Kwestia importu zboża i produktów rolnych z Ukrainy to jeden z najbardziej polaryzujących tematów w Unii Europejskiej w ostatnich trzech latach. Komisja Europejska liczyła, że ten trudny dla Unii rozdział zamknie wypracowanie i wdrożenie nowej wersji umowy handlowej z Ukrainą, która weszła w życie 29 października. Nic bardziej mylnego.
Trzy kraje członkowskie – Polska, Słowacja i Węgry – mimo wejścia w życie umowy nie zniosły swojego jednostronnego embarga na ukraińską żywność, tym samym naruszając zasadę jednolitego rynku unijnego. – Nie widzimy uzasadnienia w dalszym utrzymywaniu mechanizmów krajowych – ocenił 30 października Olof Gill, zastępca rzecznika prasowego Komisji Europejskiej.
Dopytywany doprecyzował, że KE „zintensyfikuje kontakt” z trzema krajami utrzymującymi jednostronne embargo na ukraińską żywność. – Wszystkie opcje są na stole – podkreślił, odnosząc się się do tego, czy KE rozpocznie procedurę naruszeniową wobec Polski, Słowacji i Węgier.
Polska i KE zawierają tajne porozumienie
Sytuacja na pierwszy rzut oka wygląda bardzo groźnie. Wejście na kurs kolizyjny z KE mogłoby odbić się na interesach Polski w innych ważnych dla nas na forum UE sprawach (np. polityce migracyjnej, energetyce czy bezpieczeństwie granic). Postępowanie naruszeniowe przed TSUE to z kolei realna perspektywa środków tymczasowych i kar za złamanie unijnego prawa.
Z rozmów Interii z politykami obozu władzy wynika jednak, że ani strachu, ani tym bardziej paniki nie ma. – Będzie dużo krzyku, ale potem będzie można to sobie włożyć między bajki. Na pewno Ministerstwo Rolnictwa nie chce się tutaj ugiąć, nawet przed Brukselą – mówi nam jeden z ministrów.
Inne z naszych źródeł, ważny polityk koalicji rządzącej, świetnie zorientowany w temacie rolnictwa: – KE będzie grozić, my będziemy przedstawiać wyjaśnienia, będą toczyć się negocjacje. Przeczekamy to. A Komisja musi straszyć, bo zgodnie z traktatami stoi na straży jednolitego, europejskiego rynku, a ponadto stoi na straży traktatów i przepisów, które nas wszystkich obowiązują.
Interesujące jest też to, co o sprawię mówią urzędnicy Komisji Europejskiej – m.in. ci bezpośrednio zaangażowani w rozmowy z polskim rządem. Niemal wszyscy nasi rozmówcy z KE powtarzają jak zaklęcie te same zdania: nowa umowa handlowa z Ukrainą zabezpiecza interesy państw członkowskich, znajduje się w niej mnóstwo mechanizmów bezpieczeństwa, strategicznie UE musi wspierać ukraińską gospodarkę.
Gdy jednak pytamy o deadline wyznaczony Polsce przez KE na zniesienie embarga na ukraińską żywność i ewentualne postawienie Polski przed TSUE, jeśli rząd embargo utrzyma, padają zaskakujące słowa.
Nasze embargo jest utrzymywane z powodów propagandowych i politycznych. Chodzi o uspokojenie polskich rolników. KE to rozumie
– Nie ma deadline’u do rozstrzygnięcia sporu z polskim rządem, do zamknięcia sprawy. Nie ma decyzji po naszej stronie – tłumaczy Interii osoba znająca stan rozmów na linii Bruksela-Warszawa. I dodaje: – Mamy porozumienie z Ukrainą, ono funkcjonuje, zabezpiecza interesy unijnych rolników i liczymy, że polski rząd to zrozumie i zdejmie swoje embargo.
– Co, jeśli polski rząd nie zdejmie embarga mimo nacisków KE? – dopytujemy.
– Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie – nasze źródło wymownie się uśmiecha.
W obozie władzy politycy tłumaczą nam to wprost: to nieformalny, nieoficjalny deal między polskim rządem a Komisją Europejską. Rząd Donalda Tuska zyskuje na nim to, że utrzymuje embargo i nie naraża się rolnikom, co mogłoby zachwiać jego poparciem oraz mocno podbić sondaże Konfederacji i zwłaszcza Prawa i Sprawiedliwości przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku. Z kolei KE dalej prowadzi swoją politykę wobec Ukrainy, ale przymyka oko na embargo Polski, dzięki czemu nie ryzykuje, że lider regionu Europy Środkowej znów będzie mieć mocno antyunijny rząd, który – w ocenie Brukseli – byłby koniem trojańskim Donalda Trumpa w UE.
– Nasze embargo jest utrzymywane z powodów propagandowych i politycznych. Chodzi o uspokojenie polskich rolników. KE to rozumie – podkreśla dobrze zaznajomiony ze sprawą prominentny polityk Koalicji 15 Października.
Umowa UE-Ukraina nie taka zła, jak ją (rządzący oficjalnie) malują
Bo, wbrew obiegowym opiniom, wygłaszanym oficjalnie przez przedstawicieli polskich władz, Polska nie ma zastrzeżeń do kształtu nowego porozumienia handlowego z Ukrainą. To samo mówią zresztą źródła Interii w Komisji Europejskiej. Urzędnicy, z którymi rozmawiamy o negocjacjach na linii Bruksela-Warszawa, usłyszawszy pytanie o oczekiwania i argumenty polskiej strony, wzruszają ramionami i nie mają nic do powiedzenia.
– Lepsza w obecnych warunkach ta umowa dla Polski być nie mogła. To, co udało się wynegocjować to jest maksimum tego, co można było zrobić – mówi Interii ważny polityk obozu władzy, znający kulisy rozmów rządu z KE. – Komisja Europejska jest niezwykle proukraińska, jest też ogromna wrażliwość na Ukrainę większości państw członkowskich. Poza tym, większość państw członkowskich patrzy przyjaznym okiem na tańsze produkty z Ukrainy, które będą też tańsze dla konsumentów u nich w kraju – tłumaczy.

Powyższe słowa wyjaśniają kolejny paradoks, z jakim mamy w tej sprawie do czynienia. Chociaż polski rząd nie zniósł swojego embarga na ukraińskie produkty i żywność, to… na forum unijnym poparł kształt nowej umowy handlowej z Ukrainą. Tej samej, której zapisy w oficjalnych wypowiedziach i stanowiskach krytykuje. – Nasi rolnicy są już mocno przewrażliwieni na punkcie Ukrainy, więc odpuszczenie tego embarga byłoby politycznym strzałem w stopę – wyjaśnia jeden z ministrów rządu Donalda Tuska.
Nowy etap relacji handlowych UE z Ukrainą
Nowa wersja umowy o wolnym handlu z Ukrainą zakłada m.in. pełną liberalizację tylko w przypadku mniej wrażliwych produktów – np. mleka i produktów mlecznych. Produkty najbardziej wrażliwe – m.in. pszenica, kukurydza, jaja, drób, cukier – będą mieć ograniczony dostęp do unijnego rynku, a KE będzie go zwiększać stopniowo i z czasem.
Umowa zawiera też mechanizm ratunkowy na wypadek, gdyby sytuacja nagle wymknęła się spod kontroli i doszło do destabilizacji rynku żywności w którymś z państw członkowskich. – Mechanizm polega na tym, że państwo członkowskie może zgłosić zagrożenie na swoim rynku z powodu tylko jednego produktu importowanego z Ukrainy i tylko na podstawie zastrzeżeń tego jednego państwa Unia wprowadza zakaz importu danego produktu – wyjaśnia polityk obozu władzy dobrze znający zapisy nowej umowy UE z Ukrainą. – Taki mechanizm bezpieczeństwa od momentu zgłoszenia zostaje wprowadzony w ciągu miesiąca – zaznacza.
Nie ma deadline’u do rozstrzygnięcia sporu z polskim rządem, do zamknięcia sprawy. Nie ma decyzji po naszej stronie
Z kolei jedno ze źródeł Interii w KE dodaje: – To powinno uspokoić wątpliwości ze strony polskich rolników i doprowadzić do tego, że embarga nie są już potrzebne. Nowa umowa z Ukrainą zaczyna stabilny etap relacji handlowych UE-UKR.
Ministerstwo Rolnictwa na razie nie chce deklarować się co do przyszłości embarga, a jako absolutny priorytet wskazuje zabezpieczenie interesów polskich rolników. Rozmowy zarówno z KE, jak i z ukraińskim rządem jednak trwają.
– Na razie nie mam planów zmiany w tej sprawie, ale zobaczymy, jak będzie się to dalej kształtować. Być może w przyszłości trzeba będzie to embargo zdjąć, poobserwować rynek – stwierdził w połowie listopada Stefan Krajewski w wywiadzie dla „Business Insider Polska”.
„Przyszłość”, o której wspomniał minister rolnictwa, to perspektywa „na pewno nie dni, ale tygodni, miesięcy”. – Wiemy, że nie ma aż takiej presji na granicę, gdy odblokowane są porty czarnomorskie, ale jeżeli znów wystąpi negatywny wpływ na nasz rynek, to nie będę miał oporów do przywrócenia tego embarga – podkreślił.


