Ból żołądka, skurcze jelit, zgaga i kwaśne odbijanie się to często objawy zakażenia bakterią Helicobacter pylori. Jak sobie z nią poradzić?
Monika poczuła, że coś jest nie tak, już kilka miesięcy temu. — Zaczęłam wtedy mieć zgagę i wzdęcia, czasami lekkie skurcze brzucha, ale nic, co byłoby szczególnie alarmujące — opowiada 55-latka z Warszawy. Jesienią dolegliwości nasiliły się, zaczęła odczuwać bóle w nadbrzuszu, do wzdęć i skurczy jelit doszły biegunki. Monika zastanawiała się nad przyczyną i próbowała sama się leczyć. Najpierw rumiankiem i ziołami na trawienie — nie pomogło. Potem odstawiła ciężkostrawne pokarmy i na wszelki wypadek również mleko. Żadnej różnicy. — A może to pasożyty? — pomyślała, bo ma psa i dwa koty wychodzące, może przywlokły jakieś robale? Kobieta zgłosiła się na teleporadę do lekarza z prośbą o leki na odrobaczenie oraz coś na zgagę. Lekarz przepisał, nie wnikając w szczegóły, a Monika zastosowała kurację. Przez chwilę jakby się poprawiło, ale po kilku dniach dolegliwości wróciły. Wtedy poszła do internisty, a ten uciskając lekko brzuch, zlokalizował główne źródło dolegliwości — żołądek.
Konieczna była gastroskopia. Badanie było nieprzyjemne, na szczęście trwało krótko. Potwierdziło stan zapalny śluzówki żołądka, ale okazało się, że był on sprawą wtórną. — Zrobiliśmy test na Helicobacter pylori, jest pozytywny, dlatego boli panią brzuch — powiedział na odchodne specjalista od endoskopii.
Monika wiedziała, o co chodzi. To bakteria wywołująca wrzody żołądka. — Przecież cała moja rodzina, rodzice, ciotki, zmagali się z wrzodami, z dzieciństwa pamiętam, że ciągle byli na diecie, jedli siemię lniane i kleiki ryżowe, żeby złagodzić ból brzucha — wspomina.
Niewiele to dawało, bo zaleczone z trudem wrzody odnawiały się, u chorych dochodziło do zagrażających życiu krwawień i perforacji żołądka. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że bóle brzucha i wrzody wywołuje Helicobacter pylori.
Koktajl z bakterii
Bakterię odkryli w 1983 r. dwaj australijscy patolodzy Barry Marshall i Robin Warren. Odkrycie było zaskakujące, bo wydawało się, że w kwaśnym środowisku żołądka żadna bakteria nie może bytować. H. pylori znalazła jednak na to sposób — za pomocą serii reakcji chemicznych neutralizuje kwas żołądkowy w swoim otoczeniu i może namnażać się w żołądku. Marshall i Warren początkowo nie wiedzieli, czy spiralna bakteria, którą nazwali Helicobacter pylori, po prostu żyje sobie w żołądku i nie czyni żadnych szkód, czy może jednak jest odpowiedzialna za jakąś chorobę. Marshall postanowił sprawdzić to na własnym organizmie. Wyhodował kolonię bakterii w probówce, a następnie wypił ją i po kilku tygodniach doświadczył ostrego zapalenia żołądka.
W kolejnych badaniach Marshall i Warren wykazali, że właściwie u podłoża wszystkich stanów zapalnych żołądka leży infekcja tą bakterią. Co więcej, w 80 proc. przypadków to ona odpowiada za chorobę wrzodową żołądka i dwunastnicy. Od końcówki lat 80. XX w. nastała nowa epoka w leczeniu tej choroby — antybiotykoterapia. Marshall i Warren dostali za swoje odkrycie Nagrodę Nobla.
Zarażona połowa świata
Gdy świat poznał już wroga, zaczęto sprawdzać, jak wielu ludzi jest nim zakażonych. Dziś wiadomo, że H. pylori to jeden z najpowszechniejszych patogenów atakujących człowieka. Kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Chińskiego w Hongkongu wykazali na podstawie przeglądu badań z 62 krajów, że zakażona jest nim połowa populacji świata, czyli ok. 4,4 mld ludzi. Poziom zakażeń różni się w poszczególnych krajach. Najwyższy jest w krajach najuboższych i o najniższym poziomie higieny, choć zdarzają się też wyjątki. Regiony o najwyższym wskaźniku zakażeń to Afryka (70 proc.), Ameryka Południowa (69 proc.), a regiony o najniższej częstości występowania to Oceania (24 proc.), Europa Zachodnia (34 proc.) i Ameryka Północna (37 proc.). W Europie najwięcej zakażonych jest w Portugalii (86 proc.) oraz w Estonii (82,5 proc.), a najmniej w Szwajcarii (20 proc.) oraz w Danii (22 proc.). W Polsce zakażonych H. pylori jest 67 proc. ludności.
Nie oznacza to, że wszystkie te osoby zachorują na zapalenie żołądka czy chorobę wrzodową. Zakażenie H. pylori w 80 proc. przypadków przebiega bezobjawowo, tylko u 20 proc. osób rozwijają się objawy chorobowe, a w przypadku 10-15 proc. może dojść do powstania wrzodów żołądka. Owrzodzenia same w sobie są problemem zdrowotnym, ale mogą też prowadzić do powstania raka żołądka. Dzisiaj wiadomo też, że u podłoża raka mogą leżeć też przewlekłe stany zapalne w żołądku wywoływane przez H. pylori.
Leczenie drogie, ale skuteczne
Na szczęście bakterii można się z organizmu pozbyć. — Zaleca się to osobom, którym sprawia ona problemy, powodując bóle brzucha czy objawy niestrawności — mówi dr Magdalena Reszczyńska z poradni Enel-med w Krakowie. — Leczenie, tzw. eradykację Helicobacter pylori, zalecamy też kilku szczególnym grupom pacjentów: osobom cierpiącym na chorobę wrzodową lub zanikowe zapalenie żołądka, pacjentom z chłoniakiem lub rakiem żołądka oraz ich najbliższym krewnym. Kolejna grupa to osoby przed długotrwałą kuracją lekami IPP (inhibitory pompy protonowej) lub niesteroidowymi lekami przeciwzapalnymi i aspiryną. Ponadto niewyjaśniona anemia z niedoboru żelaza, niedobór witaminy B12 lub małopłytkowość idiopatyczna stanowią wskazania do testowania i leczenia zakażeń H. pylori — wymienia dr Reszczyńska.
Gdy Monika poszła z wynikiem gastroskopii do swojego lekarza, ten zaproponował jej do wyboru dwa rodzaje antybiotykoterapii. Jedno tańsze — dwoma antybiotykami i lekiem z grupy IPP, a drugie droższe — nierefundowane, choć to ponoć dużo skuteczniejszy lek mający w swoim składzie dwa antybiotyki i bizmut. Do tego również IPP. Monika zdecydowała się na droższą terapię. Za swój lek zapłaciła aż 450 zł, musiała łykać po 3 kapsułki cztery razy dziennie przez 10 dni. Łącznie 120 tabletek.
— Myślałam, że po takiej końskiej dawce antybiotyków będę czuła się okropnie, ale okazało się, że mój organizm znosi je bardzo dobrze — mówi Monika. Walkę z uciążliwą bakterią ma już za sobą, w jej organizmie nie ma już H. pylori, a bóle żołądka stały się historią.
Bakteria może krążyć w rodzinie
Pozbycie się H. pylori nie oznacza, że nie można zarazić się ponownie. Dochodzi do tego najczęściej za pośrednictwem wody i żywności zanieczyszczonej kałem. Można zarazić się też przez używanie wspólnych naczyń, picie z tej samej butelki czy pocałunki, choć istnieją badania, które przeczą możliwości przenoszenia H. pylori przez ślinę.
— Bakteria może przenosić się między członkami tej samej rodziny, jednak nie zaleca się testowania w kierunku H. pylori rodzin osób, u których wykryto bakterię, jeśli nie mają żadnych dolegliwości i wskazań do leczenia. U osób z zakażeniem bezobjawowym bez dodatkowych czynników ryzyka nie wykazano bowiem korzyści z leczenia. Dopuszcza się jednak życzenie pacjenta jako jedyne uzasadnienie do podjęcia leczenia. Lekarz powinien w takiej sytuacji rozważyć wraz z pacjentem za i przeciw stosowaniu antybiotykoterapii, biorąc pod uwagę jej skutki uboczne — tłumaczy dr Reszczyńska.
Badania wskazują, że obecność H. pylori w organizmie może przynieść nie tylko kłopoty, ale też korzyści. Jak dowiedli naukowcy z uniwersytetu w Zurychu, bakteria może chronić swoich nosicieli przed alergią i astmą na tle alergicznym. Badacze uważają, że coraz wyższy poziom higieny i związany z tym spadek zakażeń H. pylori odpowiada za wzrost liczby przypadków astmy w zachodnich społeczeństwach. Tyle tylko, że testy dowodzące tej tezy przeprowadzono na myszach. Badania na ludziach mówią, że lepiej nie mieć H. pylori niż ją mieć, zwłaszcza jeśli sprawia nam kłopoty.