Człowiek ma mieć wrażenie, że Matka Boża go widzi, a z jej rąk spływają na niego łaski. W bardzo małej wsi Konotopie stanie bardzo duża figura, wyższa od Jezusa ze Świebodzina. We wsi nikt, z kim rozmawiam, nawet nie próbuje sobie wyobrazić, ile milionów na to pójdzie. Wiadomo za to, że zapłacą Grażyna i Roman Karkosikowie. Przed laty okupowali szczyty list najbogatszych Polaków.
Ma być rekordowo wysoka – cieszy się Anna Młotkowska.
– Z pewnością najwyższa w Europie – mówi z entuzjazmem jej mąż Krzysztof.
Nikt nie będzie tak blisko potężnej Matki Bożej jak oni. Mają dom tuż przy działce, na której już zaczęły się prace budowlane.
Jak się skończą, państwo Młotkowscy znajdą się w boskim trójkącie. Teraz z jednej strony wsi jest kapliczka z Matką Boską Różańcową. Z drugiej strony sanktuarium z Matką Boską Bolesną. A na wprost okien Młotkowskich będzie Matka Boża Miłosierna – pomnik wysoki na 55 m.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
To tak, jakby im tu ktoś postawił 18-piętrowy wieżowiec.
Cieszą się bardzo.
Kosmiczny pomysł!
Wieś Konotopie w gminie Kikół jest rozciągnięta, niezagęszczona. Głównie pola, domów niewiele.
– W sumie 30 numerów – mówi sołtys Mieczysław Grębicki. W całej wsi 136 osób.
Gospodarstwo sołtysa jest bardzo daleko od miejsca, w którym stanie Matka Boża, ale i tak ją będzie widział, bo już – jak wychodzi przed dom – widzi ramię dźwigu, który ściągnięto na plac budowy. Cieszy się, że Matka Boża pojawi się właśnie u nich. Bo na razie to wieś jak wieś – młodzi uciekają, uprawy się nie opłacają. Aby dostać się do sklepu lub przychodni, trzeba jechać do Kikoła – pobliskiego miasteczka, które liczy niewiele ponad 2 tys. mieszkańców.
W Kikole, w pałacu z szerokim portykiem, mieszkają Grażyna i Roman Karkosikowie, zwani w okolicy fundatorami. W 2011 r. ich nakładem stanął w tej wsi mały kościół – dar wdzięczności za beatyfikację Jana Pawła II. Otwierany jest tylko od maja do października, ale stoi w nim słynąca łaskami figura Matki Boskiej Bolesnej.
– Ma silną moc uzdrawiania! – zapewnia sołtys. – Nie każdy uzdrowiony się tym chwali, ale mam kolegę, który upadł i przestał chodzić. Lekarze rozkładali ręce, a Matka Bolesna pomogła. I nas ochrania. Ile to razy gdzieś wichury dachy pozrywały, a u nas nie – opowiada sołtys Grębicki.
Figura Matki Bożej Bolesnej stała się słynna na całą okolicę, choć ma tylko 55 cm. Teraz jeszcze będą mieć Matkę Miłosierną, 100 razy większą.
Początkowo miała stanąć na jeziorze w Kikole.
– Kosmiczny pomysł, świetny! Bardzo mi się podobał. Figura na wodzie robiłaby nieziemskie wrażenie, jednak nie mogłaby być obiektem użytkowym – mówi artysta rzeźbiarz Adam Jakub Matejkowski, któremu Karkosikowie powierzyli projekt. – Postawili sprawę jasno: to ma być wotum, dar, figura nie dla samej figury, ale dla ludzi – tłumaczy artysta. A skoro ma służyć ludziom, muszą zbliżyć się do niej.
Matejkowski rzeźbi w drewnie, ceramice i brązie, mieszka we wsi Płowęż w powiecie brodnickim, tu prowadzi pracownię, w której powstają m.in. statuetki Telekamer.
Gdy pytam go, dlaczego Matka Boża ma stanąć akurat w Konotopiu, mówi: – Mam wrażenie, że to miejsce specjalnie na nią czekało.
Adam Jakub Matejkowski
Foto: Piotr Litwic / Newsweek
Oderwać się od ziemi
Wcześniej było tu gospodarstwo. Gdy Karkosikowie zdecydowali, że właśnie w tym miejscu ufundują figurę, trzeba było dom zburzyć i wyrównać teren pod platformę, na której stanie pomnik.
– Tego gospodarstwa, ładnego, w dobrym stanie, właściciel długo nie mógł sprzedać. 4,5 ha, na które nie było chętnych – mówi Matejkowski. – Gdy zobaczyłem to miejsce, pomyślałem: idealne. Z daleka Matka Boska będzie wyglądać, jakby schodziła z góry, a wokół niej nie będzie nic, tylko niebo. To piękne, że tam nic tego nieba nie będzie zabierać – tłumaczy artysta. Pojechał na wmurowanie aktu erekcyjnego, stanął na środku i ogarnęła go cisza. Wtedy poczuł, że żadne inne miejsce nie byłoby lepsze.
Matka Boża Miłosierna będzie najwyższym pomnikiem w Polsce. Jezus Chrystus Król Wszechświata ze Świebodzina ma 33 m i jeszcze dwumetrową pozłacaną koronę. Całość, licząc z kopcem z ziemi, gruzu i kamieni liczy 48 m.
We wsi Konotopie wszystko będzie większe, ale – jak zapewnia Matejkowski – potęga obiektu ma nie budzić grozy.
– Ręce będą zwrócone do widza, twarz nachylona, oczy będą łapać kontakt. Ten, kto zbliży się do rzeźby, będzie mieć wrażenie, że Matka Boska na niego patrzy, a z jej rąk spływają na niego łaski. Ale już z daleka będzie można z figurą nawiązać kontakt i pozostać z tym wrażeniem – tłumaczy artysta.
Żeby zwiedzający mogli bardziej „skomunikować” się z figurą, oderwać się od ziemi, będą mieć specjalnie zaprojektowaną platformę ze schodami i z windą. Uniosą się wtedy na 15 m, wysokość czterech pięter.
– Wokół będą 6-metrowe wnęki, w których można się schronić przed wiatrem i przed tą ogromną przestrzenią, bo przestrzeń tam jest ogromna. Wokół nie ma nic, ale ta przestrzeń jest absolutnie atutem. Da możliwość zobaczenia w pełni całej potęgi Matki Boskiej – przekonuje artysta.
Nie nasze miliony
– Budowa ma się zakończyć w maju przyszłego roku, ale znając możliwości fundatorów, Matka Boska może stanąć nawet szybciej – mówi Sławomir Jaworski, który często przejeżdża koło działki, gdzie już zaczęły się prace.
– Dobrze znam to miejsce. Tu stał dom rodziców mojego kolegi. W ciągu tygodnia już domu nie było, naprawdę wszystko idzie bardzo szybko – zachwala.
Jezus w Świebodzinie budowany był pięć lat. Samo nałożenie głowy i ramion na tułów zajęło dwa tygodnie. Ściągnięto żuraw z Bełchatowa, jeden z najbardziej wytrzymałych w Polsce, a nie dał rady – przy pierwszej próbie część żurawia spadła, jeden z elementów zmiażdżył stopę robotnikowi. Trzeba było ściągnąć potężniejszy dźwig z Gdańska.
Matka Boża
Foto: Piotr Litwic / Newsweek
Jezus Chrystus z siatkobetonu waży 440 ton. Budował go proboszcz systemem gospodarczym, a i tak szacuje się, że inwestycja pochłonęła 6 mln zł. – W Świebodzinie musieli liczyć na datki ludzi, nie wiedzieli, ile uda się zebrać. Ja, projektując rzeźbę i jej podstawę, nie miałem żadnych ograniczeń, nie byłem niczym skrępowany – mówi rzeźbiarz.
Kosztów Matki Bożej Miłosiernej w Konotopiu nikt nie podaje. We wsi nikt, z kim rozmawiam, nawet nie próbuje sobie wyobrazić, ile milionów na to pójdzie. – Nie nasze miliony, więc nie nasza sprawa – słyszę.
Ale w sieci już są starcia. Zwolennik pomnika: „To przecież nie będzie z pieniędzy podatników”. Przeciwnik: „Nie będą musieli się składać, ale będą musieli to oglądać”. „Lepiej i uczciwiej byłoby przekazać na chorujące dzieci czy dofinansować szpitale”. „Jakieś hospicjum, stypendia, DPS”. „Anglosascy miliarderzy fundowali uniwersytety”. Jedni się naśmiewają: „Jeszcze nie ma pomnika, a już ktoś z niego upadł na głowę”. Inni podejrzewają, że to nie koniec bicia rekordów: „Teraz Świebodzin musi dobudować rękę z krzyżem – do góry!”.
– Czytam te posty – wzdycha Sławomir Jaworski, który regularnie zatrzymuje się przy budowie. Nie rozumie ludzi, którzy chcieliby narzucać Karkosikom, na co powinni wydawać pieniądze. Że szkołę mogliby postawić? Że dofinansować uniwersytet? – A od czego jest państwo – mówi Jaworski. Cieszy się, że tu, w małej wsi, stanie tak wielka figura. Ma nadzieję, że przy dobrej widoczności będzie ją widać aż z Torunia.
– Dla mnie to nie jest zwykły pomnik – mówi Matejkowski. – To statua. Coś, co jest ponad wszystko.
Natchnienie Boże
– Ta figura powstaje z natchnienia Bożego. Będzie mieć swoje miejsce w historii naszego narodu – twierdzi ks. proboszcz Marek Mrówczyński z parafii w pobliskim Kikole. 12 marca poświęcił akt erekcyjny i plac budowy figury Matki Bożej Miłosiernej. Przybyli fundatorzy, projektanci, pani burmistrz, pan starosta, marszałek województwa.
Ludzie we wsi mówią, że słyszeli o tej uroczystości, ale nie byli, fundatorzy ich nie zaprosili.
– Nawet pana? – pytam sołtysa.
– Przykre, ale przecież są fundatorami. Mogą zapraszać, kogo chcą – mówi.
Fundatorzy, choć mieszkają niedaleko, wydają się odlegli. Widywani są tylko na mszach.
Zaszywają się w swoim pałacu, starannie odrestaurowanym, klasycystycznym, z salą rycerską, w której koncertował Fryderyk Chopin. Przy pałacu jest 10-hektarowy ogród, nad którego pielęgnacją przez wiele lat czuwał – ściągany tu przez Karkosików – John Brookes, ogrodnik królowej Elżbiety II.
Podchodzę pod kutą bramę, za którą jest aleja wiodąca do pałacu i portiernia – mam nadzieję, że ktoś z obsługi wyjdzie, będę mogła zostawić wizytówkę, poprosić o przekazanie fundatorom pomnika Matki Bożej informacji, że chciałabym umówić się na rozmowę. Nikt nie wychodzi.
Roman Karkosik, rocznik 1951, przez lata był największym prywatnym inwestorem na warszawskiej giełdzie, miliarderem ze szczytu list najbogatszych Polaków. Nazywany „alchemikiem polskiej giełdy”, „rekinem”, „guru inwestorów”. Jeśli chodzi o majątek, to jeszcze dwie dekady temu miał niewiele mniejszy, a bywały lata, że większy niż Jan Kulczyk. W 2006 r. na liście najbogatszych „Wprost” Kulczyk był na pierwszym miejscu (wówczas jego majątek wyceniano na 4,1 mld zł), a Karkosik na drugim (miał 3,6 mld). Rok później Karkosik miał już 5,3 mld zł i był w rankingu wyżej od Kulczyka. Zdecydowanie jednak różnili się sposobem bycia – Karkosik milkliwy, unikał rautów, nie brylował na salonach, nigdy nie kupił sobie odrzutowca.
Jest mechanikiem po technikum cukrowniczym, jego pierwszy biznes to mały bar, który otworzył w rodzinnym Czernikowie pod Toruniem. Były lata 80., wszystkiego brakowało. Gdy nie mógł zdobyć oranżady do swojego baru, uruchomił wytwórnię napojów gazowanych. Gdy wszyscy wokół narzekali, że nie można kupić kabli, uruchomił produkcję przewodów elektrycznych. A żeby mieć surowiec do produkcji przewodów, założył sieć punktów skupu złomu. Później wszedł w sektor motoryzacyjny, surowcowy, ale najbardziej spektakularne sukcesy odnosił na giełdzie. I też z giełdą są związane jego największe kłopoty. Kilka lat temu i on, i żona mieli na głowie Komisję Nadzoru Finansowego oraz prokuraturę, musieli się bronić przed oskarżeniami o manipulowanie cenami akcji.
Karkosikom udało się wejść do ścisłej czołówki najbogatszych osób w tym kraju, ale nie udało się utrzymać na szczycie. „Forbes”, który dokładnie 20 lat temu opublikował pierwszy ranking najbogatszych Polaków, teraz napisał o tych, którzy wtedy byli w najwyższej lidze, ale z niej wypadli. O Romanie Karkosiku tak: „Zbudował swoją fortunę, doskonale wyczuwając duże biznesowe trendy i podłączając się do nich tanim kosztem jeszcze przed innymi. Tak było z biopaliwami (Skotan), produkcją polimerów (Elana), hutnictwem (Alchemia) czy częściami samochodowymi (Boryszew). Biznesmen miał jednak problem z dostrzeżeniem końca koniunktury i nie potrafił zawczasu sprzedawać swoich aktywów. Czekał, aż już nie było czego zbierać”.
Stopy i pół tułowia
– Kto wie, ile teraz mają? Nikt – słyszę o Karkosikach od ludzi w Kikole. Jedni mówią, że oboje są coraz starsi i może stawiają tę Matkę Bożą Miłosierną, bo chcą zostawić po sobie coś więcej niż pieniądze. A inni, że może właśnie dla pieniędzy?
Figura – choć stanie w małej wsi, to na działce przy ruchliwej krajowej dziesiątce, która biegnie przez pół Polski, łącząc Szczecin z Warszawą.
Świebodziński Jezus stoi przy S3, która ciągnie się od Świnoujścia do granicy z Czechami, i szybko stał się atrakcją turystyczną. Nawet gdy jeszcze nie miał głowy, a zaledwie tylko stopy i pół tułowia, już ciekawscy przyjeżdżali oglądać, pielgrzymki zmieniały dotychczasowe trasy. Po poświęceniu figury szybko pojawiły się puszki do składania ofiar, zaczął działać sklep, w którym można kupić magnesy z Jezusem oraz kartki, figurki, pamiątkowe monety, medaliki. Jest też oferta spożywcza: lody, gofry, kawa, zimne napoje. I noclegowa – w pobliżu figury uruchomiono Przystań Pielgrzyma, doba w jedynce kosztuje 120 zł, w dwójce 200.
– Nie, nie, tu, przy Matce Bożej nie planuje się noclegów, sklepu, restauracji. Tylko mały budynek dla obsługi, toalety, parking, zieleń. Przynajmniej na razie – twierdzi jeden z pracowników budowy.
– Pani Grażyna Karkosik jest osobą niezwykle wierzącą, jej mąż również. A miał poważną operację i po niej niezwykłą wdzięczność, że się udała. Chciał zrobić coś takiego dla Matki Boskiej, ale też dla ludzi, co byłoby wyrazem tej wdzięczności. To nie jest pomysł biznesowy – twierdzi Matejkowski.
Uważa, że powinno się docenić to, że ktoś chce w tak trudnych czasach ufundować coś tak niezwykłego: – To będzie piękny dowód naszej kultury chrześcijańskiej i polskiej tradycji.
