Już ludzie paleolitu uważali trepanację czaszki za lekarstwo na wiele chorób, bo procedura była stosowana zadziwiająco często. Dokonania starożytnych szamanów i uzdrowicieli budzą podziw współczesnych lekarzy.

Ta czaszka, odnaleziona na cmentarzu Yanghai w Xinjiangu w północnych Chinach, nie różniłaby się od innych, gdyby nie pewien szczegół – widniał w niej otwór, który z pewnością nie był pochodzenia naturalnego. Wyglądał, jakby wyciął go ktoś, kto miał dogłębną wiedzę medyczną. Datowanie radiowęglowe wieku czaszki wykazało, że pochodzi z ok. 800 roku p.n.e., z czasów, w których na tym terenie Chin rozciągał się bezkresny step, od czasu do czasu przemierzany przez plemiona nomadów i pasterzy, wyznających szamanizm. Czy to możliwe, że potrafili robić operacje czaszki?

Coraz więcej jest archeologicznych dowodów na to, że starożytni medycy czy uzdrowiciele byli zadziwiająco biegli w sztuce operacji, również tych uznawanych nawet dzisiaj za skomplikowane. A ich pacjenci żyli potem długo i szczęśliwie. I na to też są dowody.

Mężczyzna, do którego należała znaleziona w Chinach czaszka, z pewnością przeżył zabieg – donosi „New Scientist”. Jak ustalił dr Qian Wang, paleoantropolog z Texas A&M University, miejsca, z których została wycięta kość, nosiły oznaki zagojenia, co oznacza, że pacjent pozostawał przy życiu co najmniej przez dwa miesiące po zabiegu – tyle potrzeba, aby kość dorosłego człowieka wygoiła się po urazie.

Operacja była więc udana. Dlaczego jednak była konieczna? Dr Wang ustalił to za pomocą tomografu komputerowego, którym dokładnie przeskanował czaszkę i stworzył jej trójwymiarowy model. Na uzyskanym obrazie widać było dokładnie przyczynę operacji – uraz wywołany tępym narzędziem. Najprawdopodobniej mężczyzna został uderzony w głowę jakimś rodzajem broni i pod czaszką utworzył się krwiak podtwardówkowy, który uciskał na mózg. Dzisiaj, gdy do szpitala trafia ktoś z takim urazem, lekarze wykonują zabieg kraniotomii, czyli usunięcia kawałka kości czaszki, aby zmniejszyć ciśnienie śródczaszkowe i pozwolić na odpływ nagromadzonej krwi. Dokładnie to samo zrobił starożytny chiński lekarz. – Udało mu się usunąć płat kostny w okolicy urazu – tłumaczy dr Wang w „New Scientist”. Zdaniem naukowców, to ślad najbardziej zaawansowanej kraniotomii, jaki kiedykolwiek znaleziono na obszarze Stepu Eurazjatyckiego.

Naukowcom udało się ustalić, kim mógł być utalentowany chirurg – na tym cmentarzu chowano członków szamańskich klanów, a więc był on najpewniej szamanem-uzdrowicielem. Potwierdziły to inne znaleziska z cmentarza Yanghai. Przy innym szkielecie znaleziono narzędzia chirurgiczne, m.in. ostry nóż z brązu i inne przyrządy o zakrzywionym kształcie, a także marihuanę, używaną do rytuałów religijnych i znieczulania. Co ciekawe, jak pisze dr Wang ze współpracownikami w artykule w „Archeological and Antropological Sciences”, trepanacje były początkowo w szamanizmie traktowane jako zabiegi rytualne, religijne, dopiero potem odkryto ich terapeutyczne znaczenie.

Wydaje się, że ludzie paleolitu uważali trepanację czaszki za lekarstwo na wiele chorób, bo procedura była stosowana zadziwiająco często

Podobne operacje przeprowadzano w innych rejonach świata. Ślady kraniotomii odnaleziono na czaszce 30-letniego mężczyzny z VI-XI wieku p.n.e. w rzymskim mieście Bathonea, znajdującym się na terenie dzisiejszej Turcji. Na czaszce widnieje duża dziura, bez wątpienia wykonana narzędziami chirurgicznymi. Jej krawędzie były wycięte regularnie, w podobny sposób, jak robi się to podczas współczesnych operacji neurochirurgicznych. Ten pacjent również przeżył, o czym świadczą ślady wygojenia na kościach. – Musiał być znieczulony, bo przecinanie czaszki jest niezwykle bolesne. Ale nie wiemy czym – nie można tego stwierdzić na podstawie badania samych kości – tłumaczył archeolog Ömer Turan, członek ekipy przeprowadzającej wykopaliska w tym rejonie, w rozmowie z „Ancient Origins”.

Starożytni chirurdzy przeprowadzali też trepanacje czaszki. To zabieg prostszy niż kraniotomia, polegający na wywierceniu niewielkiej dziurki, która może pomóc w zmniejszeniu ciśnienia śródczaszkowego po urazie. Tę technikę stosowano już w epoce kamiennej. Najstarsze odnalezione czaszki ze śladami trepanacji liczą nawet 10 tys. lat, pochodzą m.in. z Europy, Syberii i obu Ameryk. Wydaje się, że ludzie paleolitu uważali trepanację za lekarstwo na wiele chorób, bo procedura była stosowana zadziwiająco często. Na stanowisku we Francji sprzed 8,5 tys. lat aż 40 ze 120 znalezionych czaszek nosi ślady trepanacji. Naukowcy szacują, że w tych najdawniejszych czasach zabieg przeżywało ok. 40 proc. pacjentów.

Jednak już kilka tysięcy lat później techniki trepanacji były zadziwiająco zaawansowane. Według nowego badania przeprowadzonego przez prof. Davida S. Kushnera z Uniwersytetu w Miami, trepanacje wykonywane w starożytnym Peru były tak fachowe, że wskaźnik przeżywalności zabiegu był wtedy mniej więcej dwukrotnie większy niż w czasie wojny secesyjnej, kiedy to żołnierze byli poddawani tym operacjom przez lepiej wykształconych i wyposażonych chirurgów.

Z kolei starożytni Aztekowie zyskali zadziwiającą nawet konkwistadorów biegłość w nastawianiu złamanych kości. Jeśli złamanie było poważniejsze, w obu częściach kości robiono nacięcie i łączono je za pomocą wprowadzonego do środka brzozowego patyka. Podobna technika jest stosowana dzisiaj, choć oczywiście brzozowe patyczki zastąpiono metalowymi lub tytanowymi prętami śródszpikowymi.

Zadziwiającą wiedzą medyczną wykazywali się już ludzie z epoki kamiennej. Wykazali to paleontolodzy badający jaskinię Liang Tebo na Borneo. To tam znajdują się jedne z najwcześniejszych znanych ludzkości malowideł naskalnych. Prehistoryczni łowcy-zbieracze pozostawili tam nie tylko odciski swoich dłoni na skałach, ale także pochówki, liczące kilkadziesiąt tysięcy lat. Jeden z nich odkrył zespół z Griffith University i University of Western Australia oraz indonezyjskiego Centrum Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Kalimantan Timur. W jaskini Liang Tebo znaleźli oni szkielet młodego dorosłego, który w chwili śmierci prawdopodobnie miał ok. 20 lat. Zdumieni badacze zobaczyli, że amputowano mu część lewej nogi i lewą stopę, a on najwyraźniej przeżył ten skomplikowany zabieg. Zdarzyło się to co najmniej 31 tys. lat temu.

Badacze nie dowierzali swojemu odkryciu, wysłali szkielet do ekspertyzy do dr Melandri Vlok, bioarcheolożki z University of Sydney. – Nikt mi nie powiedział, że w grobie nie znaleziono lewej stopy. Paleontolodzy trzymali to przede mną w tajemnicy, żeby zobaczyć, czy dojdę do podobnych wniosków co oni – wspomina dr Vlok. Kiedy rozkładała kości, zauważyła, że lewa noga wyglądała na uschniętą i miała taką długość jak u dziecka, choć reszta szkieletu należała do osoby dorosłej. Kiedy Dr Vlok obejrzała kikut nogi, zauważyła, że rana jest dobrze zagojona i nie ma śladów infekcji. – Prawdopodobieństwo, że amputacja była wypadkiem, jest nieskończenie małe – mówi dr Vlok. Chociaż nie jest do końca jasne, co doprowadziło do amputacji, pacjent miał też dobrze zagojone złamanie szyi i uraz obojczyka. – Obrażenia mógł spowodować wypadek. Społeczność zapewne uznała, że aby dziecko przeżyło, trzeba odciąć stopę – mówi dr Vlok.

To dziecko żyło jeszcze co najmniej przez kolejne sześć do dziewięciu lat, a bezpośrednia przyczyna jego śmierci nie jest znana. Jak podkreślają odkrywcy szkieletu, nawet dziś zapobieganie infekcjom podczas amputacji chirurgicznych jest niezwykle trudne. Jednak 30 tys. lat temu w grupach łowiecko-zbierackich wiedza medyczna była na tyle zaawansowana, że uzdrowiciele znali układ żył, tętnic, nerwów i tkanek, potrafili je przeciąć i nie doprowadzić do śmierci chorego z wykrwawienia, a potem utrzymywać ranę w czystości, aby się zagoiła.

Chirurgia na dobre rozwinęła się w starożytnym Egipcie, gdzie medycy faraona drogą prób i błędów opracowali takie procedury, jak tracheotomia, czyli nacięcie tchawicy w celu przywrócenia oddechu, zszywanie ran za pomocą specjalnych, zakrzywionych igieł, a nawet operacje kości nosowych. Taką operację nastawienia kości złamanego nosa opisuje papirus Smitha, słynny staroegipski tekst, będący spisem różnych urazów oraz znanych Egipcjanom zabiegów. Nastawianie kości nosa przeprowadzano w starożytnym Egipcie już 2 tys. lat p.n.e.

W modelowaniu kształtu nosa wyspecjalizowali się jednak medycy w Indiach. Tam bowiem obcięciem nosa karano kobiecą niewierność. Ofiary korzystały z usług chirurgów umiejących przywrócić im dawny wygląd. Sposób, jak można tego dokonać, wymyślił ajurwedyjski lekarz Susruta około VI wieku p.n.e. W dziele Samhita opisuje krok po kroku taką operację. Według niego, najpierw trzeba odciąć kawałek skóry w kształcie liścia z policzka i nasunąć go na miejsce nosa. Odcięty kawałek musi mieć jednak połączenie z policzkiem, aby utrzymać w nim krążenie. Następnie pod nasunięty na kikut nosa kawałek skóry należy wprowadzić dwie cienkie gałązki, Susruta polecał do tego celu rącznik pospolity, z którego pozyskuje się olej rycynowy. Gałązki w kształcie rurek trzeba ułożyć tak, aby wymodelować pożądany kształt nosa, przyszyć i pozostawić skórę, żeby przyrosła.

W swoim dziele na temat chirurgii Susruta opisywał także inne znane wówczas zabiegi, w tym wycięcie tkanki, upuszczanie krwi i szycie ran. W Indiach opracowano znakomity sposób na spojenie rozciętej tkanki. Wykorzystywano do tego szczęki ogromnych mrówek bengalskich. Żywe mrówki przystawiano do rany, w którą owady wbijały się szczękami – wtedy medyk odcinał odwłok, zostawiając takie biologiczne szwy. Do tego wydzielany przez owady kwas mrówkowy dezynfekował ranę. Goiło się pięknie.

Jedną z najtrudniejszych operacji, jakie robili starożytni chirurdzy, były zabiegi na oczach, głównie usuwanie zaćmy. Gabinet lekarza, który zajmował się takimi zabiegami, odkryła w 2017 r. na Cyprze polska badaczka, prof. Ewdoksja Papuci-Władyka. Prowadzi ona prace wykopaliskowe w mieście Nea Pafos, bada starożytny rynek tego miasta. Tam archeolodzy pod kierownictwem prof. Papuci-Władyki odkryli narzędzie w postaci igły z rodzajem pętelki na końcu do zdejmowania zaćmy. Wśród znalezionych narzędzi były też łyżeczka i szczypczyki. – Służyły do różnych operacji, w tym okulistycznych. Wydaje się, że nasz chirurg zajmował się chorobami całego ciała – relacjonowała „Newsweekowi” tuż po tym odkryciu prof. Papuci-Władyka. Wszystkie te przedmioty zostały rozrzucone po podłodze, co nasunęło naukowcom myśl, że pomieszczenia uległy zawaleniu w czasie trzęsienia ziemi. Stało się to prawdopodobnie w 126 roku naszej ery, za panowania cesarza rzymskiego Hadriana.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version