Ucieczka sędziego Tomasza Szmydta na Białoruś dopisuje niezwykłą puentę do afery hejterskiej – hejter okazał się też zdrajcą. Ten finał jest druzgocący wizerunkowo dla byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Wystarczy przypomnieć kluczową obietnicę, z jaką obejmował on urząd w 2015 r.

Afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości znalazła finał, jakiego nikt się chyba nie spodziewał: jeden z jej bohaterów, sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, Łukasz Szmydt, odnalazł się nagle na Białorusi. Na miejscu poprosił o azyl polityczny, gdyż – jak zadeklarował – w Polsce był „prześladowany i zastraszany za swoją niezależną postawę polityczną”.

Szmydt zrzekł się też urzędu sędziego, w proteście przeciw polskiej polityce wobec Białorusi Federacji Rosyjskiej. Zdaniem sędziego-zbiega, „władze Polski pod wpływem USA i Wielkiej Brytanii prowadzą kraj do wojny” z oboma tymi sąsiadami.

Sprawa ma swój głęboko absurdalny wymiar, prowokuje do komentarzy typu: „sędzia Szmydt uciekł tam, gdzie obóz, z którym związał w pewnym momencie swoją sędziowską karierę, próbował wepchnąć Polskę”. Absurd całej sytuacji nie powinien nam jednak przesłaniać jej powagi.

Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza” jako sędzia Szmydt orzekał między innymi w sprawach o dostęp do informacji niejawnych oraz rozstrzygał spory między wojskowymi i funkcjonariuszami służb a ich przełożonymi. Dysponuje więc wiedzą znajdującą się zakresie zainteresowania białoruski służb – a te ściśle współpracują przecież z rosyjskimi.

Ucieczka Szmydta prowokuje wiele pytań – na większość z nich powinna odpowiedzieć poprzednia władza, ze Zbigniewem Ziobrą na czele. Ale także nowy rząd ma o czym myśleć, sprawa Szmydta stawia bowiem pytania nie tylko o kryteria doboru i awansu sędziów w czasach „dobrej zmiany”, ale także o przygotowanie państwa polskiego na agresywne działania ze strony wrogich mu służb.

Nie ulega żadnych wątpliwości, że finał sprawy Szmydta to podwójna kompromitacja polityki Zbigniewa Ziobry i kierowanego przez niego resortu sprawiedliwości. Dlaczego podwójna? Bo uderzająca w dwa filary polityki byłego ministra sprawiedliwości: jego wybory kadrowe i w obietnicę uzdrowienia środowiska sędziowskiego.

Ziobro, odkąd objął ponownie resort w 2015 r., poszedł na wojnę z większością sędziów. Forsowane przez niego reformy były odrzucane zarówno przez sędziowską elitę, jak i masy szeregowych sędziów. To, jak płytkie w środowisku było poparcie dla reform z lat 2015-23 najlepiej pokazywały listy podpisów pod kandydatami do neoKRS – do zebrania wymaganej liczby podpisów kandydujący sędziowie musieli podpisywać się sobie nawzajem na listach albo prosić o podpisy kolegów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości i sędziów funkcyjnych, awansowanych w czasach „dobrej zmiany”.

Jakich konkretnie ludzi przyciąga polityka Ziobry, najlepiej pokazały opublikowane przez media dyskusje z komunikatora, gdzie pracujący w Ministerstwie Sprawiedliwości sędziowie zastanawiali się jak najskuteczniej niszczyć hejtem swoich kolegów sprzeciwiających się polityce resortu. Ucieczka Szmydta na Białoruś dopisuje niezwykłą puentę do tej historii – hejter okazał się też zdrajcą.

Ten finał ma szczególnie druzgocący wizerunkowo dla Ziobry wymiar. Wystarczy przypomnieć kluczową obietnicę, z jaką obejmował on urząd w 2015 r.: oczyszczenia zawodu sędziowskiego ze skorumpowanych jednostek, które nigdy nie powinny zostać sędziami. Nie tylko Ziobro, ale także cały obóz Zjednoczonej Prawicy przekonywał, że środowisko sędziowskie jest patologicznie niezdolne do samooczyszczenia i koniecznych wewnętrznych rozliczeń. Przy pomocy Polskiej Fundacji Narodowej i TVP władza zorganizowała wymierzoną w sędziów kampanię hejtu, nagłaśniającą pojedyncze przypadki, gdy sędzia złamał prawo, kradnąc np. kiełbasę.

Teraz okazuje się, że Ziobro i jego obóz, zamiast przynieść sędziowskiemu środowisku „oczyszczenie”, umożliwił błyskotliwą karierę – delegacja do ministerstwa, powołanie do neoKRS – sędziemu, który dysponując wiadomościami potencjalnie cennymi dla służb wrogiego państwa, udał się na Białoruś prosić o opiekę Łukaszenkę. Osoba, która kończy swoją przygodę z trzecią władzy w taki sposób, z całą pewnością nie powinna zostać sędzią, a na pewno nie awansować na kolejne, odpowiedzialne stanowiska.

Ucieczka sędziego stawia jeszcze jedno pytanie: jak długo trwały jego kontakty z Białorusią? Nie można oczywiście wykluczyć, że zaczęły się one stosunkowo niedawno. Decyzji o wyjeździe i ubieganiu się o azyl w kraju takim jak Białoruś nie podejmuje się raczej z dnia na dzień. Sędzia najpewniej pozostawał więc przynajmniej przez jakiś czas w kontakcie z białoruskimi służbami albo z własnej, albo z ich inicjatywy. Z całą pewnością służby tego państwa dołożą teraz wszelkich starań, by wyciągnąć od Szmydta wszystkie przydatne dla nich informacje – to będzie cena za ochronę, jaką udzieli mu reżim Łukaszenki.

Niestety, nie jest też wykluczony scenariusz, że sędzia Szmydt współpracował ze służbami wrogiego państwa o wiele wcześniej. Wiemy przecież, że wielu krajach Europy Zachodniej Rosja i jej sojusznicy gra na podsycanie polaryzacji politycznej i innych podziałów, podkręcanie przez hejt konfliktu wokół sądów bez wątpienia realizowało ten cel.

W tym kontekście pojawiają się pytania, czemu tego, co działo się wokół sędziego, nie zauważyły służby? Czy nie było sygnałów ostrzegawczych? Czy służby wrogiego państwa były w stanie spokojnie zrekrutować polskiego sędziego wcale nie niskiej rangi? Jeśli były, to wystawia to fatalne świadectwo poprzednim rządom, zwłaszcza w kontekście tego, jak na każdym kroku uwielbiały podkreślać, że dzięki nim Polska staje się bezpieczniejszym krajem.

Od rozliczeń ważniejsze jest tu jednak co innego: pytanie, czy państwo jest gotowe na podobne sytuacje w przyszłości. Komentując sprawę sędziego-zbiega minister Bodnar mówił w poniedziałek w TVN 24: „zaczynamy żyć w zupełnie innej rzeczywistości. […] Teraz nagle okazuje się, że art. 130 mówiący o zarzucie szpiegostwa zaczyna być coraz częściej używany. Musimy być na to przygotowani, żeby takie sprawy prowadzić, a służby specjalne muszą być silne, w kontekście tych różnych działań podejmowanych przez Rosję”.

Czy służby mają wszystkie konieczne narzędzia – finansowe, prawne itd. – do tego, by prowadzić tę walkę? Czy też potrzebujemy zmian w prawie, które wyjdą naprzeciw nowym realiom, w których Polska, jak wszystko wskazuje, staje się areną coraz bardziej wrogiego działania nieprzyjaznych służb? Czy mechanizmów wyłaniające sędziów orzekających w sprawach informacji niejawnych należałoby uszczelnić?

Jakie nie byłyby zaniedbania PiS w tych obszarach, odpowiedzi na te pytania musi udzielić już nowy rząd.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version