Odnalezienie tego, co nas uczula, czasem bywa prawdziwym, wieloetapowym śledztwem. Na szczęście lekarze mają do niego całkiem nowe narzędzia, które pomogą precyzyjnie określić, jaka substancja nam szkodzi, a nawet wykryć potencjalne alergie, które jeszcze się nie ujawniły.

Zaczyna się najczęściej od wysypki, kataru czy uporczywego pokasływania. Bywa, że po raz pierwszy diagnozowana jest w dzieciństwie, ale może też pojawić się w każdym momencie dorosłego życia, nawet u osób, które są okazami zdrowia. Alergia to powszechny problem zdrowotny naszych czasów. Szacuje się, że może na nią cierpieć nawet 40 proc. społeczeństwa.

Liczba alergii rośnie lawinowo, a wśród alergenów, które nas uczulają, są pyłki, wydzieliny zwierząt czy niektóre składniki pokarmów. Niezależnie od tego, co wywołuje reakcję alergiczną organizmu, najważniejsza w leczeniu tej choroby jest prawidłowa diagnoza, czyli znalezienie alergenu. Tylko wtedy bowiem mamy szansę na skuteczne leczenie i eliminację dokuczliwych, przewlekłych, a czasem nawet zagrażających życiu objawów.

Do niedawna odnalezienie czynnika alergizującego było dla lekarzy wielkim wyzwaniem. Teraz alergolodzy dysponują nową metodą – diagnostyką molekularną, dzięki której mogą precyzyjnie określić, co konkretnie nam szkodzi, a nawet wykryć potencjalne alergie, które jeszcze się nie ujawniły. Czasami to wiedza, która ratuje życie.

Diagnostyka alergii to proces wieloetapowy, który wymaga dużo uwagi ze strony i pacjenta, i lekarza. Na pierwszym spotkaniu lekarz zazwyczaj zbiera szczegółowy wywiad, pyta o wszelkie objawy, które obecnie dokuczają pacjentowi, ale też o takie, których doświadczał on w przeszłości.

– Już na podstawie tego wywiadu czasami lekarz może postawić wstępne rozpoznanie, zwłaszcza jeżeli pacjent sam zauważa, że na przykład po zjedzeniu jabłka ma objawy brzuszne, a żadne inne pokarmy takich objawów nie wywołują – mówi dr Emilia Majsiak.

Jeżeli jednak alergolog chce potwierdzić diagnozę albo pacjent nie jest do końca pewny, czy rzeczywiście tylko po jabłkach czuje się źle, diagnostyka wchodzi na następny etap. – Wtedy lekarz może wykonać testy skórne lub testy z krwi – mówi dr Majsiak. – Testy skórne polegają na wprowadzeniu do organizmu pacjenta alergenu poprzez nakłucie skóry. Jeśli na skórze pojawia się bąbel, dla lekarza jest to sygnał, że właśnie ta substancja wywołuje reakcję alergiczną organizmu.

Bardzo często jednocześnie lub zamiennie z testami skórnymi wykonywane są testy z krwi. W trakcie takiego badania można sprawdzić, czy we krwi pacjenta występują przeciwciała E wobec alergenów (inaczej nazywamy je immunoglobulinami E i oznaczamy skrótem IgE), których normalnie nie powinno tam być. W trakcie takiego badania można oznaczyć IgE wobec kilku, kilkudziesięciu czy kilkuset alergenów. Sama technika badania jest bardzo prosta. Jeśli we krwi pacjenta są przeciwciała E, to po naniesieniu jej na test przyłączają się one do konkretnego alergenu, wobec którego zostały w naszym organizmie wytworzone. Ilościowe testy do oznaczania IgE wskazują bardzo dokładnie liczbę tych przeciwciał i szeregują w tzw. klasy od 0 do 6. Klasa 0 oznacza, że nie wykryto tych przeciwciał, podczas gdy klasa 6 wskazuje ich bardzo dużą liczbę. – Przeciwciała E sprawiają, że po kontakcie z alergenem komórki tuczne, jeden z typów komórek odpornościowych w naszym organizmie, zaczynają wydzielać histaminę odpowiedzialną za wywoływanie objawów alergicznych – tłumaczy dr Majsiak.

Osoby, które były diagnozowane w kierunku alergii czy to podczas testów skórnych, czy z krwi, wiedzą dobrze, że czasami w tych testach wychodzą różne niespodzianki – a to w testach wychodzi reakcja alergiczna na czynnik, który nam wydaje się zupełnie niegroźny i niewywołujący żadnych objawów, a to testy nie wskazują na żaden konkretny alergen, mimo że mamy ewidentne objawy alergii. W takich sytuacjach do niedawna lekarze bywali bezradni i mogli zalecić obserwację i zażywanie leków zmniejszających reakcję alergiczną. Nie znając przyczyny wysypki czy kataru siennego, nie można wyeliminować szkodliwego czynnika z otoczenia chorego. – Mogą zdarzać się również sytuacje, w których czynnik alergizujący został oznaczony testem, pacjent wyeliminował go ze swojego środowiska, a alergia wcale nie minęła – mówi ekspert.

Jednak dzisiaj w takich przypadkach lekarze mogą sięgnąć po najnowszą metodę – diagnostykę molekularną, polegającą na badaniu reakcji organizmu nie na całe alergeny, tak zwane ekstrakty, ale na pojedyncze, budujące alergen białka. Na przykład wiemy, że jesteśmy uczuleni na brzozę, bo to wyszło nam w testach, ale objawy alergii wcale nam nie mijają wiosną wraz z zakończeniem pylenia brzozy. – W takich sytuacjach z pomocą może przyjść właśnie diagnostyka molekularna. Może ona wskazać, że w pyłku brzozy uczula nas konkretnie białko Bet v 1 – mówi dr Majsiak. – A to białko akurat jest podobne do białek występujących w marchwi, jabłku czy selerze. I pomimo że brzoza już nie pyli, nasz organizm może reagować nadmiernie na te podobne białka w owocach czy warzywach, a my nie mieliśmy pojęcia, że powinniśmy je wyeliminować z diety. Powiązania podobnych do siebie białek jesteśmy w stanie wytropić właśnie dzięki tej nowej metodzie – tłumaczy dr Majsiak.

Diagnostyka molekularna pozwala na znaczne skrócenie czasu, jaki zabiera zidentyfikowanie alergenu. W wielu wątpliwych, niejednoznacznych przypadkach lekarz nie musi już zgadywać, kluczyć, testować różne alergeny, ale jest w stanie precyzyjnie określić źródło nieprawidłowej reakcji organizmu. – Co więcej, jest nawet w stanie dodatkowo wskazać białka, które np. po ugotowaniu czy upieczeniu już nas nie będą uczulać. I wracając do uczulenia na brzozę, jeśli reagujemy na jabłko i zrobimy takie badania, w którym wyjdzie, że nasz organizm reaguje również na to białko podobne do Bet v 1 brzozy, otrzymamy informacje od lekarza, że nie możemy jeść surowych jabłek, ale pieczone czy w szarlotce już tak – dodaje ekspertka. Czyli taka wiedza, jakie dodatkowe alergeny mogą wywołać nieprawidłowe reakcje naszego organizmu, jest niezmiernie ważna w układaniu diety alergików.

Naukowcy wciąż odkrywają kolejne białka alergenów i opracowują dla nich testy molekularne. W tej pracy wciąż są na początku drogi, bo ze znanych ponad 4000 białek mających znaczenie dla alergologii dzisiaj można oznaczyć ich ok. 180. Poznawanie kolejnych białek przynosi wiele ciekawych odkryć. Okazało się np., że za pewną część alergii na psa odpowiada białko, które produkowane jest wyłącznie przez organizmy psów – samców, ponieważ białko to pochodzi z ich gruczołu krokowego. Jeżeli więc my czy nasze dziecko marzymy o psie, a wiemy, że mamy na te zwierzęta alergię, być może nie musimy kategorycznie żegnać się z tym marzeniem i posiadać psa, ale suczkę – mówi dr Majsiak.

Alergolodzy podkreślają, że testy molekularne to nie tylko szybsza i bardziej szczegółowa diagnoza, ale również sposób na ograniczenie najgroźniejszej postaci alergii – wstrząsu anafilaktycznego. To gwałtowna reakcja organizmu na alergen, w czasie której może dojść do groźnego dla życia zatrzymania pracy serca. – Dziś potrafimy określić potencjał różnych białek do wywołania anafilaksji – zapewnia dr Majsiak. Jako przykład można tu podać orzeszek ziemny, który zawiera bardzo dużo białek silnie alergizujących związanych z ryzykiem wystąpienia wstrząsu. Właśnie na podstawie wyników badań molekularnych można stwierdzić, czy występują u nas przeciwciała w organizmie wobec tych najgroźniejszych białek orzeszka ziemnego. Jeśli tak, osoba z alergią na nie musi skrupulatnie sprawdzać każdą etykietę produktów do jedzenia, żeby nie znalazły się w nim nawet ich śladowe ilości, i bardzo uważać, aby ograniczyć każdy przypadkowy kontakt z orzeszkami. – Wychwycenie potencjalnych zagrożeń czy wyjaśnienie mechanizmu reakcji krzyżowych pomiędzy alergenami niezwykle ułatwia życie pacjentowi, a lekarzowi alergologowi pozwala na podejmowanie decyzji co do dalszego leczenia, np. immunoterapii – mówi dr Majsiak.

Na podstawie diagnostyki molekularnej alergii w wielu przypadkach uczuleń alergolodzy są już w stanie powiedzieć, którzy pacjenci mogą odnieść korzyści z odczulania, a u których taka forma leczenie nie przyniesie korzyści i trzeba wtedy skupić się na eliminacji czynnika alergizującego ze środowiska czy dobrym dobraniu leków przeciwalergicznych. – Dobrym przykładem mogą tu być roztocze kurzu domowego – mówi dr Majsiak. Wiemy, że jeśli alergia jest na białko nr 1 i 2 roztoczy, oznaczane jako Der p 1 i Der p 2, to odczulanie będzie skuteczne. Jeżeli jednak okaże się, że uczulenie wywołuje białko numer 10 (Der p 10), immunoterapia nie odniesie skutku. A około 10-20 proc. pacjentów uczulonych na roztocze kurzu domowego jest uczulonych na to właśnie białko. Co więcej, obserwuje się, że w przypadku uczulenia na białko nr 10 może dojść do tzw. alergii krzyżowej z krewetkami i innymi owocami morza. Podobieństwo tego białka roztoczy z białkiem krewetek jest tak duże, że występowały u osób uczulonych na to białko bardzo silne nieprawidłowe reakcje organizmu po zjedzeniu krewetek, nawet pierwszy raz w życiu – ostrzega dr Majsiak.

Odkrycie tych wszystkich zależności i reakcji krzyżowych powodowanych przez białka wymaga ogromnej wiedzy i doświadczenia. – Czasami alergolog może czuć się jak dr House czy Sherlock Holmes prowadzący wielostopniowe, skomplikowane śledztwo – żartuje dr Majsiak. Na szczęście, dzisiaj to śledztwo nie musi opierać się wyłącznie na poszlakach. Dzięki badaniom molekularnym wiele osób może efektywnie leczyć katar alergiczny, wysypkę czy zapobiec groźnej dla życia anafilaksji. Wywołujący je wróg może być prawidłowo rozpoznany i pokonany.

Konsultacja: dr Emilia Majsiak — członek Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii oraz Polskiego Towarzystwa Alergologicznego, wykładowca UKSW na Wydziale Medycznym w Warszawie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version