Ukraińska obrona przeciwlotnicza zaczęła łapać zadyszkę już na początku roku, kiedy zmniejszyły się, a potem całkiem zanikły dostawy uzbrojenia ze Stanów Zjednoczonych. Pomoc Unii Europejskiej jest jedynie kroplą w morzu potrzeb Ukraińców. Na szczęście Rosjanie również mają problemy z zapewnieniem dostaw pocisków.
Ukraińska obrona przeciwlotnicza jest obecnie w bardzo dużym stopniu uzależniona od dostaw sprzętu z Zachodu. Własna produkcja pocisków do samobieżnych systemów rakietowych 9К33 Osa i 2К12 Kub jest niewystarczająca. Nie uzupełniają jej także dostawy z państw byłego Układu Warszawskiego.
Z biegiem wojny większość sprzętu w pułkach przeciwlotniczych zaczęły stanowić systemy otrzymane od sojuszników. W 2022 r. były to systemy bardzo krótkiego zasięgu, jak Gromy czy Javeliny. Dopiero od lata tamtego roku zaczęły pojawiać się systemy średniego zasięgu, jak nieco zmodernizowane polskie Osy czy słowackie S-300PMU. Są to systemy wywodzące się z Rosji, z którymi ukraińscy przeciwlotnicy są dobrze zaznajomieni, więc posłużyły głównie jako uzupełnienie strat bojowych.
Rok później Niemcy dostarczyli cztery systemy przeciwlotnicze średniego zasięgu IRIS-T. Hiszpanie i Amerykanie przekazali z kolei cztery wyrzutnie amerykańskiego systemu MIM-23 Hawk Phase III. Są to zmodernizowane zestawy, które wywodzą się z lat 60. XX w. W amerykańskiej armii zostały zastąpione przez systemy Patriot, które też w końcu otrzymali Ukraińcy. Problem w tym, że pociski do tych systemów produkowane są jedynie na Zachodzie, a amerykańskie dostawy stanowiły 70 proc. wszystkich pocisków przekazywanych przez sojuszników. Kiedy dostawy zamarły w styczniu, Ukraińcy mieli problemy z ochroną własnych miast. Dostawy z UE były niewystarczające.
Mała skala ataków, duże straty
Na szczęście Rosja ma problemy z zapewnieniem dostaw pocisków manewrujących i balistycznych na odpowiednim poziomie. Dzięki temu nie udało się zmusić Ukraińców do uszczuplenia zapasów do cna, choć takie plany mieli Rosjanie. Wkrótce jednak okazało się, że mają jeszcze krótszą kołderkę i nie są w stanie atakować przez dwa-trzy dni z rzędu dziesiątkami pocisków. „W nocy z 19 na 20 kwietnia rosyjscy okupanci zaatakowali Ukrainę trzema rakietami balistycznymi Iskander-M, dwoma pociskami przeciwlotniczymi S-300/S-400 z obwodu biełgorodzkiego, a także dwoma rakietami manewrującymi Ch-59/Ch-69 z akwenu Morza Czarnego” – podano w komunikacie Sił Powietrznych Ukrainy.
Ukraińcy zestrzelili jedynie oba Ch-59M Raduga. Wszystkie Iskandery i S-300 trafiły w cele. W Zaporożu uszkodzony został obiekt przemysłowy. W Dniepropietrowsku pociski trafiły w budynek mieszkalny — zginęło osiem osób, w tym cała czteroosobowa rodzina.
Skala ataków jest niewielka, jednak przez braki w obronie przeciwlotniczej straty zadawane przez Rosjan są dotkliwsze niż w przypadku dotychczasowych ataków wielkoskalowych. Właśnie z tego powodu Kijów tak bardzo naciska na zwiększenie dostaw pocisków przeciwlotniczych.
Z drugiej strony do niszczenia Shahedów wystarczające są lufowe systemy jak Gepard, czy ZU-23-2, a nawet mobilne zespoły przeciwlotnicze, których trzon stanowią terenowe półciężarówki z zamontowanymi wielkokalibrowymi karabinami maszynowymi, które są niezwykle skuteczne. W nocy z 22 na 23 kwietnia obrona przeciwlotnicza zestrzeliła 15 z 16 Shahedów 131 i 136 wystrzelonych z Krymu i obwodu kurskiego i jednego rozpoznawczo-uderzeniowego Orłana 10.
Problemy nad frontem
Ukraińcom brakuje nie tylko pocisków dla systemów krótkiego i średniego zasięgu, które bronią miast, ale przede wszystkim pocisków do ręcznych przenośnych wyrzutni przeciwlotniczych najkrótszego zasięgu, jak polskie Pioruny i Gromy, brytyjskie Starstreak czy amerykańskie FIM-92 Stinger.
Analitycy z amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną zauważyli, że Rosjanie znów coraz częściej pojawiają się nad frontem i jego bezpośrednim zapleczu. Wedle ukraińskich żołnierzy na niebie pojawiają się już nie tylko szturmowe Su-25, ale można także było ponownie zauważyć bombowce frontowe Su-24. Te ze względu na bardzo silną ukraińską obronę przeciwlotniczą bardzo krótkiego zasięgu nie pojawiały się w pobliżu frontu od niemal roku.
Rosjanie zauważyli, że Ukraińcy ograniczyli działania przeciwlotnicze i odważniej zaczęli poczynać sobie w powietrzu. Samoloty zapuszczają się nawet 100 km w głąb terytorium Ukrainy, atakując punkty etapowe i zaplecze logistyczne. Nad samym frontem Rosjanie zintensyfikowali operacje śmigłowców uderzeniowych i lotnictwa szturmowego, chcąc wykorzystać chwilową niemoc Ukraińców czekających na dostawy z Zachodu.
Uziemić Rosjan
Ukraińcy musieli znaleźć sposób na ograniczenie działań rosyjskiego lotnictwa nad frontem i bezpośrednim jego zapleczu. W nocy z 16 na 17 kwietnia 2024 r. zaatakowali lotnisko Dżankoj na Krymie, gdzie stacjonują m.in. rosyjskie śmigłowce uderzeniowe.
Ukraińcy wykorzystali pociski MGM-140 ATACMS M39 z głowicą kasetową zawierającą 950 subpocisków M74 APAM. Każdy z nich ma średnicę ok. 6 cm, waży 590 gr, z czego 500 stanowią materiały wybuchowe. Pociski znakomicie nadają się do atakowania siły żywej i statków powietrznych na lotniskach i lądowiskach.
W Dżankoj Rosjanie stracili przynajmniej trzy śmigłowce bezpowrotnie, kilka zostało uszkodzonych. Zniszczono także cztery wyrzutnie systemu przeciwlotniczego S-400, trzy stacje radarowe oraz niezwykle rzadki i cenny system Fundament-M, który jest centrum kontroli obrony powietrznej oraz sprzęt nadzoru przestrzeni powietrznej, dzięki któremu Rosjanie mogą zarządzać operacjami lotniczymi i obroną przeciwlotniczą w czasie rzeczywistym.
Podobnych ataków w najbliższych dniach może być więcej. Ukraińcy muszą uziemić rosyjskie lotnictwo, zanim dotrze do frontu, na którym wspiera coraz silniejsze i bardziej desperackie ataki piechoty zmechanizowanej. Znów rozpoczął się wyścig z czasem. Rosjanie go potrzebują, aby wyprodukować pociski balistyczne i manewrujące, Ukraińcy mają go coraz mniej, aby dotarła pomoc z Zachodu.
Na łasce sojuszników
Obecna sytuacja w Ukrainie pokazuje także, że samo posiadanie silnej obrony przeciwlotniczej to nie wszystko. Kluczowa jest samowystarczalność w produkcji efektorów. Ukraińcy nie produkują zachodnich pocisków, a własne moce produkcyjne są niewystarczające.
Kijów jest całkowicie zależny od dobrej woli sojuszników. W przypadku zawirowań politycznych, jakie dzieją się w Stanach Zjednoczonych, nagle okazuje się, że Ukraińcy zostali na lodzie. Musieli ograniczyć użycie pocisków, oszczędzając je na te mogące stworzyć największe zagrożenie.
Nie są także w stanie odpowiednio często atakować lotnisk, na których stacjonują samoloty atakujące miasta i walczące nad linią frontu. Dlatego prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski musi wręcz żebrać o kolejne dostawy pocisków. Tak będzie się działo jeszcze bardzo długo. Ukrainy nie stać na rozbudowę własnych zdolności produkcyjnych do poradzieckich systemów przeciwlotniczych, a państwa zachodu nie mają zamiaru przekazywać zdolności do produkcji pocisków zachodniej konstrukcji.
Brytyjczycy podjęli pierwsze kroki
W piątek 19 kwietnia, podczas spotkania Rady NATO-Ukraina, Zełenski mówił, że do obrony kraju potrzebuje jeszcze siedmiu baterii systemu Patriot.
– To zależy tylko od waszego wyboru. Wyboru, czy życie ma wszędzie faktycznie taką samą wartość. Wyboru, czy rzeczywiście macie takie samo podejście do wszystkich partnerów. Wyboru, czy rzeczywiście jesteśmy sojusznikami. Mówimy to wprost: potrzebujemy siedmiu kolejnych systemów Patriot albo porównywalnych systemów obrony przeciwlotniczej. To minimalna liczba. One mogą uratować wiele istnień ludzkich i rzeczywiście zmienić sytuację. Macie takie systemy. Proszę – apelował Zełenski.
Ukraińscy wojskowi dodają, że potrzebują przede wszystkim pocisków przeciwlotniczych do posiadanych wyrzutni. Przedstawiciele Unii Europejskiej już wcześniej podkreślali konieczność szybkiego wyposażenia Ukrainy w obronę przeciwlotniczą.
„Rada Europejska podkreśla potrzebę pilnego zapewnienia Ukrainie obrony powietrznej oraz przyspieszenia i zintensyfikowania dostaw wszelkiej niezbędnej pomocy wojskowej, w tym amunicji artyleryjskiej i pocisków rakietowych” — napisano w konkluzji dokumentu przyjętego podczas posiedzenia na temat Ukrainy.
Pierwsze kroki podjęli Brytyjczycy. Podczas wizyty w Warszawie premier Wielkiej Brytanii, Rishi Sunak poinformował, że Zjednoczone Królestwo planuje przekazać Kijowowi pakiet o watrości 3 mld funtów, w którym znajdzie się ponad 1600 pocisków różnego typu: od manewrujących Storm Shadow, przez GMLRS do wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych M142 HIMARS i M270 MLRS, po przeciwlotnicze z rodziny CAMM do systemów Sky Sabre i pocisków do ręcznych przenośnych wyrzutni przeciwlotniczych Starstreak.
Dwa pierwsze typy umożliwią kontynuowanie ataków na rosyjskie bazy lotnicze, porty i zaplecze logistyczne, a ostatnie pozwolą ponownie przepędzić Rosjan znad frontu i zapewnić ochronę infrastrutury krytycznej. Im szybciej dotrą one do Ukraińców, tym Rosjanie będą mieli mniejsze pole do popisu.