Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Z czym wróci na Ukrainę prezydent Zełenski z podróży na szczyt NATO do Waszyngtonu?
Gen. Roman Polko: Widać po sylwetce Wołodymyra Zełenskiego, że prawie 2,5 roku wojny odcisnęły na nim ogromne piętno. Chodzi i prosi o pomoc, a spotyka się z coraz ostrzejszymi komentarzami nawet polskich „ekspertów”, że Ukraina dostała kilkaset milionów dolarów pomocy na walkę, a na froncie panuje stagnacja. To pokazuje kompletny brak zrozumienia tematu. Trudno wytykać komuś brak działania, nie udzielając mu jednocześnie pomocy, jaka być powinna.
A konkretnie?
Europa ma ogromny potencjał, który powinna wykorzystać. Tymczasem Zachód dostarcza mniej pocisków artyleryjskich Ukrainie niż Korea Północna Rosji i ma problem z przestawieniem swojej produkcji nawet częściowo na zbrojeniową.
Prezydent Ukrainy jest zmęczony tym, że musi tłumaczyć sprawy oczywiste, że Ukraina nie jest agresorem, a atakując przekazaną przez sojuszników bronią cele w Rosji – chroni swoją ludność.
Jak miało to miejsce ostatnio, po ataku Rosjan na ukraiński szpital dziecięcy.
Jednocześnie, jak wynika z badań European Council on Foreign Relations, wcale nie Polska jest uważana przez Ukraińców za niezawodnych sojuszników. Bardziej cenieni są Brytyjczycy, Litwini, Niemcy czy Francuzi.