Głośnym echem odbiła się wypowiedź Adama Małysza o Dawidzie Kubackim i Kamilu Stochu po drugim konkursie Pucharu Świata w Lake Placid. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego w telewizji TVN zasugerował, że starty w Pucharze Kontynentalnym nie byłyby dla tych skoczków złym rozwiązaniem i być może pomogłyby im się odbudować. Jednocześnie zaznaczył, że być może na takie rozwiązanie trzeba było już się decydować wcześniej. Tymczasem Stoch oraz Kubacki konsekwentnie wybierają się na konkursy najwyższej rangi.
Adam Małysz ma rację?
Skoki narciarskie to jedna z dyscyplin sportu, w której nie ma jednego złotego środka na wyjście z kryzysu. Zastanawiający jest jednak fakt, że trio Żyła-Kubacki-Stoch dość często jak na swoje standardy nie wchodzi do drugiej serii konkursów bądź nawet do samych zawodów.
– Jednemu zawodnikowi będzie łatwiej wrócić do formy, gdy jest w rytmie startowym, a inny skoczek może potrzebować treningu. Nie ma jednego złotego środka. Jeżeli jednak prezes Małysz uważa, że warto byłoby cofnąć doświadczonych mistrzów do niższej rangi, to widziałbym w tym trochę racji. Sezon już długo trwa. Oni jadą z konkursu na konkurs Pucharu Świata, a efektów nie ma. Ciekawi mnie, czy np. u Piotra Żyły wszystko zaskoczyło już na stałe, bo nagle otarł się o podium w Lake Placid, a wcześniej przecież prezentował się przeciętnie – mówi w rozmowie z „Wprost” Tomasz Pochwała, były skoczek i kombinator norweski, obecnie trener.
Nasz rozmówca zwraca uwagę na to, że w tej chwili to już nawet słabsza dyspozycja nie jest największym problemem Polaków. Większy kłopot jest ze skoczniami w naszym kraju.
– Najgorsze jest to, że u nas praktycznie nie ma nigdzie zimy. Gdyby wycofać jakiegokolwiek skoczka z zawodów Pucharu Świata i wysłać go do Polski, to trudno znaleźć miejsce do spokojnego treningu. Skocznia normalna w Zakopanem właściwie nie nadaje się w tych warunkach do skakania, bo jest za mało śniegu. Na Wielkiej Krokwi też szału nie ma niestety. Zastanawiam się, co najbardziej mogłoby pomóc Polakom, bo przecież oni się nie oduczyli skakać. Talentu im nikt nie odebrał, a mają go dużo – podkreśla Pochwała.
40-latek nie widzi w tej chwili jednej przyczyny gorszej postawy Polaków w sezonie 2023/24. Chwilami bowiem może się okazać, że dany skoczek wykonał świetną pracę w okresie przygotowawczym, a nie kwalifikuje się nawet do drugiej serii zawodów.
– Skoki narciarskie to bardzo specyficzna dyscyplina sportu. W biegach narciarskich to zawodnik wytrenuje, to czuje, że ma. W skokach czasem wszystko idzie dobrze na treningach, motorycznie wszystko się zgrywa, a w którymś momencie czegoś zabraknie i nie ma wyników. Trudno powiedzieć, czy przygotowania do sezonu potoczyły się u nas w zły sposób. Teraz tymczasem jest tak poziom wyśrubowany, że pięć metrów brakuje i nie ma zawodnika w czołówce – analizuje Pochwała.
Polskie skoki czeka marazm? Pochwała apeluje o spokój
Wobec słabszych rezultatów trójki naszych mistrzów, uśmiech na twarzy polskiego kibica mogą dawać skoki Aleksandra Zniszczoła. Sensacyjnie to niespełna 30-letni skoczek jest liderem kadry. W ostatnim czasie cztery razy z rzędu meldował się w czołowej dziesiątce zawodów Pucharu Świata.
Można się zatem zastanawiać, jak długo będzie trwała jego dobra forma. Być może Zniszczoł będzie drugim Stefanem Hulą, który po ukończeniu 30. roku życia przeżywał najlepszy okres w swojej karierze.
– Spokojnie przyglądałbym się temu, w jakiej formie jest Aleksander Zniszczoł. To tak samo, jak mamy młodych zawodników, którzy robią wyniki. Nie można się podpalać, że na pewno będą mocni w seniorskiej rywalizacji. Olek musi do wszystkiego podejść z chłodną głową i dalej ciężko pracować. Te dwa elementy mogą sprawić, że w tej wysokiej dyspozycji będziemy go oglądać także w kolejnych latach. Natomiast nie wybiegałbym też za daleko naprzód – ocenia Pochwała.
Uwagę podczas rywalizacji skoczków narciarskich w Pucharze Świata przykuwa fakt, że Polska ma jedną z najstarszych kadr w stawce. Młodzi skoczkowie na razie nie prezentują poziomu, który pozwoliłby im skakać w elicie. Tymczasem kilka państw ma młodych, utalentowanych zawodników, którzy zdobywają punkty w Pucharze Świata. Niektórzy eksperci przewidują, że po zakończeniu karier przez Stocha, Żyłę, czy też Kubackiego, polskie skoki czeka posucha. Tomasz Pochwała nie zgadza się z takim stwierdzeniem.
– Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Radziłbym, żeby nie załamywać rąk. Kiedy ja skakałem, to razem ze mną w kadrze był Adam Małysz, który oczywiście zyskał miano zdecydowanego lidera reprezentacji. Wiele osób mówiło, że po Małyszu skoki w Polsce się skończą. Tymczasem one się rozwinęły i mieliśmy wiele sukcesów i to także w konkursach drużynowych. Dlatego w tej kwestii apelowałbym o spokój, bo równie dobrze w którymś momencie może pojawić się zawodnik, który dojrzeje do tego, by na stałe zadomowić się w światowej czołówce – kończy.