To nie jest tylko wojna Putina. Za każdym zbrodniczym czynem w Ukrainie stoi konkretny człowiek – mówi ukraiński pisarz i żołnierz Ołeksandr Myched.
Newsweek: Timothy Snyder mówi, że lektura twojej książki pomogła mu zrozumieć wojnę. Pisanie „Kryptonimu dla Hioba” pomogło ci przetrwać?
Ołeksandr Myched: Na pewno tak, ponieważ inwazja całkowicie zmienia percepcję sztuki i tego, czym są podstawowe jej zasady, wartości. Zmieniło się więc także moje rozumienie istoty twórczości i jej celu. Podczas rosyjskiego ludobójstwa na naszej ziemi trudno dalej wierzyć w siłę sztuki. Trwająca 13 miesięcy praca nad kroniką inwazji była dla mnie sposobem poradzenia sobie z traumą. Próbowałem stworzyć coś w rodzaju „kapsuły czasu”, w której można by zamknąć to, co nam się przydarzyło. Zdałem sobie bowiem sprawę, że pamięć nas oszukuje, że robi wszystko, byśmy myśleli, że to, co przeżyliśmy, nie było aż tak straszne, jak było. „Kryptonim dla Hioba” powstał, żebym nigdy nie zapomniał tego, co nas spotkało.
Łącząc wspomnienia z esejami, kronikę z reportażem, udało ci się stworzyć poruszający obraz pierwszego roku inwazji.
– Duży wpływ miała na to tradycja polskiego reportażu literackiego, twórczość: Ryszarda Kapuścińskiego, Witolda Szabłowskiego, Wojciecha Tochmana, Katarzyny Kobylarczyk i innych.
Od inwazji minęły trzy lata. Czy Ukraińcy przyzwyczaili się do ponurej rzeczywistości wojny? Czy w ogóle można się do tego przyzwyczaić?
– Rosjanie chcieliby, aby świat przyzwyczaił się do tego, że ta wojna jest jak wiele innych. Chcą, żeby opinia publiczna przyzwyczaiła się do wiadomości o rakietach eksplodujących w Ukrainie, żeby ludzie myśleli, że to tylko kolejny straszny poranek we Lwowie, Charkowie, Kijowie czy Zaporożu. Aby światowe media postrzegały kolejny atak rakietowy jako coś normalnego. Przedstawianie wojny w ten sposób jest jednym z instrumentów rosyjskiej propagandy. Powiedziałbym nawet, że to sposób prowadzenia działań wojennych. Dla nas robienie z wojny normalnego stanu jest nie do pomyślenia. Wojna nie jest czymś normalnym, podobnie jak nie jest normalne ludobójstwo. Wytworzyły się pewne rytuały życia codziennego. Nauczyliśmy się reagować w różny sposób na alarmy przeciwlotnicze. Nasłuchujemy, czy lecą drony typu Szahed, rakiety balistyczne, czy może jeszcze coś innego, bo od tego zależy, czy powinniśmy zareagować natychmiast, czy mamy 15, a może 45 minut? Wojna całkowicie zmienia zachowanie, zwyczaje. Zmienił się też nasz sposób myślenia. W tym horrorze umysł próbuje sobie jakoś poradzić z okropieństwem, które nie jest czymś jednostkowym, ale dzieje się nieustannie. W pewnym momencie zaczyna ci już brakować miejsca na żałobę, bo choć powinieneś rozpaczać, nie jesteś w stanie. Wiesz, że za tydzień przejdziesz przez coś jeszcze straszniejszego. Jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że tak wygląda twoje życie i że prawdopodobnie nie będziesz miał innego, więc powinieneś żyć jak gdyby nigdy nic – borykać się z problemami rodzinnymi, nawiązywać nowe przyjaźnie, utrzymywać stare kontakty.
Piszesz, że w czasie wojny każdy ma kilka wcieleń. Czujesz się bardziej spełniony we wcieleniu żołnierza czy pisarza?
Mam nadzieję, że tożsamość żołnierza nie przylgnie do mnie na zawsze, czuję się przede wszystkim pisarzem. Tworzę narracje, zbieram historie ludzi i dzielę się nimi ze światem. To jest moja podstawowa tożsamość. Najciekawszy efekt można by osiągnąć, gdyby różne „ja” mogły się ze sobą łączyć. Mam poczucie, że czasem mi się to udaje i że te różne tożsamości mogą się uzupełniać.
Da się być zarazem pisarzem i żołnierzem?
Staram się rozdzielać te role. Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co mówię jako niezależny pisarz, ma dla zachodnich mediów dużo większą wartość niż oficjalny przekaz. Z drugiej strony trzyletnia służba w Siłach Zbrojnych Ukrainy dała mi zupełnie inne spojrzenie na wojenną rzeczywistość, na wszystkie te okrucieństwa, które mają miejsce wokół nas. Patrzę na to inaczej niż cywile. To, że jestem zarówno pisarzem, jak i żołnierzem, z pewnością poszerza moje pole widzenia.
Zgłosiłeś się na ochotnika do wojska zaraz po inwazji 2022 r.
Wstąpienie do armii było jedyną opcją…
Moralny obowiązek?
W 2021 r. pracowałem nad książką o dziesięciu wybitnych pisarzach ukraińskich XIX i XX w. Zbierając materiały, zauważyłem powtarzający się model ukraińskiego losu, podobieństwo między tymi postaciami – w większości przypadków mieli do czynienia z tym samym wrogiem i zostali w końcu straceni przez Rosjan. Kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, zdałem sobie sprawę, że jeśli Rosja wygra, ofiarami egzekucji będą kolejne pokolenia ukraińskich intelektualistów, pisarzy, artystów, dziennikarzy, ekonomistów. W trzy lata od inwazji straciliśmy zbyt wiele osobowości z różnych sfer życia. Zdałem sobie sprawę, że nie ma znaczenia twoje pochodzenie czy wykształcenie, bo w takich czasach powinieneś być w siłach zbrojnych.
Czego nauczyłeś się w wojsku?
Doceniania ludzi, których tam poznałem. W Siłach Zbrojnych Ukrainy służy prawie milion żołnierzy – kobiet i mężczyzn. Moi towarzysze broni z wczesnego okresu służby w Czerniowcach pochodzili z różnych środowisk, wcześniej wykonywali różne zawody. Nadal utrzymuję bliskie relacje z częścią tych osób. Jesteśmy kimś więcej niż przyjaciółmi. W wojsku spotkałem mnóstwo niesamowitych ludzi i to jest być może najważniejsza lekcja, jaką wyniosłem z armii.
Piszesz: „Żyję z poczuciem, jakbym nie miał przeszłości. Żyję z poczuciem, jakbym nie miał przyszłości. Czuję się tak, jakby moje wspomnienia nie należały do mnie”. Czy na wojnie traci się przeszłość i przyszłość?
Tak jest na pewno w moim przypadku. Gdybyś zapytał innych o to, czy czują się oderwani od swoich doświadczeń i życia sprzed wojny, usłyszałbyś pewnie od każdego inną odpowiedź. Cała moja rzeczywistość sprzed inwazji została wymazana. Z postrzeganiem przyszłości nie jest lepiej. Nie wiem, co wydarzy się w ciągu najbliższych 15 minut, nie mam pojęcia, kiedy nastąpi kolejny atak rakietowy. Na wojnie trwasz w zawieszeniu, musisz pogodzić się z myślą, że za kilka miesięcy będziesz prawdopodobnie w tym samym momencie życia. Co więcej, w ciągu ostatnich trzech lat z moją pamięcią stało się coś dziwnego. Po roku czy półtora wszystkie wspomnienia zlały się w czarną magmę. Przypominam sobie czasem pewne zdarzenia, ale nie pamiętam, gdzie wtedy dokładnie byłem, ani okoliczności, w których miały miejsce. Pojawiają się tylko przebłyski wspomnień, większość dotyczy zresztą tragicznych wydarzeń. Czasami niczym iskry rozbłyskają na moment wspomnienia szczęśliwych chwil.
Jeden fragment „Kryptonimu dla Hioba” szczególnie utkwił mi w pamięci: „Jeśli już czegoś uczy ta inwazja, to jednego: jakkolwiek pesymistyczne byłyby prognozy, Rosja zawsze zrobi coś gorszego”. Rzeczywiście?
Tak, zdecydowanie. Nawet jeśli próbujesz wyciągnąć wnioski z poprzednich wojen prowadzonych przez Rosję w Czeczenii, Gruzji czy Syrii, okaże się, że w przypadku kolejnej wojny wymyślają coś jeszcze gorszego. Czy mógłbyś sobie wyobrazić wcześniej oblężenie Mariupola? Masakrę w Buczy? Bombardowanie Borodzianki? Czy byłbyś w stanie wyobrazić sobie odkrycie 450 grobów ofiar cywilnych w Iziumie? Albo wysadzenie tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce? Mam własną definicję „ludobójstwa” – to zbrodnia tak straszna, że nie jesteś w stanie sobie jej wyobrazić. Tak jak właśnie było w przypadku Mariupola, Buczy czy Nowej Kachowki. Kiedy dowiadywałem się o tych zbrodniach, za każdym razem ziemia osuwała mi się spod stóp. Czułem się przytłoczony ogromem zła. Rosyjska strategia polega właśnie na czynieniu rzeczy tak potwornych, żeby świat nie był w stanie uwierzyć w prawdziwość dokumentujących je fotografii czy nagrań. Żeby ludzie nie dowierzali własnym oczom, żeby nie wiedzieli, co jest prawdą, a co nie, bo przecież coś tak strasznego nie mogło się wydarzyć. Możemy z tego wyciągnąć kolejną lekcję – otóż prawda istnieje i ma znaczenie, a rzeczywistość jest w tym przypadku czarno-biała, bo wiesz, kto popełnił zbrodnie, gdzie i jakie. Winni to tysiące Rosjan, którzy powinni być wymienieni z imienia i nazwiska, należałoby każdego z nich ścigać za te barbarzyńskie zbrodnie wojenne. Za każdym zbrodniczym czynem w Ukrainie stoi bowiem konkretny człowiek.
Nienawidzisz Rosjan?
Nienawiść to niestosowne określenie. Wolałbym raczej użyć słowa wściekłość albo furia. Wściekłość daje ci moc, nienawiść jest destrukcyjna, ślepa, kiedy się nią kierujesz, nie zachowujesz trzeźwego umysłu. Wściekłość cię napędza, staje się paliwem do działania. Jest bardzo ważna w sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Żałujesz, że literatura nie zabija? Nawiązuję do słów ukraińskiej poetki Hałyny Kruk, które zresztą cytujesz: „Chciałabym, żeby poezja nie zabijała…”.
Myślę, że literatura, kino czy poezja to instrumenty zachowania pamięci. Dzięki różnym formom sztuki możemy zapisać w zbiorowej pamięci dzieje zarówno tych, którzy zostali zabici, jak i ich zabójców. Po inwazji pisarze, reżyserzy czy poeci stali się kronikarzami tego, co spotyka nas każdego dnia. Musimy dawać świadectwo prawdzie, sprawić, aby przez dziesięciolecia nikt nie wybaczył tego, co zrobili Rosjanie, ani o tym nie zapomniał. Ta rola sztuki wydaje mi się bardzo istotna teraz, kiedy niektórzy ze światowych polityków próbują zakłamywać istotę tego, co się stało – mówią, że Rosja i Ukraina są w stanie wojny, która ot, tak sobie wybuchła. To fałszywa narracja, nie możemy zapominać, że wojna rozpoczęła się w 2014 r. od aneksji przez Rosję części ukraińskiego terytorium, w 2022 r. zaś Rosjanie dokonali największej od czasów II wojny światowej inwazji na niepodległy kraj. Wojna nie wybuchła ot, tak sobie, padliśmy ofiarą agresji.
W książce argumentujesz, że to nie jest „wojna Putina”, bo najechali was Rosjanie, konkretni ludzie. Każdy z najeźdźców ma rodzinę, mieszkanie, o czymś marzy, czegoś się boi. Dlaczego ci zwyczajni Rosjanie zabijają z zimną krwią?
– Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Szalenie ważne jest, by świat zrozumiał, iż napaść na Ukrainę to pierwszy krok w tej globalnej rosyjskiej wojnie i że nie jest to jedynie wojna Putina. Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się w czasie. Przez dziesięciolecia Rosjanie byli pod presją kremlowskiej propagandy. Utwierdzała ich w przekonaniu, że sposób życia Ukraińców jest do cna zły i fałszywy, podobnie jak Polaków, Litwinów, Finów, czy Gruzinów. Kiedy więc przekroczą granicę któregoś z tych państw, będą zachowywali się tak jak w Ukrainie, mając niezachwiane poczucie, że robią właściwe rzeczy, bo występują przeciw złym krajom, kulturom, fałszywym systemom politycznym. Zaczęli od nas, ale jeśli nie zostaną powstrzymani, przyjdzie kolej na was.
Ale tego, co zrobili Rosjanie w Buczy czy Iziumie, nie da się wytłumaczyć samym tylko wpływem propagandy.
Na pewno nie, ale nie lubię generalizowania czy wygłaszania akademickich opinii o narodzie rosyjskim. Zamiast o Rosjanach, wolałbym powiedzieć coś o zachodnich intelektualistach. Otóż dziwi mnie, że wielu z nich zachowuje wciąż ciepłe uczucia do Rosji. Mam wrażenie, że niektórzy nie mogą się wręcz doczekać chwili, kiedy znów będą mogli otwarcie przyjaźnić się z Rosjanami, ba, kochać Rosjan! Wciąż wierzą, że jest szansa na demokratyzację Rosji, wierzą w rosyjskich liberałów, w rosyjską opozycję, w „dobrych Rosjan”.
Albo w „rosyjską duszę”.
Na wystawie w londyńskiej galerii Tate Modern widziałem dzieło Wiktora Piwowarowa zatytułowane „Uderzył mnie młotkiem, a potem wybuchnął płaczem”. Obraz przedstawia scenę z życia sowieckich blokowisk. To jest świetna metafora rosyjskiego sposobu myślenia. Rosjanie dopuszczają się barbarzyństwa, płaczą, prowokując współczucie, a potem robią znów to samo. Tak to u nich działa.
Widziałeś w internecie zdjęcia młodej rosyjskiej influencerki w koszulce z napisem: „Masakra w Buczy. Możemy powtórzyć”.
Skoro o to pytasz, wspomniałbym o innej koszulce, tej ze swastyką, którą reklamował amerykański raper Kanye West. Skoro niemal wszyscy akceptują fakt, że najbogatszy człowiek na Ziemi może pokazać nazistowski salut podczas inauguracji prezydenta USA, a następnie media udają, że to nie było „heilowanie”, tylko salut rzymski, to znaczy, że świat zmierza w złym kierunku. Koszulka rosyjskiej influencerki to tylko kolejny dowód, że tego procesu nikt nie powstrzyma, tak jak nikt nie powstrzymał Rosji. Świat podąża ku apokalipsie.
Ołeksandr Myched (ur. 1988) jest ukraińskim pisarzem, autorem dziesięciu książek, w tym głośnego eseju „Zmieszam z węglem twoją krew”, który znalazł się wśród najlepszych książek 2020 r. w rankingu BBC. Za książkę „Kryptonim dla Hioba” otrzymał Nagrodę im. Jurija Szewelowa