Przed tysiącami lat we wschodniej Europie wyrosły ogromne osady, większe niż miasta Mezopotamii czy Egiptu. Panowała w nich równość i społeczna sprawiedliwość.
Nebeliwka to dzisiaj niewielka, licząca zaledwie 700 mieszkańców wioska, położona 250 km na południe od Kijowa. Nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że 6 tys. lat temu znajdowało się tu potężne siedlisko z 3 tys. domostw i 17 tys. mieszkańców. I nie było w tym rejonie jedyne! Wznieśli je przedstawiciele tajemniczej kultury trypolskiej, zwanej też Cucuteni-Trypole.
Wschodnioeuropejski fenomen z czasów, kiedy dopiero raczkowały wielkie cywilizacje Lewantu, fascynuje naukowców. Dlaczego akurat tam ludzie zdecydowali się żyć w tak ogromnych osiedlach? Jakie społeczności je budowały i jakimi prawami się rządziły? Czy te pradawne osiedla są jeszcze ogromnymi wioskami, czy już można je uznać za najstarsze miasta świata, starsze niż Babilon, Ur czy Niniwa?
Dopiero dziś zaczynają odpowiadać na te pytania. Dzięki nowym technikom badawczym są w stanie powiedzieć nawet, czym się zajmowali i co jedli mieszkańcy tych megaosiedli. To zasługa archeologów z Uniwersytetu Chrystiana Albrechta w niemieckiej Kilonii pod kierownictwem paleobiologa dr. Franka Schlütza oraz archeologa, prof. Johannesa Müllera.
Sprawne zarządzanie obornikiem
Na poglądowej ilustracji wykonanej przez Susanne Meyer, z uniwersytetu w Kilonii, widać bardzo nietypową wioskę. Dziesiątki podłużnych domostw ułożonych w kręgi wokół centralnego placu. Oprócz domów znajduje się tam kilka dużych, ogrodzonych terenów z pasącym się bydłem. Bydło dla trypolskich społeczności było gwarantem przeżycia, ale jak się okazuje, wcale nie chodziło o mięso. Zespół dr. Schlütza wykazał, że mieszkańcy nie jedli go niemal wcale. Hodowla służyła im wyłącznie do nawożenia pól uprawnych – piszą naukowcy w najnowszym numerze periodyku „Proceedings of the National Academy of Sciences”.
Doszli oni do tego wniosku, poddając analizom chemicznym glebę, kości ludzkie oraz szczątki zwierzęce znalezione w m.in. w osadzie Majdaneckie. Mięso stanowiło zaledwie 8-10 proc. diety mieszkańców.
Według analiz dr. Schlütza mieszkańcy osad Cucuteni-Trypole byli właściwie wegetarianami, źródłem protein były dla nich rośliny strączkowe — groch, soczewica, jedli też ziarna zbóż, głównie jęczmień. Ich zwierzęta – a hodowali nie tylko bydło, ale także kozy i owce – jadły bardzo podobnie. Ich dieta składała się z trawy, roślin zielonych, a także strączków i jęczmienia. Intensywnie je pasiono na ogrodzonych pastwiskach, bo dla wyżywienia wielotysięcznej społeczności trypolskiej osady ważna była produkcja odchodów zwierzęcych. To one pozwalały na nawożenie pól i pozyskiwanie coraz wyższych plonów. Naukowcy ustalili to, badając poziom izotopów azotu w glebie wokół osiedli. Jego wysoki poziom świadczy o tym, że pole było intensywnie nawożone obornikiem. Badacze odkryli też, że plony bobu i grochu zwiększały się z roku na rok, co również potwierdza intensywne nawożenie pól.
W sąsiedztwie czarnomorskich stepów
Zaawansowana znajomość uprawy ziemi i jej organizacja na skalę pozwalającą wykarmić kilkanaście tysięcy ludzi to rzecz niebywała w ówczesnym świecie. Podobnie jak tak ogromne skupiska ludzkie, przypominające już nie wioski, ale wczesne miasta. Powstawały one od około 6200 lat temu między Dnieprem a południowym Bugiem w Ukrainie oraz na terenach współczesnej Mołdawii. Największa z nich, osada Talianki, zajmowała około 335 hektarów i miała przypuszczalnie ponad 20 tys. mieszkańców. – Do dzisiaj nie jest do końca jasne, co około 6 tys. lat temu skłoniło tych ludzi do zakładania tak dużych osad – mówi dr Sylwia Domaradzka z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Przypuszcza się, że mogły się na to złożyć dwa czynniki. Pierwszy to żyzność gleb dzisiejszej Ukrainy. – To tzw. lasostep prawobrzeżnej Ukrainy, obfitujący w czarnoziemy i gleby brunatne. Umożliwiały one bogate plony, konieczne do wykarmienia takiej gromady ludzi. Obfitość pożywienia zawsze wpływa na powiększanie się populacji, a w związku z tym poszukiwanie i rozszerzanie zajmowanego dotychczas terytorium – mówi dr Domaradzka.
Foto: materia prasowe
Drugi czynnik, który mógł przyczynić się do powstania wielkich osad kultury trypolskiej, to bliskie sąsiedztwo ze stepami. – Stepy nadczarnomorskie to obszar użytkowany przez plemiona koczownicze, bardzo ekspansywne i wojownicze, które mogły często wchodzić w konflikty z osadnikami. Nic więc dziwnego, że rolnicy prowadzący osiadły tryb życia próbowali bronić się przed tym zagrożeniem, m.in. poprzez gromadzenie się i tworzenie dużych, quasi-obronnych osad – mówi dr Domaradzka.
Archeolodzy badający pozostałości owych osad natykają się na ślady zabezpieczeń przed najeźdźcami. – Do budowy tych osad wybierano miejsca o naturalnych walorach, które czyniły je trudniej dostępnymi w razie ewentualnego zagrożenia. Dotyczyło to zagrożenia przede wszystkim ze strony koczowników, ale i współbratymców – nie można tu także wykluczyć konfliktów pomiędzy poszczególnymi grupami kultury trypolskiej – mówi dr Domaradzka.
Rolnicy umieli się więc bronić, ale nie byli wojownikami i nie mieli wyrafinowanej broni. Okres, w którym żyli, to z formalnego punktu widzenia schyłek młodszej epoki kamienia, zwany epoką miedzi. – Uprawiali ziemię za pomocą metod, które dziś uznajemy za prymitywne, ale które pozwoliły wykarmić wielotysięczne społeczności. Do tego wytwarzali imponującą, pięknie zdobioną, malowaną ceramikę i figurki zwierząt, trudnili się też innym rzemiosłem. W pozostałościach domów znajdowane są także kamienne żarna, ślady pieców, ciężarki tkackie i przedmioty wykonane z miedzi – opowiada dr Domaradzka.
Najpewniej nie mieli żadnych królów ani władców. – Nie mamy na to bezpośrednich dowodów, ale wydaje się, że były to społeczności względnie egalitarne, czyli takie, gdzie większość osób ma podobną pozycję społeczną – mówi dr Domaradzka. – Trudno sobie jednak wyobrazić, aby tak duże osiedla i zamieszkujące w nich społeczności nie były koordynowane. Wznoszenie domów według planu, kierowanie pracami budowlanymi, pozyskiwanie i transport surowców budowlanych, organizacja życia tak dużych grup sugerują, że w przypadku kultury trypolskiej mamy jednak do czynienia z wyjątkowo zaawansowaną jak na ten czas organizacją społeczno-polityczną. Kto tymi społecznościami zarządzał i jak – tego nie wiemy – przyznaje dr Domaradzka.
Nawet jeżeli w tych megaosadach nie było wyraźnej hierarchii mieszkańców, nie oznacza to, że nie możemy nazwać ich miastami – uważają dr John Chapman i Bisserka Gaydarska, archeolodzy z angielskiego University of Durham, od lat badający fenomen kultury trypolskiej. Ich zdaniem te osady można uznać za alternatywną dla pierwszych miast Mezopotamii formę wczesnego życia miejskiego, tak zwane protomiasta. Dr Chapman i Gaydarska od 2009 r. prowadzą wykopaliska w Nebeliwce i udało im się zrekonstruować znaczną część osady. Zauważyli, że w osadzie nie widać żadnych oznak scentralizowanego rządu, rządzącej dynastii ani różnic w zamożności czy klasach społecznych. Domy były w dużej mierze podobne pod względem wielkości i projektu. A cała Nebeliwka była podzielona na „dzielnice” składające się z kilku-kilkunastu domów. Były tam też budowle większe od innych, być może służące do zgromadzeń. Jak sądzą naukowcy, decyzje w całej osadzie podejmowano wspólnie, być może delegując osoby z każdej dzielnicy do głównego zgromadzenia w centrum osady. To jednak tylko hipotezy.
Upadek cywilizacji
W Nebeliwce i innych protomiastach w czasach ich rozkwitu żyło się bezpiecznie, dostatnio i wygodnie. Domy nie były ciasnymi, wpuszczonymi w ziemię lepiankami, jakie królowały wówczas w centralnej Europie. W porównaniu z nimi domostwa kultury trypolskiej były wręcz willami. – Nie mają w tym czasie odpowiedników na innych terenach Europy. Były często dwukondygnacyjne. Pozostałe materiały były dość typowe – szkielet z drewna, uzupełniany ścianami wylepianymi gliną oraz prawdopodobnie dwuspadowe dachy – mówi dr Domaradzka. Taki charakterystyczny dla kultury trypolskiej typ budownictwa odkryto w Bilczu Złotym na Podolu. Na dwóch stanowiskach archeologicznych naukowcy znaleźli pozostałości piętrowych domów z gliny i drewna liczących 5-6 tys. lat, narzędzia z kamienia, kości i miedzi, pięknie malowaną ceramikę oraz figurki zwierzęce.
Jednak osady te nie służyły, tak jak dzisiaj, wielu pokoleniom tej samej rodziny. Użytkowano je zaledwie przez 50-60 lat. – Związane to było ze sposobem uprawy ziemi przez tych ludzi, tzw. uprawą odłogową – mówi dr Domaradzka. Polegała ona na tym, że rolnik dzielił swoje ziemie na trzy części i przez 10 lat uprawiał jedną część, aż do wyjałowienia, a następnie przenosił się na drugą część, a potem na trzecią część, pozwalając pozostałym częściom zrekultywować się w naturalny sposób. – W pewnym momencie jednak ziemia zaczynała dawać coraz mniej plonów i to był impuls do przeniesienia się całej ogromnej osady w nowe miejsce – opowiada dr Domaradzka.
Oczywiście, domów nikt nie przenosił. Budowano nowe. A stare najprawdopodobniej palono przed opuszczeniem wcześniejszej osady. – Dzisiaj na wielu stanowiskach archeologicznych znajdowane są pozostałości tych domów w stanie spalenia – mówi dr Domaradzka. O tym, że ludność trypolska celowo podpalała swoje domostwa, przekonani są również dr Chapman i Gaydarska, którzy znaleźli takie spalone zabudowania w Nebeliwce. Wykonali oni eksperyment, w czasie którego próbowali podpalić replikę domu trypolskiego, zaprószając w nim ogień. Okazało się, że to jednak nie wystarczy. Żeby zamienić go w kupkę zwęglonych szczątków, trzeba porządnie podłożyć drewna i metodycznie podpalić całą konstrukcję. Nie mógł więc to być ani przypadek, ani dzieło sił natury, np. uderzenie pioruna. Ale po co palili swoje domy? – Zazwyczaj takie zachowania interpretujemy jako przejaw duchowości, ci ludzie zapewne mieli jakiś religijny rytuał, który kazał im kultywować palenie opuszczanych domów – mówi dr Domaradzka.
Do tego jednak potrzeba było wyjątkowo dużych zasobów drewna. – Ludność trypolska zużywała go ogromne ilości, nie tylko do stawiania domów i zagród dla zwierząt, ale także do palenia w piecach czy wykonywania narzędzi – mówi dr Domaradzka. Wyczerpanie się zasobów drewna na danym terenie mogło być jedną z ważnych przyczyn porzucania osad i przenoszenia się w nowe miejsce. A tam trzeba było ściąć znów tysiące drzew, żeby postawić nową osadę. I ta właśnie intensywna gospodarka leśna zdaniem naukowców mogła przyczynić się do zahamowania rozwoju kultury trypolskiej. W pewnym momencie lasów zrobiło się tak mało, że nie dało się już wznosić siedzib w jednym miejscu. Siłą rzeczy społeczności trypolskie musiały się rozproszyć – mówi dr Domaradzka. Ale badacze wskazują również inne możliwe przyczyny opuszczenia megaosad przez ludność trypolską – wśród rozważanych scenariuszy jest wybuch epidemii, np. dżumy, zwiększona agresja plemion koczowniczych, zmiany klimatyczne, a także wzrost nierówności społecznych w osadach.
Protomiasta kultury trypolskiej znikają ostatecznie 3,5 tys. lat p.n.e. W tym czasie na Bliskim Wschodzie i na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego zaczynają dopiero powstawać pierwsze starożytne metropolie rejonu Żyznego Półksiężyca. Europa na powstanie miast musi jeszcze długo poczekać. – Osady tak duże jak trypolskie nie były znane przez całą epokę brązu, dopiero w epoce żelaza, w I tysiącleciu p.n.e., gdy zaczyna rozwijać się kultura celtycka, ludzie ponownie odkrywają zalety mieszkania w wielotysięcznych społecznościach – mówi dr Domaradzka. Jednak nigdy nie będą już one tak egalitarne, jak osady pierwszych budowniczych europejskich miast z żyznych równin Ukrainy.