W nocy z 5 na 6 listopada polityczna przyszłość największego globalnego mocarstwa zadecyduje się w siedmiu tzw. stanach wahających się. Mowa o Arizonie, Georgii, Karolinie Północnej, Michigan, Nevadzie, Pensylwanii i Wisconsin.
Łącznie do zdobycia są w nich 93 głosy elektorskie – nieco ponad jedna trzecia liczby głosów (271), którą musi zgromadzić polityk marzący o prezydenckim fotelu – ale to właśnie one przesądzą o tym, czy od 2025 roku w Białym Domu zasiądzie Kamala Harris, czy (ponownie) Donald Trump.
Wybory USA 2024. „Swing states” na ostrzu noża
Gdyby o zdobyciu prezydentury decydowały sondaże ogólnokrajowe, Kamala Harris cieszyłaby się nieco większym spokojem. Z wyliczeń zajmującego się prognozami wyborczymi serwisu FiveThirtyEight.com wynika, że na ostatniej prostej kandydatka demokratów w skali kraju prowadzi z Trumpem 48 do 46,8 proc. To minimalna przewaga – przeszło dwukrotnie mniejsza niż granica błędu statystycznego (3 pkt proc.) – jednak wobec sytuacji w stanach wahających się i tak wygląda na całkiem pokaźną. Jak wygląda układ sił w siedmiu tzw. swing states? Przyjrzyjmy się im po kolei.
Arizona (11 głosów elektorskich). To jedyny ze „stanów wahających się”, w którym przewaga jednego z dwójki kandydatów jest wyraźna. Wyraźna, czyli na poziomie 2,1 pkt proc., a więc nadal zauważalnie mniej niż granica błędu statystycznego. Trump prowadzi w tym stanie 48,9 do 46,8 proc. Co więcej, kandydat republikanów jest górą w 15 z 17 sondaży przeprowadzonych już w listopadzie. Harris okazała się lepsza w zaledwie dwóch. Co więcej, średnia przewaga Trumpa w listopadowych sondażach, w których okazał się lepszy, wynosiła ponad 3,7 pkt proc., a więc więcej niż średnia przewaga w tym stanie wynikająca z ogółu badań.
Georgia (16). Także w tym stanie Trump na ostatniej prostej prowadzi z Harris, jednak jest to przewaga trzykrotnie mniejsza niż w Arizonie. Wynosi zaledwie 0,7 pkt proc. – 48,2 do 47,5 proc. Także patrząc na badania przeprowadzone już w listopadzie Trump wypada gorzej niż w Arizonie. Na 15 takich sondaży triumfuje co prawda w ośmiu, ale w pozostałych siedmiu przegrywa z Harris (cztery) albo remisuje z kandydatką demokratów (trzy). W najnowszych badaniach, w których Trump jest górą, wygrywa ze średnią przewagą na poziomie 1,75 pkt proc.
Karolina Północna (16). Podobnie jak w Arizonie i Georgii, również w Karolinie Północnej na finiszu kampanii wyżej stoją notowania Trumpa. Nieznacznie wyżej, bo o zaledwie 0,9 pkt proc. – kandydat republikanów prowadzi ze swoją przeciwniczką 48,3 do 47,4 proc. Były prezydent okazał się lepszy w połowie z 16 przeprowadzonych już w tym miesiącu sondaży. Z pozostałych ośmiu Harris zwyciężyła w sześciu, a w dwóch padł remis. Co jednak ważne, ostatnie sześć badań to sześć wygranych Trumpa. Ubiegający się o drugą kadencję w Białym Domu polityk w zwycięskich dla siebie sondażach notował średnią przewagą nad Harris rzędu 2,25 pkt proc.
Michigan (15). W jednym z czterech stanów „Pasa Rdzy” większe powody do radości na ostatniej prostej kampanii ma Harris. Prowadzi z Trumpem przewagą 1 pkt proc. – 48 do 47 proc. W 21 badaniach, które przeprowadzono wśród mieszkańców stanu w tym miesiącu, Harris wygrała w dziesięciu. Trump triumfował w siedmiu, a w czterech był remis. Średnia przewaga kandydatki demokratów w badaniach, w których pokonywała Trumpa to 3 pkt proc.
Powszechne jest podejrzenie, że sondażownie tak boją się nie doszacować Trumpa, że wręcz go przeszacowują w swoich modelach
~ dr Piotr Tarczyński, politolog i amerykanista, autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce”
Nevada (6). To jeden z dwóch „stanów wahających się”, gdzie stwierdzenie, że sytuacja jest na ostrzu noża pasuje więcej niż dobrze. Trump prowadzi bowiem z Harris zaledwie 0,2 pkt proc. – 47,7 do 47,5 proc. Chociaż to kandydat republikanów prowadzi, to jednak Harris ma na koncie więcej zwycięstw w listopadowych sondażach – triumfowała w siedmiu z 13 takich badań. Trump zwyciężył tylko w czterech, a w dwóch padł remis. W swoich zwycięskich sondażach Harris pokonywała Trumpa średnio o ponad 2,7 pkt proc., a więc dość zdecydowanie, zważywszy na margines, który w tym stanie dzieli oboje kandydatów w perspektywie długoterminowej.
Pensylwania (19). Chyba najważniejszy z siedmiu „stanów wahających się”. Na pewno gwarantujący największy zastrzyk głosów elektorskich. Podobnie jak w Michigan, czyli innym stanie „Pasa Rdzy”, także w Pensylwanii górą jest Harris. Rzecz w tym, że jest to przewaga iluzoryczna, dokładnie taka sama, jaką Trump ma w Nevadzie – 0,2 pkt proc. (Harris prowadzi 47,9 do 47,7 proc.). Sztab Harris powinno jednak niepokoić to, że w 20 listopadowych sondażach przeprowadzonych w Pensylwanii, ich kandydatka triumfowała w zaledwie ośmiu, podczas gdy Trumpa w dziesięciu. W dwóch badaniach padł remis. W dziesięciu pomyślnych dla siebie sondażach przewaga Trumpa nad Harris wynosiła średnio 1,3 pkt proc. To pokazuje, że o tym, do kogo trafi 19 głosów elektorskich z Pensylwanii, przekonamy się dopiero w noc wyborów.
/
Wisconsin (10). Podobnie jak w Pensylwanii, także tutaj górą jest Harris. Przewaga to jednak zaledwie 1 pkt proc. – 48,3 do 47,3 proc. Kandydatka demokratów może być jednak względnie spokojna, bo na 19 listopadowych sondaży triumfowała w Wisconsin aż w 12, podczas gdy Trump w zaledwie pięciu. Dwukrotnie między obojgiem polityków padł remis. Jeśli natomiast spojrzymy na listopadowe sondaże, dające zwycięstwo Harris, to obecna wiceprezydentka notowała w nich średnio ponad 2,4 pkt proc. przewagi nad Trumpem, wyraźnie więcej niż wynosi uśredniony wynik długoterminowy dla całego stanu.
Wybory w USA, jakich do tej pory nie było
Gdyby minimalne przewagi sondażowe, o których piszemy powyżej, potwierdziły się, Donald Trump wygrałby bój o „stany wahające się” stosunkiem 4:3. W zdobbytych głosach elektorskich jego przewaga byłaby jednak bardzo nieznaczna – zaledwie 49 do 44. Czy jednak nawet opierając się o twarde, sondażowe dane możemy jednoznacznie powiedzieć, że któreś z polityków jest bliższe zwycięstwa? Absolutnie nie.
– Jak sięgamy ludzką pamięcią, a przynajmniej jak ja sięgam, to nie było tak wyrównanych wyborów, w których końcowy wynik byłby tak niepewny – mówi w rozmowie z Interią amerykanista i politolog dr Piotr Tarczyński. – To jest rzut monetą. Wygrać może zarówno Kamala Harris, jak i Donald Trump – podkreśla autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce” i współprowadzący „Podkastu amerykańskiego”.’
Nasz rozmówca obecne wybory porównuje do tych z 2000 roku pomiędzy Georgem W. Bushem i Alem Gorem. Bush wygrał wtedy najmniejszą możliwą różnicą, zdobywając 271 głosów elektorskich, chociaż w głosowaniu powszechnym zdobył o ponad pół miliona głosów mniej od kandydata demokratów. – To była niezwykle zacięta rywalizacja – wspomina dr Tarczyński. I dodaje: – Jednak w tym roku to zjawisko jest jeszcze silniejsze, ponieważ niepewność rozkłada się na większą liczbę stanów wahających się, które decydują o wyniku wyborów.
Właśnie ze względu na arcyważną rolę tzw. swing states w tegorocznych wyborach, zarówno dla Harris, jak i Trumpa kluczowe było maksymalne zmobilizowanie własnego elektoratu. – Kampania Harris była bardziej zdyscyplinowana. Widać to po ostatnich dniach i zamknięciach kampanii w poszczególnych stanach – wskazuje amerykanista i politolog. – Mieliśmy zestawienie ostatniego przemówienia Harris w Waszyngtonie przed Białym Domem i Trumpa w Madison Square Garden. Widać było dużą różnicę w przekazie, jakie oferowali, tym, do kogo się zwracali i jak zabiegali o głosy swoich wyborców – argumentuje.
To jest rzut monetą – wygrać może zarówno Kamala Harris, jak i Donald Trump
~ dr Piotr Tarczyński, politolog i amerykanista, autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce”
Wybory USA 2024. Donald Trump przeszacowany w sondażach?
Co poza mobilizacją może zadecydować o wyniku wyborów? Rozmówca Interii wskazuje, że może to być kwestia wyborców portorykańskiego pochodzenia. Na wiecu Trumpa w Nowym Jorku zaproszony przez niego prawicowy komik Tony Hinchcliffe nazwał Portoryko „pływającą wyspą śmieci”. Recz w tym, że demokraci nie wykorzystali potencjalnie brzemiennego w skutkach błędu obozu Trumpa. Zamiast tego… popełnili równie poważny. Odchodzący z urzędu prezydent Joe Biden skomentował słowa Hinchcliffe’a, mówiąc, że „jedyne śmieci, jakie widzi, to jego (Trumpa – przyp. red.) zwolennicy”. Zdaniem amerykańskich mediów, ten błąd może dodatkowo zmobilizować republikańskich wyborców i kosztować demokratów zwycięstwo.
Dr Tarczyński zwraca też uwagę na kwestię sondażową. W minionych latach przyjęło się mówić, że Trump jest w badaniach opinii publicznej mocno niedoszacowany. Widać to było zwłaszcza w 2016 roku, kiedy ku zaskoczeniu wszystkich pokonał Hillary Clinton. Również w 2020 roku sondażownie nie doceniły jego poparcia, chociaż w zdecydowanie mniejszym stopniu niż cztery lata wcześniej. Jak jest obecnie?
– Powszechne jest podejrzenie, że sondażownie tak boją się nie doszacować Trumpa, że wręcz go przeszacowują w swoich modelach – mówi dr Tarczyński. – Kiedyś mówiło się o zjawisku, że wyborcy Trumpa boją się mówić, przyznawać publicznie, że go popierają, że na niego głosują. Jednak obserwując kończącą się właśnie kampanię, można było odnieść zgoła przeciwne wrażenie – wyborcy Trumpa swoje poparcie dla niego manifestowali z dużym oddaniem i dużym zapałem – podkreśla autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce”.