Miała być kontrola i wypowiedzenie umów wszystkim pośrednikom załatwiającym wizy pracownicze w Polsce. Ale oni wciąż działają. – Jesteś z Bliskiego Wschodu? Nie musisz mieć żadnego doświadczenia zawodowego, nie musisz znać angielskiego, […] Europa wciąż stoi przed tobą otworem – reklamuje usługi pośrednika młoda kobieta na TikToku.

Witajcie, pozwólcie, że przedstawię naszych partnerów. Oto pan Piotr, który jest dyrektorem dużej grupy zrzeszającej fabryki i magazyny w Polsce – mówi po angielsku młody mężczyzna w galabii, tradycyjnej arabskiej szacie i białej chuście na głowie. W przeszklonym pomieszczeniu z widokiem na drapacze chmur oprócz niego i pana Piotra, postawnego blondyna, siedzą jeszcze dwie kobiety, również przedstawione jako dyrektorki polskich firm.

– Potrzebujemy niezliczonej ilości pracowników. Naszym jedynym partnerem jest Wizard Immigration Services – zachęca po polsku pan Piotr.

– Więc jeśli chcesz wyemigrować do Europy, Wizard ci pomoże – dodaje gospodarz spotkania, jak się okazuje, dyrektor firmy załatwiającej wizy pracownicze z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Na tym nagraniu nie podaje nazwiska, ale w sieci pełno jest jego nagrań, na których przedstawia się jako Ahmed Altamimi. Albo Ahmed Al Tamimi.

W kolejnym filmiku ma dobrą wiadomość: właśnie nadeszła paczka, a w niej ponad 500 wiz. – To od naszych partnerów w Polsce. Otworzę paczkę na waszych oczach, żeby udowodnić, że ci, którzy twierdzą, że nie załatwiamy wiz, że mamy problem z polskim rządem, nie mają racji – zapowiada. Paczka jest solidnie oklejona, więc mozolnie rozcina papier, a przy okazji wyjaśnia, że to wizy dla tych, którzy złożyli aplikacje w sierpniu. W końcu triumfalnie wyjmuje kilka plików dokumentów przewiązanych gumką. Pokazuje polskie godło, pieczątki, wymachuje do kamery kartkami z nazwiskami szczęśliwców.

– Twierdzicie, że to wszystko ściema? To patrzcie: prawdziwe nazwiska, prawdziwe daty. Wizy zostały załatwione przez naszych partnerów w Polsce. Zaufajcie nam, złóżcie aplikację o wizę. Wszystkiego dobrego! – uśmiecha się dyrektor. Oba nagrania zostały zamieszczone na TikToku pod koniec grudnia.

Wizard Immigration Services z Dubaju była jedną z firm wymienianych w kontekście afery wizowej w MSZ, o której na początku września pisała „Gazeta Wyborcza”. Oferowała wizy pracownicze do Polski i brała za to 8 tys. dirhamów ZEA (ok. 10,6 tys. zł) lub 850 dinarów kuwejckich (blisko 12 tys. zł).

Autorem projektu rozporządzenia w sprawie ułatwień wizowych dla robotników tymczasowych z około 20 krajów, w tym wielu islamskich, był ówczesny wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk. Rozporządzenie zakładało możliwość zatrudnienia w Polsce do 400 tysięcy pracowników. Istniało podejrzenie, że zostało napisane na zlecenie międzynarodowych firm rekruterskich, takich jak Wizard Immigration Services.

Kiedy sprawa została wykryta, do MSZ weszli agenci CBA, by przesłuchać kierownictwo departamentu konsularnego i dyrektora generalnego MSZ. Jeszcze tego samego dnia premier Morawiecki odwołał Wawrzyka.

Według oficjalnych informacji do Polski trafiło około 130 tys. pracowników sezonowych głównie z Indii, Bangladeszu, Indonezji, którzy pracują na budowach, w cateringu, jako kierowcy Ubera. Inne szacunki mówią nawet o 165 tysiącach. Większość migrantów przybywających do Polski pod pretekstem pracy wyjeżdżała jednak dalej, na zachód Europy.

Dziennik „Rzeczpospolita” twierdził, że sprawa ma drugie dno, bo system stworzony przez polski MSZ był korupcjogenny i pozwalał omijać kolejkę. Firmy, które opanowały informatyczną umiejętność rezerwacji terminów, wiedziały, kiedy są wolne miejsca, i w ułamku sekundy je blokowały. Oczywiście za pieniądze.

– Kiedy wybuchła afera wizowa, nie byliśmy zaszokowani. Sami alarmowaliśmy wcześniej i MSZ, i konsulaty. Dostrzegliśmy zachwianie proporcji w liczbie wydawanych wiz. Osoby, które składały dokumenty na wizę pracowniczą, zajmowały miejsca tym, którzy chcieli pojechać do Polski turystycznie – mówi Dariusz Wojtal, wiceprezes zarządu Polskiej Izby Turystyki.

Przedstawiciele branży mówili o tym urzędnikom, ale słyszeli, że Polska potrzebuje rąk do pracy. – Rzeczywiście, potrzebuje. Tylko nie powinno być tak, że jakiś konsulat może wydać 100 wiz w tygodniu, a chętnych po te wizy jest tysiąc osób. Wiadomo, że z tego będzie korupcja – tłumaczy Wojtal.

Dodaje, że problem pojawia się cyklicznie co kilka lat w krajach objętych obowiązkiem wizowym. I zawsze jest ten sam: nie w decyzjach wizowych, a możliwości złożenia dokumentów. – 10 lat temu to była Ukraina, Rosja czy Białoruś. W tej chwili to samo dzieje się na rynkach arabskich: nie ma możliwości w przewidywalnym czasie złożenia aplikacji o wizę w elektronicznym systemie udostępnianym przez placówki konsularne. Jest on często hakowany przez miejscowych pośredników, którzy blokują terminy i nikt inny nie może się zapisać – tłumaczy Dariusz Wojtal.

Twierdzicie, że to ściema? To patrzcie: prawdziwe nazwiska i daty. Wizy zostały załatwione przez naszych partnerów w Polsce – mówi, pokazując polskie wizy, mężczyzna, który przedstawia się jako Ahmed Al Tamimi

To samo mówi właściciel biura podróży w Dubaju. Turyści chcą podróżować do Europy, zwłaszcza od kiedy z Abu Zabi latają samoloty Wizz Air, ale polski system aplikowania o wizy jest niewydolny. – Właśnie próbowałem się zalogować i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znalazł się wolny termin. Ale najczęściej nie ma żadnych – tłumaczy.

Podobnie jest w wielu krajach arabskich. Organizatorka wycieczek z Bahrajnu widziała w internecie ogłoszenia firm, które obiecywały, że załatwią wizę pracowniczą, ale także samą pracę, zakwaterowanie i wyżywienie. Oferty były skierowane do obywateli Bangladeszu, Pakistanu czy Indii, którzy pracują w Bahrajnie, ale chcieliby pojechać do Unii Europejskiej.

– Bardzo mnie to zbulwersowało, dlatego że moi klienci długo czekali na wizy i często w końcu rezygnowali z wyjazdu. Poza tym takie oferty szkodzą polskiemu rynkowi turystycznemu, bo idzie za nimi informacja, że wszyscy Arabowie przyjeżdżają do Polski w celach zarobkowych, co nie jest prawdą. Wysyłam wielu klientów do Zakopanego, Krakowa, bo to dla nich egzotyczny kraj i nadal tani – mówi tour operatorka.

Do niej też zgłaszali się klienci z pytaniem, czy może załatwić wizę pracowniczą. Pisali na WhatsAppie, przysyłali CV, świadectwa posiadanych uprawnień. Nie ukrywali, że Polska nie jest krajem docelowym, chcą pojechać do Niemiec. Musiała im odpowiadać, że nie zajmuje się załatwianiem pracy, tylko turystyką. – Jeszcze w zeszłym roku było mnóstwo tych ogłoszeń, teraz jest trochę mniej. Tyle że terminów na złożenie wniosku wizowego nadal nie ma – ubolewa.

Po wybuchu afery wizowej firma Wizard Immigration Services nie przestała działać i z tym, co robi, wcale się nie kryje. Jej media społecznościowe są wręcz zalane zdjęciami z Polski i informacjami.

– Jesteś z Bliskiego Wschodu? Nie musisz mieć żadnego doświadczenia zawodowego, nie musisz znać angielskiego, nie martw się, Europa wciąż stoi przed tobą otworem. Brzmi jak szaleństwo? Ale nie jest. Możesz jechać do Europy – reklamuje usługi pośrednika młoda kobieta na TikToku.

– Pomożemy ci w przygotowaniu dokumentów, transporcie zapewnimy ubezpieczenie medyczne. Nie zastanawiaj, składaj wniosek! – dodaje młody mężczyzna.

16 grudnia pojawia się wideo nakręcone na Lotnisku Chopina w Warszawie. Mieszkaniec Zjednoczonych Emiratów Arabskich chwali się, że wizę dostał dwa miesiące temu (a więc już po wybuchu afery) i właśnie przyjechał do Polski.

Dwa dni później emigrant z Kataru wyraża wdzięczność, że zaraz zacznie u nas pracę.

Na jednym z filmików dyrektor Altamimi pokazuje telefon z datą: 11 grudnia. Przyszła kolejna wiza, tym razem dla pracownika ze Sri Lanki. – Codziennie świeże wizy, to możliwe tylko z Wizard – mówi z uśmiechem dyrektor.

Postanawiamy sprawdzić, jak działa ten system i dlaczego po wybuchu afery wizowej wciąż działa. Dzwonimy pod numer podany na stronie pośrednika.

– Jak mogę pomóc? – pyta pracownik.

– Przyjaciel z Bahrajnu chciałby dostać wizę pracowniczą – tłumaczymy. Pracownik obiecuje, że niedługo odezwie się konsultant, poda szczegóły.

Rzeczywiście, szybko przychodzi na WhatsAppie wiadomość z prośbą o podanie danych. I obietnicą: Wizard Immigration Services załatwia 3-letnie pozwolenie na pracę, polską wizę, a także znajduje zatrudnienie, zapewnia wiele benefitów.

Podajemy nazwisko: Azim Razak, obywatel Pakistanu, mieszkający na stałe w Bahrajnie, a chwilowo w Polsce, u dziewczyny. Wizard obiecuje, że załatwi dla niego wizę Schengen, pozwolenie na pracę i zatrudnienie. Potrzebuje tylko kopii paszportu, karty pobytu w kraju stałego zamieszkania i dokumentu, który poświadczy kwalifikacje zawodowe. Cena to 12 tysięcy dirhamów, czyli około 12 tys. złotych. Dostajemy ostrzeżenie, że w polskiej ambasadzie akurat Pakistańczyk może mieć problem.

– Można złożyć podanie do Chorwacji, a już na miejscu od razu zaaplikować o kartę czasowego pobytu. Kiedy aplikant ją dostanie, może jechać do Polski i legalnie tam pracować – tłumaczy konsultant.

Wiele wskazuje jednak na to, że to obietnica na wyrost. Na stronie Wizard Immigration Services jest informacja, że szukają pracowników dla firm: w Szczecinie, Kutnie, Płudach. Nie podają ich nazw, ale stawki i zakres obowiązków. Oferty dotyczą pracy w zakładach mięsnych – rozbieranie tusz, wycinanie kości, pakowanie mielonego mięsa do puszek, przenoszenie pudeł ze smalcem.

Kontaktujemy się z Zakładem Mięsnym Wierzejki w Płudach, zatrudnia blisko 1600 osób, zajmuje się ubojem, rozbiorem, produkcją wędlin. Pytamy, czy współpracują z Wizard Immigration Services i przyjmują pracowników z Dubaju? Zdziwienie. W ofercie dubajskiego pośrednika jest informacja, że szukają do Płud „odkostniaczy” chętnych do demontażu tuszy, pakowania wyrobów mięsnych, mycia pudeł, praca po 10–14 godzin dziennie, stawka od 14 do 16 zł za godzinę.

– Pierwsze słyszę. Nie szukamy chętnych z tamtych stron – zapewnia Wiesław Wierzchowski, kierownik działu kadr. W tej chwili w Płudach zatrudniają około 20 osób z Ukrainy, kilka z Białorusi, jedną z Gruzji. Nigdy nie ściągali pracowników przez firmę z Dubaju.

Wierzchowski jest też zdumiony podawanymi przez Wizard stawkami i czasem pracy.

– 14 godzin dziennie? To niemożliwe. Praca w zakładzie mięsnym jest ciężka, fizyczna, nikt by tyle godzin nie wytrzymał – tłumaczy. Przypomina sobie, że kiedyś zgłosiła się do nich jakaś pośredniczka z ofertą ściągnięcia ludzi z Filipin, gotowych pracować ponad dopuszczalne limity, byle zapewnić im miejsce do spania. – Mówiła, że mogą być łóżka piętrowe. Odmówiliśmy, takich rzeczy to my robić nie będziemy – tłumaczy kierownik działu kadr zakładu Wierzejki.

W Płudach w województwie lubelskim nie ma innego zakładu mięsnego, ale są jeszcze Płudy na Mazowszu. Może to tam dostarcza pracowników pośrednik z Dubaju? – Nic nam na ten temat nie wiadomo – mówi Michał Dąbrowski, który prowadzi Zakład Przetwórstwa Mięsnego w Starych Płudach. – Jesteśmy małym rodzinnym producentem, nie szukamy rąk do pracy, a tym bardziej za granicą – tłumaczy, gdy pokazujemy mu oferty zamieszczane przez firmę z Dubaju. – To oszustwo – twierdzi.

28 grudnia na Facebooku pojawia się nagranie, na którym widać, jak dyrektor Wizard Immigration Services wchodzi do jednego z zakładów grupy Animex, największej na polskim rynku firmy mięsnej – 11 tysięcy pracowników, 13 lokalizacji, znane marki: Krakus, Morliny, Berlinki. Na identyfikatorze, jaki dyrektor z Dubaju zawiesił sobie na szyi, można odczytać, że jest w należącym do Animexu zakładzie K-4 w Kutnie. Przebrany w biały roboczy kombinezon wskazuje na pracujących przy taśmie ludzi i twierdzi, że to jego firma ich tu ściągnęła.

– Nie współpracujemy z tą firmą, nigdy nie współpracowaliśmy i nie planujemy współpracować – zapewnia Łukasz Dominiak, rzecznik prasowy Animexu. Od nas dowiaduje się, że Wizard Immigration Services zamieszcza oferty pracy w Kutnie i reklamuje swoją skuteczność filmikiem z zakładu K-4. Ogląda go ze zdumieniem. Po numerze przepustki udaje się ustalić, że pośrednik z Dubaju wszedł do K-4, wykorzystując okazję i uprzejmość jednego z kontrahentów Animexu, który 27 grudnia gościł w zakładzie. Nagranie musiało zostać zrobione z ukrycia, bo w zakładzie jest zakaz filmowania. – Cała ta historia przedstawiona na nagraniu jest nieuprawniona – twierdzi Łukasz Dominiak.

Kiedy wybuchła afera wizowa, MSZ kierowane wówczas przez Zbigniewa Raua zapowiadało przeprowadzenie „nadzwyczajnej kontroli i audytu w Departamencie Konsularnym Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz wszystkich placówkach konsularnych RP”. Ogłosiło też, że zdecydowało się „wypowiedzieć umowy wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 r. powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych”.

Jak wynika z ustaleń Onetu, praprzyczyną afery wizowej mogła być nieszczelność systemu wizowego, która umożliwiała jego zhakowanie.

Wysłaliśmy do MSZ pytania: Czy zgodnie z zapowiedziami poprzedniego ministra przeprowadzono kontrolę w placówkach konsularnych? Co ustalono? Czy – tak jak obiecywano – wypowiedziano umowy firmom outsourcingowym? I skoro Wizard Immigration Services była jedną z firm wymienianych w aferze wizowej, czy MSZ przyjrzało się jej działalności? Jak to możliwe, że wciąż obiecuje polskie wizy pracownicze?

W MSZ mówią, że odpowiedzi są przygotowywane, ale nie potrafią powiedzieć, kiedy je otrzymamy.

NIK, która w październiku, po wybuchu afery wizowej, zapowiedziała kontrolę, jest właśnie w trakcie gromadzenia materiałów. Marcin Marjański pełniący obowiązki rzecznika mówi, że jest mnóstwo informacji, wiele osób zaczyna mówić o nieprawidłowościach, jest co badać. Czy badana jest też działalność Wizard Immigration Services z Dubaju? Nie może powiedzieć, tajemnica kontrolerska. O wynikach pracy NIK dowiemy się nie wcześniej niż w kwietniu.

Handel polskimi wizami ma też prześwietlić powstała w grudniu sejmowa komisja śledcza. – Zaczęliśmy organizować jej pracę, zakres zadań jest szeroki, trzeba się dobrze przygotować – mówi szef komisji Michał Szczerba z KO. – Będziemy musieli wyjść od korumpujących i powołujących się na wpływy przestępców do ministerialnych decydentów, bez których proceder wiz za łapówki nie byłby możliwy. Równolegle trwa prokuratorskie śledztwo, otrzymamy dostęp do tych akt. Naszym zadaniem jest ustalić, jaka była skala nadużyć, zaniedbań i zaniechań. Dlaczego główni bohaterowie afery byli pod politycznym parasolem państwa PiS. Dlaczego przez kilka lat pozwalano na rozwój tego korupcyjnego procederu. I co zrobić, by takie afery nigdy więcej nie mogły się powtórzyć.

Na pytanie, jak to możliwe, że nielegalni pośrednicy nadal działają, Szczerba odpowiada, że minister Rau w kampanii wyborczej deklarował podjęcie działań, ale to były tylko deklaracje, które nie zostały wdrożone. – To była ucieczka wizerunkowa. Za czasów ministra Raua konsekwentnie rozszerzano liczbę umów na pośrednictwo i kontraktowano coraz większe ilości wniosków do obsłużenia – twierdzi poseł.

Jego zdaniem system informatyczny służący do aplikowania o wizę pozostawia wiele do życzenia. – Nie gwarantował elementarnego bezpieczeństwa. Hakowano również systemy zapisów kolejkowych w urzędach wojewódzkich rezerwujące wizyty w ramach pozwoleń na pracę, tu hakerzy byli nawet w stanie zmienić dane – tłumaczy Michał Szczerba. – To porażające zaniedbania.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version