sytuacji z powodów od nich niezależnych, ale wielu po prostu wybiera narzekanie, zamiast spróbować coś zmienić w swoim życiu – kręci głową z dezaprobatą.

Ale dodaje, że zdarza mu się wyprowadzić takich facetów na prostą: – Przychodzą do mnie zakompleksieni goście, którzy po kursie piszą, że zmieniłem ich życie.

Twierdzi, że część osób odsyła na psychoterapię, kiedy widzi, że mają zaburzenia lękowe czy mogą cierpieć na depresję. Do trenerów trafiają jednak czasem kursanci już po terapii, którzy czują, że ta im nie pomogła. Tak było w przypadku 30-letniego Michała. Cierpi na rozszczep kręgosłupa – tylko dzięki samozaparciu i wysiłkowi lekarzy oraz rodziny jest w stanie chodzić o kulach. Większość osób z rozszczepem porusza się na wózku i ma mocno upośledzone funkcje poznawcze.

Jego choroba i niski wzrost – mierzy niewiele ponad 160 cm – sprawiły, że nigdy nie garnął się do kontaktów z płcią przeciwną. Gdy w liceum kilka razy umówił się przez internet na randkę, kończył z poczuciem upokorzenia. – Dziewczyny albo szybko kończyły spotkanie, albo uciekały, gdy tylko mnie zobaczyły – opowiada.

Problemy zdrowotne odbiły się na jego psychice. Nie pomagał fakt, że pochodzi z rodziny świadków Jehowy. Rodzice byli bardzo restrykcyjni w kwestii jego relacji. Bał się, że będzie krytykowany za „nieodpowiednie towarzystwo”.

– Stawiali na zimny chów. Jedyny sposób, w jaki okazywali mi miłość, to szukanie najlepszych lekarzy. Nigdy mi nie powiedzieli, że mnie kochają czy że są ze mnie dumni. Czułem się niepotrzebny – wyznaje.

Szybko zaczął sięgać po alkohol – po drodze ze szkoły kupował dwa piwa i wypijał je, zanim ojciec wrócił z pracy. Przez chwilę czuł ulgę. Jednak w końcu poczucie smutku było tak wielkie, że próbował się powiesić. Trafił do psychologa w ramach NFZ, który powiedział mu, że powinien bardziej cieszyć się życiem. Potem poprosił mamę, by zapłaciła mu za prywatną psychoterapię. Opowiada, że terapeutka podczas ich sesji jadła kanapki i chyba w ogóle go nie słuchała.

Zraził się do psychoterapii. Na studiach usłyszał o trenerach podrywu. Zapisał się na kurs, potem przez pół roku chodził do trenera na coaching. Chodzenie po mieście i zaczepianie kobiet nie przypadło mu do gustu. Najbardziej podobała mu się część teoretyczna – usłyszał, że musi być ciekawym człowiekiem z zainteresowaniami, żeby się komuś spodobać. Że porażki serwuje sobie sam – zakłada, że będzie źle i to się spełnia. Pozbył się też przekonania, że kobiety interesują wyłącznie pieniądze.

– Zacząłem szukać swojej pasji, założyłem firmę. Przestałem myśleć, że niepełnosprawność wyklucza mnie z życia. A potem poznałem swoją pierwszą dziewczynę. Miała 180 cm, ale mój wzrost jej nie przeszkadzał. Nie wyszło nam, ale pokazało mi, że nie jestem skazany na bycie sam. Od trzech lat jestem w kolejnym związku.

Michał przestał korzystać z usług trenera, kiedy ten kazał mu powtarzać formułki w stylu „zdobywam każdą kobietę” i twierdził, że jest w stanie siłą umysłu leczyć choroby.

27-letni Jacek uważa, że trening uwodzenia może być pomocny, jeśli odpowiednio szybko ucieknie się ze środowiska podrywaczy. Wszedł w nie jeszcze w liceum. Dołączył do forów, na których samotni mężczyźni dyskutowali o tym, jak wyrywać kobiety. Nie brakowało tam tekstów, że „samice” są gorsze, zepsute, oferują seks tylko za korzyści materialne. Ale były też zwierzenia o zdradach, złych relacjach z ojcem, poczuciu, że przegrało się życie.

Jacek zainteresował się treningami podrywu, bo uważał, że jest za niski, ma krzywy nos, więc nie ma szans, by zainteresowała się nim jakaś dziewczyna. Pamięta, że oglądał filmy i czytał teksty trenera Vincenta, który zrobił na nim ogromne wrażenie. – Coache podrywu przede wszystkim uwodzą swoich klientów. Zarabiają na wizji, że każdy może być jak oni – stwierdza.

Wtedy jednak tego nie widział. A stosowanie rad ze szkoleń i forów uważał za jedyny sposób na to, by wejść w związek lub „mieć seks”. Pomagać miał prosty podstęp: trzeba się umówić z dziewczyną na spacer w pobliżu miejsca, w którym się mieszka i powiedzieć, że czegoś się zapomniało. Pójście razem do mieszkania miało zwiększać szansę na zbliżenie.

Na forach pojawiały się też wyzwania – trzeba było zdobyć w klubach jak najwięcej numerów telefonów dziewczyn. Jacek w pewnym momencie większość wieczorów spędzał na mieście, zdobywając numery. Nie pisał potem nawet do tych dziewczyn, liczyło się, że ma do nich kontakt. – Niby spoko, bo przełamywałem introwertyzm, zyskałem odwagę, ale zacząłem się czuć pusty w środku. Bo co mi z tych numerów, skoro nie tworzyłem żadnych głębszych relacji? – zastanawia się.

Wie, że takie treningi mogą być szansą na zmianę dla niektórych, ale od kiedy wyszedł z tego środowiska, ma coraz więcej wątpliwości. Trenerzy są różni, wiadomo, jednak wielu zachęca do myślenia o kobietach jako istotach podrzędnych. Obiecują rozwiązanie problemów, którymi powinni się zająć specjaliści. Zamykają w bańce toksycznej męskości.

– Mam wrażenie, że faceci się na to decydują, bo to wciąż wstyd pójść na terapię. Sam nie wszystkim mówię, że na nią chodzę, bo wielu ludzi nie reaguje dobrze na takie wyznanie – zauważa Jacek.

Ma wrażenie, że dopóki drastycznie nie zmieni się wizerunek mężczyzn w popkulturze – wciąż pokazywanych jako macho zaliczający kobiety – tak długo będą działać trenerzy podrywu. Jacek wzdycha: – Gdy jesteśmy w swoim towarzystwie, to puszymy się przed sobą jak pawie, nie rozmawiamy o emocjach. Ta wieczna walka o to, kto jest najbardziej męski, jest męcząca. A treningi uwodzenia utwierdzają w przekonaniu, że trzeba walczyć.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version