Prezydent Zełenski jest gotów podpisać porozumienie pokojowe i umowę o metalach ziem rzadkich – ogłosił Donald Trump w przemówieniu do połączonych izb Kongresu. – Rozmawialiśmy z Rosjanami i oni też są gotowi. Resztę wystąpienia przywódca USA poświęcił roztaczaniu wizji złotej epoki, którą właśnie zapoczątkował.
Trump przygotował grunt pod wystąpienie nie przy użyciu pługa a młota pneumatycznego. Dzień wcześniej nałożył 25–proc. karne cła na najbliższych partnerów handlowych USA – Kanadę i Meksyk oraz podwyższył do 20 proc. opłaty za wszystkie towary importowane z Chin. Ukarane kraje odpowiedziały pięknym na nadobne. Nad amerykańską gospodarką zawisło widmo inflacji wskutek wzrostu cen. I recesji, bo producentom przestanie się opłacać eksport. Giełda już poleciała na łeb na szyję, dolar też.
To nie wszystko. Idąc za ciosem, czy raczej gradem ciosów zadanych Wołodymyrowi Zełenskiemu w Gabinecie Owalnym, prezydent wstrzymał pomoc wojskową dla Ukrainy. Całą. Włącznie z dostawami, które są już w drodze m.in. na terenie Polski. Wbrew ustaleniom Kongresu, który zatwierdza wydatki państwa.
Decyzja miała zmusić Kijów do uległości, czyli zaakceptowania z góry amerykańskiego „planu pokojowego”, którego szczegółów nikt – włącznie z Trumpem – nie zna. Stanowi również kolejny prezent dla Moskwy, choć na razie Ukraińcy mają jeszcze czym walczyć. Gorzej będzie, jeśli Biały Dom utrzyma politykę kija dla Zełeńskiego i marchewek dla Putina.
Co ciekawe, sekretarz handlu Howard Lutnick oświadczył, niewątpliwie powtarzając argumentację szefa, że Meksyk i Kanada powinny USA „bardziej szanować”. Zupełnie jak Ukraina. Takie są skutki powierzenia władzy nad mocarstwem człowiekowi całe życie zżeranemu kompleksami, że inni biznesmeni z niego kpią.
Złota epoka i złote karty
Ameryka wróciła! – rozpoczął przemówienie Trump, wywołując gromkie okrzyki „USA, USA, USA”. – Nastaje wschód nowej, złotej epoki. Osiągnęliśmy więcej w 43 dni, niż większość administracji przez cztery czy osiem lat, a dopiero zaczynamy. Świat nie widział jeszcze czegoś podobnego i prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczy. Osiągnęliśmy najlepszy wynik wyborczy od wielu dekad… W tym momencie odezwali się demokraci, bucząc, gwiżdżąc i krzycząc. Po trzech minutach spiker Mike Johnson ostro przywołał ich do porządku, a następnie kazał wyprowadzić z sali najgłośniejszego warchoła – reprezentanta Teksasu Ala Greena.
Przywróciłem bezpieczeństwo, nadzieję i optymizm naszemu wspaniałemu narodowi. Moja prezydentura jest najwspanialszą w historii, po George’u Washingtonie – ciągnął Trump, a demokraci wyli ze śmiechu. Oczywiście najgorszym przywódcą USA w dziejach był Joe Biden. Jego następca „wynalazł lekarstwo na najgorszą chorobę wszech czasów, która mogła unicestwić całe narody, sprowadził wskaźniki przestępczości do najniższego poziomu, a lewa strona sali dalej nie bije mu brawa, nikt nawet się nie uśmiechnie”.
Wycofał się z „idiotycznego porozumienia klimatycznego kosztującego USA biliony dolarów, skorumpowanej Światowej Organizacji Zdrowia, antyamerykańskiej Rady Praw Człowieka ONZ”. Uefektywnia rząd federalny. Przywrócił wolność słowa. Uniemożliwił prześladowanie przy użyciu organów ścigania opozycjonistów takich jak on. Przemianował Zatokę Meksykańską na Amerykańską. Wokizm został skasowany. Koniec z niezasłużonymi przywilejami dla mniejszości rasowych i kobiet. Są tylko dwie płci, czego nie omieszkał zadekretować. A jeśli szkoły wciąż będą próbowały wciskać transkobiety do żeńskich drużyn sportowych, stracą federalne dotacje. Konserwatywna rewolucja wymiata cały świat.
Trump codziennie walczy z „gospodarczym kataklizmem oraz inflacyjnym koszmarem”, a zwłaszcza wysoką ceną jajek, które pozostawił Biden. Nowy lokator Białego Domu wyrecytował litanię oszczędności poczynionych przez Elona Muska tnącego wydatki USAID w dalekich i egzotycznych krajach jak Liberia, Zambia czy Mozambik. A nawet „takich, o których nikt nigdy nie słyszał”, na przykład Lesoto. Dodajmy, że chodzi o cięcia rzędu kilkunastu czy kilkudziesięciu mln dol., podczas gdy zadłużenie państwa wynosi 36 bln.
Mimo to mówca obiecał zrównoważyć budżet federalny. Pomogą nabywcy „złotych kart, czyli takich jak zielone, ale lepszych”. Za 5 mln dol. każdy będzie mógł kupić prawo stałego pobytu w USA, tworzyć nowe miejsca pracy i odprowadzać do fiskusa dodatkowe podatki. „Oczyścimy bagno, rządy niewybranych przez lud biurokratów dobiegną końca.” Najwspanialsza hossa w dziejach wymaga jednak obcięcia podatków płaconych przez obywateli. Dodajmy: tych najbogatszych. I całkowitego zlikwidowania należności z tytułu napiwków oraz emerytur.
Na Marsa i jeszcze dalej
Zarówno wrogowie jak sojusznicy rolują Amerykę na handlu. Dlatego 2 kwietnia w życie wejdą cła odwetowe. Decyzję o podniesieniu opłat za towary kanadyjskie i meksykańskie Trump uzasadnił niewystarczającym zaangażowaniem sąsiadów w walkę z przemytem fentanylu. Cła uratują farmerów, których prezydent kocha z wzajemnością. „Rolnicy będą się świetnie bawić.” A gdyby nie cła na stal, Ameryka przestałaby istnieć, bo surowiec ów służy wszak do produkcji broni. Cła ocalą nie tylko gospodarkę, lecz również duszę narodu.
Trump uznał meksykańskie gangi i kartele narkotykowe za organizacje terrorystyczne na wzór Państwa Islamskiego. Biden zapraszał bandytów, obecny prezydent ich wytępi. Przywróci w miastach oraz miasteczkach prawo i porządek obalone przez lewackich szaleńców. Pomoże prokuratorka generalna Pam Bondi i dyrektor FBI Kash Patel. Przywódca USA nie zapomni o strażakach, którzy masowo na niego głosowali. Wydał dekret przewidujący karę śmierci bez możliwości złagodzenia wyroku dla każdego, kto zabija policjanta i ma nadzieje, że Kongres zmieni prawo zgodnie z jego wytycznymi.
O zdrowie narodu zadba Robert F. Kennedy Junior. „Dlaczego nie bijecie brawa? – spytał o antyszczepionkowca demokratów. – Z takim nazwiskiem powinniście go szanować… Szybko zapominacie, oj szybko…” Prezydent wykorzeni ideologię transgenderyzmu ze szkół. Zakaże „genitalnego okaleczania dzieci”, bo nieprawdą jest, jakoby mogły zostać uwięzione w ciałach, których nie chcą. Kongres to potwierdzi. Amerykańskie dzieci – przekonywał prezydent – jesteście idealne takimi, jakimi Bóg was stworzył.
Będzie budował okręty, dużo pięknych okrętów, i powoła w tym celu specjalny urząd przy Białym Domu. Odbierze Kanał Panamski, bo „został zbudowany przez Amerykanów dla Amerykanów, a nie różnych innych”. Znaczy, zrobi to sekretarz stanu Marco Rubio, którego Senat zatwierdził kompletem stu głosów. „Mam też wiadomość dla wspaniałego narodu grenlandzkiego. Wybierzcie przyszłość mądrze, a powitamy was z otwartymi ramionami. Zresztą, tak czy inaczej, was powitamy”.
Przekazaliśmy 350 mld dol. na pomoc dla Ukrainy. Europa dała 100 mld. Wyrwali nam pieniądze jak lizaka dziecku – kłamał Trump. Zacytował wtorkowy list od Wołodymyra Zełenskiego wyrażający gotowość do podpisania umowy o metalach ziem rzadkich i wznowienia rozmów dwustronnych. Zdaniem prezydenta, do negocjacji gotów jest także Putin. „Czy pokój nie będzie piękny? Czy nie będzie piękny. Czas zakończyć tę bezsensowną wojnę – perorował. – A potem polecimy na Marsa i jeszcze dalej, walcząc, walcząc, walcząc o dobro takiej ojczyzny, jakiej pragnie naród. Złota epoka dopiero się zaczyna. Zobaczycie rzeczy niewidziane nigdy i nigdzie”.
Demokraci w defensywie
Nominalnie przemówienie nie było orędziem o stanie państwa, bo Trump dopiero zaczął urzędować, ale to różnica techniczna. Z zawodowego obowiązku oglądałem doroczne orędzia prezydentów ponad 30 razy i takiego jeszcze nie widziałem. Przede wszystkim mowa trwała 1 godz. i 37 min, czyli pobiła rekord Billa Clintona, który w 2000 r. żegnał się z narodem 1 godz. i 29 min. Dla porównania Franklin D. Roosevelt 6 stycznia 1941 r. zawarł swoją doktrynę czterech wolności podstawowych w 3312 słowach (36 min). Lyndon B. Johnson wypowiedział wojnę ubóstwu 8 stycznia 1964 r., używając 3168 słów (41 min).
Wodolejstwo to cecha wielu autokratów. Fidel Castro ględził kiedyś na forum ONZ przez 4,5 godz. Brzmienie własnego głosu kochał również Muammar Kadafi. Potrafił zrobić dwudziestominutową dygresję o jajach, które są zdrowe i potrzebne, lecz Zachód robi z nich szampony i odżywki, co stanowi maskaradę oraz prawdziwe zboczenie, podobnie jak wielokolorowe długopisy, choć wystarczyłby wszak jeden kolor. Trump przemawiał w podobnym stylu.
Dawniej orędzia stanowiły polityczny teatr – wyborcy oglądali aparat władzy w wersji upudrowanej, ufryzowanej i marmurowo-pozłacanej. Gdy prezydent przybywał na posiedzenie połączonych izb, nawet jego najzagorzalsi wrogowie musieli zapomnieć o animozjach i bić brawo, bo tak nakazywał szacunek, jeśli nie do człowieka, to urzędu, instytucji prezydentury symbolizującej całość i stabilność Unii. Te czasy dawno minęły. Już za rządów Obamy, republikanie zaczęli pozwalać sobie na chamskie wybryki.
Kongresmen Joe Wilson krzyczał w 2009 r.: „Kłamiesz!”. Bidena obrażała wrzaskami „Kłamca!” Marjorie Taylor Greene, a jej partyjni koledzy buczeli. Za pierwszej kadencji Trumpa pałeczkę przejęła lewica. Szefowa Izby Reprezentantów Nancy Pelosi 4 lutego 2020 r. ostentacyjnie podarła transkrypcję mowy pełnej przeinaczeń, kłamstw i demagogii. Tym razem panie ubrały się na różowo, by zaprotestować przeciw łamaniu praw kobiet i szowinizmowi prezydenta. Panowie założyli krawaty w barwy narodowe Ukrainy. Część liberalnych ustawodawców w ogóle zbojkotowała tę – jak się wyrazili – farsę. Jednak demokratyczni wyborcy oczekują czegoś więcej niż kolorystyczna synchronizacja strojów i buczenie swych przedstawicieli.