To już pewne. Donald Trump zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych i w styczniu wróci do Białego Domu. Zaledwie pół roku później zmiana zajdzie także w naszym Pałacu Prezydenckim. I choć ostateczna decyzja należeć będzie do wyborców, od miesięcy w najlepsze trwają już wewnątrzpartyjne dyskusje o tym, kto w ogóle będzie mógł w maju stanąć w szranki.
Walka kandydatów na kandydatów trwa
W przypadku Prawa i Sprawiedliwości lista jest na tyle długa, że nikt nie będzie w stanie wymienić wszystkich nazwisk, które do tej pory pojawiły się w przestrzeni medialnej. Jaki, Bocheński, Czarnek, Błaszczak, Morawiecki, Siewiera, Nawrocki, Przydacz.
Znacznie łatwiejsze wydaje się to w przypadku Koalicji Obywatelskiej, choć i tutaj nie będzie to oczywiste. Od początku otwarcie mówiło się o kandydaturze Rafała Trzaskowskiego, który w 2020 roku zdobył ponad 10 mln głosów i był o włos od pokonania Andrzeja Dudy. Nie jest on jednak jedyną opcją.
Sikorski rzuca rękawice Trzaskowskiemu
Od kilku miesięcy o nominację partii stara się Radosław Sikorski. – W czasach wojny Polska powinna mieć prezydenta, który ma doświadczenie w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego i ma zdolność do łączenia Polaków o wrażliwości tak liberalnej, jak i konserwatywnej – mówił zaledwie kilka dni temu szef polskiej dyplomacji.
Zdaje się, że wymienione przez niego cechy pasują tylko i wyłącznie do jednego kandydata – jego samego. Wszak Sikorski zarządzał resortem obrony, co daje mu „doświadczenie w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego”, i to jeszcze w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, skąd też „zdolność do łączenia Polaków o wrażliwości tak liberalnej, jak i konserwatywnej”.
Poglądy zagrożą Sikorskiemu?
Znaczną kreskę na jego potencjalnej kandydaturze stawia jednak wynik wtorkowych wyborów w Stanach Zjednoczonych. Choć Sikorski ma znaczne powiązania z Ameryką – jego żona Anne Applebaum jest Amerykanką, a syn służy w amerykańskim wojsku – to raczej nie jest kojarzony z wygraną stroną Republikańską. Niech świadczą o tym chociażby słowa Applebaum z zeszłego miesiąca, kiedy to na łamach „The Atlantic” stwierdziła, że „Trump mówi jak Hitler, Stalin i Mussolini”.
Ale sam Sikorski zdaje się nie być przerażony wygraną Trumpa. – Naród amerykański podjął decyzję, którą szanujemy. Potwierdziła się słuszność polskiej polityki zagranicznej polegająca na utrzymywaniu kontaktów zarówno z Demokratami, jak i Republikanami. Dziękuję obojgu kandydatów za ciepłe słowa o Polsce i potwierdzanie naszego sojuszu – obwieścił na krótkim, środowym briefingu polityk.
Kaczyński stawia sprawę jasno
A co na to Kaczyński? – Pan Trzaskowski jest bardzo skrajnym lewicowcem, a pan Sikorski jest lewicowcem może trochę mniej skrajnym, ale niemniej funkcjonuje w tym samym bardzo lewicowym układzie – tłumaczy prezes PiS, który ma jeszcze cięższy orzech do zgryzienia.