Większość spraw, które poruszam, dotyczy zagranicy, więc – siłą rzeczy – nie czuję aż takiej empatii, bo to są ludzie gdzieś daleko, z którymi nie mam żadnego bezpośredniego kontaktu. Ale była jedna historia, która naprawdę mocno mnie poruszyła – sprawa z Poznania. To był pierwszy raz, kiedy miałem wgląd do akt, do tych najbardziej drastycznych opisów, zdjęć. I to zrobiło na mnie ogromne wrażenie. To była pierwsza sytuacja, kiedy siedziałem w czytelni i przeglądałem tak szczegółową dokumentację – bardzo brutalną, bardzo obrazową. Z jednej strony to było stresujące, z drugiej – zupełnie nowe i ekscytujące doświadczenie. Ale też bardzo mocne. Pamiętam, że po tej sprawie miałem koszmary, co wcześniej mi się nie zdarzało — mówi Marcin Myszka, twórca „Kryminatorium”, jednego z najpopularniejszych podcastów w Polsce.

Marcin Myszka: — Zastanawiam się, od czego zacząć, bo tych wątków jest naprawdę sporo. Chyba najlepiej cofnąć się do dzieciństwa – to wtedy pojawiły się pierwsze zainteresowania. Myślę, że duży wpływ miały na mnie programy telewizyjne, takie jak „997” czy „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Lubiłem je oglądać, fascynowały mnie.

Później przyszła kolej na prasę – pamiętam, że czytałem „Fokus Śledczy”. Były też „Reporter” i „Detektyw”, ale to właśnie „Fokus Śledczy” szczególnie zapadł mi w pamięć.

Na studiach – wtedy jeszcze niezwiązanych z dziennikarstwem, bo studiowałem logistykę na kierunku inżynierskim – często zaglądałem do pobliskiego antykwariatu. Tam trafiałem na książki o tematyce true crime, medycynie sądowej… I coś we mnie zaskoczyło. Zacząłem też słuchać zagranicznych podcastów kryminalnych i pomyślałem: a może warto byłoby zrobić coś takiego w Polsce?

– Jeśli chodzi o kanał na YouTubie, to wszystko zaczęło się w 2015 r. – czyli w te wakacje minie już 10 lat. Na początku publikowane tam materiały nie dotyczyły typowo spraw kryminalnych. Skupiałem się raczej na zjawiskach paranormalnych – duchy, niewyjaśnione zdarzenia, tego typu tematy. Dopiero z czasem zacząłem kierować się w stronę true crime, głównie koncentrując się na sprawach z Polski. I tak to stopniowo zaczęło się rozwijać.

– Tak. Teraz wróciłem do nagrywania, bo była dłuższa przerwa na tym kanale, ale właśnie od tego się wszystko zaczęło.

– Jeszcze wiele lat temu próbowałem znaleźć jakieś polskie podcasty, ale praktycznie nic wtedy nie było dostępne w sieci. Jedyny, który pamiętam i którego rzeczywiście słuchałem, to był podcast polski o Detroit. Nie wiem, czy on jeszcze istnieje – prowadził go facet mieszkający w Stanach, który opowiadał o swoim życiu tam. To właściwie był jedyny podcast, jaki znałem, zanim zacząłem tworzyć swój własny.

Później, kiedy chciałem trochę podszkolić angielski, zacząłem słuchać zagranicznych podcastów – i wtedy dopiero zobaczyłem, jak ogromny to jest świat. Masa świetnych treści, mnóstwo tematów, w tym oczywiście true crime. I pomyślałem sobie: kurczę, dziwne, że w Polsce nikt jeszcze czegoś takiego nie robi. Ja sam chętnie bym posłuchał dłuższych, pogłębionych opowieści o sprawach kryminalnych w naszym języku, a tu cisza.

No i miałem taką intuicję, że może warto spróbować. Nagrałem na początek osiem albo dziesięć odcinków – zanim w ogóle cokolwiek opublikowałem. Byłem wtedy niesamowicie podekscytowany, naprawdę myślałem, że to „rozwali system”, że wszyscy będą zachwyceni. A tu… cisza. Okazało się, że ludzie nawet nie wiedzieli, co to jest podcast. Samo słowo było dla większości kompletnie obce.

Trzeba było długo tłumaczyć, na czym to polega, jak tego słuchać. Tym bardziej że wtedy na Spotify jeszcze nie było podcastów – były tylko na Apple Podcasts i w jakichś niszowych aplikacjach, więc naprawdę trudno było dotrzeć do odbiorców.

– Nic bym wtedy nie zmieniał. Myślę, że to wszystko musiało rozwijać się stopniowo. Od samego początku wprowadzałem sporo zmian – zarówno na YouTubie, jak i później w formie podcastów.

– Tak, były takie momenty. Pierwszy pojawił się, jeszcze zanim w ogóle ogłosiłem start Kryminatorium. Byłem wtedy w trakcie przygotowywania tych pierwszych ośmiu-dziesięciu odcinków. Jeden z nich był wyjątkowo długi, miał jakieś 30-40 minut. Pamiętam, że jego nagranie było dla mnie bardzo męczące – mnóstwo poprawek, przerw, powtórek.

I wtedy pojawiła się myśl: czy ja dam radę robić to regularnie? Skoro jeden odcinek kosztuje mnie tyle pracy, to jak ogarnąć cotygodniową publikację? To był taki chwilowy kryzys – nagrywałem w nocy, byłem trochę zmęczony, może nawet przeziębiony… Ale z perspektywy czasu widzę, że to po prostu był gorszy moment, a nie realny problem.

Drugi poważniejszy moment zwątpienia przyszedł później. Na początku robiłem wszystko sam – pisałem, nagrywałem, montowałem, udźwiękawiałem. I w końcu zdałem sobie sprawę, że przy regularnych odcinkach to jest po prostu niewykonalne w pojedynkę. To był dla mnie taki punkt krytyczny. Zastanawiałem się, co dalej – czy iść w tym dalej, czy może odpuścić. Na szczęście wtedy udało mi się znaleźć odpowiednie osoby do współpracy. I od tego momentu wszystko zaczęło się rozkręcać, nabrało zupełnie innego tempa i jakości.

– Najdłużej współpracuję z Łukaszem Włodarskim – to on odpowiada za opracowywanie tekstów i przygotowywanie scenariuszy do odcinków. Tematy często ustalamy wspólnie – czasem to ja coś zaproponuję, czasem Łukasz przychodzi z pomysłem.

Po dwóch, trzech latach od startu testowałem też współpracę z wieloma osobami, które mogłyby pomóc przy pisaniu, ale trudno było mi znaleźć kogoś, kto naprawdę dobrze czułby ten klimat. Dopiero dwa albo trzy lata temu nawiązałem kontakt z Karoliną Kaczykowską. Poznaliśmy się, gdy przeprowadzała ze mną wywiad przy okazji premiery programu kryminalnego na CBS Reality. Wspomniała wtedy, że myśli o założeniu własnego podcastu, więc zaproponowałem jej dołączenie do ekipy – jeśli można to tak nazwać.

Teraz jest też jeszcze jedna dziewczyna, która od czasu do czasu podsyła mi teksty i pomaga przy tematach, choć to raczej współpraca z doskoku, nieregularna. Łącznie współpracuję więc z trzema scenarzystami. Sam już nie montuję odcinków audio – mam kogoś, kto się tym zajmuje. Od niedawna pojawiają się też w moich materiałach wstępy wideo, rolki, TikToki – tutaj również korzystam z pomocy osoby od montażu. No i oczywiście lektorzy: Mikołaj Gronet i Paweł Wódczyński – z nimi współpracuję od wielu lat i pojawiają się regularnie w moich produkcjach.

Jest też Marcin, którego mogę nazwać moją prawą ręką – robi dla mnie szybki research i zajmuje się odsłuchem odcinków przed ich publikacją na platformie oraz pomaga przy drugim podcaście Strach Story.

– Pewnie codziennie robię coś związanego z podcastem. To już po prostu stały element mojego dnia. Ale po tych kilku latach prowadzenia Kryminatorium zaczynam czasem odczuwać pewną monotonię. Może to nie jest jeszcze wypalenie, ale na pewno moje podejście się zmieniło – nie ma już tej samej ekscytacji, co na początku. Dziś traktuję to bardziej jak pracę.

To nadal daje mi dużo satysfakcji – po prostu inaczej. Nawet wczoraj słuchałem audioserialu, żeby się zainspirować do jakiegoś nowego projektu. I zacząłem się wtedy zastanawiać: czy ja to robię dla przyjemności, czy już bardziej zawodowo?

Podobnie z filmami czy serialami – zazwyczaj sięgam po takie, które są bezpośrednio lub pośrednio związane z tematyką true crime. Więc tak naprawdę cały czas gdzieś krążę wokół tego świata, ale też dlatego, że on mnie naprawdę interesuje.

– Większość spraw, które poruszam, dotyczy zagranicy, więc – siłą rzeczy – nie czuję aż takiej empatii, bo to są ludzie gdzieś daleko, z którymi nie mam żadnego bezpośredniego kontaktu. Ale była jedna historia, która naprawdę mocno mnie poruszyła – sprawa z Poznania. To był pierwszy raz, kiedy miałem wgląd do akt, do tych najbardziej drastycznych opisów, zdjęć. I to zrobiło na mnie ogromne wrażenie. To była pierwsza sytuacja, kiedy siedziałem w czytelni i przeglądałem tak szczegółową dokumentację – bardzo brutalną, bardzo obrazową.

Z jednej strony to było stresujące, z drugiej – zupełnie nowe i ekscytujące doświadczenie. Ale też bardzo mocne. Pamiętam, że po tej sprawie miałem koszmary, co wcześniej mi się nie zdarzało.

Może dobrze, że to właśnie od tej historii się zaczęło – takiego mocnego wejścia w temat. Z perspektywy czasu myślę, że trochę uodporniłem się przez to na późniejsze materiały, łatwiej mi dziś podejść do trudnych treści z dystansem.

Na pewno zupełnie inaczej odbieram sprawy, kiedy mam kontakt z osobami zaangażowanymi – rodziną ofiar, świadkami. To nie zdarza się często, ale jeśli już się dzieje, to zdecydowanie zostawia ślad emocjonalny.

– Długo uczyłem się ogarniać YouTube’a i podcasty od strony monetyzacji. Na początku był z tym spory problem – dobrze znany temat żółtych dolarów, czyli demonetyzacji. I zacząłem kombinować, co mogę zrobić, żeby tego unikać.

Dlatego dziś jednym z głównych kryteriów przy wyborze tematów jest to, żeby materiał nie został zdemonetyzowany – albo przynajmniej, żeby to ryzyko było jak najmniejsze. Przez lata mocno to analizowałem i już mniej więcej wiem, na co YouTube jest szczególnie wyczulony.

Zdecydowanie nie lubi tematów związanych z krzywdą dzieci. Jeśli odcinek dotyczy zabójstwa dorosłego mężczyzny – zwykle nie ma problemu. Ale jeżeli pojawia się dziecko jako ofiara, to niemal na pewno kończy się to demonetyzacją.

I właśnie dlatego takich tematów zazwyczaj unikam – nie dlatego, że są dla mnie zbyt trudne emocjonalnie, ale po prostu z powodów ekonomicznych i technicznych. To trochę przykre, bo często są to ważne historie, ale niestety – algorytmy działają, jak działają.

– Na pewno utwierdziłem się w przekonaniu, że to, co robię teraz – czyli tworzenie podcastów i materiałów na YouTube w domowym studiu, przed komputerem, i publikowanie ich w internecie – to jest właśnie to, co najbardziej mi odpowiada.

Nie wyobrażam sobie pracy na stałe w telewizji czy radiu, nawet jeśli byłyby to ogólnopolska stacja, świetny czas antenowy i dobra pensja. To po prostu nie jest moja przestrzeń.

Mimo to każde z tych doświadczeń było dla mnie cenne. Cieszę się, że podjąłem te wyzwania – bo każda z tych przygód mnie czegoś nauczyła. Chyba najwięcej dała mi współpraca z RMF FM. To doświadczenie pozwoliło mi podejść do tworzenia treści z większym luzem.

Kiedyś miałem tendencję do tego, żeby brzmieć bardzo oficjalnie – wręcz jak rzecznik policji. Bałem się każdego słowa, pilnowałem się, żeby nie popełnić błędu, np. w terminologii prawnej, jak w przypadku różnicy między „zeznaniem” a „wyjaśnieniem”.

Dziś podchodzę do tego zupełnie inaczej – wiem, że moimi odbiorcami są zwykli ludzie, niekoniecznie specjaliści z dziedziny prawa. Jasne, może trafi się jakiś doktor, który wychwyci błąd – ale to nie do niego kieruję swoje treści.

Moim głównym celem jest to, żeby opowiadać ciekawe historie. Nie tworzyć ich pod specjalistów, tylko dla szerokiego grona słuchaczy, którzy po prostu chcą poznać interesującą, dobrze opowiedzianą sprawę.

– Myślałem o czymś takim już bardzo dawno temu – może rok, dwa po starcie Kryminatorium. Nawet rozmawiałem ze znajomymi, którzy też zajmują się tematyką kryminalną, o tym, żeby wspólnie coś zorganizować.

Na początku plan był dość skromny – wynająć salę w Multikinie, zrobić kilka prelekcji, spotkać się z publicznością. Ale wtedy pojawiły się wątpliwości – czy to na pewno dobry moment? Czy ludzie będą chcieli kupować bilety? No i doszedłem do wniosku, że organizacyjnie to byłoby zbyt trudne. Nie miałem doświadczenia, nie wiedziałem nawet, jak ogarnąć sprzedaż biletów, kwestię ochrony, regulamin wydarzenia. To mnie przerosło, więc odpuściłem temat.

I wtedy – trochę z zaskoczenia – pojawiła się propozycja od Patryka z MyMusic. Firma ma siedzibę pod Poznaniem, ja też jestem z Poznania, a Patryk słuchał moich podcastów. Wpadł na ten pomysł i zapytał, co o tym sądzę. Dla mnie to było jak znak – od razu się zaangażowałem.

Na początek zorganizowaliśmy mniejsze spotkanie na 50-60 osób w Poznaniu, żeby sprawdzić, czy w ogóle jest zainteresowanie. Bilety rozeszły się błyskawicznie. Potem było już większe wydarzenie – na 500 osób – i reakcje były niesamowicie pozytywne.

Dla mnie to było naprawdę wyjątkowe przeżycie. Po raz pierwszy mogłem spotkać się twarzą w twarz z ludźmi, którzy słuchają moich podcastów. Porozmawiać z nimi, poznać ich osobiście – to było bardzo poruszające. Już wtedy wiedziałem, że chcę to kontynuować. Mam taką wizję, że za kilka czy kilkanaście lat Kryminalne Miasto może urosnąć do rangi dużego festiwalu – może nawet czegoś na skalę Pyrkonu, tylko o tematyce true crime.

– Jeśli chodzi konkretnie o moją działalność, to takie głosy pojawiają się rzadko. Czasem ktoś zwróci uwagę na sam format moich podcastów – że pojawiają się tam dodatkowe głosy, efekty dźwiękowe, muzyka. Niektórzy sugerują, że to za dużo, że nie powinno się w ten sposób opowiadać o ludzkiej krzywdzie.

Ja mam na to trochę inne spojrzenie. Przecież kiedy oglądamy profesjonalne reportaże telewizyjne czy dokumenty na Netflixie, to one również są realizowane w taki sposób, żeby były atrakcyjne dla odbiorcy. To nie odbiera im powagi – wręcz przeciwnie, dobrze zrealizowana forma może jeszcze bardziej poruszyć widza, uruchomić jego wyobraźnię, skłonić do refleksji.

Dla mnie kluczowe jest to, by nie epatować przemocą ani nie szukać sensacji, tylko z szacunkiem opowiadać o sprawach, które – choć trudne – mają prawo być przedstawione. A forma, w jakiej to robimy, może pomóc dotrzeć z przekazem do większego grona odbiorców.

A co Marcin Myszka robi po pracy? Co cię relaksuje, odpręża, sprawia radość – tak po prostu, na co dzień?

– Od jakiegoś czasu mocno zaangażowałem się w sport – co może być zaskoczeniem, bo jako dziecko i nastolatek kompletnie tego unikałem. Nie chodziłem na WF, miałem problemy z nadwagą, nie ćwiczyłem, nie biegałem, a do tego dochodziła kiepska dieta.

Teraz, im jestem starszy, tym bardziej świadomie podchodzę do tego tematu i chcę to zmieniać. Moją największą zajawką stał się tenis. To właściwie jedyna aktywność fizyczna, która naprawdę mnie wciągnęła.

Kiedy gram, to jest ten jedyny moment, kiedy mogę całkowicie oderwać się od wszystkiego – od pracy, od tematów kryminalnych, od codziennych spraw. Skupiam się tylko na tym, żeby odbić piłkę, i wtedy cała reszta przestaje się liczyć.

Nie mam żadnego talentu do sportu, więc nie wiem, czy kiedykolwiek rozegram jakiś mecz z prawdziwego zdarzenia. Na razie trenuję z trenerką, po prostu wspólnie „pykamy”. Ale to mi w zupełności wystarcza.

– Bardzo czekam na panel z udziałem Jana Gołębiowskiego i Łukasza Wrońskiego. W poprzednich edycjach, zwłaszcza tej poznańskiej, zrobili prawdziwy show.

Opowiadali o sprawach z niesamowitą szczegółowością – sam byłem zaskoczony, jak głęboko wchodzą w temat. Pokazywali zdjęcia, dokumenty ze spraw, o których mówili, i widać było, że uczestnicy słuchają ich z otwartymi ustami, w pełnym skupieniu i z ogromnym zaciekawieniem.

Co ciekawe, bardzo dużo osób zapisało się właśnie na spotkania z profilerami. To dla mnie jasny sygnał, że profilowanie i psychologia kryminalna wciąż bardzo nas fascynują – i że to kierunek, którego nie powinno zabraknąć w kolejnych edycjach Kryminalnego Miasta.

– Pewnie, też mam takie wrażenie. Dostaję mnóstwo wiadomości od osób, które piszą, że zdecydowały się na konkretny kierunek studiów właśnie pod wpływem podcastów true crime.

I to naprawdę miłe. Nawet jeśli nie każdy z nich w przyszłości znajdzie pracę w zawodzie, bo wiadomo, że nie każdy zostanie kryminologiem czy specjalistą od kryminalistyki, to i tak uważam, że warto.

Samo to, że uczą się czegoś, co ich naprawdę interesuje, jest dla mnie dużo cenniejsze niż pójście na studia „dla papierka”. To świadomy wybór, z pasji – i to się liczy najbardziej.

– Wiadomo, że większość – jeśli nie wszyscy – słucha podcastów true crime przede wszystkim dlatego, że to ciekawe historie. Ale ja naprawdę wierzę, że z każdego z tych materiałów można wynieść coś więcej.

Czasami, słuchając o tych sprawach, zaczynamy analizować je w kontekście własnego życia. Możemy nagle zdać sobie sprawę, że w naszym otoczeniu jest ktoś, kto w jakimś sensie przypomina osobę opisywaną w odcinku. I może dzięki temu łatwiej nam zareagować.

Te „czerwone flagi”, które pojawiają się w opowieściach – sygnały ostrzegawcze – można odnieść do codzienności. Myślę, że wiele osób staje się dzięki temu bardziej wrażliwych na krzywdę, bardziej świadomych zagrożeń. I być może dzięki tej wiedzy unikną kiedyś niebezpiecznej sytuacji.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version