Konserwatywny tygodnik podkreślił, że powrót Donalda Tuska do władzy po jesiennych wyborach w Polsce był przez wielu interpretowany jako zwycięstwo centryzmu nad populizmem, a światowym mediom przedstawiono narrację, że „awanturnicza, prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość została odrzucona i ponownie zwyciężyła przyzwoitość”.

Brytyjscy publicyści przypomnieli, że „w Warszawie sprawy wyglądały zupełnie inaczej”.

„Podczas kampanii wyborczej Tusk wielokrotnie obiecywał 'odpolitycznienie’ państwowych mediów i przywrócenie rządów prawa. Po zaprzysiężeniu na premiera w zeszłym miesiącu nie zajęło mu dużo czasu, aby uciec się do autorytarnych metod, które doprowadziłyby do międzynarodowego oburzenia, gdyby nie stała za nimi rzekomo umiarkowana osoba” – pisze tygodnik.

W relacji czytamy, że nazajutrz po tym jak Sejm przyjął uchwałę, w której zwrócił się do rządu o oczyszczenie mediów publicznych i przywrócenie „porządku konstytucyjnego”, rankiem 20 grudnia policjanci uzbrojeni w pistolety i pałki otoczyli siedzibę TVP, wzniesiono metalowe barykady, przeszukano pojazdy pracowników i wyłączono wiele kanałów telewizyjnych. Dziennikarze zostali zamknięci w swoich biurach, podczas gdy prywatne firmy ochroniarskie próbowały zmusić menedżerów do podpisania listów rezygnacyjnych.

Autorzy wskazali, że minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz wysłał te siły, nie mając do tego wyraźnego upoważnienia prawnego. Zaznaczono też, że zgodnie z prawem redaktorzy naczelni i dyrektorzy mogą być zwalniani tylko przez Radę Mediów Narodowych. Kadencja organu powołanego przez PiS wygaśnie dopiero w 2028 roku. 

Poważne wątpliwości Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

„The Spectator” zaznacza, że „TVP nie jest pomnikiem obiektywnego dziennikarstwa”, bo jej stanowisko redakcyjne zawsze faworyzowało partię trzymającą władzę, ale po dojściu PiS do władzy w 2015 r. jej przekaz stał się prorządową propagandą, co zresztą mogło kosztować tę partię przegrane wybory.

W tekście czytamy, że Tusk zapowiadał likwidację Rady Mediów Narodowych w ciągu 100 dni od objęcia władzy. „Niewielki problem polega na tym, że nie ma do tego prawnych narzędzi. Twierdzi, że wywiązuje się ze swojej obietnicy 'przywrócenia porządku prawnego i zwykłej przyzwoitości w życiu publicznym’, ale trudno to pogodzić z widokiem policji otaczającej stację telewizyjną i aresztowaniem jego przeciwników” – pisze „The Spectator”.

Zauważa, że Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która wcześniej głośno krytykowała PiS, zaczyna się niepokoić działaniami Tuska i oświadczyła, że przejęcie mediów publicznych przez rząd „budzi poważne wątpliwości prawne”, a nawet może naruszać standardy Rady Europy.

Protestów ze strony Brukseli nie będzie?

„Czy powinniśmy spodziewać się protestów ze strony Brukseli? W końcu Polacy są przyzwyczajeni do tego, że Komisja Europejska przekazuje komentarze o pilnej potrzebie utrzymania praworządności w Warszawie. Bruksela często ostrzegała PiS, że Komisja 'nie zawaha się podjąć działań w przypadku nieprzestrzegania prawa UE’. Kiedy to Tusk nagina prawo, UE wydaje się mieć inne spojrzenie” – pisze „The Spectator”.

Tygodnik zaznaczył, że polski premier przez pięć lat był przewodniczącym Rady Europejskiej, i – jak ocenia – nie ma wątpliwości, że jego byli koledzy poparli jego kampanię na rzecz powrotu do władzy w Warszawie, czego dowodzi choćby to, że w ciągu kilku godzin od objęcia przez niego urzędu KE zapowiedziała uwolnienie ponad 100 mld euro funduszy, które wcześniej zostały zawieszone.

„The Spectator” wskazuje, że Bruksela może mieć problem z tym, by jednocześnie bronić praworządności i popierać Tuska. Przywołuje wypowiedź unijnego komisarza ds. budżetu Johannesa Hahna, że „z pewnością nie będziemy czekać półtora roku” (do końca kadencji Andrzeja Dudy – red.). Ocenia, że deklaracja UE, iż nie będzie czekać, aby obejść polski aparat demokratyczny, jest nie tylko niepomocna, ale przyczynia się do pogrążenia kraju w poważnej bitwie konstytucyjnej.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version