– Zajrzyjmy do zdjęć z wakacji. Wspomóżmy naszą pamięć. Wspomnienia o miłych wakacjach są bardzo energetyczne – mówi Agnieszka Czerw, psycholożka.

Agnieszka Czerw*: Każdy dostanie to, co sobie weźmie. Ideą urlopu jest generalnie odpoczynek, zmiana trybu życia, przestawienie głowy na inne myślenie, zerwanie z rutyną, codziennym rytmem. Wtedy pozwalamy naszemu organizmowi odpocząć, karmimy go nowymi doświadczeniami, przestawiamy na inne tory. Taka jest teoria. W praktyce wygląda to różnie. Zdarza się, że na urlopie wchodzimy w inną rutynę albo zaczynamy porządkować jakieś zaległe sprawy. Nie mówiąc o tym, że niektórzy decydują się na to, aby coś wtedy pomalować, zrobić remont.

– Jeżeli na urlopie robimy rzeczy, które nas ewidentnie stresują (a remont na pewno należy do takich sytuacji), martwimy się czymś, to nasz organizm nie odpocznie i do pracy wrócimy psychicznie, a czasami i fizycznie zmęczeni. Żeby było jasne, np. wędrówka po górach czy po mieście, codzienne wyznaczanie trasy, wyszukiwanie atrakcji uznaję za odpoczynek zarówno w sensie psychicznym, jak i fizycznym.

Trudny powrót z wakacji zaliczą także ci, którzy wyjechali na niego w atmosferze nierozwiązanego problemu i myśleli, że podczas wakacji może on przycichnie, a spór zostanie zawieszony. Płonne nadzieje. Kiedy jest się non stop z partnerem, dziećmi, z którymi się np. nie dogadujemy, to urlop może nawet zaostrzyć i uwypuklić konflikt. Dlatego niektórzy z urlopów mogą wrócić jeszcze bardziej zmęczeni emocjonalnie.

– Stresować mogą nas różne sytuacje: rodzina, brak pogody, trudności z podróżą, zakwaterowaniem, niezgodność naszych oczekiwań w zetknięciu z rzeczywistością.

Wyobraźmy sobie młodą, pracującą babcię, która po raz pierwszy wyjeżdża sama z wnukiem. Kocha go, pewnie pomaga w opiece na co dzień, ma z nim dobry kontakt. Ale wakacje to kontakt non stop i sytuacje, które jeszcze się nie zdarzały. Nie mamy na nie wypracowanych sposobów. Może być trudno, stresująco. Potem kobieta wraca do pracy i mimo radości bycia z wnukiem może się czuć bardzo zmęczona.

– Praca, domowa codzienność to ciąg zaplanowanych obowiązków, powtarzalność, czyli zaprzeczenie wakacji. Są tacy, którym ta zmiana bardzo doskwiera, trudno im z dnia na dzień wskoczyć w stare tryby. Wtedy warto tak wracać z urlopu, żeby nie iść z samolotu, samochodu, wprost do biura. Dajmy sobie przynajmniej jeden dzień na to, żeby mieć takie przejście, wdrożenie się najpierw w domowe obowiązki, a potem dopiero w zawodowe. Ląduję samolotem w niedzielę? To na poniedziałek jeszcze wezmę urlop i nie idę do pracy. Mam czas, aby ochłonąć, zaakceptować, że znowu trzeba myśleć o zakupach, gotowaniu, sprzątaniu – rzeczach, których być może nie robiliśmy na wakacjach.

– Gorąco namawiam – bądźmy dla siebie wyrozumiali, jako szefowie, współpracownicy, koledzy. Przecież doskonale wiemy, że ktoś, kto leżał dwa tygodnie na plaży, pływał na żaglach, chodził po lesie, zwiedzał miasta, w pierwszych dniach po powrocie z urlopu nie jest tak efektywny, jak ten, który w tym czasie pracował.

Wiem, że to może być trudne. Niestety, zdarza się, że po powrocie z urlopu czekają na nas zaległe zadania, bo np. nie wszystkie nasze obowiązki przejął ktoś inny podczas naszej nieobecności. Kumulacja zaległych obowiązków to raczej norma, ale mimo wszystko warto dać sobie i innym dzień, dwa na ponowny rozbieg.

– Tak, korzystamy jeszcze z wakacyjnych okoliczności (czy to na wsi u rodziny, czy za granicą), ale już wykonujemy zadania, wdrażamy się do pracy. Natomiast widzę w takiej sytuacji jedno poważne ryzyko: trzeba uważać, żeby nie zacząć pracować jeszcze przed formalnym zakończeniem urlopu. Skoro mamy ze sobą komputer, to może nas korcić, aby sprawdzić, co się dzieje w służbowej poczcie, może zabrać głos w jakiejś dyskusji, podziale obowiązków. Kiedy łączymy urlop z pracą, to wtedy tak naprawdę nie jesteśmy ani w pracy, ani na urlopie.

– … czyli składają takie powakacyjne obietnice, podobne do tych noworocznych?

– Wakacje nie stanowią takiej wspólnej dla wszystkich cezury, wyraźnej granicy jak Nowy Rok – gdy coś się kończy, coś się zaczyna. Można je planować w dowolnym momencie, mogą trwać też różnie, kilka dni lub tygodni. Jeżeli są pretekstem do podejmowania zobowiązania, to dlatego, że podczas nich jest czas na rozmowę, przegadanie różnych mechanizmów, które rządzą w rodzinie, związku, że czegoś robimy za dużo albo właśnie za mało. Albo może nam coś się spodobało, np. że w pokoju nie ma telewizora i to jest OK, bo spędzamy razem więcej czasu niż w domu i dobrze się z tym czujemy, zamiast patrzeć w ekran, siedzimy nad planszówką. I fajnie by było w ciągu roku to utrzymać.

– Po pierwsze, dobrze jest mieć zgodę wszystkich stron dla takiego zobowiązania. Jeśli trzymać się tego przykładu z planszówkami, to każdy musi potwierdzić, że chciałby regularnie grać i uczestniczyć w takiej zmianie. Potem ustalić konkretny termin. Żadne: „to grajmy częściej” albo „raz w tygodniu” się nie sprawdzą, bo wtedy każdy będzie mógł powiedzieć: dzisiaj nie mogę, a następnym razem ktoś będzie miał gościa i też nic z tego. Liczy się konkret, na przykład: ustalamy, że piątek wieczorem wszyscy spotykamy się przy stole na planszówkę o godzinie 19.00. Staramy się to utrzymać. Można też to gdzieś zapisać i wywiesić w widocznym miejscu (na lodówce, w kuchni, na drzwiach wyjściowych), żeby wszyscy w domu to widzieli, pamiętali. Ważnych jest pierwszych kilka razy, potem może to wejść w rutynę.

Ale trzeba być też przygotowanym, że to, co sprawiało nam radość na wakacjach, nie musi być już takie atrakcyjne w domu.

– Nie wystarczy powiedzieć: chcę więcej jeździć na rowerze. To zbyt ogólne i raczej nic się nie zmieni w życiu takiej osoby. Trzeba postawić sobie bardziej precyzyjne zadanie, np. dwa razy w tygodniu, w konkretne dni dojeżdżam rowerem do pracy i w soboty robię wycieczki. Jeżeli ktoś chce zmienić dietę, to też muszą paść konkrety, np.: piję 1,5 litra wody w ciągu dnia, odstawiam napoje gazowane, jem trzy razy dziennie warzywa, nie podjadam po godzinie 19.00.

Dobrym sposobem jest podjęcie zobowiązania nie tylko w skrytości, jedynie wobec siebie, ale także przed innymi. Kiedy coś obiecujemy publicznie albo wręcz komuś konkretnemu, jesteśmy o wiele bardziej zmotywowani do dotrzymania słowa niż wtedy, kiedy obiecujemy jedynie sobie.

– Ważne, żeby zacząć od odpowiedzi na pytanie: po co chcę coś zmienić? Najogólniej możemy podzielić motywację na wewnętrzną oraz zewnętrzną. Pierwsza jest oparta na tym, że samo działanie jest dla nas źródłem pozytywnych emocji lub dzięki działaniu mamy poczucie, że realizujmy ważne dla nas wartości, cele. Druga jest oparta na nagrodach lub karach, np. strachu co się stanie, jeśli czegoś nie zrobię, nie osiągnę, co o mnie pomyślą inni.

– Tak, ale pamiętajmy, że nie wszyscy cenimy to samo i nie wszystkim to samo sprawia przyjemność. Jeśli chcemy stracić kilka kilogramów w celach zdrowotnych, to lepiej znaleźć sposób przyjemny, np. zapisać się na zajęcia taneczne, gdy lubimy tańczyć, a nie na siłownię, gdy to nas tylko męczy. Wtedy łatwiej wytrwać i jest szansa, że to wejdzie nam w nawyk i nie porzucimy takiej czynności w niedługim czasie.

– Musimy jakoś wspomóc naszą pamięć, bo wspomnienia o miłych wakacjach są bardzo energetyczne.

W mojej młodości był zwyczaj robienia pokazów slajdów, które rzucało się na ścianę. Po wyjeździe organizowało się seanse dla rodziny bliższej, dalszej, znajomych… To był bardzo sympatyczny zwyczaj, który przedłużał nam wspominanie naszych wakacji. Później wywoływało się zdjęcia, które można było wklejać do albumów i przeglądać w kółko. W tej chwili mamy zdjęcia w telefonach, zazwyczaj bardzo dużo, i zauważyłam, że najczęściej w ogóle do nich po pewnym czasie nie zaglądamy. Zachęcam, żeby to robić i to w dodatku z rodziną, wspólnie. Można usiąść wspólnie i je przejrzeć, wykasować te nieudane, wybrać te fotografie, które podobają się nam najbardziej i np. wgrać do cyfrowej ramki, która stoi w dobrze widocznym miejscu.

– Mój prywatny sposób jest trochę inny: co roku robię kalendarz na kolejny rok ze zdjęciami z wakacji i wieszam w przedpokoju, żeby codziennie obok nich przechodzić. Przerzucam kartkę co miesiąc i przypominam sobie, jak było fajnie.

Namawiam też do wspominania w pracy. Kiedy wracamy z wypoczynku, warto się podzielić zdjęciami, wspomnieniami. Ale też zapytać innych o to samo. Warto być szczerze zaciekawionym przeżyciami innych. Oczywiście bez naciskania, przymusu, bo jeśli ktoś uzna, że były to jego najgorsze wakacje w życiu, to pewnie nie będzie chciał o tym opowiadać.

– No tak, bo my na Mazurach albo na działce spędziliśmy dwa tygodnie, a kolega przyjeżdża z Grecji, a koleżanka z Nowego Jorku. Zawsze jest takie ryzyko. Istotne, żeby pamiętać w takich sytuacjach, że ważniejsze od miejsca, gdzie się spędziło urlop, jest to, z jakimi emocjami to się wiąże. Bo jeżeli lubimy naszą działkę albo agroturystykę, a nie przepadamy za latem w dużym mieście, to czy chcielibyśmy spędzić urlop w Londynie? Poza tym takie rozmowy w przysłowiowym pokoju socjalnym, przy kawie czy lunchu to doskonały pretekst do nawiązania relacji z osobami, z którymi może do tej pory ich nie mieliśmy.

– Wakacje, urlop, przedłużony weekend, święta… Wielu ludzi czeka na nie, żeby wyjechać. W takim planowaniu nie widzę niczego złego. Taka przyjemna perspektywa ułatwia funkcjonowanie w codzienności. Natomiast ważne, żeby nie cierpieć w tak zwanym międzyczasie.

Dzisiaj niestety bardzo podkreśla się to czekanie na weekend. Na przykład media przekonują nas, że życie zaczyna się w piątek po południu, tak jakbyśmy w tygodniu byli w jakimś stanie odrętwienia.

Ważne, żeby zadbać o przyjemności na co dzień. Nieważne, czy to listopad, luty, czy czerwiec. To może być hobby, aktywność fizyczna, relacje z najbliższymi… i oczywiście byłoby super, gdyby to była praca, którą po prostu lubimy. Nie musimy jej kochać, ale warto lubić.

– Mówiłabym raczej o spadku nastroju. Ale on się odezwie bardziej jesienią, kiedy nadejdzie szaruga, będzie mniej światła, które też odpowiada za nasze samopoczucie. Pocieszmy się, że są miejsca, w których jest go dużo mniej. Trzeba sobie radzić, podnosząc nastrój inaczej. Oczywiście w sposób zdrowy. Absolutnie nie mam na myśli np. alkoholu, ale dobra komedia jest mile widziana.

Agnieszka Czerw – psycholożka. W pracy naukowej zajmuje się psychologią pozytywną, w tym zagadnieniami dobrostanu pracownika, wartością i sensem pracy w życiu człowieka. Autorka m.in. książek „Optymizm. Perspektywa psychologiczna” i „Psychologiczny model dobrostanu w pracy”. Pracuje na Wydziale Psychologii i Prawa w Poznaniu Uniwersytetu SWPS.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version