Na targowisku w Nowej Dębie w sobotę 17 lutego mężczyzna sprzedawał z samochodu „swojskie” wyroby mięsne, w tym galaretę garmażeryjną. Kolejnego dnia podkarpaccy policjanci zatrzymali dwie osoby w związku ze śmiertelnym zatruciem pokarmowym, do którego doszło po spożyciu galarety. Dwie kolejne osoby trafiły do szpitala z objawami ostrego zatrucia pokarmowego.
Dlaczego doszło do zatrucia w Nowej Dębie? Ekspert wskazuje kilka przyczyn
Prezes Związku Polskie Mięso Witold Choiński w rozmowie z Wirtualną Polską wyjaśnił, co mogło przyczynić się do zatrucia mięsem na Podkarpaciu. – Mieliśmy tu produkcję bez żadnej kontroli zewnętrznej, czyli m.in. Inspekcji Weterynaryjnej. Kluczowe jest bowiem sprawdzanie jakości i warunków już na poziomie hodowli, jeśli to mięso pochodzi właśnie z hodowli domowej – wyjaśnił.
Choiński zwrócił też uwagę, że produkcja powinna być kontrolowana, a sama sprzedaż również powinna się odbywać w odpowiednich warunkach. – Zabrakło higieny, warunków chłodniczych i odpowiedniego zabezpieczenia produktów, które zostały wytworzone. To są takie trzy reguły, które powinny obowiązywać, a które najprawdopodobniej w tym wypadku nie obowiązywały – podkreślił.
Zdaniem eksperta w mięsie mogły się wytworzyć bakterie Clostridium botulinum, czyli laseczki jadu kiełbasianego. – Bakterie te wytwarzają się w warunkach beztlenowych. Prawdopodobnie produkt ten został wytworzony i był źle przechowywany. Niezachowane zostały warunki chłodnicze. Wówczas dochodzi do wytworzenia się tzw. jadu kiełbasianego i zatrucia tą bakterią – poinformował Choiński. Dodał również, że „w przypadku produkcji w zakładach mięsnych stosowane są odpowiednie środki higieniczne, pasteryzacja, różne warianty zabezpieczenia dostosowane do specyfiki produktu”. – Tu tego zabrakło – stwierdził.
Jak już pisaliśmy w Gazeta.pl, ruszyło już śledztwo w sprawie zatrucia mięsem w Nowej Dębie. Prowadzi je Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu. Przeszukano już mieszkanie małżeństwa, które prowadziło produkcję wyrobów. Według rzecznika prasowego prokuratury Andrzeja Dubiela „warunki sanitarne, w których były wykonywane wyroby, pozostawiały wiele do życzenia” – przekazał portal TVN24.
Zatrucie mięsem w Nowej Dębie. Dwie osoby usłyszały zarzuty
Wyrób własny w postaci galarety wieprzowej sprzedawało małżeństwo spod Mielca, 55-letnia Regina S. i 56-letni Wiesław S. Od piątku do soboty galarety kupiło sześć osób. 54-letni mężczyzna zmarł po spożyciu produktu, natomiast dwie kolejne osoby były hospitalizowane z objawami ostrego zatrucia pokarmowego.
19 lutego małżeństwu, które produkowało i sprzedawało wyroby, postawiono zarzuty. Oboje przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. – Działając wspólnie i w porozumieniu narazili na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trzy ustalone osoby poprzez sprzedaż im galarety mięsnej uprzednio wyrobionej we własnym gospodarstwie domowym, z mięsa zwierząt niewiadomego pochodzenia, które nie były ewidencjonowane, bez spełnienia wymagań do prowadzenia produkcji wyrobów mięsnych – przekazał rzecznik, cytowany przez Gazeta.pl. Para została też objęta dozorem policji, otrzymali zakaz produkcji wyrobów mięsnych oraz sprzedaży. Grozi im kara trzech lat pozbawienia wolności.