Dobrze, najpierw dwa słowa o tweecie Tuska: słowo „okupacja” w naszym kraju kojarzy się jednoznacznie, a premier, jako historyk, powinien to dobrze wiedzieć. Trudno zaprzeczać, że PiS pogodnie i bez żenady obsadzał swoimi ludźmi rozmaite stanowiska. Ale partia Kaczyńskiego to nie żadna obca siła, prezes nie wjeżdżał na Wiejską w czołgu, tylko razem ze swoim ugrupowaniem wygrał zwykłe demokratyczne wybory. Te pierwsze, w roku 2015 – nawet bez propagandy w mediach publicznych.
A teraz trzy słowa o reakcjach na tweet Tuska. Jak skrupulatnie informuje portal wpolityce.pl, wpis wywołał „burzę w sieci”. Panowie z prawicy, niewinne jagnięta, wznieśli zdumione oczy do nieba, przerażeni, że ktoś może tak dzielić Polaków. Łukasz Żygadło z „Do Rzeczy”: „Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że premier RP zajmuje się hejterstwem i szczuciem w sieci?”. Bogdan Rzońca, europoseł PiS: „Szybko przeszedł pan Tusk od serduszek do pogardy”. Janusz Życzkowski, dobrozmianowy naczelny w Polska Press: „Tak się podpala Polskę”. Serio? To już chyba nie ma co podpalać, z Polski powinny zostać dymiące zgliszcza od tego, jakiego języka od miesięcy używał i używa PiS – posłowie, ministrowie, sam premier.
Wy: najeźdźcy, Stalin, Hitler
Żeby kogoś okupować, trzeba go najpierw najechać, prawda? No to tym tropem poszedł w kampanii wyborczej Mateusz Morawiecki, także zresztą historyk. Podczas wrześniowego wiecu PiS w Otwocku mówił o „najeźdźcach z Platformy Obywatelskiej”. „Wszystkich ich musimy przepędzić, najlepiej za linię Odry. Niech tam sobie jadą” – dodawał z emfazą premier.
A po wyborach? Na początku grudnia absurdalną refleksją podzieliła się na portalu X Beata Kempa. W kontekście „czystek” (czytaj: zwolnień) planowanych przez Tuska według „Do Rzeczy”, europosłanka pisała:
Wygląda na to, jakby Tusk chciał dorównać poziomowi terroru Stalina. […] Wymyśla tortury, ku uciesze swoich kompanów. Tego poziomu prymitywnej mściwości nie da się już nawet leczyć
Bezsens porównania demaskuje, w dość komiczny sposób, doklejone kontekstowe wyjaśnienie: „Ofiary terroru Stalina w latach 1929–1953 szacuje się na kilkadziesiąt milionów osób w ZSRR i krajach satelickich. Zniszczenie dziedzictwa kulturowego kilkunastu narodów w wyniku masowych przesiedleń i rusyfikacji. Donald Tusk nie jest sprawcą podobnego terroru”. No jakby nie patrzeć – nie jest. Po poście Kempy Adam Leszczyński diagnozował w oko.press, że porównywanie Tuska do Stalina to przemyślana strategia – PiS chce, żeby liberalna demokracja kojarzyła się wyborcom z nowym totalitaryzmem, „który ma ich zniewolić, tylko w bardziej przewrotny i mniej jawny sposób niż robili to komuniści w odległych już czasach”.
Ale Stalin to nie wszystko, przecież własnych – późniejszych – pierwszych sekretarzy i generałów też mamy. Pod koniec grudnia trzech posłów PiS – Marek Ast, Władysław Dajczak i Jerzy Materna – podpisało się pod listem oceniającym działania rządu. Jego obszerne fragmenty opublikowano w „Gazecie Lubuskiej”, jednym z regionalnych tytułów przejętej przez Orlen grupy Polska Press.
Polacy doskonale pamiętają Grudzień 1970 oraz 13 grudnia 1981 – datę agresji przeciwko Narodowi naznaczoną wprowadzeniem stanu wojennego. Tamtej grudniowej nocy też wyłączono radio i telewizję, a w więzieniach zamknięto działaczy Solidarności. […] Dzisiaj Donald Tusk staje w szeregu z komunistycznymi oprawcami: Władysławem Gomułką i Wojciechem Jaruzelskim, używając służb państwowych przeciwko Polakom. […] Na ulicach nie ma czołgów, ale przemoc ma ten sam wymiar
– grzmieli ponuro posłowie. Artykuł z ich stanowiskiem – zatytułowany „Tusk jak Gomułka i Jaruzelski. Lubuscy politycy PiS o przejmowaniu przez rząd mediów” – opracował sam redaktor naczelny Janusz Życzkowski. Ten sam, który ma dzisiaj pretensje, że tweet o „pisowskiej okupacji” podpala Polskę.
Referat Wschód mamy już za sobą, no to teraz czas na porównania z Zachodu. W sierpniu 2023 r. Marek Bogucki, senator PiS, napisał, że „na szczęście Polska to nie Niemcy, a Tusk to nie Hitler, choć [jest] podobieństwo pewnych działań”. Były rzecznik partii Radosław Fogiel subtelnie zdystansował się od retoryki senatora, nazywając ją „pewną nadekspresją”. Podobnego dystansu nie było widać kilka miesięcy później u Marka Suskiego. „Hitler też doszedł w wyniku demokratycznych wyborów do władzy” – powiedział w TVP w grudniu, pytany o słowa Jarosława Kaczyńskiego, który twierdził, że w Polsce skończyła się demokracja. Politykę większości sejmowej Suski określił słowami „swojego rodzaju Kulturkampf”. Dodał też, że mamy „nową wersję Targowicy”, bo elity chcą jakoby oddać Polskę pod obcą jurysdykcję. Głębiej niż do XVIII wieku już nikt na razie nie sięgał. Bitwy na Psim Polu i Krzyżaków nie znalazłam.
My: opozycjoniści wyklęci
Podczas gdy Tusk jest rzekomo jak Stalin, a większość sejmowa uprawia Kulturkampf, siebie PiS postrzega jako bohaterów. W kilka dni po aresztowaniu Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego przykładów długo szukać nie trzeba. Jak opowiadała w TV Republika smutna Barbara Kamińska w żałobnej czerni, mąż przed aresztowaniem mówił jej tak:
Mam zobowiązanie wobec tych ludzi, którzy zginęli, którzy oddali krew za ojczyznę. Którzy walczyli w powstaniu listopadowym, w powstaniu styczniowym, w powstaniu warszawskim. […] Wujkom, trzem moim wujkom, którzy zginęli na Dworcu Gdańskim w roku 1944, zastrzeleni przez Niemców w czasie Powstania Warszawskiego
Pisałam o tym szerzej w tym tekście, nie chcę się powtarzać, ale być może śmierć w powstaniu warszawskim nie jest adekwatną analogią do wyroku sądu za przekroczenie uprawnień. Tylko to nic wyjątkowego. Cała narracja o „niezłomności” i „bohaterstwie”, Kamińskiego czy Wąsika, uparte używanie określenia „więźniowie polityczni”, a nawet ich protesty głodowe – wszystko to ma tworzyć wrażenie, że oto są działacze wyklęci, nieledwie internowani za to, że sprzeciwiali się złu.
A najnowszą cegiełkę do tego muru chybionych historycznych analogii dołożył 14 stycznia prezydent Andrzej Duda. Z okazji 150. rocznicy urodzin Wincentego Witosa postanowił porównać uwięzienie eksposłów do procesu brzeskiego. Krótkie info historyczne, wiem, że nie każdy pamięta: to sprawa z 1931 r., o przygotowywanie zamachu stanu oskarżono wtedy jedenastu polityków opozycji. Pierwsze zatrzymania odbyły się ponad rok wcześniej na polecenie Józefa Pi³sudskiego. Prezydent rozwiązał Sejm, posłom wygasł immunitet, a wtedy można było ich aresztować. Zatrzymanych umieszczono w specjalnie przygotowanym więzieniu – twierdzy brzeskiej. Byli bici, głodzeni, szykanowani, odmawiano im kontaktu z obrońcami i bliskimi, a nawet pozorowano egzekucje. No może jednak przyznajmy, że nic takiego się z Wąsikiem ani Kamińskim nie dzieje.
Przy taśmowej produkcji nietrafionych porównań, w której wyspecjalizował się ostatnio PiS, tweet Tuska wydaje się subtelny jak pierwszy śnieg. Można by radzić obecnej opozycji i przychylnym jej mediom, żeby poszukały belki we własnym oku, zanim zaczną się rozglądać za drzazgą w oku premiera, i może przyhamowali ze swoją rozpasaną retoryką. To, że jest absurdalna, to jedno, ale dla ofiar stanu wojennego, Grudnia ’70, powstania, jest też po prostu obraźliwa. A w kwestii „pisowskiej okupacji” w poście Tuska – rozumiem, że w obliczu tej skali ataków trudno jest odpowiadać oględnie i delikatnie. Ale to nie pierwszy, drugi ani piąty polityczny sezon premiera, i nie wierzę, że nie wiedział, że właśnie tego może się po swoich przeciwnikach spodziewać. Ludziom trudno będzie śledzić życie publiczne, jeśli historyczno-retoryczne ekscesy PiS – które zresztą jakoś nie przyniosły partii spodziewanego sukcesu wyborczego – zamienią się w przepychankę. Jakąś wojnę, której pod byle pretekstem wytacza się takie działa, że w końcu te wielkie słowa na nikim już nie robią wrażenia, bo nie wiadomo, co mają znaczyć.