Prokuratura właśnie umorzyła sprawę dotyczącą oskarżenia o współpracę z rosyjskimi służbami byłych szefów kontrwywiadu wojskowego. Z uzasadnienia umorzenia śledztwa, z którym zapoznał się „Newsweek” wynika, że sprawa miała mieć ciąg dalszy o znacznie większym kalibrze.
Uzasadnienie umorzonego właśnie śledztwa jest krótkie: „brak znamion czynu zabronionego”. A to oznacza, że nie ma dowodów na to, by generałowie Janusz Nosek i Piotr Pytel oraz płk Krzysztof Dusza w jakikolwiek sposób naruszyli prawo, gdy w latach 2007-2015 pełnili funkcje kierownicze w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. W tym czasie wynegocjowali, a Janusz Nosek podpisał umowę między SKW, a rosyjską służbą kontrwywiadu FSB, która miała przede wszystkim zabezpieczyć przerzut naszych wojsk i ich sprzętu na potrzeby kontyngentu w Afganistanie.
Po dojściu PiS do władzy, podległa ówczesnemu ministrowi obrony Antoniemu Macierewiczowi wojskowa prokuratura oskarżyła Pytla i Duszę o nielegalną współpracę, a Noska nawet o szpiegostwo.
Od początku było wiadomo, że sprawa jest dęta i napędzana przez Macierewicza, a motywem była zemsta za to, że próbowali rozwikłać zagadkę rosyjskich śladów w jego działalności. Wszyscy oficerowie, mimo postawienia im pierwszych zarzutów w 2016 r. i rozszerzenia ich rok później, nie mieli nałożonych żadnych środków zabezpieczających, a gen. Pytel wygrał nawet odszkodowanie za bezzasadne zatrzymanie przez Żandarmerię Wojskową.
Ale sprawa była głośna nie tylko z tego powodu. Oskarżenia o nielegalną współpracę z rosyjskimi służbami i Kremlem były główną narracją, którą próbowali wtłoczyć do głów Polaków autorzy serialu „Reset”, które rok temu wyemitowała rządowa telewizja. Wątek ten chwyciła również tzw. komisja lex Tusk, której celem było niedopuszczenie do powołania na premiera lidera Koalicji Obywatelskiej. Kierował nią zresztą jeden z głównych twórców serialu, czyli zaufany człowiek Macierewicza Sławomir Cenckiewicz.
Z uzasadnienia umorzenia śledztwa, z którym zapoznał się „Newsweek” wynika, że sprawa miała mieć ciąg dalszy o znacznie większym kalibrze. Prokuratura badała również ewentualną odpowiedzialność m.in. Donalda Tuska — ówczesnego i obecnego premiera – oraz Tomasza Siemoniaka, wtedy ministra obrony. Wszystko wskazuje na to, że gdyby znaleziono jakiekolwiek dowody na winę byłych szefów SKW, kolejni w kolejce do postawienia zarzutów byliby obaj politycy.
Kto odpowie za to śledztwo?
Umorzenie sprawy rodzi pytania o odpowiedzialność tych, którzy ją wszczęli, a następnie prowadzili, choć dowodów brakowało od początku. Przede wszystkim Antoniego Macierewicza, który w swoich wypowiedziach właściwie przesądzał o winie oficerów. Ale także o odpowiedzialność prokuratorów, którzy przez niemal osiem lat tę sprawę prowadzili, a więc pułkowników Jana Zarosy i Janusza Ochockiego oraz tych, którzy ich nadzorowali.
Jeśli nowe władze nie dopilnują, by działania odpowiedzialnych za tę sprawę zostały skrupulatnie zbadane pod kątem łamania prawa, po raz kolejny będziemy mieli do czynienia z sytuacją, że nawet największa niegodziwość i nadużycie mogą ujść płazem, jeśli tylko popełnia się je pod mocnym parasolem politycznym. I jeszcze jedno — oskarżenie najważniejszych funkcjonariuszy wojskowego kontrwywiadu to kolejne z serii działań Macierewicza, które przynoszą straty Polsce, a korzyści naszym wrogom ze Wschodu. Tego też nie można ani zapomnieć, ani odpuścić.