„Null” to powieść, jakiej w dorobku Szczepana Twardocha jeszcze nie było. Jego bohaterowie często mierzyli się z historią – od powstańców śląskich po pilotów Luftwaffe – ale tym razem Twardoch przenosi akcję na front współczesny, w sam środek rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Premiera książki przypada niemal dokładnie w trzecią rocznicę wybuchu pełnoskalowej (nazwaną w książce pełnomasztabną) wojny.

Tytułowa „null” to w terminologii wojskowej linia zerowa, ostatnia ukraińska pozycja na froncie. Dalej jest już tylko „szara strefa”, a za nią wojska rosyjskie. Jednak „Null” nie jest jedynie powieścią wojenną. To historia o granicach – nie tylko geograficznych, ale też tożsamościowych, moralnych, emocjonalnych.

Główny bohater, czterdziestopięcioletni historyk Koń (takie imię przyjmuje jako żołnierz), gdy wybucha wojna, wsiada w samochód i jedzie na front. Nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego to robi. Czy ucieka od życia, żałoby po ojcu, skomplikowanej historii swojej rodziny, której korzenie wrosły zarówno w ukraińską, jak i polską ziemię? Może motywacją jest gniew, pragnienie śmierci, a może thumos – siła, o której mówił już Platon, każąca człowiekowi walczyć? Być może — nawiązując do cytowanych w powieści „Wojen peloponeskich” Tukidydesa – uważa, że jest „małą częścią Sparty, która jednak przybyła z pomocą, na którą tak głupio liczyli Melijczycy”?

A może ma po prostu idealne żołnierskie CV? W końcu, jak mówi o nim narrator: „Znasz trzy języki, w tym ukraiński, potrafisz prowadzić samochód terenowy również w terenie, wiesz, jak działa reduktor i do czego służą blokady mostów, potrafisz strzelać, chociaż ta umiejętność nie jest aż tak tutaj kluczowa, jesteś elementarnie sprawny fizycznie, ciągle potrafisz przebiec dziesięć kilometrów w godzinę i podciągnąć się pięć razy, potrafisz szybko podejmować decyzje, nie ulegasz panice, jesteś dobrym organizatorem, nic więcej przecież na taką wojnę nie trzeba”.

Koń trafia więc do Zbrojnych Sił Ukrainy jako ochotnik i natychmiast zaczyna patrzeć z pogardą na „mobików”, czyli zmobilizowanych. Tych, którzy po prostu „chcą żyć”. Z czasem okazuje się, że motywacje ochotników i zmobilizowanych nie różnią się aż tak bardzo. Wszyscy podlegają tym samym rozkazom, żyją w tych samych okopach i czekają na ten sam moment, gdy to właśnie ich trafi pocisk.

Aby spróbować zrozumieć decyzję Konia, trzeba przyjrzeć się jego rodzinnej historii, o której mówi się niewiele, bo nikt nie chce wracać do dawnych ran. Petro, dziadek ze strony ojca, był Ukraińcem i walczył w szeregach UPA. Z kolei dziadek od strony matki zginął w stodole w Gucinie, zamordowany przez Ukraińców. Trauma przeszłości nie jest w tej rodzinie przepracowana – raczej spychana na margines, przemilczana. Dorastając, Koń słyszy od ojca, że jest Europejczykiem. Przyjmuje to z ulgą, jakby uciekał od tożsamości, którą uważa za naznaczoną podziałami. Nie chce przynależeć do państwa rozdartego między dawnym nacjonalizmem zachodniej Ukrainy a sowieckim, a może jeszcze starszym, rosyjsko-imperialnym błotem historii.

Być może, gdy wybucha wojna, bohater chce odciąć się od dotychczasowej obojętności?

Motywacje Konia nie są jednoznaczne, sama wojna również nie jest odmalowana w biało-czarnych barwach. Nie ma tu wielkich bitew, nie ma chwały, nie ma romantyzmu. Jest tylko okopowa codzienność, w której je się suchary, śpi na ziemi i czeka na kolejne rozkazy. Życie przed wojną wydaje się bohaterom coraz bardziej nierealne, jakby nigdy się nie wydarzyło.

Czy rzeczywiście – jak głosi łacińska sentencja – „Dulce et decorum est pro patria mori” (Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę)? Nie wszyscy tak uważają. Jednak większości ciężko się do tego przyznać.

Szabla, jeden z wysoko postawionych wojskowych, nie kryje swojej pogardy wobec tych, którzy nie mają w sobie ideowego zacięcia: „Najbardziej nienawidzę, jak ludyna jest bierna, indyferentna, jak mu jest wszystko jedno, jak ci, którzy chcą tu tylko przetrwać (…). Prędzej dogadałbym się z separem, który w coś wierzy, niż z tymi wszystkimi, co «chcą po prostu żyć».”

Twardoch zwraca uwagę na motyw śmierci za ojczyznę w starszych tekstach kultury. Idea ta pojawia się w „Iliadzie”, gdy matka Achillesa – Tetys powiedziała, że los daje mu wybór: może zostać w Troi, żyć krótko i walcząc zdobyć wieczną chwałę, albo wrócić do domu, żyć długo, lecz w niesławie. Przywołuje też inną historię – „Bhagawadgitę”, w której Kryszna mówi nieskoremu do walki Ardżunie: „Gdybyś więc nie chciał podjąć się tej przez obowiązek nałożonej walki, ściągnąłbyś na siebie hańbę, sprzeniewierzywszy się swym obowiązkom i swej sławie”. Podobnie w „Eddzie Poetyckiej”, której autor podkreśla, że jedna rzeczy nie umiera nigdy — sława tego, kto na nią zasłużył.

Koń i inni żołnierze zaciągają się do Zbrojnych Sił Ukrainy z poczucia obowiązku, ale – nawet jeśli początkowo takie pragnienie w nich było – szybko zdają sobie sprawę, że o „wiecznej chwale” mogą zapomnieć.

Miejsce, w które zostali wysłani to „dziura w ziemi po złej stronie rzeki. Tylko po to, żeby jeden złodziej z drugim mogli na mapie pokazać, patrzcie, tut przyczółek dzierżym. A to ani przyczółek, ani go nie dzierżym. To, co on robił, to miało sens. Za to można było umrzeć na chuj. Ale umrzeć tut, bladź? Za nic? Z głupoty?” Tu, po „złej stronie Ojca Dniepru”, nie ma miejsca na sławę.

Temat braku sensu działań wojennych poruszony został także w mającej niedawno premierę książce „Kryptonim dla Hioba. Kroniki inwazji” Ołeksandra Mycheda (w tłumaczeniu Jerzego Czecha). Myched – podobnie jak Twardoch – pisze o tym, jak duże poczucie bezsilności i winy towarzyszy tym, którzy znajdują się podczas wojny w strefach, w których nie ma z nich dużego pożytku. W prowadzonym przez siebie dzienniku opisuje młodych mężczyzn szkolonych po raz pierwszy w życiu do tego, by strzelać z automatu, którzy spędzają potem miesiące na codziennym miotaniu się między BeckettowskimCzekając na Godota” aParagrafem 22″ Josepha Hellera.

„Null” to również opowieść o brutalnych lekcjach, jakie daje wojna. Uczy rzeczy prozaicznych – jak „na słuch poznać, skąd jest przylot”, jak „wysrać się w lesie bez obsrywania butów” czy jak latać dronem, by nie wpadł do błota. Pokazuje, jak ciężko rozpoznać wiek żołnierzy, którzy w ciągu kilku tygodni mogą postarzeć się o kilkanaście lat. „Gering (…) wieku był nieokreślonego, między trzydziestym a sześćdziesiątym rokiem życia” – czytamy. Uczy też, że na wojskowy sprzęt od państwa nie ma co liczyć. Bohaterowie początkowo wierzyli w propagandowy obraz nowoczesnej, zachodniej armii, pełnej odważnych, znakomicie wyposażonych żołnierzy. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te wyobrażenia. Koń okazuje się cenny dla oddziału nie ze względu na swoje umiejętności, ale dlatego, że ma własny okular noktowizyjny i ręczny myśliwski termowizor – jedyny w całym plutonie. Drony, magazynki do broni, a nawet samochody pochodzą ze zbiórek i darów. „Składkowa, prowizoryczna wojna” – tak określa ją Koń.

Twardoch pokazuje Zbrojne Siły Ukrainy jako armię masową i obywatelską, bardziej przypominającą wojsko Izraela niż zawodowe siły NATO. Jak mówi Szabla: „Tutaj to my jesteśmy talibami i musicie myśleć jak taliby, nie jak Anglokeksy. To jest okrutna wojna, chytra, to jest wojna, na której trzeba inteligentnie walczyć, podstępem i pułapką”.

W tym chaosie wojna odsłania najgorsze cechy ludzi, ale jednocześnie budzi w nich potrzebę troski. Sceny wzajemnego opatrywania ran, głaskania, czy momenty, w których pęka wizerunek twardego mężczyzny, pozwalają zajrzeć pod powierzchnię – tam, gdzie kryją się strach, ból i tęsknota. Na wojnie jest miejsce na miłość, na kochanie tak, „jak kocha się mężczyznę, z którym razem wyło się ze strachu, próbując pazurami wydrzeć sobie w ziemi jamę, by osłonić się przed spadającym z nieba ogniem, z którym się spało na jednej pryczy, skoro w blindażu była tylko jedna, a na ziemi stała woda, z którym jadło się konserwę na pół, piło ze smutku i opijało też małe, wojenne sukcesy, spalony bmp, roz******* tos-a, zabitych kacapów, cokolwiek”.

Autor po mistrzowsku prowadzi narrację, w której bohaterowie z jednej strony stają się częścią wojennej machiny, a z drugiej wciąż pozostają ludźmi, ze wszystkimi swoimi słabościami i pragnieniami. Opisy walk przeplatają się tu z historiami osobistymi, bo wojna nie pozwala na sentymenty, ale nie zabija wspomnień. W głowie Konia wciąż przewijają się obrazy Kijowa, do którego już nie wróci, Warszawy, której – jak mówi – może nigdy nie było i kobiety, którą – choć nigdy by tego nie powiedział – kocha.

Czy główny bohater odnajdzie w sobie wolę życia? Czy przestanie myśleć, że jego istnienie „było garścią popiołu, którą nie żal rozsypać na wietrze, gdy ktoś poprosi”? Jeden z bohaterów „Nulla” — Jagoda wielokrotnie powtarza, że dla tych, którzy znaleźli się po lewej stronie „ojca Dniepru” i tkwią w brudnych okopach, czekając na rozkazy, życie już właściwie dobiegło końca. Ale czy rzeczywiście? Czy człowiek na wojnie jest jedynie „mięsną wkładką”, którą można poświęcić dla sprawy? A może gdzieś w tym piekle wciąż jest miejsce na nadzieję, na chęć powrotu? Co, jeśli mimo wszystko, wbrew logice i rozsądkowi, wciąż chce się żyć?

W Koniu – jednym z najciekawszych bohaterów, których kiedykolwiek stworzył Szczepan Twardoch – pod tym względem w pewnym momencie dokonuje się przemiana. Jaka? Przekonajcie się sami.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version